Kto nie chce Pałacu Saskiego

Odbudowie Pałacu Saskiego, wysadzonego przez Niemców po Powstaniu Warszawskim, stanowczo sprzeciwiła się w wywiadzie dla “Gazety Wyborczej” była minister kultury w rządach Donalda Tuska i Ewy Kopacz, profesor Małgorzata Omilanowska. Teraz też, jak wiemy nieoficjalnie, kandydatka do objęcia tego resortu, jeśli oczywiście trzem formacjom dotychczasowej opozycji (KO, Trzeciej Drodze i Lewicy) uda się zbudować skuteczny sojusz.
 
Niemcy wysadzili Pałac Saski zaraz po Bożym Narodzeniu w 1944 roku, a więc zaledwie na parę tygodni przed ucieczką z okupowanej Warszawy. Ocalał tylko Grób Nieznanego Żołnierza, stanowiący jego część od 1925 roku, kiedy to w arkadach złożono prochy bezimiennego obrońcy Lwowa. Upamiętnienie przetrwało, bo nawet niemieccy saperzy specjalnie niedokładnie założyli ładunki, wiedząc, co kryje ten fragment pałacu. Spodziewali się, że prędzej sami się w proch obrócą, niż trafią do swoich domów, bo amia radziecka szykowała już ofensywę zza Wisły.
 
Plany odbudowy całości pojawiły się zaraz po wojnie.  Powracały w latach 70. kiedy nawet rozpisano konkurs dla architektów.
 
Dopiero jednak w 2021 r. uchwalono ustawę nie tylko o rekonstrukcji jego samego, ale również pobliskiego Pałacu Bruehla – międzywojennej siedziby Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz kamienic przy Królewskiej. Zaś Grób Nieznanego Żołnierza z powrotem stać się ma częścią Pałacu Saskiego, jak przed wojną, gdy w tym ostatnim mieścił się sztab generalny. 

Nie odróżniają Suskiego od Saskiego…

Problem w tym, że decyzję podjęto za rządów Prawa i Sprawiedliwości, co może sprawić, że gdy władzę teraz przejmą oponenci tej partii – rekonstrukcja nie zostanie przeprowadzona, chociaż trwają już poprzedzające ją prace archeologiczne. Nie skończą się prędko, bo pod ziemią odkryto pasjonujące znaleziska: w tym niedawno na głębokości  czterech metrów tunel, umożliwiający potajemną komunikację. Co zrozumiałe, bo właśnie w Pałacu Saskim pracowali przed wojną kryptolodzy, łamiący wrogie szyfry: najpierw Jan Kowalewski rozbrajał bolszewickie przekazy łączności, potem zaś Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski legendarną niemiecką Enigmę.
Początki pałacu Saskiego sięgają drugiej połowy XVII wieku. Wówczas to, w 1661 roku, ruszyła budowa rezydencji dla podskarbiego wielkiego koronnego Jana Andrzeja Morsztyna. Powstał piętrowy barokowy pałac z wieżami, który olśniewał wytwornością i nowoczesnością. Morsztyn bowiem, poeta i dyplomata, który bywał we Francji, znał się na sztuce i najnowszych trendach panujących w wielkim świecie.

Jednak jak dowodzą zarówno zapowiedzi Małgorzaty Omilanowskiej jak wyeksponowanie jej poglądów na czołówce warszawskiego magazynu tygodniowego papierowej “Gazety Wyborczej” ogromnym nagłówkiem “Nie odbudowujmy Pałacu Saskiego” – przynajmniej część środowisk demokratycznych stwarza wrażenie, że ma kłopot z odróżnieniem Saskiego od Suskiego, jeśli można kalamburem nawiązać do nazwiska posła PiS reprezentującego twardą linię partii. Zresztą Marek Suski w wolnych chwilach maluje obrazy, całkiem niezłe i ciekawe, o czym nie wszyscy wiedzą.

Ekspert od Pałacu Saskiego: Małgorzata Omilianowska, Platforma Obywatelska, była podsekretarza stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego w rządzie Platformy Obywatelskiej Donalda Tuska.. Fot: YouTube.

Nie od rzeczy więc przypomnieć, że Niemcy wysadzali Pałac Saski jako jeden z symboli naszej państwowości.
Pozostawał nim rzeczywiście, a przed Grobem Nieznanego Żołnierza stał też konny pomnik księcia Józefa Poniatowskiego dłuta genialnego Bertela Thorvaldsena, ten sam, który teraz znajduje się przed Pałacem Prezydenckim. Takie właśnie zdjęcie zamieszcza przedwojenna dwutomowa Encyklopedia Trzaski, Everta i Michalskiego, którą wtedy starał się mieć na półce każdy kierownik szkoły czy wyższy urzędnik państwowy.

Po pierwsze nie warto, po drugie się nie da…

Małgorzata Omilanowska w wywiadzie dla “Gazety Wyborczej” [1] przekonuje teraz, że odbudowywać Pałacu Saskiego po pierwsze nie warto, po drugie – nie da się tego zrobić.

Nie warto, bo jakoby nie wiadomo, co miałoby się tam mieścić. Jak wyłuszcza pani profesor: “Może warto byłoby odpowiedzieć sobie na pytanie, czy mieszkańcy Krakowa, Wrocławia, Poznania albo dolnośląskich wsi, patrzący na rozpadające się renesansowe i wczesnobarokowe obiekty na terenie swoich gmin, też są tak bardzo zachwyceni pomysłem, że parę miliardów pójdzie na zbudowanie zespołu gmachów w Warszawie, w których będą prowadzone jakieś niezidentyfikowane działania kulturalne” [2]. Najlepiej po prostu – szukajmy rozwiązań pozytywnych i poprowadźmy rozumowanie dalej – skutecznie zidentyfikować te ostatnie. Polska, która tylko w ostatnim półwieczu dochowała się trojga noblistów z literatury, zasługuje na nowoczesny ośrodek na miarę paryskiego Centrum im. Georges’a Pompidou. Może tylko żonglerzy ani szczudlarze nie mogliby pod nim na życie zarabiać, bo powaga Grobu Nieznanego Żołnierza musi być chroniona.

Gdy widzi się watahy turystów zagranicznych dziś w Warszawie spragnionych głównie taniego piwska i clubbingu, nietrudno sobie wyobrazić możliwość podniesienia jakości tych przyjezdnych: żeby się tu pojawiali również “młodzi kreatywni”, jak w Barcelonie dla Gaudiego a w Mediolanie dla mody. W restauracjach zostawią nawet więcej, bo lepiej zarabiają niż obecnie nas odwiedzający globtroterzy na socjalu.

Podobna funkcja Pałacu Saskiego stanowiłaby – to nie paradoks – powrót do tej pierwotnej.

Wbrew nazwie, pałacu nie zbudowali bowiem wcale Sasi, król August II Mocny kupił już gotowy gmach, chociaż przebudował znacząco, to, co w korzystniejszym dla Polski wieku XVII wzniesiono na polecenie Jana Andrzeja Morsztyna, dyplomaty (podpisał ze Szwedami traktat oliwski kończący Potop) i szefa stronnictwa profrancuskiego w Polsce ale też niepospolitego umysłu i twórcy. Jego wiersze, chociaż zgodnie z wymogiem epoki wiążącym dla autorów szlachetnie urodzonych stanowiły tylko “niepróżnujące próżnowanie” (z pióra szlachcicowi żyć nie tyle się nie udawało, co… nie wypadało), wciąż budzą refleksję oraz mocno szokują zestawieniem tematów miłości i śmierci.

Zaś w najmłodszych latach, które uformowały jego geniusz, mieszkał w Pałacu Saskim sam Fryderyk Chopin, już w kolejnym wieku, XIX, ponieważ jego ojciec Mikołaj uczył francuskiego w Liceum Warszawskim, które właśnie tam się mieściło. 

Odbudowa Pałacu Saskiego, Pałacu Brühla i kamienic przy ul. Królewskiej 6, 8 i 10/12 zakłada przywrócenie historycznych gmachów w formie z sierpnia 1939 roku. Miejsce, które przez niemal 400 lat tętniło życiem, już niedługo powróci na mapę Warszawy.

Naturalne wydaje się więc usytuowanie w pałacu centrum kultury na szerszą niż polska miarę.
Przeciwko temu nic nie będą mieli mieszkańcy innych regionów, skoro już teraz dominują w tłumie, ciekawie spoglądającym na efekty wykopalisk: odsłonięte piwnice przedwojennego pałacu. Płot poprowadzono na tyle zmyślnie, że pozostawiono w nim luki, pozwalające na obserwację rezultatów prac archeologów.

Uchwalona w 2021 r. ustawa obliguje wykonawców do ścisłego odtworzenia pałacu i sąsiadujących z nim budynków wedle stanu z 1939 r. Utrudnia to realizację – jak wykazuje prof. Omilanowska – ponieważ wcześniej zakupiony jeszcze w XIX wieku przez rosyjskiego kupca Iwana Skowrcowa (który dorobił się na dostawach dla budowy Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej) na Dom Dochodowy czyli po prostu w celu komercyjnego wynajmu pomieszczeń pałac składa się z małych pokojów. Tyle, że w międzywojniu wcale to jego użytkownikom ze sztabu generalnego nie przeszkadzało. Sam wprawdzie nigdy w żadnej armii nie służyłem, ale ze studenckiego szkolenia wojskowego pamiętam, że w tej instytucji, gdy natrafia się na tłok, krzyczy się po prostu: “Przejście”. I tyle… Zaś jeśli ustawa okazuje się rzeczywiście wadliwa, to mając większość, da się ją naprawić. Prezydent Andrzej Duda akurat tej nowelizacji nie zawetuje, jeśliby miała oznaczać storpedowanie rekonstrukcji zabytku, bądźmy poważni. Jej projekt autorstwa pracowni architektonicznej WXCA wygrał konkurs, więc pozostaje go realizować.

W Pałacu Saskim stoczono „bitwę umysłów” o przyszłość odrodzonego państwa polskiego – pracowali tu oficerowie i kryptolodzy odpowiedzialni za złamanie szyfrów Armii Czerwonej, czym bezpośrednio przyczynili się do zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej 1920 roku. Dekadę później w murach Pałacu podjęto się kolejnego niemożliwego zadania – złamania szyfru „Enigmy”. Trud ten podjęli wybitni matematycy: Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski. W ostatnich dniach grudnia 1932 roku osiągnęli sukces, kod niemieckiej maszyny szyfrującej został złamany.

Koszty realizacji – kolejny argument na “nie” w rozmowie prof. Omilanowskiej z “Wyborczą” – szacowano przed dwoma laty na 2,4 mld zł. To nawet mniej, niż za pisowskich rządów przeznaczała rocznie sejmowa większość z budżetu na własną propagandę w TVP. Nic prostszego, niż z tych samych pieniędzy Pałac Saski odbudować.

Słyszeliśmy też wcześniej argumenty, że odbudowa pałacu zaszkodzi zwierzętom i ptakom w pobliskim Ogrodzie Saskim. Jakby nie doskwierały im dalece bardziej przejeżdżające praktycznie przez sam ogród tramwaje albo ruch samochodowy na Marszałkowskiej i Królewskiej. 

Trzeba przyznać Małgorzacie Omilanowskiej, że trzyma profesorski fason i po podobną demagogię nie sięga. Tyle, że zupełnie nas nie przekonuje to, co mówi. Szacunek dla oponenta nie musi oznaczać, że się z nim z grzeczności zgadzamy.

Oczywiście warto chronić Grób Nieznanego Żołnierza i nie dopuścić do naruszenia powagi tego miejsca, co stanowi kolejną z wyliczanych przez panią profesor trudności, ale przecież polska szkoła konserwacji zabytków od czasów podziwianej powszechnie odbudowy Warszawy, Wrocławia czy Gdańska cieszy się w świecie wyjątkową i zasłużoną estymą i z pewnością z tym wyzwaniem sobie poradzi.

Szkoda, że niewątpliwie ciesząca się autorytetem w środowisku prof. Omilanowska nie protestowała, gdy w Warszawie masowo wyburzano budynki oryginalne architektonicznie ale też o wartości historycznej i sentymentalnej, jak socjalistyczne markety Sezam i Supersam czy Kino “Skarpa” – to ostatnie stanowiło zresztą dzieło tego samego architekta Zygmunta Stępińskiego, który od razu w pierwszym roku po wojnie nadał ocalonemu Grobowi Nieznanego Żołnierza nowy i nieoceniony format symbolicznej ruiny, unaoczniającej na miarę greckiej tragedii niedawny los miasta…

W Krakowie dopiero w ostatniej chwili udało się wybronić przystosowany teraz do nowej kulturalnej funkcji dawny hotel Cracovia przy Błoniach, modernistyczny i ciekawy, autorstwa Witolda Cęckiewicza, projektanta również sanktuarium w Łagiewnikach.

Nie sprzeciwiała się pani profesor, czyżby serce historyka sztuki nie bolało, gdy niszczono w Katowicach tamtejszy dworzec, arcydzieło stylu, nazywanego niegdyś brutalizmem, owoc projektu słynnych trzech tygrysów – jak ich określano, bo wszystkie konkursy wygrywali – Wacława Kłyszewskiego, Jerzego Mokrzyńskiego i Eugeniusza Wierzbickiego.
 
A przecież te wszystkie rozbiórki stanowiły eksces barbarzyńców. Zwłaszcza w Katowicach w miejsce wspomnianego brutalistycznego “banhofu” postawiono nowy, na którym wprawdzie zgubić się trudno, ale zupełnie nie da się ocenić, czy pociąg przywiózł nas do Krasnojarska czy raczej do Belgradu, bo wszystko, co się tam znajduje, jest takie samo, jak gdzie indziej…
Choć jego wygląd zmieniał się kilkakrotnie, Pałac Saski w Warszawie przetrwał prawie 300 lat. Zniknął w 1944 roku za sprawą niemieckiego okupanta.
W miejsce wspomnianej zaś warszawskiej Skarpy, przed którą jeszcze w nocy zawczasu ustawiały się kolejki po karnety na doroczne konfrontacje filmowe, gdzie dało się zobaczyć nawet nie dopuszczoną potem na ekrany kin repertuarowych ekranizację “Mechanicznej pomarańczy” Anthony’ego Burgessa – stoi teraz banalny budynek biurowo-apartamentowy, którego nic poza wysokimi cenami za metr kwadratowy nie wyróżnia.                                                           

 

Na odbudowie nikt nie straci

Problem z odbudową wydaje się polegać na tym, że tak naprawdę… nie ma problemu. Wprost przeciwnie: tam, gdzie stał Pałac Saski znajdują się dzisiaj wyłącznie trawniki. A zieleni wokół dosyć. Ogród Saski obejmuje przecież jej 16 hektarów. Przed wojną tworzył z pałacem całość nierozerwalną. Póki nie rozerwały jej ładunki wybuchowe nazistów.
 
A że to nie my ustawę o odbudowie przyjęliśmy? Rzecz da się łatwo odwrócić: za to my ją zrealizujemy. Każdy, który zmierza do władzy, powinien szukać sukcesów nie tylko w obojętnych obywatelom technicznych wskaźnikach wzrostu: rozumiał to Edward Gierek, zaraz po jej objęciu decydując o odbudowie Zamku Królewskiego.
 
Podobne myślenie doradzić warto oponentom odbudowy, skoro ta nie tylko w Warszawie nie zaszkodzi nikomu. I jeszcze jeden argument, którego zapewne w żadnej sensownej polemice zbić się nie da: czyżbyśmy po tak wielu niszczących wojnach, jakie przez Polskę przechodziły, mieli zbyt wiele zabytków? Po co jednak kończyć truizmem, skoro można pełnokrwistą pointą. Dostarczają nam jej: sama pani profesor i autor wywiadu Tomasz Urzykowski.
 
Otóż, jak się okazuje, zdeklarowana przeciwniczka odbudowania Pałacu Saskiego prof. Małgorzata Omilanowska powołana została przez wówczas jeszcze wicepremiera, ale wciąż aktualnego ministra kultury i również profesora Piotra Glińskiego do Rady Odbudowy Pałacu Saskiego. I pomimo, że minister to pisowski a pogląd na kwestię znany, ochoczo weszła w jej skład. Zasiada tam do dzisiaj. Sam George Orwell by tego nie wymyślił, bo pomimo wielkiej wyobraźni, jaką się wykazał w “1984” i “Folwarku zwierzęcym”, umysł miał chłodny, anglosaski i na wskroś racjonalistyczny. Jeszcze jakieś pytania?
 
Zaś co do “Gazety Wyborczej”, tak intensywnie promującej powrót prof. Omilanowskiej do rządu ale i jej bardziej zacietrzewiony niż żarliwy sprzeciw wobec projektu, którego realizacja nie skrzywdzi nikogo, warto przypomnieć, że w II kwartale br. sprzedawała dziennie 38 tys egzemplarzy papierowego wydania [3]. Tyle, ilu mieszkańców mają nie aspirujące do rangi metropolii podwarszawskie Ząbki. Zaś przed zaledwie piętnastu laty kupowało ją co dzień 441 tys. czytelników, więcej niż wynosi liczba ludności Szczecina, siódmego pod tym względem miasta w Polsce [4]. I na tym porównaniu i zestawieniu rzeczywiście chyba można rzecz zakończyć… 
 
[1] “Gazeta Wyborcza”, [dodatek:] Tygodnik Warszawa z 3 listopada 2023 
[2] ibidem
[3] por. Sprzedaż Faktu spadła… wirtualnemedia.pl z 8 sierpnia 2023
[4] por. Tomasz Mielczarek. Gazety polskie u schyłku pierwszej dekady XXI wieku [w:] Rocznik Historii Prasy Polskiej t. XIII (2010), z. 1-2 (25-26), s. 338 
 
Udostepnij na Facebook
Dodaj na Twitter
Piramida demokracji

Jeden bunt przy urnach dopiero co nastąpił. Obywatele w ostatnim głosowaniu zawstydzili polityków, powtarzających przedtem, że życie publiczne przeciętnego Polaka nie pasjonuje. Zaprzeczyły temu długie wieczorne kolejki do urn wyborczych.Czytaj więcej ..

Jedziemy na Euro

Po wyeliminowaniu Walii rzutami karnymi w barażowym meczu na wyjeździe – polscy piłkarze pojadą na Mistrzostwa Europy. Nie ma sensu narzekanie, że awans zdobyli w ostatnim momencie albo nie w takim stylu jak trzeba. Kto nie umie cieszyć się z sukcesów, kolejnych już nie odniesie.Czytaj więcej ..

Między nami a Walijczykami

Ustrzegliśmy się podobnie niemiłej niespodzianki, jaką w grupie eliminacyjnej stała się porażka z Mołdawią. Piłkarze Michała Probierza zgodnie z planem i rankingami pokonali Estonię 5:1 i o awans do finałów Euro zagrają w Cardiff z Walią. To symboliczne dla nas miejsce i przeciwnik.Czytaj więcej ..

Jaka tragedia taka Balladyna

Minął czas, kiedy Nową Lewicę uosabiały miła buzia i posągowa sylwetka Magdaleny Ogórek. Z sejmowej trybuny gorszą twarz postkomunizmu zaprezentowała przewodnicząca klubu Anna Maria Żukowska, zapowiadająca, że znane ze “strajku kobiet” błyskawice powrócą i jedna z nich porazi Szymona Hołownię ..Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments