Import bez wyobraźni

czyli “Nie dla importu z Ukrainy!”

Dopiero co ucichła tak zwana „afera zbożowa” związana z napływem taniego ale nie zawsze zdrowego ukraińskiego zboża, a już na horyzoncie pojawia się kolejna. Ta nowa będzie dotyczyć także Ukrainy i także stamtad sprowadzanych produktów. Okazuje się bowiem, że produkty ukraińskiego przetwórstwa zalewają nasz kraj, wjeżdżając do naszego kraju bez żadnych kontroli – jak turyści. W efekcie, rodzimy sektor przemysłowy nie widzi już sensu w zakupie tegorocznych polskich plonów.

15 kwietnia wypowiedział się w tej sprawie Związek Sadowników RP. W apelu opublikowanym pod wielce wymownym tytułem “Nie dla importu z Ukrainy!” czytamy: „Żądamy natychmiastowej informacji o ilościach wwiezionych do naszego kraju mrożonek, soków i innych przetworów na bazie owoców, pochodzących z Ukrainy. Domagamy się zwiększenia działań kontrolnych, szczególnie w zakresie badań na pozostałości środków ochrony, metali ciężkich i innych substancji, które nie spełniają polskich i unijnych norm”. Związek wyraża swoje obawy dotyczące ilości przywiezionych do Polski mrożonek, soków i innych przetworów na bazie owoców, pochodzących z Ukrainy.

Jak duża jest skala problemu? Ogromna, bo sadownictwo i przemysł przetwórczy to znaczna część naszego eksportu. Związek Sadowników RP domaga się także natychmiastowej renegocjacji umów międzynarodowych, które Polska w ostatnich latach podpisała z Ukrainą. Takie porozumienia umożliwiały bowiem niekontrolowany import z Ukrainy produktów rolnych, co skutkowało obniżeniem jakości polskich produktów przetwórstwa oraz szkodą dla naszego przemysłu rolnego.

Za kilka tygodni rozpoczyna się sezon zbiorów. Na początek truskawki, a następnie maliny, wiśnie i porzeczki. Sytuacja będzie trudna, ale rolnicy mają nadzieję, że władze podejmą odpowiednie kroki, aby zapewnić bezpieczeństwo i jakość naszych owoców. Jeśli tak się nie stanie, kryzys uderzy najpierw w producentów owoców miękkich, ale niewykluczone, że jabłka również zostaną tym dotknięte. A warto pamiętać, że jesteśmy czwartym co do wielkości producentem jabłek na świecie. Dodajmy, jabłek najlepszego gatunku. Już dzisiaj wiemy, że do Polski przyjedzie wiele ton jabłek i soków jabłkowych. To będzie ogromna konkurencja i poważne zagrożenie dla polskiego sądownictwa.

Jest oczywiste, że właśnie teraz rząd i sektor prywatny muszą podjąć natychmiastowe działania, aby zagwarantować bezpieczeństwo i jakość naszych produktów. Nie możemy pozwolić, aby polskie jabłka i inne owoce były zdominowane przez importowane produkty z Ukrainy. Musimy przeciwstawić się temu i zacząć wspierać naszych polskich sadowników. A jest się czym martwić bo już teraz do polskich chłodni trafiają przetwory z owoców pochodzących z Ukrainy, które zostały sprowadzone po bardzo niskich cenach. Rząd i przedsiębiorcy powinni natychmiast podjąć działania, aby chronić polskich producentów i zapobiec nadmiernemu importowi.

W ubiegłym roku owoce z Ukrainy nie były obciążone ani cłem, ani podatkiem. W efekcie, gotowe mrożone produkty z ukraińskich malin były tańsze niż nieprzetworzone polskie maliny. Trudno więc oczekiwać by w tej sytuacji właściciele chłodni byli w stanie konkurować z napływającymi z Ukrainy owocami czy efektami ich przetwórstwa. Ich sytuację pogarsza fakt, że polskie owoce wymagają dodatkowej obróbki i muszą spełniać unijne zalecenia. Mamy więc do czynienia z całkowicie nieuczciwa konkurencja, a to pozwala produktom z zagranicy zdominować polski rynek.

Finalne ceny produktów przetwórstwa owoców są oczywiście uwarunkowane cenami zebranych owoców. Dlatego co importujemy z Ukrainy, gdzie dominuje tanią, masową produkcją owoców jest tak ważne. Trzeba jednak pamiętać, że cena to tylko jeden aspekt tego importu, drugim są standardy jakościowe. Owoce z Ukrainy są często traktowane pestycydami i herbicydami, co może wpływać na ich jakość. W Polsce istnieją obostrzenia co do stosowania środków ochrony roślin, których na Ukrainie nie ma. Niestety, te towary z Ukrainy dostają się do Polski, a kontrola graniczna pozostawia wiele do życzenia.

Rolnicy od dawna zdawali sobie sprawę z problemu związanego z konkurencją na rynku owoców, jednak proponowane przez nich rozwiązania były ignorowane i uważane za przedwczesne. We wspomnianym wcześniej apelu Związku Sadowników RP czytamy: „Jednocześnie przypominamy, że Związek od kilku lat systematycznie sygnalizował problem niekorzystnego dla branży sadowniczej znoszenia ceł i kontyngentów ilościowych dla produktów importowanych z Ukrainy, co było niestety bagatelizowane i nie brane pod uwagę”. Nic więc dziwnego, że sadownicy domagają się dziś działań wspierających że strony władz.

Jak podaje portal sad24.pl, w poprzednim roku sprowadzono do Polski aż 24 tysiące ton mrożonych malin z Ukrainy. Z kolei na stronie internetowej Giełdy Rolnej można znaleźć ogłoszenia dotyczące sprzedaży taniej czarnej porzeczki z Ukrainy, która jest bardzo konkurencyjna wobec polskiej produkcji. Według portalu sadownictwo.com.pl, ponad 60 procent wszystkich mrożonych malin wyprodukowanych na Ukrainie zostało wyeksportowanych do Polski, co zwiększyło import jagód z Ukrainy o 37 procent w ciągu zaledwie jednego roku. Wiele chłodni zdecydowało się na import produktów z Ukrainy, aby mieć pewność, że będą mieli w ofercie tanie owoce, gdyż w przeciwnym razie ryzykowaliby nie sprzedanie swojego droższego towaru. Warto pamiętać, że sprowadzane produkty zwykle pochodzą z ubiegłorocznych zbiorów, a tegoroczne owoce będą dostępne dopiero latem.

Niektóre chłodnie donoszą, że w obecnej sytuacji nie ma sensu inwestować w produkcję mrożonki z polskich owoców. Wynika to z faktu, że importowana mrożonka z Ukrainy jest dużo tańsza. Taka sytuacja oznacza, że polscy producenci mogą mieć problemy ze znalezieniem odbiorców dla swoich produktów.

Na razie władze podejmują wstępne kroki w celu powstrzymania gwałtownie wzrastającego importu owoców i przetworów z Ukrainy. Rolnicy sugerują, że potrzebne jest wsparcie finansowe dla eksportu ich 

owoców poza granice UE, oraz że potrzebny jest skup interwencyjny i podjęcie innych działań mających na celu zapobieżenie katastrofalnym skutkom importu owoców dla polskich producentów. Janusz Kowalski – wiceminister rolnictwa – mówi o intensywnych poszukiwaniach nowych rynków zbytu dla polskich owoców i warzyw, wskazując jako przykład na niedawno otwarty rynek w Indonezji. Rząd zachęca również rolników do zwiększenia swojej siły przetargowej poprzez tworzenie zorganizowanych form współpracy, takich jak organizacje producentów. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi sugeruje także zawieranie umów kontraktacyjnych, aby zapewnić stabilność warunków produkcji i zbytu na dłuższy czas. Ponadto, resort podejmuje działania w zakresie promocji spożycia owoców i warzyw wśród dzieci, w ramach Programu dla Szkół.

Trudno zrozumieć wspieranie importu owoców i ich przetworów z Ukrainy wobec zagrożeń jakie niesie ono dla rodzimych producentów i całego sektora przetwórstwa. To samo dotyczy znaczącego napływu na polski rynek taniego ukraińskiego zboża, mięsa, drobiu i jaj. Nie będziemy mieć przez to tańszego chleba, mrożonek czy kurczaków na stole. Nikt nie obniży ich cen, a po bankructwie polskich gospodarstw i zmniejszeniu krajowej produkcji ceny te poszybują w górę. Bo tak właśnie działa korporacjonizm wspierany przez nieudolne rządy.

W procederze taniego importu żywności z Ukrainy mamy do czynienia z tak zwanymi „słupami”, czyli firmami zajmujących się sprowadzaniem lub sprzedażą ukraińskich produktów w Polsce. Część z nich – jak donosi Rzeczpospolita – znika zaraz po dokonaniu transakcji. Według wiceministra rolnictwa Janusza Kowalskiego, wiele osób z Ukrainy we współpracy z odbiorcami końcowymi w Polsce tworzyło w przeszłości fikcyjne firmy, które były wykorzystywane do zakupu surowców. Inicjator całego biznesu maskuje faktyczne pochodzenie towaru, a odpowiedzialność zrzuca na podmioty, które teoretycznie nie są z nim powiązane.

Warto na zakończenie pamiętać, że produkty z Ukrainy i Polski bardzo trudno rozróżnić. Pilnujmy więc tego, co jemy, co kupujemy i co dajemy naszym dzieciom. Wspierajmy polskich rolników, bo to od nich zależy nasze zdrowie.

Udostepnij na Facebook
Dodaj na Twitter
Ruch Naprawy Polski

Lista obecności w polskiej polityce została uzupełniona o przedstawicieli środowisk, zamierzających reprezentować klasę średnią. Ekonomista Dariusz Grabowski ogłosił powołanie Ruchu Naprawy Polski. Ofertę adresuje do przedsiębiorców, rolników i wolnych zawodów ..Czytaj więcej ..

Jeffrey Sachs przyleciał z Moskwy

W wyborach 4 czerwca 1989 r. Polacy zagłosowali na kandydatów Solidarności ale nie terapię szokową Leszka Balcerowicza: za sprawy gospodarki w Komitecie Obywatelskim odpowiadał wtedy jeszcze nie pozbawiony wrażliwości społecznej prof. Witold Trzeciakowski. Zaś przyszły wicepremier pozostawał znanym tylko środowiskowo ekonomistą. Kluczowa okazała się zupełnie inna postać.Czytaj więcej

Lewicy… może nie być

I nikt jej nie będzie żałował. W Sejmie Lewica organizuje konferencje prasowe bez pomysłu i na każdy – czyli w praktyce żaden – temat. Nie istnieje w walce z drożyzną, ani nawet w obronie praw pracowniczych.Czytaj więcej ..

Celebryci, żurnaliści i zboczeńcy

Kolejny żurnalista, któremu zamarzyła się polityka, padł ofiarą własnych złych skłonności. Paweł Siennicki były pracownik “Nowego Państwa” podał się do dymisji z funkcji wiceprezesa Polskich Portów Lotniczych.Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *