Gdyby politycy byli tak mądrzy jak wyborcy

O 4 czerwca 1989 r. nieco inaczej: z szacunkiem lecz bez euforii

Data 4 czerwca stanowi symbol zwycięstwa Solidarności. Bez pudła ten dzień końcem komunizmu ogłosiła w październiku 1989 r. w telewizji aktorka Joanna Szczepkowska. Kolejna rocznica stanowi świetną okazję do uczczenia mądrości zbiorowej Polaków ale nie do fetowania skuteczności politycznej.
 
Bezprzykładny sukces kandydatów Komitetu Obywatelskiego, bo pod taką marką występował ponownie zalegalizowany po ponad ośmiu latach Związek – zaowocował odsunięciem komunistów od władzy po 45 latach jej sprawowania i powołaniem rządu Tadeusza Mazowieckiego, co w oczywisty sposób uznajemy dziś za początek odzyskania wolności i niepodległości. Premier był pierwszy niekomunistyczny od czasów międzywojnia, nadziei z każdym dniem od Czerwca przybywało.
 
Równocześnie nietrudno wymienić podstawowe popełnione przez polityków zwycięskiej opozycji błędy, które przyczyniły się na szczęście nie do zmarnowania ,ale do zmniejszenia owoców jednoznacznego jak nigdy w historii werdyktu Polaków przy urnach. To wybór na prezydenta autora stanu wojennego gen. Wojciecha Jaruzelskiego (do ubiegania się o tę funkcję namawiał go niestety również prezydent USA George Bush senior, widząc w tym gwarancję stabilności międzynarodowej) przez obie izby odnowionego parlamentu przy unieważnieniu głosów przez część wybrańców “S” – jak również zgoda na to, by 33 mandaty z listy krajowej przeznaczone dla prominentów PZPR i stronnictw sojuszniczych partie te zachowały, chociaż wyborcy byli temu przeciwni – rozdysponowano je w okręgach w ramach zamkniętej dla “strony koalicyjno-rządowej” puli. Rzadko zdarza się zmiana ordynacji… między jedną a drugą turą tych samych wyborów, a tak to wtedy wyglądało. W dodatku decyzję powzięła Rada Państwa – to samo gremium, co wcześniej wprowadzało stan wojenny. Kuglowano, nie da się ukryć. 

Tak daleko idące ustępstwa wskazywały, że liderom “drużyny Lecha Wałęsy” zabrakło determinacji, jaka cechowała ich wyborców, skreślających “jak leci” wszystkich komunistów na listach. Czołówka ówczesnej Solidarności wystraszyła się własnego sukcesu. Zabrakło wyobraźni politycznej. Chociaż każda uczciwa analiza musi uwzględnić także przesłanki, dające alibi zakłopotanym zwycięzcom co do ich ostrożności. 

Politycy strony rządowej przy obradach. W środku min. spraw wewnętrznych Czesław Kiszczak, pierwszy z prawej przyszły prezydent Aleksander Kwaśniewski.

W dziesięć lat później, gdy byłem jako dziennikarz “Życia” w Rzeszowie, ówczesny wojewoda rządu AWS Zbigniew Sieczkoś opowiadał mi o odnalezionej liście osób przeznaczonych do internowania właśnie w 1989 roku, którą otwierało jego nazwisko – wtedy przewodniczącego miejscowego Komitetu Obywatelskiego. Jednak w innych regionach nie znaleziono potwierdzenia podobnych przygotowań struktur siłowych do dokonania w czerwcu 1989 r. puczu takiego jak stan wojenny z grudnia 1981 r.  

Kunktatorstwo liderów przyczyniło się do utraty przewagi, jaką Polska zyskała od 1980 r. jako pionierka przemian w całym bloku wschodnim. Gdy później zgodnie z hasłem “Havel na Hrad” opozycyjny dramaturg został prezydentem jeszcze zjednoczonej, chociaż już nie komunistycznej Czechosłowacji – w Polsce urząd ten sprawował wciąż generał Jaruzelski.

Na pierwsze w pełni wolne wybory do Sejmu, nie objęte kontraktem politycznym przyszło nam poczekać aż do jesieni 1991 r. kiedy od pamiętnego Czerwca minęło prawie dwa i pół roku. Wyborcy dali wtedy do zrozumienia politykom, co o tym myślą: na drugim miejscu za zwycięską (12,2 proc) partią Tadeusza Mazowieckiego – Unią Demokratyczną uplasowali się z aptekarską tylko stratą 0,2 proc odbudowujący wpływy postkomuniści z Sojuszu Lewicy Demokratycznej prowadzeni przez Aleksandra Kwaśniewskiego, który w 1989 nawet w rodzinnym Koszalińskiem senackiego wtedy mandatu nie zdobył. Zaś jesienią 1991 r. 50 posłów do całkiem wolnego Sejmu wprowadziła najstarsza antykomunistyczna partia, Konfederacja Polski Niepodległej założona w 1979 r. przez Leszka Moczulskiego – której przed Czerwcem na listy nie dopuściła najbardziej wpływowa w “drużynie Wałęsy” frakcja Bronisława Geremka i Jacka Kuronia.

Za to wybierany już bez ograniczeń Sejm wyłonił rząd mec. Jana Olszewskiego, który już w kwietniu 1992 r. osiągnął pierwszy od początku zmian ustrojowych wzrost gospodarczy, co dla wielu stanowiło dowód, że warto było komunizm demontować. I od dawna oczekiwany przełom.

Politycy strony opozycyjnej. Od prawej Bronisław Geremek, Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk, Lech Wałęsa, Tadeusz Mazowiecki, Mieczysław Gil.

Nie przekonało to jednak dwa miliony ówczesnych bezrobotnych, pozwalnianych z likwidowanych fabryk, dawnych twierdz Solidarności, w ramach planu Leszka Balcerowicza ani załóg PGR-ów, które trudno obarczyć winą, że całe życie przepracowały “na państwowym”. Byliśmy głupi – podsumował po latach te praktyki w tytule swojej książki prof. Marcin Król, wtedy naczelny “Res Publiki”, pierwszego między Łabą a Władywostokiem pisma najpierw wydawanego w podziemiu a potem zalegalizowanego i pozostającego sumieniem polskiej inteligencji. 

A przecież już po wyborach czerwcowych oświadczenie Krajowej Komisji Wykonawczej NSZZ “Solidarność” stwierdzało jednoznacznie: ‘Decyzje, dotyczące urynkowienia gospodarki, winny być podejmowane z całą rozwagą” [1]. Przejęcie odpowiedzialności za państwo okazało się słuszną decyzją, ale szybko jednak drogi rządzących i rządzonych się rozeszły, powrócił znany podział “my – oni”. Zgodnie z obietnicami Polska po 4 czerwca nigdy nie stała się już taka jak przedtem, ale wbrew im – greps, że “za komuny było lepiej” okazał się szczerym przekonaniem wielu poszkodowanych przez zmiany ustrojowe.

Elementarna refleksja nad bilansem Czerwca 1989 r. powinna więc skłonić polityków do większej pokory. I raczej wsłuchania się w głos społeczeństwa, niż prób wykorzystania tej radosnej przecież rocznicy dla doraźnych celów, choćby miały się okazać najszlachetniejsze. 

[1] “Gazeta Wyborcza” z 29 czerwca 1989 

Odrażający brudni źli

Kampania wyborcza służyć mogłaby pokazaniu ludzkiej twarzy władzy ale również jej konkurentów. Nic podobnego się nie dzieje. O głosy zabiega się w inny sposób niż demonstrując troskę o Polskę i jej przyszłość ..Czytaj więcej ..

Lekcja z Wieruszowa

Prawybory w liczącym 8,5 tys mieszkańców a wraz z wiejską częścią gminy 14 tys. Wieruszowie, położonym dokładnie na dawnej granicy rozbiorowej (stąd wieloletnia zbieżność lokalnych wyników z ogólnopolskimi), pokazały, że nic w polskiej polityce nie jest przesądzone. Wynik głosowania mieszkańców różni się od rezultatów sondaży.Czytaj więcej ..

V Kolumna korupcji

Za miskę soczewicy biurokraci ze służb konsularnych sprzedawali nasze poczucie bezpieczeństwa. W aferze wizowej poraża nie tylko ogromna liczba nielegalnych imigrantów, którzy stali się jej beneficjentami wraz z urzędnikami wyzbytymi uczciwości i skrupułów – ale i niska taksa korupcyjna, jaką uiszczali. Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

Dodaj komentarz