W sierpniu ’80 takich mieliśmy liderów

o tworzeniu Solidarności w Z.M "Mesko"

Krzysztof Głąb był jednym z tych, ktorzy pierwsi organizowali strajk a potem związek zawodowy Solidarność w Zakładach Metalowych “Mesko” w Skarżysku-Kamiennej. Pracował w biurze konstrukcyjnym, miał za sobą lata pracy w Zakładach i 11 patentów konstrukcyjnych gdy przyszedł Sierpień 80. Zakładał Solidarnośc i byl szefem zakładowej a potem miejskiej komisji Solidarności.

Był rodzajem lokalnego mędrca, takiego, którego ludzie szanują i do którego przychodzi się po poradę gdy wszystko inne zawodzi. Był solą solidarnościowego związku w okresie tego karnawału i mądrym i budzącym szacunek człowiekiem.

Kilka lat temu nagrałem z nim obszerną rozmowę. Mówił także o tym, jak 13 grudnia 1981 roku wyglądało jego aresztowanie.

Krzysztof Głąb zakładał Solidarność w jednym z największych zakładów regionu. Ceniony, rzeczowy i mądry człowiek. Mieliśmy takich ludzi. Mądrych ludzi. Był wtedy dla mnie nowoczesnym patriotą cokolwiek może to dziś oznaczać. Myślał o Polsce rzeczowo, był uwrażliwiony na sprawy ludzi, cieszył się szczególnym szacunkiem lokalnej społeczności.

O swoim udziale w tworzeniu Solidarności Zakładów Metalowych “Mesko” w Skarżysku mówi po latach z wyraźnym dystansem do swojej w tym roli. 

Przyjaźniliśmy się przez lata. Korzystałem z jego doświadczenia, gdy po 13 grudnia ’81 prowadziłem przez kilka lat podziemne wydawnictwo w regionieW sierpniu 1980 takich mieliśmy liderów.

J.MALIK: Jak wyglądały początki zakładania Solidarności w Zakładach Metalowych w Skarżysku?

Krzysztof Głąb: Początki Solidarności w zakładach sięgają jeszcze okresu trwania strajków na Wybrzeżu w sierpniu 1980. Gdy tam wszystko się gotowało, 25 sierpnia, a więc jeszcze w czasie strajków, na Wydziale Narzędziowni Zakladów, właśnie Gula i Woźniak wraz z grupą 4-5 osób doszli do wniosku, że trzeba coś robić. Ustalono że trzeba dać poparcie strajkującym na Wybrzeżu i że trzeba coś założyć, żeby i w Zakładach coś się ruszyło. 

Było to bardzo mądre posunięcie. I w tym wszystkim właśnie Gulę wybrali na takiego organizatora. Następnego dnia poszedłem zrobić wywiad, co się dzieje na Narzędziowni. Zawsze uważałem, że takiego właśnie ruchu wolnościowego nie mogą organizować intelektualiści. Że to muszą być robotnicy. Bo jeśli będą to intelektualiści to natychmiast zrobią z nich donosicieli, szpicli, oskarżą o kontakty z CIA i wszystko upadnie. 

Bardzo mi się to podobało, że Gula podjął się tego zadania. Ciekawostką jest fakt, że Gula chodził do tej samej szkoły w Olkuszu do której i ja uczęszczałem. Znalizmy się dobrze. Woźniaka też znałem. 

Powiedzcie mi co wy tutaj wyprawiacie? – zapytałem na Narzędziowni? Chciałbym wiedzieć. Gula mówi mi: a kurwa, Krzysiu, nie wiadomo co robić, bo tu wszyscy chcą należeć. Gula nie by jednak przygotowany na tak dużą ilość chętnych do zakładania Solidarności. Ludzie garnęli się coraz bardziej a Gula coraz bardziej zaczynał się łamać. Mówię: Nie gadaj że będziesz rezygnował bo i tak na Zakładach w ciągu paru godzin rozgłoszono, że to Gula organizuje niezależne związki w Zakładzie. Naprawdę w ciągu paru godzin, błyskawicznie, wszyscy byli zainteresowani, zaczynali węszyć gdzie by się tu zapisać.

J.Malik: Czyli była bardzo sprzyjająca atmosfera dla tej działalności.

Krzysztof Głąb: Tak, oczywiście. Ludzie interesowali się przede wszystkim tym co się dzieje w Gdańsku. Przyjeżdżali z urlopów, opowiadali o tym co się dzieje na Wybrzeżu. Ale nikt nie odważył się podjąć działalności. A tu w Zakładzie, Gula razem kolegami wezwali Radę Zakładową, przez swoich przedstawicieli wezwali przewodniczącego i członków Rady Zakładowej i nawtykali im że próżniaki, że nic nie robią, że robotników mają w nosie i w związku z tym oni rezygnują z tego i zakładają nowe związki. To było bardzo odważne. Był także Edmund Borowiec z Suchedniowa, też bardzo zainteresowany tworzeniem związku. Przyszedł do nas do biura projektowego TKM gdzie pracowałem i zrelacjonował co się dzieje. Oczywiście wiedziałem wszystko. W TKM był jeszcze Krzysztof Nurzynski, inżynierowie Kowalik, Tochman. Po wizycie w Narzędziowni przekazałem wszystkim informację o tym co tam się dzieje, ale sam jeszcze nie włączałem się. Dopiero Borowiec mówi: Co wy tu tak siedzicie, a co to tylko robotnicy będą to organizowali? No pomóżcie tutaj. 

Krzysztof Głąb, Poznań, 1985. Fot: J. Malik.

Słuchaliśmy tego i mówimy że możemy pomóc, ale to muszą zorganizować robotnicy bo będzie tragedia. Ludzie pójdą do więzienia żeby siedzieć za współpracę z CIA. A jak robotnik pójdzie to go nie będą oskarżali o współpracę. No tak, no tak – odpowiadał. No to zróbcie coś.

Poszedłem więc do Guli z Krzysztofem Nurzynskim z którym już wcześniej dyskutowaliśmy na te tematy i że trzeba coś zrobić. I właśnie tak jak mówiłem, żeby nie robić tego demonstracyjnie, że robią tego jacyś inżynierowie tylko cala załoga. Nurzynski zresztą zgadzał się z tym. 

I poszliśmy na Narzędziownię żeby porozmawiać w większej grupie osób. Pamiętam że był tam Borowiec, Gula, ja z Nurzynskim i inni. Sugerowaliśmy, że to trzeba jakoś organizacyjnie uchwycić. Gula jak zobaczył że się ludzie zaczynają przepychać mówi: rany boskie, Krzysiu ja rezygnuję. Ja rezygnuję bo ja mogę tam dla Narzędziowni ale tutaj, dla całego zakładu? To jest tysiące ludzi. 

Mówię do niego: siedź cicho bo całe miasto już wie, że Gula organizuje związek. I co będzie? Że Gula uciekł? My wszystko załatwimy, wszystko zrobimy, pomożemy w kontaktach z dyrekcją jako podwładni. Jako podwładni i jako członkowie komitetu, bo to się nazywał taki Komitet Założycielski czy grupa inicjatywna. Jak się ludzie dowiedzieli to przylecieli zaraz z innych zakładów, z zakładu pierwszego, ze zbrojeniówki, z zakładu trzeciego, że oni też chcą się włączyć. Mówię więc: słuchajcie, od razu trzeba założyć Komitet Założycielski dla całego zakładu. I wtedy jak ktoś będzie potrzebował informacji czy będzie chciał czegoś się dowiedzieć to się im wytłumaczy. A my tutaj już dopilnujemy jak to organizować.

Notatka operacyjna tajnego współpracownika SB nt. Krzysztofa Głąba, 1971

J.Malik: Wszystko to dzieje się w czasie dwóch tygodni.

Krzysztof Głąb: Widzimy że na Kielce nie ma co liczyć. A co jeszcze ważne, postanowiliśmy, żeby nie oglądać się na Kielce. Mieciu Woźniak z Narzędziowni, który wszędzie tam się wkręcał, i kontaktował się z Kuroniem, Romaszewskim, Korowcami, pomagał im zresztą w Radomiu, był bardzo aktywny. I tam w Warszawie skontaktował się z kimś, żeby nas przyjęli. 

A wtedy właśnie zorganizowano w Warszawie spotkanie komisji założycielskich. Bo wtedy w samej Warszawie było około 70 komisji założycielski Solidarności. Były to same początki. Z zakładu wyjechała więc do Warszawy grupa ludzi żeby zrobić rozpoznanie jak tam to wygląda. I oczywiscie żeby się zapisać czyli zarejestrować naszą komisję założycielską. Żeby to organizowanie związku na Zakładach gdzieś tam dotarło do Wałęsy, czy do kogoś do Warszawy, bo Bujak już był znany.

W Warszawie okazało się, że tam też są dopiero początki. Na tymże spotkaniu komisji założycielskich w rozmowie tłumaczyłem: Słuchajcie, to jest przedsiębiorstwo duże, bo ponad 10 tysięcy ludzi i że tam jest 10 zakładów. I że związki zaczynają się organizować w tych 10 zakładach. I że chcielibyśmy, żeby każdy mógł przekazać te listy z każdego zakładu. Niestety, powiedzieli nam że wszystkich nie wpuszczą na to zebranie. Że wpuszczą tylko Miecia Woźniaka z listami założycielskimi, jako dowód, że mamy członków itp. Ostatecznie jednak, w drodze wyjątku, wpuścili nas do środka. Ale już nie dziesięciu weszło każdy dla jednego zakładu tylko wszystkich 13 bo tylu nas pojechało tam na spotkanie.

Na zebraniu które odbyło się w budynku KiK w Warszawie była masa ludzi. Staliśmy na schodach prowadzących do głównej sali i w którymś momencie pomyślałem nawet, że te schody się zawalą pod tym tłumem. No ale wytrzymały jakoś. 

Nie ukrywam że trochę zgłupiałem. Cel wyjazdu był taki żeby zorientować się co się dzieje, czy to wszystko warto zaczynać. Bo diabli wiedzą, może wszystko to organizują jakieś rozrabiaki, jak zaczniemy to pójdziemy w dwadzieścia czy pięćdziesiąt ludzi z fabryki do więzienia. Bo nas po prostu zamkną. 

Wszedłem na salę, przyglądam się tak z boku, nikogo nie znałem, Bujaka oczywiście też nie. Ale w pewnej chwili zobaczyłem że pod ścianą stoi taki młody blondynek, chudziutkie to było. Podchodzę i mówię do niego: Ty powiedz no mi, ten Bujak to kto to jest? Mówię – słyszałem, że to jakiś elektryk jest, przecież to poważna sprawa jest. A on mówi, to jest taki elektryk, co domaga się wolności, demokracji, przecież to należy się każdemu. Tak prosto do mnie odpowiedział. 

Odszedłem gdzieś tam na chwilę na bok, za parę minut zaczyna się zebranie. Na sali mnóstwo dziennikarzy zagranicznych i kilka telewizji, chaos straszny, w rzeczywisotsci bałagan jak jasny pieron. Myślę sobie: gdzie ja tu przyszedłem? Do takiego bajzlu przyjechaliśmy? Ja sobie wyobrażałem, że będzie tu zebranie, ktoś wyjdzie na trybunę, będzie coś głosił. A tu jest cholera bałagan straszny. 

I tak przyglądam się i czekam, co to się będzie działo. Patrzę przez okno, a wokół budynku przejeżdżają suki milicyjne. Nie wiem, może przygotowywali się żeby zwinąć tych wszystkich uczestników? Trzeba chyba będzie nogi brać za pas i uciekać. 

Ale rozpoczyna się zebranie, jest takie sztuczne podwyższenie zrobione z jakichś tam stołów, a na to podwyższenie wskakuje ten młody blondynek z którym rozmawiałem. Okazuje się że to jest Bujak. Taki młody człowiek pomyślałem.. Na scenie dwóch młodych chłopaków. Zaczynają rozmawiać, młode chłopaki.

 Zaczynają zebranie, sprawozdanie bo byli w Gdańsku, tam coś ustalili i przekazują do wiadomości to wszystko. Ale zanim to się stało wyproszono z sali wszystkich dziennikarzy telewizji. Ja tak słucham, nie było żadnego referatu czy jakiejś prelekcji czy specjalnych wypowiedzi tylko po prostu chcieli poinformować o tych różnych wydarzeniach i sprawach które załatwiali w Gdańsku. 

Ale myślę sobie tu takie gówniarze, zakładają Solidarność. Wałęsy nie znałem chociaż wiedziałem, że ma w otoczniu starszych ludzi, Lisa, Gwiazdów którzy byli już całkiem dojrzali. Zaczynają się pytania, zachęcają ludzi do zadawania pytań. Było dużo pytań dotyczących spraw socjalnych, zapomogi rodzinne, opieka nad dziećmi, że to wszystko stracimy.

Patrzę a te gówniarze, oni mają tam pięciu innych koło siebie, historyków, ekonomistów, specjalistów siedzących za stołem, rzeczoznawcy z prawdziwego zdarzenia, dorośli, wykształceni ludzie, porządnie ubrani, którzy od razu odpowiadają na pytania, relacjonują, odpowiadają – Proszę się o to czy o tamto nie marwic, ustawy są takie i tym podobne. 

To myślę sobie – Fajnie, młode chłopaki ale mają tu za sobą całą armię innych. Na scenę poprosili przewodniczących największych komisji czyli MPK, Huta Warszawa, Róża Luksemburg, chyba ze sześć, osiem osób. Ludzi dorosłych, znów widzę, że zrównoważonych, spokojnych. Że oni również uczestniczą w tym ruchu, wcześniej przedstawieni, itd.

J.Malik: To dało wam dużo pewności siebie ..

Krzysztof Głąb: Tak, dokładnie tak, bo przecież trudno było sobie wyobrazić, że ten robotnik może być premierem i będzie nagle wiedział jak rządzić. Ja uważałem, że muszą to być ludzie którzy znają się na organizacji państwa. Byłem przekonany, że administracyjne służby zarządzania państwa na każdym poziomie wymagają wiedzy, że taką wiedzę trzeba mieć i umieć się nią posługiwać. A większość tych robotników kompletnie nie wiedziała jak poradzić sobie w tej sytuacji. Większość tylko wiedziała jedno: precz z komuną.

J.Malik: I zabraliście z Warszawy do Skarżyska swoje obserwacje i nowe doswiadczenie.

Krzysztof Głąb: Przywieźliśmy przede wszystkim nadzieję, że może coś z tego być.

Po przyjeździe to już twardo szło do przodu. Zaczęły się zgłaszać gwałtownie różne grupy ludzi. Także spoza Zakładów. Najpierw przyszły do zakładu bibliotekarki. I od razu zaczęły prosić żeby im wyrzucić dyrektorkę. I że one chcą się zapisać do związku na Zakładach Metalowych . I że ich jest 25. No cóż mieliśmy zrobić? Wyganiać ich? 

Fotografia gazety więziennej wydawanej przez internowanych działaczy Solidarności po 13 grudnia 1981r w kieleckim więzieniu na Piaskach. Współredagowana przez K. Głąba.

Następnego dnia przychodzi do zakładu grupa ludzi z oczyszczalni ścieków, dzień później przychodzi grupa z Fabryki Obuwia żeby nawiązać współpracę, żeby im pomoc, że my już tu mamy doświadczenie i żeby im pomóc coś wspólnie zrobić. Później przyszła Odlewnia i przedstawiciele innych lokalnych zakładów. W ciągu kilkunastu dni odwaliliśmy wielką robotę.

Jakiś czas później pojechałem do Warszawy, gdzie spotkałem prof. Tadeusza Kłopotowskiego który był znaną osobą. Był jednym z tych, którzy tłumaczyli różnym rozgłośniom zachodnim co to jest Solidarność. Na spotkaniu mówię, że zakład jest zbrojeniowy, że nie wiadomo czy w ogóle dopuszczą do zakładania jakichś związków zawodowych a nie ma co liczyć na Kielce. I dlatego musimy coś z tym zrobić. 

Tego samego dnia gdy byłem w Warszawie, zgłosiło się tam kilka osób z Jastrzębia gdzie miały miejsce strajki wspomagające Wybrzeże. Z Jastrzeba ludzie jeździli po polsce sugerując, żeby zapisywać się do związku w Jastrzębiu. Chcieli mieć tam jak największą organizację. Jako podstawę przyjmowali, że skarżyskie Mesko zapisało się do Mazowsza. 

Bujak nie bardzo wiedział co z tym zrobić. Namawiał nas – słuchajcie, nie ma sensu, żeby to było organizacja poza regionem. Musi to być organizacja regionalna. Bez wsparcia z Kielc którego nie było nawet nie chciałem o tym słyszeć. Na to oni mówią: To stwórzcie swój region, osadzony w Skarżysku, nie w Kielcach. Za żadne skarby nie chciałem nawet słyszeć o tym, żeby stworzyć Region Solidarności w Skarżysku a nie w Kielcach. 

W Skarżysku? To będzie 300 tysięcy ludzi. Ja sobie nie potrafię tego wyobrazić. Nie pierwszy raz widzę trochę ludzi, ale nie byłbym nawet w stanie rozmawiać z taką ilością ludzi chętnych do Zwiazku. Żeby im coś przedstawiać, proponować. Do tego trzeba mieć odpowiednie przygotowanie, program. Ja się tego nie podejmuję. Tam u nas w Skarżysku też nikt się tego nie podejmie. 

Tak wyglądała moja rozmowa z Bujakiem, który koniecznie chciał nas namówić, żebyśmy stworzyli region w Skarżysku. Tłumaczyłem mu, że jeżeli dojdzie do jakiejś prowokacji to my musimy mieć czyjeś poparcie. A jak będziemy należeli do Mazowsza to będą się z nami bardziej liczyli. 

Ostatecznie przekonałem go. Podkreślałem, że jest potrzeba, żeby przyszli do nas z pomocą ludzie wykształceni i uzgodniłem, że chcilelibysmy kogoś zaprosić kto mógłby do nas przyjechać, przedstawić co się dzieje, pokazać, że za Solidarnością kryją się poważni ludzie, z tytułami naukowymi, bo to oznaczają, że jest zaplecze i że to są ludzie odpowiedzialni i mądrzy. Ludzie mają zawsze większe przekonanie do osób wykształconych.

Gryps przemycony do więzienia na Piaskach, adresowany do Krzysztofa Głąba, marzec 1982.

Tworząc Solidarność w Skarżysku nie robiliśmy tego na zasadzie konkurencji z Kielcami. Robiliśmy po prostu to co uważaliśmy za najwłaściwsze. Ważne było, żeby powstała Solidarność w tym regionie i w tym mieście. I to było naszym celem.

W efekcie tych wszystkich działań, w którymś momencie powstał w Skarżysku ogólnomiejski komitet założycielski dla miasta. Spotkanie założycielskie zorganizowaliśmy w domu kultury gdzie zażądaliśmy pokoju na punkt informacyjny, specjalnie dla nas, by ludzie mogli przychodzić, 

porozumiewać się. Przychodzili ludzie z koleji, fabryki obuwia I wielu innych zakładów i tam stworzyliśmy taki zalążek regionalnej Solidarności. Ale był to punkt nieoficjalny. Przychodziły do nas komisje założycielskie ale też były zupełnie niezorientowane. Były komisje ze Spółdzielni Inwalidów, komisja nauczycieli, czy lekarzy. Znacznie mniej było zaangażowania robotników którzy jakoś w ogóle nie chcieli się ruszyć. Ale trochę to rozumiałem. Jak tu iść do biura projektowego i pouczać inżynierów co robić. Ludzie się krępowali i słusznie.

Jedną z osób zaangażowanych w tworzenie Solidarności był Krzysztof Nurzyński. Potrafił bardzo pięknie przemawiać, ładnie mówił, miał duży zasób słów, ładnie formułował zdania i to mu wychodziło bardzo dobrze. Mieliśmy propozycję by szefem tej komisji miejskiej został właśnie Krzysztof lub ja. Ja sam w tym czasie miałem skierowanie i miałem wyjechać do sanatorium. Nie mogłem wyjechać, ale też nie chciałem kandydować. Solidarność w Zakładach Metalowych w tym czasie nie była przecież jeszcze zagospodarowana czy zorganizowana. A regułą było, że to wszyscy byli robotnicy. W związku z tym Krzysztof Nurzyński zgodził się. Ja zresztą też sam proponowałem jego bo to była najlepsza kandydatura. 

I tak do połowy listopada 1980. był on takim ogólnomiejskim przewodniczącym Solidarności. To trwało do wyborów komisji zakładowych. I tu nie bardzo było kogo wybierać. Gula zapowiadał, żeby dać mu święty spokój. “Ja jestem zwykły robotnik, dajcie mi spokój. Ja się zwalniam i niech rządzi ktoś inny”. Ale uprosiliśmy go żeby siedział cicho a my będziemy tu wszyscy działać.

I tak pracowaliśmy wspólnie, najpierw z Nurzyńskim, który potem zajął się przedstawicielstwem miejskim Solidarności, ktore najpierw było zlokalizowane w Skarżyskiej Fabryce Domów. Ale wybory zaczynały się do komisji i znów powstała kwestia kto będzie przewodniczącym . Ja odmówiłem kandydowania na przewodniczącego proponując Nurzyńskiego. Na szczęście Krzysztof się zgodził. To była najlepsza kandydatura . Chodziło o to, żeby przewodniczącym był ktoś jak najmądrzejszy, żeby to się wszystko skleiło.

Ale Krzysztof po wyborze w Zakładach zadeklarował, że nie będzie pracował i włączał się w prace komisji miasta. W Zakładzie było wtedy ok 10 tys. ludzi, a w Skarżysku zarejestrowanych było już ok. 30 i pół tysiąca członkow Solidarności. Nie można było ich zostawić. 

Przewodniczący komisji zakładowych widząc, że nie ogarniamy dobrze tak dużej ilości ludzi zaczynali myśleć, że nam się ta Solidarność w mieście trochę rozlatuje. Potrzebowali pomocy, bo przyjeżdżali także ludzie z komisji z innych miast, np z Suchedniowa. Trzeba było to jakoś organizacyjnie zagospodarować.

I co tu robić? Pomóżcie nam bo my sami nie zrobimy nic w zakładach – przyjezdzali i mówili przedstawiciele zakładów. Upierano sie, że skoro Nurzyńskiego nie ma, bym ja zajął się pracami Komisji Miejskiej Solidarności aż do wyborów. 

Przewodniczyłem faktycznie pracom Komisji Miejskiej Solidarności nie tylko do wyborów, ale do wprowadzenia w Polsce stanu wojennego 13 grudnia 81. Jeszcze 5 grudnia postanowiliśmy wyrzucić z pracy w Zakładach Metalowych kilku partyjnych a w mieście paru szkodnikow, np naczelnika miasta Króla. Więc aż do końca byliśmy bardzo aktywni. Ale nadchodził nowy rozdział – zbliżał się moment aresztowania 13 grudnia 81. Za ten ‘karnawał’ trzeba było płacić więzieniem.

Udostepnij na Facebook
Dodaj na Twitter
Piramida demokracji

Jeden bunt przy urnach dopiero co nastąpił. Obywatele w ostatnim głosowaniu zawstydzili polityków, powtarzających przedtem, że życie publiczne przeciętnego Polaka nie pasjonuje. Zaprzeczyły temu długie wieczorne kolejki do urn wyborczych.Czytaj więcej ..

Jedziemy na Euro

Po wyeliminowaniu Walii rzutami karnymi w barażowym meczu na wyjeździe – polscy piłkarze pojadą na Mistrzostwa Europy. Nie ma sensu narzekanie, że awans zdobyli w ostatnim momencie albo nie w takim stylu jak trzeba. Kto nie umie cieszyć się z sukcesów, kolejnych już nie odniesie.Czytaj więcej ..

Między nami a Walijczykami

Ustrzegliśmy się podobnie niemiłej niespodzianki, jaką w grupie eliminacyjnej stała się porażka z Mołdawią. Piłkarze Michała Probierza zgodnie z planem i rankingami pokonali Estonię 5:1 i o awans do finałów Euro zagrają w Cardiff z Walią. To symboliczne dla nas miejsce i przeciwnik.Czytaj więcej ..

Jaka tragedia taka Balladyna

Minął czas, kiedy Nową Lewicę uosabiały miła buzia i posągowa sylwetka Magdaleny Ogórek. Z sejmowej trybuny gorszą twarz postkomunizmu zaprezentowała przewodnicząca klubu Anna Maria Żukowska, zapowiadająca, że znane ze “strajku kobiet” błyskawice powrócą i jedna z nich porazi Szymona Hołownię ..Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments