1956: Poznański Czerwiec, zapowiedź Października

Powstanie, w jakie przerodził się 28 czerwca 1956 r. protest  poznańskich robotników, początkowo w pokojowej formią żądających “chleba” i “wolności” (dwa osobne transparenty takiej właśnie treści wywiesili na zajętym gmachu Komitetu Wojewódzkiego PZPR) – władza utopiła we krwi z użyciem czołgów i 10 tys wojska. Jednak już w październiku tego samego roku solidarne wystąpienia pracowników w całej Polsce przyniosły złagodzenie reżimu, zwiększenie zakresu suwerenności Polski oraz uwolnienie kardynała Stefana Wyszyńskiego i wielu innych więźniów.
  
Rozstrzelano moje serce w Poznaniu – pisała po krwawych czerwcowych wydarzeniach poetka Kazimiera Iłłakowiczówna, wiele dekad wcześniej sekretarka Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego.
 
Zapamiętanym powszechnie głosem rządzących stała się za to wypowiedź premiera Józefa Cyrankiewicza, przestrzegającego, że kto podniesie rękę na władzę ludową, musi wiedzieć, że mu tę rękę władza odrąbie.

 

Gdy autor “Dżumy” bronił polskich robotników

Te “słowa wywołały wzburzenie nie tylko w Polsce. Albert Camus na wiecu solidarnościowym w Paryżu 12 lipca 1956 roku powiedział: “Jeśli rzeczywiście będzie stosować się tę karę, jak zapewnia polski premier, wkrótce rządzić będą jedynie jednoręcy”” – opisuje biograf niefortunnego chociaż pełniącego funkcję aż przez szesnaście lat szefa rządu, Piotr Lipiński  [1].

Brutalnością wobec społeczeństwa władza wykazywała się już wcześniej, w okresie likwidacji “zbrojnego podziemia” i masowych represji stalinowskich. Strzały oddane do domagających się chleba i wolności poznańskich robotników przez polskie wojsko nie dały się już jednak wytłumaczyć w ramach dogmatyki marksistowsko-leninowskiej. Tym bardziej, że nawet wedle danych oficjalnych wśród 247 aresztowanych w Poznaniu w trakcie krwawych wypadków znalazło się dziesięciu 

Poznański Czerwiec 1956. Źródło: IPN.

członków Polskiej Zjednoczonej Partii – nomen omen – Robotniczej i aż 48 zrzeszonych w oficjalnym Związku Młodzieży Polskiej.

“Na ironię może zakrawać fakt, że w “Zispo” [Zakładach imienia Stalina w Poznaniu, jak brzmiała nazwa przemianowanego wtedy Cegielskiego – przyp. ŁP] syrenę wzywającą robotników do wyjścia na ulicę uruchomił Bogdan Marianowski – członek PZPR, aktywista związkowy, korespondent gazety “Na Stalinowskiej Warcie”” – zauważa monografista wydarzeń z 1956 roku Paweł Machcewicz [2].
  

 

Arogancja władzy sprowokowała protest

Nie był natomiast komunistą od dawna stawiający się władzy stolarz z Cegielskiego Stanisław Matyja, przez robotników uznany za przywódcę. Kiedyś musiał pracować nawet 64 godzin bez przerwy, żeby zakład wykonał plan sześcioletni (1950-55). Nie to sprowokowało jednak masowe wystąpienia, lecz narzucone przez władzę w kolejnym 1956 już roku niekorzystne zmiany naliczania płac i podatków.
 
Zakład się burzył. Delegacja robotników pojechała do Warszawy. Tam od ministra przemysłu maszynowego Romana Fidelskiego uzyskała obietnicę, że sprawy zostaną załatwione po jej myśli. Nie potwierdziło się to jednak 27 czerwca 1956, gdy Fidelski przyjechał do Poznania.
Mural poświęcony wydarzeniom czerwca 1956 roku w Poznaniu przy ulicy Górna Wilda

Jak opowiedział Stefanowi Bratkowskiemu Stanisław Matyja: “O godzinie 13,45 miały się odbyć masówki w poszczególnych fabrykach (..). Kiedy zabrał głos minister [Fidelski – przyp. ŁP], po prostu zabrakło mi tchu, gdyż okazało się, że mówi kompletnie coś innego, niż to, co uzgodniliśmy w Warszawie (..). Wyszedł z gromady stary robotnik, który powiedział, że za Wilusia skończył cztery klasy i liczyć umie tylko po niemiecku, bo tak się nauczył. Zwrócił się do ministra i powiedział: “Według pańskiego rachunku wychodzi tak, a według mojego (i tu chwilę liczył po niemiecku) wychodzi co innego”. Mnożył i dzielił poprawnie. Sam był zdumiony i przeliczył jeszcze raz. Wyszło mu to samo. Powiedział ministrowi: “Słuchajcie, wy najpierw ukończcie szkołę podstawową, a potem idźcie na stołek ministra (..). Minister wezwał ludzi na jutro do pracy. Sam odprowadziłem go do Rady Zakładowej, bo ludzie byli zdolni do wszystkiego i mogli go naprawdę powiesić” – relacjonował Matyja [3].

 

Zdjęli tablicę z nazwiskiem Stalina

Kolejny dzień 28 czerwca 1956 r, stał się już dniem “protestacji”, jak strajk określali wówczas robotnicy poznańscy.

Naiwni nie byli. Transparenty przygotowali zawczasu. Cegielszczacy wcześnie nawiązali kontakt z innymi zakładami. Dźwięk ich syreny fabrycznej stał się o 6,30 sygnałem do protestu.

Wychodząc na ulicę robotnicy zdjęli tablicę z nazwą: “Zakłady im. J. Stalina”. Od początku nie szło im więc wyłącznie o zarobki, normy i podatki.

Tłum gęstniał. Do pochodu dołączali pracownicy innych zakładów.

Między godz. 9 a 10 demonstranci przejęli wóz transmisyjny Polskiego Radia, z którego nadawali żądania. Wśród wielu innych: “Mniej pałaców a więcej mieszkań”. W Warszawie powstał właśnie rok wcześniej Pałac Kultury, również podobnie jak w tamtych czasach Cegielski noszący imię Józefa Stalina. Tymczasem płace robotników poznańskich pozostawały o sto złotych niższe niż w innych miastach. Nie tylko o nie jednak chodziło.

Demonstranci śpiewali “Mazurka Dąbrowskiego” i “Rotę” ze słowami “nie będzie Rusek pluł nam w twarz” i “rosyjska zawierucha”. Skandowali hasła “My chcemy chleba” ale także “Żądamy wolnych wyborów pod kontrolą ONZ” a nawet “Niech żyje Mikołajczyk”, chociaż ten ostatni już od dziewięciu lat przebywał na emigracji.

Gdy milicjant w budce przy Moście Uniwersyteckim nie chciał się do nich przyłączyć, budkę przewrócono wraz z nim w środku. Owacyjnie witano za to pasażerów samochodów na rejestracjach zagranicznych. Na termin protestu robotnicy wybrali czas Międzynarodowych Targów Poznańskich. Liczyli, że świat dzięki temu dowie się o ich problemach.

Rolę przywódczą w delegacji pertraktującej w komitecie wojewódzkim PZPR i miejskiej radzie narodowej odgrywał koordynujący później demonstrację na ówczesnym placu Stalina student Politechniki Tadeusz Bieniek, zresztą członek PZPR. 

Delegacja domagała się obniżenia cen żywności o 50 proc. i poprawy warunków pracy ale również zaprzestania zagłuszania zagranicznych stacji radiowych.

Gdy po fiasku pertraktacji demonstranci zajmowali gmach komitetu wojewódzkiego PZPR mówili, że trzeba go przerobić na mieszkania. Oburzenie wzbudziło odkrycie w KW PZPR przygotowanych tam wędlin i alkoholi, którymi miano podejmować przybyłego z Warszawy ministra Fidelskiego. Na murze komitetu ktoś napisał dowcipnie: “mieszkania do wynajęcia”.

Demonstranci zdobyli budynek komendy wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej oraz więzienie na Młyńskiej. Poszli na gmach wojewódzkiego urzędu bezpieczeństwa 

Pomnik Poznańskiego Czerwca 1956
przy Kochanowskiego. Stamtąd padły strzały. Zaczęło się oblężenie. Gdzie indziej na ulicach skandowano jednak “wojsko z nami”. Demonstranci przejęli kilka czołgów przy biernej postawie ich załóg. Sytuacja zmieniła się po południu, gdy do miasta wkroczyły oddziały z żołnierzami pochodzącymi z ziem odzyskanych, którym powiedziano, że w mieście strzelają zachodnioniemieccy bojówkarze.
 
“W tłumieniu poznańskiej rewolty – jak wylicza Machcewicz – wzięły udział pododdziały 10. i 9. dywizji pancernej, 4. i 5. dywizji piechoty, ponad czterysta czołgów, wozów pancernych i transporterów opancerzonych, niemal dziewięćset samochodów, razem około 10 tys żołnierzy” [4].
 
Symbolem stała się na zawsze  postać trzynastoletniego Romka Strzałkowskiego, zastrzelonego przez UB w trakcie tłumienia rozruchów. 
 
Pojedynczy demonstranci bronili się z dachów Poznania jeszcze rano 30 czerwca 1956 r. 
 
[1] Piotr Lipiński. Cyrankiewicz. Wieczny premier. Wyd. Czarne, Wołowiec 2016, s. 147
[2] Paweł Machcewicz. Polski rok 1956. Oficyna Wydawnicza Mówią Wieki, Warszawa 1993, s. 103
[3] Stanisław Matyja. Działaliśmy jawnie i głośno [w książce zbiorowej:] Październik 1956. Pierwszy wyłom w systemie. Bunt, młodość i rozsądek. red. Stefan Bratkowski. Prószyński i S-ka, Warszawa 1996, s. 90-91
[4] Machcewicz, op. cit, s. 101   
Udostepnij na Facebook
Dodaj na Twitter
Nieludzka twarz demokracji walczącej

Barbara Skrzypek była przesłuchiwana w środę w prokuraturze przez cztery godziny, bez obecności pełnomocnika, którego do udziału nie dopuszczono. Zmarła w sobotę. Jednak ta sama prokurator Ewa Wrzosek, która przesłuchanie prowadziła, straszy odpowiedzialnością karną tych, co oba te fakty połączą. Mimo, że ich związek przyczynowo-skutkowy wydaje się oczywisty dla myślącego

Śmigłowce, papierowy tygrys i szczerzenie zębów

Władza, raczej bezradna wobec codziennych prostych spraw obywateli, zapewnia wobec narastającego zagrożenia, że jesteśmy silni, zwarci, gotowi. Co ciekawe, tromtadracja ta łączy zwalczających się nawzajem premiera Donalda Tuska i prezydenta Andrzeja Dudę. Wzbudza obawy, wynikające nie tylko ze smutnych analogii historycznych.Czytaj więcej ..

Panika aż Trzaska

Postrzeganie Trzaskowskiego przez resztę kraju przez pryzmat awarii Czajki czy potiomkinowskich inwestycji w Warszawie wydaje się czymś naturalnym, bo zabrakło przez siedem lat rządów tego prezydenta w stolicy projektów naprawdę wizjonerskich i potrzebnych mieszkańcom, a nie tylko atrakcyjnych jak kładka dla turystów wpadających do Warszawy na jeden weekend.Czytaj

Kruche sojusze i linia Wisły

Wstrzymanie przez Donalda Trumpa pomocy dla Ukrainy dało się przewidzieć. Polska płaci dziś krańcowym niepokojem za zaniechania kolejnych ekip nią rządzących. Zarówno naiwny proamerykanizm Prawa i Sprawiedliwości jak opcja niemiecka Koalicji Obywatelskiej nie okazują się przydatne do odnowienia systemu bezpieczeństwa.Czytaj więcej ..

Żegnamy Wojciecha Gawkowskiego (1966-2025)

Miał niepowtarzalny styl zarówno w sądowej sali, gdy występował w adwokackiej todze, reprezentując m.in. Tomasza Sakiewicza na długo przed obecną dekadą, ale też w polityce, w której kariery sam wprawdzie nie zrobił, ale jako szef młodzieży w KPN utorował drogę mnóstwu znakomitych inicjatyw. Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments