Barbarzyńcy i autorytety

W atakach na dobre imię Jana Pawła II zwraca uwagę przede wszystkim fałsz, potem dopiero brak przyzwoitości. Autorytety społeczne znalazły się na celowniku, tropi się żywych i martwych bohaterów, za to celebryci cieszą się nieformalnym immunitetem. To dwie strony tego samego medalu.
 
Dla Tomasza Lisa za molestowanie seksualne i mobbing ani Piotra Kraśki za to, że nie płacił podatków, czy Piotra Najsztuba za spowodowanie śmiertelnego wypadku po jeździe… bez prawa jazdy nie doczekaliśmy się takich kar, jakie poniósłby zwykły obywatel. Wywinie się zapewne także Antoni Królikowski, przyłapany za kierownicą “po dragach“. Wcześniej w “Bad Boyu” Patryka Vegi zagrał pozbawionego zahamowań lidera kiboli, po trupach zmierzającego do celu. Taką ścieżkę kariery wydają się lansować media głównego nurtu dla Polaka przyszłości.
 
Zarazem bez żadnych zahamowań oczernia się tych, co stwarzali lepsze wzorce. Drobiazgowość i przyczynkarstwo przybierają zwykle postać tego, co lud polski – niesprawiedliwie przez byłego prezesa TVP Jacka Kurskiego ciemnym nazywany – określa mianem szukania dziury w całym.
 
Paradoksalnie im mniej autorytetów ma Polska, tym bardziej ich nie szanuje.
 
Pozostawanie społecznym autorytetem ściąga napaści niczym piorunochron gromy. 
 
Przekonał się o tym nie tak dawno scenarzysta filmów Krzysztofa Kieślowskiego, doceniany – dziwaczny to paradoks – bardziej w Chinach niż w Polsce mecenas i obrońca w procesach politycznych z lat 80. Krzysztof Piesiewicz. Bulwarowy “Super Express” chociaż sytuujący się klasę wyżej od sprigerowskiego “Faktu” nie stanął po stronie autorytetu społecznego, lecz szantażystów, publikując pozyskane od nich zdjęcia. Z autora, którego “Bez końca” o stanie wojennym wyświetlane w jedynym warszawskim kinie “Wars” oklaskiwano w tamtych latach niczym sztukę w teatrze – co w sali projekcyjnej jednak pozostaje wyjątkiem a nie regułą – brukowce i zawodowi malkontenci próbowali zrobić zboczeńca i handlarza narkotyków. Chociaż wymiar sprawiedliwości to jemu przyznał rację.
 
Znaczące, że masowe media zezwalają na dragi swoim – jeżeli rzecz tak można – jednokomórkowym ulubieńcom, a flekują, jeśli ich pospolitego języka użyć, osoby z wyższych kulturalnie poziomów nawet gdy po “wciągnięciu ścieżki” nie pchają się za kierownicę, by stanowić zagrożenie dla innych: o brzydkim chłopcu Królikowskim była już mowa.
 

 

Nie poszliście na czołgi to teraz trzeba będzie wiele wytrzymać

Podwójną moralność i podobne standardy, cały ten rozkurz, jeśli użyć określenia Mirona Białoszewskiego doskonale przewidział przed czterema dekadami dziś dotknięty wspominaną niesprawiedliwością Piesiewicz. W “Bez końca” Kieślowskiego wedle jego scenariusza adwokat broniący aresztowanego za zorganizowanie strajku robotnika zwraca się do tegoż klienta.
– Nie poszliście na czołgi.
– Nie poszliśmy.
– To teraz… trzeba będzie wiele wytrzymać.

Zdzisław Rachtan, ps. "Halny", żołnierz mjr. "Ponurego", dowódcy zgrupownia partyzanckiego AK w Górach Świętokrzyskich

Przekonali się o tym prawie stuletni weterani Powstania Warszawskiego, wygwizdywani w trakcie rocznicowych uroczystości, bo zdaniem buczącej publiki pojawiali się tam w niewłaściwym towarzystwie. Ciekawe, czy to nienawistne jodłowanie hejterów kojarzyło im się z odgłosem niemieckich “szaf” i “krów” w pamiętnym sierpniu 1944, chociaż w tym wypadku złowrogi hałas wzniecały raczej cielęta z klubów “Gazety Polskiej”.

Armia Krajowa odchodzi. Nie w boju. Na raka i wieńcowe choroby – pisał jeszcze w latach 80. w drugim obiegu znakomity poeta Tomasz Jastrun. To nieubłagane prawo biologii. Ale wstyd za tych, co ostatnie lata życia bohaterów próbowali zatruć nienawistnym jadem. Na zawsze zapamiętałem przekaz rządowej telewizji francuskiej, gdy przed laty pięknym materiałem w głównym dzienniku pożegnała ostatniego kombatanta I wojny światowej.

 Partyzanci ostatniej godziny wyłażą z nor

U nas cenzurki bohaterom historii, także tej najnowszej, wystawiają “partyzanci ostatniej godziny”. Tak właśnie we Francji nazwano tych odważnych, co do lasu poszli w 1944 r. dopiero, gdy Niemcy już się wycofali, a wychynęli z niego już po wkroczeniu Amerykanów, od razu ze świeżą energią i żądni zemsty na kolaborantach. W Polsce zaś wtedy – jak wyśpiewał pięknie po latach bard prawicy Leszek Czajkowski – “po lasach i po rowach Armia kryła się Ludowa”. Spadkobiercy jej przetrwali w głównym nurcie mediów. 

Dzisiaj u nas dawni sekretarze KC PZPR w prawicowej podobno telewizji jak Marek Król recenzują wojnę na Ukrainie, jakby licząc na zapomnienie, że to ich była formacja służyła wiernie bratniej i zwierzchniej KPZR, ówczesnej partii Władimira Putina.

Zaś z kolei założonej przez Mariusza Waltera – przed czterdziestoleciem typowanego przez Jerzego Urbana do zespołu mającego wspierać Czesława Kiszczaka – telewizji TVN moralność Karola Wojtyły pryncypialnie oceniają byli księża, co niegdyś porzucili stan kapłański z powodu niezdolności dochowania celibatu.

Pod pretekstem lustracji opluto Leszka Moczulskiego, założyciela Konfederacji Polski Niepodległej, pierwszej 

Leszek Moczulski, założyciel Konfederacji Polski Niepodległej

niezależnej partii politycznej między Łabą a Władywostokiem (1979 r.) oraz współtwórcę statutu pierwszej wielkiej dziesięciomilionowej Solidarności (1980 r.) mec. Wiesława Chrzanowskiego. Życiorys i pewne uwikłania przewodniczącego tejże i laureata Pokojowej Nagrody Nobla Lecha Wałęsy warte są starannych badań ale miejsca w historii nie będzie najsłynniejszemu elektrykowi świata wyznaczał marny prawnik Jarosław Kaczyński, choćby z tego powodu, że sam, jak co roku wypominają mu do rymu przed jego willą demonstranci “13 grudnia spał do południa”. 

Witold Jerzy Kieżun - polski ekonomista, profesor nauk ekonomicznych, teoretyk zarządzania, przedstawiciel polskiej szkoły prakseologicznej, żołnierz Armii Krajowej, podporucznik czasu wojny

Bohater Powstania Warszawskiego, zesłany przez Sowietów na Syberię Witold Kieżun był w swojej bogatej biografii niszczony wielokrotnie. Przez okupantów, co oczywiste. Ale także przez rodaków. Za czasów Edwarda Gierka pozbawiono go katedry, więc zamiast w Polsce zajął się uczeniem skutecznego zarządzania w afrykańskim Burundi. Znów prawem paradoksu nie tylko tam, ale w Montrealu, Paryżu i Nowym Jorku spotykał się z podziwem i uznaniem. Za to po powrocie do wolnej już Ojczyzny, którą tak umiłował – z plugawym oskarżeniem lustracyjnym, które dotknęło go w wieku już prawie stu lat.

Pozostał po nim mural na Ochocie, gdzie walczył i konspirował. Z dumą spogląda z niego prosto w oczy wszystkim hejterom. 

Do nikogo nie żywił nienawiści. Gdy po raz ostatni pojawił się w życiu publicznym, wtedy u boku Pawła Kukiza narodzonego wtedy, gdy on sam uczył Murzynów prakseologii – wciąż snuł uparcie plany naprawy Polski i trwałego uzdrowienia jej życia publicznego.


Celebryckie święte krowy czyli na świeczniku ponad prawem

Razi dziś zwykłego Polaka oczywista nierówność wobec prawa, gwarantująca faktyczną bezradność “znanym z tego, że są znani”. Co bowiem, poza niesławą w kręgach wyższych nad przeciętność, spotyka bohatera afery, w której poszkodowane były kobiety i podwładni pracownicy, ale których w obronę nie wzięły środowiska mające to hasło na sztandarach. Opinii publicznej pozostaje uwierzyć – lub nie, bo to do niej należy wybór – prawdziwości oskarżeń jakie wobec Lisa sformułował dziennikarz (a nie celebryta) śledczy Szymon Jadczak, wcześniejszy demaskator powiązań kiboli krakowskiej Wisły ze środowiskami mafijnymi, co stało się kanwą filmu “Bad Boy” Vegi, w którym główną rolę, wtedy bez wspomagania farmakologicznego jak niedawno za kierownicą zagrał, Królikowski.  

I znów wracamy do punktu wyjścia. Bo ta sama opinia spostrzega też, jak niewiele z takich odkryć wynika. Gdy artykuły o Watergate doprowadziły do upadku Richarda Nixona, stanowiło to dla Ameryki i całego świata czytelny sygnał, że nawet prezydent USA nie stoi ponad prawem. A u nas potrafi to byle celebryta, z definicji znany z tego, ze jest znany, bo nie z osiągnięć zawodowych przecież. Dysponuje immunitetem mocniejszym niż poselski, chociaż otwarcie nieformalnym a zwłaszcza niemoralnym. 

Gdyby brygadzista “na zakładzie” – jak mawia lud już wspomniany, “nagrabił sobie” podobnie jak gwiazdeczka wszystkich rodzimych telewizji (dokąd kolejno go z nich nie wyrzucono) i męska odmiana lalki Barbie, Tomasz Lis – wyprowadzony w kajdankach trafiłby “na dołek”, gdzie zapewne recydywa zrobiłaby mu z czterech liter jesień średniowiecza, jak głosi lista dialogowa kultowego filmu “Pulp fiction”. A nie popisywałby się w mediach społecznościowych ordynarnymi komentarzami: niedawno Szymona Hołownię z powodu braku uległości tegoż wobec Donalda Tuska nazwał “kałownią”. Celebrycka finezja…

Dla codziennego odbiorcy środków masowego przekazu, zwłaszcza jeśli nie jest wielbicielem sieciowego hejtu, w którym celuje osobnik swego czasu nagrodzony przez 

branżowy “Press”, to nie żart, tytułem dziennikarza roku – wszystko to zazębia się w sposób niepokojący. Nie tylko z powodu wciąż trwającej pandemii i wojny za wschodnią granicą, ale także za sprawą mediów głównego nurtu przeciętny Polak utwierdzany jest w głębokim poczuciu niesprawiedliwości i krzywdy. Na zawsze? Do czasu… Zawsze przecież mamy w ręku pilota. A niebawem również kartkę wyborczą. Z obu uczyńmy właściwy użytek.

Ruch Naprawy Polski

Lista obecności w polskiej polityce została uzupełniona o przedstawicieli środowisk, zamierzających reprezentować klasę średnią. Ekonomista Dariusz Grabowski ogłosił powołanie Ruchu Naprawy Polski. Ofertę adresuje do przedsiębiorców, rolników i wolnych zawodów ..Czytaj więcej ..

Jeffrey Sachs przyleciał z Moskwy

W wyborach 4 czerwca 1989 r. Polacy zagłosowali na kandydatów Solidarności ale nie terapię szokową Leszka Balcerowicza: za sprawy gospodarki w Komitecie Obywatelskim odpowiadał wtedy jeszcze nie pozbawiony wrażliwości społecznej prof. Witold Trzeciakowski. Zaś przyszły wicepremier pozostawał znanym tylko środowiskowo ekonomistą. Kluczowa okazała się zupełnie inna postać.Czytaj więcej

Lewicy… może nie być

I nikt jej nie będzie żałował. W Sejmie Lewica organizuje konferencje prasowe bez pomysłu i na każdy – czyli w praktyce żaden – temat. Nie istnieje w walce z drożyzną, ani nawet w obronie praw pracowniczych.Czytaj więcej ..

Celebryci, żurnaliści i zboczeńcy

Kolejny żurnalista, któremu zamarzyła się polityka, padł ofiarą własnych złych skłonności. Paweł Siennicki były pracownik “Nowego Państwa” podał się do dymisji z funkcji wiceprezesa Polskich Portów Lotniczych.Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *