Drugie wrocławskie 80 milionów

Czy Kornel Morawiecki zasługuje na centrum badawcze swojego imienia

Pierwsze 80 milionów złotych – uratowane przez działaczy z konta Solidarności zanim komuniści wprowadzili stanu wojenny, pozostaje przedmiotem dumy i chwały, chociaż głównego bohatera tej brawurowej akcji Józefa Piniora szpetnie potraktował niezawisły nominalnie sąd wolnej Polski, skazując go na podstawie wątłych dowodów za korupcję. Kolejne 80 milionów – jakie w obligacjach, nie w gotówce premier Mateusz Morawiecki postanowił przeznaczyć na uniwersyteckie centrum fizyki imienia Kornela Morawieckiego staje się przedmiotem wzmożonych kontrowersji.

Nie trzeba być kibicem polityki, żeby wiedzieć, że otoczony legendą lider podziemnej Solidarności Walczącej z lat 80. był ojcem obecnie urzędującego premiera, ale też – trawestując znaną rosyjską anegdotę o Piotrze Czajkowskim – zaznaczyć trzeba, że “my go cenimy nie za to”.

Zaś Kornela Morawieckiego cenić wypada, bo stał się symbolem oporu: ukrywał się przez prawie sześć lat, dłużej nawet niż legendarny lider podziemnej TKK Zbigniew Bujak, zbudował od podstaw niezależną organizację, masowo drukującą bibułę, organizującą demonstracje uliczne i inne formy sprzeciwu społecznego. Każda władza ma nie tylko prawo ale obowiązek, żeby honorować narodowych bohaterów, niezależnie od stopnia ich spokrewnienia z rządzącymi. Zwłaszcza, że Kornel Morawiecki nie doczekał się należnego uznania za życia.

Pierwsze 80 milionów złotych – uratowane przez działaczy z konta Solidarności zanim komuniści wprowadzili stanu wojenny, pozostaje przedmiotem dumy i chwały, chociaż głównego bohatera tej brawurowej akcji Józefa Piniora szpetnie potraktował niezawisły nominalnie sąd wolnej Polski, skazując go na podstawie wątłych dowodów za korupcję. Kolejne 80 milionów – jakie w obligacjach, nie w gotówce premier Mateusz Morawiecki postanowił przeznaczyć na uniwersyteckie centrum fizyki imienia Kornela Morawieckiego staje się przedmiotem wzmożonych kontrowersji.

Nie trzeba być kibicem polityki, żeby wiedzieć, że otoczony legendą lider podziemnej Solidarności Walczącej z lat 80. był ojcem obecnie urzędującego premiera, ale też – trawestując znaną rosyjską anegdotę o Piotrze Czajkowskim – zaznaczyć trzeba, że “my go cenimy nie za to”.

Zaś Kornela Morawieckiego cenić wypada, bo stał się symbolem oporu: ukrywał się przez prawie sześć lat, dłużej nawet niż legendarny lider podziemnej TKK Zbigniew Bujak, zbudował od podstaw niezależną organizację, masowo drukującą bibułę, organizującą demonstracje uliczne i inne formy sprzeciwu społecznego. Każda władza ma nie tylko prawo ale obowiązek, żeby honorować narodowych bohaterów, niezależnie od stopnia ich spokrewnienia z rządzącymi. Zwłaszcza, że Kornel Morawiecki nie doczekał się należnego uznania za życia.

Pierwsze 80 milionów złotych – uratowane przez działaczy z konta Solidarności zanim komuniści wprowadzili stanu wojenny, pozostaje przedmiotem dumy i chwały, chociaż głównego bohatera tej brawurowej akcji Józefa Piniora szpetnie potraktował niezawisły nominalnie sąd wolnej Polski, skazując go na podstawie wątłych dowodów za korupcję. Kolejne 80 milionów – jakie w obligacjach, nie w gotówce premier Mateusz Morawiecki postanowił przeznaczyć na uniwersyteckie centrum fizyki imienia Kornela Morawieckiego staje się przedmiotem wzmożonych kontrowersji.

Nie trzeba być kibicem polityki, żeby wiedzieć, że otoczony legendą lider podziemnej Solidarności Walczącej z lat 80. był ojcem obecnie urzędującego premiera, ale też – trawestując znaną rosyjską anegdotę o Piotrze Czajkowskim – zaznaczyć trzeba, że “my go cenimy nie za to”.

Zaś Kornela Morawieckiego cenić wypada, bo stał się symbolem oporu: ukrywał się przez prawie sześć lat, dłużej nawet niż legendarny lider podziemnej TKK Zbigniew Bujak, zbudował od podstaw niezależną organizację, masowo drukującą bibułę, organizującą demonstracje uliczne i inne formy sprzeciwu społecznego. Każda władza ma nie tylko prawo ale obowiązek, żeby honorować narodowych bohaterów, niezależnie od stopnia ich spokrewnienia z rządzącymi. Zwłaszcza, że Kornel Morawiecki nie doczekał się należnego uznania za życia.

Pierwsze 80 milionów złotych – uratowane przez działaczy z konta Solidarności zanim komuniści wprowadzili stanu wojenny, pozostaje przedmiotem dumy i chwały, chociaż głównego bohatera tej brawurowej akcji Józefa Piniora szpetnie potraktował niezawisły nominalnie sąd wolnej Polski, skazując go na podstawie wątłych dowodów za korupcję. Kolejne 80 milionów – jakie w obligacjach, nie w gotówce premier Mateusz Morawiecki postanowił przeznaczyć na uniwersyteckie centrum fizyki imienia Kornela Morawieckiego staje się przedmiotem wzmożonych kontrowersji.

Nie trzeba być kibicem polityki, żeby wiedzieć, że otoczony legendą lider podziemnej Solidarności Walczącej z lat 80. był ojcem obecnie urzędującego premiera, ale też – trawestując znaną rosyjską anegdotę o Piotrze Czajkowskim – zaznaczyć trzeba, że “my go cenimy nie za to”.

Zaś Kornela Morawieckiego cenić wypada, bo stał się symbolem oporu: ukrywał się przez prawie sześć lat, dłużej nawet niż legendarny lider podziemnej TKK Zbigniew Bujak, zbudował od podstaw niezależną organizację, masowo drukującą bibułę, organizującą demonstracje uliczne i inne formy sprzeciwu społecznego. Każda władza ma nie tylko prawo ale obowiązek, żeby honorować narodowych bohaterów, niezależnie od stopnia ich spokrewnienia z rządzącymi. Zwłaszcza, że Kornel Morawiecki nie doczekał się należnego uznania za życia.

Pojawia się argument, że nie był wybitnym fizykiem. Ani noblistą. Bo też karierę naukową poświęcił dla działalności opozycyjnej. Z podobną logiką zarzucić można Bogdanowi Borusewiczowi, że nie stał się – jako absolwent historii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim – autorem cenionych monografii i syntez, tylko wolał przez lata całe ukrywać się przed bezpieką i konspirować na rzecz demontażu ustroju. Albo Mirosławowi Chojeckiemu, że jako chemik zatrudniony w Instytucie Badań Jądrowych zamiast zostać nowym Dmitrijem Mendelejewem lub Robertem Oppenheimerem drukował podziemne publikacje, zakładając w tym celu Niezależną Oficynę Wydawniczą. Nazwisko twórcy amerykańskiej bomby atomowej ale też autora niejednego wynalazku bardziej dobroczynnego dla ludzkości pojawia się tu nie przypadkiem, bo wśród młodych specjalistów nauk ścisłych w czasach gierkowskich – o czym z kolei wiem od własnego ojca, wtedy bezpartyjnego zastępcy dyrektora do spraw naukowych największego w kraju Instytutu Podstawowych Problemów Techniki Polskiej Akademii Nauk – modna pozostawała rymowanka, oddająca ówczesne dylematy: “złamiesz sobie karierę, nie zostaniesz Oppenheimerem”. Ten ostatni zresztą też, pomimo zasług, miał własne kłopoty z bezpieką, tyle że amerykańską: w ponurym czasie maccartyzmu wszystkie jego listy otwierało FBI. 

Czasem warto przypomnieć rzeczy oczywiste, żeby nie zostawiać Państwa Internautów na pastwę fali demagogii. Zalewającej nas również dzisiaj, gdy w sensownej akurat decyzji młodego Morawieckiego – którego wielokrotnie na gościnnych i pluralistycznych łamach Gruszki krytykowałem, bo nie przypadkiem przecież obok ciepłego fizjonomistycznego przydomka “Harry Potter” zasłużył sobie na mniej zaszczytne miano “Pinokia” – widzi się wyraz nepotyzmu czy prywaty. Podczas, gdy tworzy ona właściwy porządek rzeczy.

Nie wszyscy wiedzą, że łączący już wtedy pracę naukową na uczelni z działalnością opozycyjną trzydziestoparoletni Kornel Morawiecki niespodziewanie dla przyjaciół i znajomych zatrudnił się również jako nauczyciel w wiejskiej szkole pod Wrocławiem, niedaleko

Kornel Morawiecki, zdjęcie/plansza w Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Warszawie

swego letniego, zbudowanego własnymi rękami domu: legendarnej Kornelówki, którą po latach, już w nowej Polsce, z zemsty spalili mu pogrobowcy komunistycznej służby bezpieczeństwa. Bogdan Rymanowski relacjonuje w swojej bezcennej i zajmującej biografii “Dopaść Morawieckiego”, jak jego bohater brnął do swojego miejsca pracy przez błoto rozmiękłej w deszczu wiejskiej drogi, całkiem jak tytułowa bohaterka “Siłaczki” Stefana Żeromskiego Stanisława Bozowska, podobnie jak Kornel wywodząca się z Warszawy idealistka. Tyle, że w odróżnieniu od niej nie przeziębił się i nie umarł, bo zamiast przemoczyć buty zdejmował je i szedł do roboty na bosaka. 

Warto tę historię przypomnieć wszystkim, którym przeszkadza, że wrocławscy studenci kształcić się będą w przyszłości w Centrum Badań imienia Kornela Morawieckiego. Chociaż tenże patron bronił ich dziadków, dzielnych żaków w 1968 r. idących pod milicyjne pałki z hasłem “nie ma chleba bez wolności” i stał się idolem dla ich rodziców, studenterii z lat 80 stanowiącej niezawodne kadrowe zaplecze dla intensywnych we Wrocławiu jak nigdzie indziej i spektakularnych antykomunistycznych demonstracji ulicznych.

Ruch Naprawy Polski

Lista obecności w polskiej polityce została uzupełniona o przedstawicieli środowisk, zamierzających reprezentować klasę średnią. Ekonomista Dariusz Grabowski ogłosił powołanie Ruchu Naprawy Polski. Ofertę adresuje do przedsiębiorców, rolników i wolnych zawodów ..Czytaj więcej ..

Jeffrey Sachs przyleciał z Moskwy

W wyborach 4 czerwca 1989 r. Polacy zagłosowali na kandydatów Solidarności ale nie terapię szokową Leszka Balcerowicza: za sprawy gospodarki w Komitecie Obywatelskim odpowiadał wtedy jeszcze nie pozbawiony wrażliwości społecznej prof. Witold Trzeciakowski. Zaś przyszły wicepremier pozostawał znanym tylko środowiskowo ekonomistą. Kluczowa okazała się zupełnie inna postać.Czytaj więcej

Lewicy… może nie być

I nikt jej nie będzie żałował. W Sejmie Lewica organizuje konferencje prasowe bez pomysłu i na każdy – czyli w praktyce żaden – temat. Nie istnieje w walce z drożyzną, ani nawet w obronie praw pracowniczych.Czytaj więcej ..

Celebryci, żurnaliści i zboczeńcy

Kolejny żurnalista, któremu zamarzyła się polityka, padł ofiarą własnych złych skłonności. Paweł Siennicki były pracownik “Nowego Państwa” podał się do dymisji z funkcji wiceprezesa Polskich Portów Lotniczych.Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *