
Dobry sąsiad, redaktor z Dziennika TV
Zmarł Adam Bronikowski (1936-2023)
Nie kłaniam się każdemu, a już nigdy Milanowi Suboticiowi, który po karierze w starym DTV robił dalszą w zmienionej wraz z ustrojem telewizji, wyrabiając sobie wizerunek profesjonalisty w Wiadomościach (od czego niby, zawsze wtedy pytałem), aż objął funkcję szefa Teleexpressu, gdzie za jego rządów odbyła się osławiona wspólna z gangsterami impreza redakcyjna w szemranym klubie Dekadent. Aż poszedł do prywatnej stacji TVN, co wtedy jeszcze szokowało, bo nie dało się
przewidzieć, że po ćwierćwieczu telewizja ta przebije dawną urbanową w atakach na najwyższy społeczny autorytet Polaków, Jana Pawła II. Na tle curriculum vitae Suboticia droga życiowa Adama Bronikowskiego przypominać może opowiastkę dydaktyczną. Znał swój czas i swoją miarę. Po zmianie ustrojowej nie pchał się już do pierwszego szeregu. Jednak przedstawianie go w licznych pośmiertnych tekstach medialnych głównie jako dziennikarza ekonomicznego a nawet znawcy Azji (kontynentu, nie bohatera “Pana Wołodyjowskiego” Henryka Sienkiewicza) mija się z celem godziwego pożegnania, bo nie da się pominąć najważniejszej części jego biografii, której sam nigdy się przecież nie wyparł ani nie wyrzekł. Jak uczyniła to choćby Aleksandra Jakubowska brylująca teraz w środkach musowego przykazu sprzyjających obecnie rządzącym. W trakcie nieudanej poselskiej kariery głosowała za aborcją na życzenie, a później wykpiwała uczestniczki “protestu czarnych parasolek” przeciwko zaostrzeniu prawa w tej materii. Adam Bronikowski zaoszczędził wnikliwym nawet obserwatorom jego kariery podobnie dokuczliwych wolt.
Za jego czasów dziennikarstwo pozostawało zawodem politycznym, póki nie przełamali tego uzależnienia Stefan Bratkowski czy Dariusz Fikus, a z czasem również wyrabiający sobie podobną markę autorzy wywodzący się już z obiegu niezależnego, jak Konstanty Gebert (Dawid Warszawski) i Krzysztof Leski. Tragiczny los tego ostatniego oraz perypetie Geberta, walczącego o prawo do nazywania rzeczy po imieniu na łamach “Gazety Wyborczej”, wywodzącej przecież swój rodowód od kultowego “Tygodnika Mazowsze” – pokazują, że dziś znów sprzeciwiać się warto zdominowaniu tego pięknego zawodu przez polityków. Na łamach Gruszki czynimy to konsekwentnie, niezależnie od światopoglądowych zapatrywań. I to pożegnanie dla mnie tak oczywiste, że nie muszę go uzasadniać, skoro znałem jego bohatera zarówno osobiście jak i z jego zawodowej roli, a miejsce w historii polskich mediów ma zapewnione – też się wpisuje w logikę dyktowaną przez zdrowy rozsądek a nie jałowe po latach resentymenty. Zwłaszcza jeśli ich słuszności nie potwierdza bezcenny przecież dla dziennikarza bezpośredni kontakt.
Mieszkał na tyle niedaleko, że śmiało nazwać go mogę sąsiadem. Zawsze kłanialiśmy się sobie nawzajem, chociaż nigdy nie zostaliśmy sobie przedstawieni. Zachowywał doskonałe maniery i indywidualny styl. Nawet w najlepszych dla niego czasach nie puszył się też, że przechodnie rozpoznają go na ulicy. Nie przypominał pod tym względem nadętych niezależnie od ustroju, który zachwalali, Grzegorza Woźniaka i Tomasza Lisa, Ireny Falskiej ani Danuty Holeckiej: kukiełek ani misiów z telewizyjnego okienka, lalek Barbie i pacynek, skupionych na pięknie własnego krawata bądź fryzury, a nie wadze i wiarygodności podawanych na antenie informacji, gotowych przy tym służyć każdemu, co na wizję dopuszcza.
Nie przejął się też zanadto, kiedy w wiele lat po zmianie, gdy wszedł do osiedlowego sklepu i jego pies, ze dwudziestoletni wtedy i przygłuchy owczarek niemiecki, co nigdy nikogo nie ugryzł i do którego odnosił się zawsze ze wzruszającą troskliwością, polizał przez kaganiec jakąś klientkę – a ta z wielką furią zwymyślała właściciela zwierzęcia od komunistów. Przyjął to z godnością, nie wdał się w pyskówkę. A ja poczułem wtedy, że jestem po jego stronie, a nie tej odważnej poniewczasie psychopatki.
Całkiem do niedawna go widywałem. Zastanawiałem się nawet, czy może weźmie nowego wilczura i czy zaprzyjaźni się on z naszą Blue.
Będzie nam Pana brakowało, Panie Redaktorze.

Łukasz Perzyna

Wartość dodana czyli bonus demokracji
Wybory z 15 października powinny stanowić powód do dumy dla obywateli i lekcję pokory dla polityków. Ci ostatni wszyscy ogłosili się zwycięzcami. Niech im będzie. Powiedzmy, że przemawiają w imieniu swoich elektoratów, zatem tym razem – akurat – nie kłamią.Czytaj więcej ..

Czekamy na następny
Każdy polski rząd, powołany zgodnie z demokratycznymi zasadami, zasługuje na szacunek. Dotyczy to również nowego gabinetu Mateusza Morawieckiego. Stwierdzenie to nie przesądza jednak o politycznych szansach. Pozostają znikome, że rząd obroni się w sejmowym głosowaniu.Czytaj więcej ..

Fatalny symbol i cierpliwość wyborców
Gdyby wszyscy polscy eurodeputowani zagłosowali solidarnie przeciwko rezolucji Parlamentu Europejskiego popierającej rewizję traktatów unijnych ograniczającą suwerenność państw narodowych, nie zostałaby ona przyjęta. Stało się jednak inaczej.
Czytaj więcej ..

Odnowa czy… odwet od nowa
Donald Tusk zapowiadając powołanie w Sejmie aż trzech komisji śledczych poniekąd ujawnił, że nie wierzy w powstanie własnego rządu i uznaje obecną większość sejmową za wszystko, co może osiągnąć.Czytaj więcej ..

Jedna ojczyzna, jeden patriotyzm
Agnieszkę Kublik z “Wyborczej” razi odmienianie słowa “Polska” we wszystkich przypadkach. Podobnie jak patriotyzm “kiboli”, bo tak pisze lekceważąco o kibicach, nie uzasadniając, dlaczego akurat oni mają być gorszymi obywatelami.Czytaj więcej ..
© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka