Wynik jak zobowiązanie

Mądrość zbiorowa Polaków, tyle razy chwalona w świecie w czasach pokojowej walki Solidarności ale też niedawno, gdy udzieliliśmy masowej pomocy ukraińskim uchodźcom wojennym – objawiła się również przy okazji wyborów parlamentarnych. Jej przejawem pozostaje zarówno gromadny udział obywateli w głosowaniu, chociaż jakoby mieli się już polityką nie interesować – jak ich werdykt. Właśnie dlatego, że tak niejednoznaczny. Stanowi dla polityków nie okazję do świętowania lecz zadanie do wypełnienia. I obu stron głównego sporu to dotyczy.   
 
Polacy wystawali długie godziny na zimnie i po ciemku w kolejkach do urn, żeby oddać głos w tych wyborach. Bezspornym ewenementem okazuje się najwyższa od czasu zmiany ustrojowej frekwencja – 74 proc. W historycznych wyborach z 4 czerwca 1989 r. wzięło udział niespełna 63 proc Polaków. Znacząca okazuje się też reakcja rynków finansowych na wynik: na giełdzie warszawskiej WIG-20 wzrósł o ponad 5 proc, najwięcej odkąd trwa wojna na Ukrainie. Inwestorzy wiedzą czasem więcej niż komentatorzy polityki.
 
Wynik wyborów nie zadowala żadnej ze stron. PiS liczyło na samodzielną większość. Koalicja Obywatelska na pierwsze miejsce jak w prawyborach w Wieruszowie. To oznacza również, że… nie ma pokonanych. Na razie wydaje się oczywiste, że PiS musi władzę oddać a nowy rząd zbuduje koalicja trójki ugrupowań: KO, Trzeciej Drogi i Lewicy.  

Wyjście z labiryntu

Polityka po raz kolejny okazuje się sztuką osiągania tego, co możliwe, zgodnie ze znanym powiedzeniem kanclerza Ottona von Bismarcka.  
 
Żadna z sił politycznych nie zrealizowała swoich celów do końca. Nawet jeśli sukces ogłaszają wszystkie.
Wyjście z powstałego labiryntu stanie się testem na zdolności do  (na niej opiera się większość sukcesów Francji przewyższającej Polskę zarówno pod względem poziomu życia i potęgi militarnej jak liczby nagród Nobla), czyli współdziałania odległych od siebie
Sztab Koalicji Obywatelskiej po ogłoszeniu wyniku wyborów. Fot: YouTube.

nawzajem sił politycznych: nie dla żadnych wywiedzionych z abstraktu wartości lecz pomyślności państwa. 

W wyborach z 15 października troska o zachowanie socjalu konkurowała z umiłowaniem wolności. Żadna z tych postaw nie została przez znany już wynik uprzywilejowana. Oznacza to konieczność szanowania obu z nich. Nie wyboru między nimi.

Liczne środowiska, zarówno nauczyciele jak urzędnicy czy ludzie kultury, także pracownicy wymiaru sprawiedliwości (niezależnie od społecznych ocen jakości sądownictwa) i niedowartościowanej pomimo zasług w zwalczaniu pandemii ochrony zdrowia – odbierali ośmioletnie rządy PiS jako czas permanentnej opresji, co przekłada się na brak ich prolongaty.
 
Symboliczna okazała się nieskuteczność agitatorskiego przekazu TVP, rzutującego na rezultaty poprzednich głosowań, ale tym razem potraktowanego jako obraźliwy dla inteligencji i wrażliwości widzów. Zmiana tonu 
Sztab Konfederacji po ogłoszeniu wyniku wyborów. Fot: YouTube
zauważalna w studiu telewizji państwowej już w trakcie wieczoru wyborczego odzwierciedla nieobce i jego gospodarzom poczucie, że coś się kończy.
 
Marek Sawicki z PSL-Trzeciej Drogi zaśpiewał nawet: ta ostatnia niedziela. Zmiana staje się faktem, chociaż dokładnego jej kierunku jeszcze nie znamy, bo trudno z przedwyborczych deklaracji polityków wnioskować, dokąd zmierza Polska już po tym – nie bójmy się tego słowa – historycznej wagi głosowaniu.        

 

Tego nie da się obejść czyli wniosek z 74 proc frekwencji

Co więcej, frekwencja przewyższająca udział w przełomowych wyborach z 4 czerwca 1989 r, kiedy to zagłosowało 62,7 proc z nas, podczas gdy w niedawną, październikową niedzielę aż 74 proc – wyklucza wszelkie próby zlekceważenia  naszego werdyktu przy urnach. A tym bardziej obejścia go.
 
Polityków należy zachęcać nie tyle do dogadania się, czy nawet w planie maksimum do pojednania (chociaż niektórzy – jak Szymon Hołownia pod pomnikiem Solidarności – o tym ostatnim mówią otwarcie) – ale do tego, żeby objawili instynkt samozachowawczy. Co nieodzowne, gdy zagłosowaliśmy tak tłumnie, wyczekując nawet po nocy na ulicach. Wyniku tych wyborów nie da się już przekreślić, bo oznaczać by to musiało złowrogi akt porównywalny z 13 grudnia 1981 r. i nie mieszczący się w realiach współczesności. Zaś te określa zbiorowa wola polskiego wyborcy, który wprawdzie nowo wybranemu parlamentowi dał mandat silniejszy niż któremukolwiek przedtem w historii – ale żadnej z sił w nim obecnych nie uprawnił do triumfalizmu ani arogancji.      

 

Pyrrus i inni czyli historię piszą zwycięzcy

Pyrrus jak wiemy był królem Epiru, górzystej krainy na pograniczu dzisiejszej Grecji i Albanii. Wojnę z Rzymianami toczył w III wieku p.n.e. Gdy po jednej z bitew, w której poniósł ogromne straty, podlegli mu dowódcy z lizusostwa lub krótkowzroczności gratulowali mu wygranej, miał im odrzec: 
– Jeszcze jedno takie zwycięstwo a będziemy zgubieni.
 
Historię piszą zwycięzcy, jak głosi znane powiedzenie. Ci prawdziwi a nie pozorni. Opowieść o Pyrrusie przekazali Rzymianie i od tego czasu mówimy o pyrrusowym zwycięstwie, które nie daje efektów lecz przynosi kłopoty.
Z takim zjawiskiem spotykają się obaj zwycięzcy świeżych wyborów w Polsce – ten nominalny, którym pozostaje Prawo i Sprawiedliwość, po uzyskaniu największego poparcia przy urnach. Nie daje ono jednak szansy zbudowania trwałej większości do rządzenia. Dysponuje nią z kolei sojusz trzech ugrupowań, które w wyborach uzyskały odpowiednio wynik drugi, trzeci i czwarty. Są nimi Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica. Da się je uznać za zwycięzcę faktycznego, tyle, że prezydent, powierzający misję tworzenia rządu wywodzi się z PiS, a pozostaje nim Andrzej Duda o mandacie znacznie mocniejszym, bo uwiarygodnionym poparciem 11 mln wyborców przed trzema laty. I to jeden z opozycyjnych dziennikarzy, kiedy po wygranej Koalicji Obywatelskiej w prawyborach mogło się wydawać, że podobne rozstrzygnięcie z “Polski w pigułce” powtórzy się w skali całego kraju – wymógł na Dudzie deklarację, że na szefa rządu wskaże przedstawiciela ugrupowania, które uzyska najlepszy wynik w wyborach.  Słowo się rzekło. Jeśli więc demokratom nie odpowiada, że misję tę otrzyma Mateusz Morawiecki, a nie Donald Tusk, pretensję mogą mieć do siebie, a ściślej do własnego zaplecza medialnego. Wiele wskazuje na to, że żmudna procedura powoływania rządu w trzech opisanych w Konstytucji “krokach” przedłuży się aż do grudnia.
 
Łatwiej wskazać rzeczywistego zwycięzcę tych wyborów jeśli odejdzie się od zwulgaryzowanego pojmowania polityki jako gry o sumie zerowej, po ludzku mówiąc “jak ja wygram to ty przegrasz” na rzecz znanego z prac Arystotelesa rozumienia tejże polityki jako dobra wspólnego. 

 

Aktorzy, statyści i właściciel całego teatru

W tym sensie zawodowi politycy okazują się tylko – w zależności od własnego formatu aktorami lub statystami, odgrywającymi role w scenariuszu napisanym dla nich przez tych, którzy ich wybierają.  Im się tylko wydaje, że manipulują rządzonymi, jak pokazało rozczarowanie, jakiego z chwilą ogłoszenia exit polls wieczorem 15 października doznały obie strony głównego sporu politycznego. 
 
Rekordowa frekwencja wyborcza wyklucza udział przypadku. Zwycięzcą tych wyborów okazała się mądrość zbiorowa Polaków. Politykom pozostaje tego nie zmarnować. Stają przed koniecznością zrównoważania rozmaitych racji. 
 
Polacy wiedzieli, po co i na kogo głosują. Zawstydzili poniekąd polityków, pozostawiając ich w przekonaniu, że na aż tak wielkie zainteresowanie nie zasługują. Poprzedzająca wybory kampania nie dotknęła wielu kluczowych spraw: od kondycji przedsiębiorstw po dylematy suwerenności czy zagadnienia związane z budowaniem nowego systemu obronnego w zagrożonej Europie. Wyróżniała się za to personalizacją ataków i polemik. Nazwiska liderów odmieniano we wszystkich przypadkach w przemówieniach ich antagonistów. Brnąć można w to dalej, skupiając się na podziale łupów – z perspektywy tych, co rząd będą formować – lub na maksymalnym utrudnieniu tego procesu przez oddających władzę. To jednak droga donikąd.
 
Z wydarzeń ostatnich tygodni płynie alarmujący przykład Izraela, gdzie niedwoład istniejącej przecież demokracji i autorytarne aspiracje władzy ale również brak elastyczności opozycji, sposobu na politykę szukającej w demonstracjach ulicznych i bojkocie aparatu rządowego, doprowadziły do osłabienia zdolności obronnych państwa i ułatwiły obcą przemoc.
 
Za to wzorca pozytywnego klasa polityczna nie musi szukać poza Polską. Wystarczy, żeby politycy dostroili się do poziomu odpowiedzialności, jakim wykazali się w niedawną niedzielę ich wyborcy. 
 

Nie udało się odwrócić uwagi tych ostatnich od najważniejszego głosowania, decydującego o tym, kto przejmie odpowiedzialność za rządzenie Polską. Gdyby referendum rozpisane w tym samym terminie przez rządzące PiS zawierało jedno tylko pytanie – o stosunek do przymusowej relokacji imigrantów, których przyjmowanie chce na nas wymusić unijna biurokracja – polscy wyborcy przystaliby zapewne na to, żeby na nie odpowiedzieć. Jednak władza zdecydowała się na postawienie nam aż czterech, w formie urągającej inteligencji elektoratu. Indagowano nas w sposób publicystyczny o sprawy dla ogółu oczywiste. Stąd uczestnictwo w referendum zaledwie 41 proc uprawnionych, co sprawia, że głosowanie nie okaże się wiążące. 

To rządzący zmarnowali tym samym okazję do pokazania, że ich sprzeciw wobec narzucania nam przyjęcia nielegalnych imigrantów wedle narzucanych kwot cieszy się rozległym poparciem społecznym, co wzmocniłoby pozycję Polski w dalszych rozmowach z Brukselą. Nie tylko w tej kwestii.

Dwie trzecie mandatów dla opozycji w wyborach do Senatu (66 na sto dokładnie) to premia za umiejętność dogadania się, żeby nie rozbijać głosów sobie nawzajem – chociaż jakość kandydatów pozostawała różna. I w tym głosowaniu objawiło się zmęczenie rządami PiS. Wyniku wyborów nie da się jednak sprowadzić do tego wrażenia.

Wyniki wyborów exit poll. Jarosław Kaczyński: to jest sukces. Fot: YouTube.

Polacy wiedzą, dlaczego głosują

Polacy nie głosowali machinalnie ale po głębokim namyśle. Dlatego w wyborach do Sejmu nie zyskała sukcesu żadna z koncepcji paternalistycznych ani jednolitofrontowych. Zjednoczonej Prawicy (PiS z przyległościami) zabraknie mandatów do rządzenia ale głosujący też nie uznali nadrzędności Koalicji Obywatelskiej w obozie opozycji. Trzecia Droga uzyskała przy urnach niemal połowę tego poparcia, jakim legitymuje się KO. Jeśli doliczyć głosy oddane na Lewicę – to z 53 proc jakie w wyborach padły na ugrupowania opozycyjne z wyłączeniem Konfederacji, a więc te, co zapowiadają, że zgodnie nowy rząd stworzą, ok. 43 proc wszystkich opozycyjnych głosów i 23 proc całości oddanych przypada na dwie mniejsze partie. Co więcej – widać, że zebranie podobnego poparcia nie stałoby się możliwe, gdyby PO-KO zawczasu zwasalizowała innych i zmusiła ich do pójścia do wyborów ramach jednej wspólnej listy, za którą optowała m.in. “Gazeta Wyborcza”. Polacy jednak i w tym wypadku postawili na pluralizm. Demokracja – jak wiemy – zakłada zasadę prawdy względnej. Nikt – ani Jarosław Kaczyński ani Donald Tusk – nie jest z założenia tejże prawdy dysponentem. Jeśli opozycja ma dziś przynajmniej arytmetyczną szansę na zbudowanie rządu, to dlatego, że do wyborów poszła z wieloma listami. Jeżeli z kolei brakuje PiS podobnej możliwości, to również z tego powodu, że zaciekle zwalczając zwłaszcza konkurentów po prawej stronie sceny publicznej skutecznie pozbawiła się tego, co politologowie nazywają zdolnością koalicyjną.

Uczestnictwo w wyborach okazało się rekordowe w grupie wiekowej między 50 a 59 rokiem życia. Zagłosowało aż 83 proc uprawnionych w tym przedziale wiekowym (więcej zresztą na PiS niż na KO). To najmłodsze pokolenie Solidarności, tej zwycięskiej w wyborach z 4 czerwca 1989 r. i ostatnie pamiętające PRL a tym samym również cenę, jaką zapłaciliśmy za drogę do demokracji.

W wielu wypadkach wyborcy opowiedzieli się za zmianą pokoleniową lub jakościową co znalazło wyraz w kolejności nawet w ramach poszczególnych list wyborczych: na tej podwarszawskiej Konfederacji lepszy wynik od plotącego w tej kampanii trzy po trzy Janusza Korwin-Mikkego uzyskali: Karina Bosak (tylko ona zdobyła mandat) i mec. Jacek Wilk. Surowo zweryfikowali głosujący politycznych wędrowców: z Łodzi nie zyskała mandatu z listy KO Hanna Gill-Piątek, która w trakcie jednej tylko czteroletniej kadencji poselskiej zaliczyć zdążyła aż trzy ugrupowania: Lewicę, z którą weszła do Sejmu, Polskę 2050 gdzie była nawet przewodniczącą koła parlamentarnego oraz Koalicję Obywatelską właśnie.

Także z Łodzi nie została posłanką pozostająca nią nieprzerwanie od 1991 r. a więc zdobywająca mandat we wszystkich wolnych wyborach w Polsce Iwona Śledzińska-Katarasińska. Za to z tej samej okręgowej listy KO dostała się 29-letnia Aleksandra Wiśniewska w trakcie wojny na Ukrainie uczestnicząca w humanitarnej ewakuacji podopiecznych tamtejszych domów dziecka. Wnioski nasuwają się same. Z kolei wyborcy PiS w Warszawie premiowali mandatem wyrazistego, choć nie wywodzącego się z tej partii biznesmena Marka Jakubiaka, właściciela browarów i promotora wielu przedsięwzięć w tym portali o tematyce kresowej, kiedyś już posła ale z Kukiz’15.

Dalece smutniejszym sygnałem okazuje się za to wybór do Sejmu Łukasza Mejzy (z listy PiS), znanego z oferowania rodzicom chorych dzieci niesprawdzonych terapii po paskarskich cenach: mandatu potrzebuje dlatego, że wiąże się z immunitetem. Znajdą się też ponownie w sejmowej sali bohaterowie głośnych afer: Lwa Rywina – Włodzimierz Czarzasty (lider Lewicy, chociaż w Sosnowcu lepszy od niego wynik zanotował młody radny Łukasz Litewka, na banerach wyborczych zachęcający nie tylko do głosowania na siebie ale i adopcji psów ze schroniska) oraz taśmowej – Bartłomiej Sienkiewicz z KO. Także posłanka PiS Joanna Lichocka, która w minionej kadencji po jednym z głosowań obelżywie wystawiła palec, jedni mówili, że w kierunku ław opozycji, inni że do kamer telewizyjnych – ponownie w tym miejscu zasiądzie.

Celem wyborów parlamentarnych nie jest jednak przerobienie zjadaczy diet w aniołów lecz wyłonienie reprezentacji społeczeństwa. Ta obecna ma przed sobą zadania i wyzwania tak istotne, że nie za pojedyncze gesty i incydenty będzie oceniana. A z masowego uczestnictwa w tych październikowych wyborach również można wnosić, że ta kolejna ocena podobnie okaże się trudna do podważenia. Na świeżo wybranych parlamentarzystów ta świadomość musi działać motywująco. Innego wyjścia nie mają. Wyborcy jasno im je wskazali.

Udostepnij na Facebook
Dodaj na Twitter
Piramida demokracji

Jeden bunt przy urnach dopiero co nastąpił. Obywatele w ostatnim głosowaniu zawstydzili polityków, powtarzających przedtem, że życie publiczne przeciętnego Polaka nie pasjonuje. Zaprzeczyły temu długie wieczorne kolejki do urn wyborczych.Czytaj więcej ..

Jedziemy na Euro

Po wyeliminowaniu Walii rzutami karnymi w barażowym meczu na wyjeździe – polscy piłkarze pojadą na Mistrzostwa Europy. Nie ma sensu narzekanie, że awans zdobyli w ostatnim momencie albo nie w takim stylu jak trzeba. Kto nie umie cieszyć się z sukcesów, kolejnych już nie odniesie.Czytaj więcej ..

Między nami a Walijczykami

Ustrzegliśmy się podobnie niemiłej niespodzianki, jaką w grupie eliminacyjnej stała się porażka z Mołdawią. Piłkarze Michała Probierza zgodnie z planem i rankingami pokonali Estonię 5:1 i o awans do finałów Euro zagrają w Cardiff z Walią. To symboliczne dla nas miejsce i przeciwnik.Czytaj więcej ..

Jaka tragedia taka Balladyna

Minął czas, kiedy Nową Lewicę uosabiały miła buzia i posągowa sylwetka Magdaleny Ogórek. Z sejmowej trybuny gorszą twarz postkomunizmu zaprezentowała przewodnicząca klubu Anna Maria Żukowska, zapowiadająca, że znane ze “strajku kobiet” błyskawice powrócą i jedna z nich porazi Szymona Hołownię ..Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments