Zwyciężyłeś, Janie Pawle II
Jak w memoriale Krasińskiego
Obie strony pozornego przecież sporu o historyczną rolę Jana Pawła II – bo nie podlega one przecież zakwestionowaniu z tego powodu, że marny żurnalista znalazł w zakurzonym archiwum esbeckie “teczki na Wojtyłę” a cyniczny amerykański właściciel stacji postanowił to dać na antenę – działają w opisany przez Zygmunta Krasińskiego zawzięty sposób.
Obłudni obrońcy Jana Pawła II chcą pomimo otwartości jego myśli i jej demokratycznego przesłania – użyć go jako pretekstu do kolejnych restrykcji wobec społeczeństwa. Zniesławiający go z kolei spodziewają się, że w Polsce bez autorytetów uda im się łatwiej przejąć władzę.
Nie po trupach, ale za sprawą teczek komunistycznych służb bezpieczeństwa, które dobrze znają.
Eseista Wojciech Karpiński w “Cieniu Metternicha” zapytywał dziesięć lat przed wszelkimi krajowymi lustracjami, w mroku stanu wojennego jeszcze: “(..) ale czy archiwa takich instytucji zachowują się w całości, czy są prawdziwe, a jeśli nawet są, to czy mówią prawdę, czy nie modelują świata na obraz i podobieństwo swoje?” [1].
Badania opinii publicznej, dokumentujące, że pomimo ataków TVN wspartych przez część innych mediów głównego nurtu Karol Wojtyła dla trzech czwartych z nas pozostaje autorytetem, pokazują, że zamysł wymazania Jana Pawła II z nowoczesnej historii nie powiódł się. Zaś zamiar przedstawiania go jako hierarchy kryjącego grzech i zbrodnię pedofilii w macierzystej diecezji okazuje się sprzeczny z prawdą historyczną. Jak się ona przedstawia, nie pozostawiają złudzeń obrazoburcom wytrawni watykaniści klasy Marco Politiego ani dziennikarze śledczy z lepszych niż telewizyjna na Augustówce firm jak demaskator afery Watergate Carl Bernstein. Teraz TVN próbuje nas przekonać, że ten ostatni nie natrafił nawet na ślad nieprawości, które miał odnaleźć jej żurnalista “bez nazwiska” jak o ambicjonerach pozbawionych dorobku mawia się z naszym zawodowym slangu. Wolne żarty. Chociaż – jak u Milana Kundery – nikt się nie będzie śmiał.
Już wtedy, kiedy był kardynałem krakowskim – jak opisują Bernstein i Politi (“Jego Świątobliwość…”): “Wiedziano, że ma szczególny wpływ na młodzież. Potrafił dotrzeć do serc zarówno ludzi prostych, jak i uczonych. Dla wielu spotkania z nim twarzą w twarz były przeżyciem i opowiadali potem o jego szczególnej umiejętności czytania w oczach rozmówcy. W przeciwieństwie do większości duchownych bardzo naturalnie odnosił się do kobiet, był wobec nich przyjazny i wyrozumiały, w kontaktach z nimi zachowywał się bez cienia skrępowania czy nienaturalnej familiarności (..). Tych, z którymi się spotykał, uderzała całkowita prostota jego sposobu bycia i skromność zachowania. Nie posiadał niczego poza książkami, osobistą garderobą, garstką rodzinnych pamiątek, nartami i ubraniami na wędrówki (..) Był niestrudzonym mediatorem. Pisał książki: o miłości i znaczeniu aktu seksualnego, o podstawowych zasadach Vaticanum II a także traktat antropologiczny, zatytułowany “Osoba i czyn”” [2].
Nie są to cytaty z przeznaczonej dla kółek różańcowych czy na użytek katechezy szkolnej książki budującej i nabożnej, lecz ze światowego bestselleru uznanych autorów.
Polacy nie potrzebują bibliotecznych kwerend, żeby miejsce swojemu Papieżowi we własnych sercach i umysłach wyznaczyć. Chociaż wzmożone – za sprawą ataku TVN – zainteresowanie jego myślą i biografią pokazuje, również w zgodzie z jego papieską nauką, że nawet złe przedsięwzięcia obracają się czasem w dobre. Jak pisał bowiem Czesław Miłosz: “lawina bieg od tego zmienia, po jakich toczy się kamieniach”.
Zwyciężyłeś, Galilejczyku – można więc powtórzyć za umierającym, chociaż niby przecież zwycięskim jako zdobywca Okopów Świętej Trójcy i destruktor dotychczasowej moralności, Pankracym z “Nie-Boskiej Komedii” cytowanego już tu raz Zygmunta Krasińskiego.
Oddające zwycięstwo Chrystusowi słowa “Galilaae, Vicisti (Zwyciężyłeś, Galilejczyku) po raz pierwszy wedle tradycji wypowiedzieć miał umierając cesarz rzymski Julian Apostata w IV wieku naszej ery, który jak rzecz ujmuje Władysław Kopaliński: “po śmierci Konstantyna II jako cesarz, przedsięwziął beznadziejną próbę odnowy społeczeństwa rzymskiego przez wskrzeszenie dawnych praw, obyczajów i kultu dawnych bogów, nie podejmując jednak przy tym żadnego systematycznego prześladowania chrześcijan” [3]. Zmarł zresztą z ran odniesionych nie w walce z nimi, lecz z Persami.
We współczesnym wariancie zamiast “kultu dawnych bogów” zostaje nam kult esbeckich teczek. Niejeden entuzjasta prawdy w nich zawartej nawet wyglądem i sposobem mówienia przypomina do złudzenia Antychrysta z misteriów średniowiecznych. Wspomnieć też wypada zaręczenia teologów, że gdy ten ostatni się pojawi – wcale nie musi występować koniecznie jako wróg Kościoła. Może także w roli jego obrońcy. Zaś społeczna nauka papieska, jaką zapamiętaliśmy, nie wydaje się możliwa do pogodzenia z zasłanianiem się portretami Jana Pawła II przed niepełnosprawnymi na wózkach, którzy akurat w trakcie przyjmowania pamiętnej uchwały kontynuowali wraz z opiekunami okupację Sejmu, bo nigdzie wcześniej sprawiedliwości znaleźć nie mogli.
Atak na dobrą pamięć o Karolu Wojtyle nie powiódł się, ale jej zarówno szczerych jak dwulicowych obrońców przestrzec wypada przed triumfalizmem. Nie tylko dlatego, że pozostaje on sprzeczny z jego społeczną nauką.
Czas trwającego ponad ćwierćwiecze pontyfikatu Jana Pawła II okazał się okresem zarówno w dziejach Polski jak jej Kościoła wyjątkowym. Znaczy go poświęcenie księży-męczenników: Jerzego Popiełuszki czy Stanisława Suchowolca i Stefana Niedzielaka. Wtedy również rozkwitły talenty charyzmatycznych kaznodziejów, takich jak o. Ludwik Wiśniewski, kościelnych myślicieli jak Józef Tischner (autor “Etyki Solidarności”) i Jacek Salij, poetów jak ks. Jan
Twardowski ale też – co oczywiste – ujawniły się z korzyścią dla Polski i pokojowej zmiany ustrojowej w naszej części Europy dyplomatyczne zdolności prymasa Józefa Glempa.
Odpieranie ataków na Jana Pawła II nie zwalnia z refleksji, czy do formatu tamtych czasów da się jeszcze powrócić w sensie realnej obecności Kościoła w życiu Polaków. Nie tylko tym jego segmencie, który wyznaczają śluby i pogrzeby. Nie w znaczeniu instytucjonalnych gwarancji, obejmujących konkordat i religię w szkole. O poziomie tamtejszej katechezy świadczy zresztą wzmożona obecność osób sceptycznych wobec Jana Pawła II w młodym elektoracie nawet zachowawczej przecież Konfederacji.
Utarło się w pamięci zbiorowej powiedzenie z dawnych lat jeszcze, że Polacy kochają Papieża ale go nie rozumieją. Tylko dlaczego również nauczycieli religii to dotyczy… Nie myślmy też, że zawsze tak było.
Z orwellowskiego roku 1984 r. zapamiętałem jesienne przedstawienie Teatru Ósmego Dnia na dziedzińcu kościelnym przy warszawskiej Żytniej. Awangardową i antykomunistyczną grupę z Poznania oglądało i oklaskiwało wtedy dwa tysiące osób. Nie był to wcale teatr katolicki: zresztą po latach jedna z artystek Ewa Wójciak nieparlamentarnie określiła papieża Franciszka. To sam Kościół otworzył swoje bramy przed artystami i zaprosił ich do siebie. Bo nie mieli gdzie grać, sekowani przez komunistyczną władzę. Podziwiałem wtedy kościelne babcie, stałe bywalczynie imprez parafialnych. Siedziały dzielnie, chociaż przekaz “Ósemek” z Poznania pozostawał trudny nawet dla festiwalowej publiczności zachodnioeuropejskiej, łączył choreografię z aluzjami kulturowymi i literackimi do dzieł nie zawsze powszechnie znanych. Ale wytrwali wtedy wszyscy, chociaż zimno było, bo październik… chciałoby się rzec “piekielnie”, ale tego akurat słowa nie wypadało w miejscu spektaklu wypowiadać.
Chciałoby się zapytać: spróbujemy jeszcze raz? Gorzej, że nie zawsze jest kogo.
Wyzwanie dla Kościoła, czyli Vaticanum II a nie okopy świętej Trójcy
Nie dzieje się tak, że złe moce sprzysięgły się przeciw Kościołowi polskiemu, że zadzierzgnięto przeciw niemu złowrogi jakiś spisek. Gołym okiem widać bowiem, że współcześni pasterze – z wyjątkiem może potrafiącego skrytykować świecką władzę z PiS abpa Stanisława Gądeckiego, metropolity warszawskiego Kazimierza Nycza oraz charyzmatycznego biskupa łódzkiego Grzegorza Rysia – mają się tak do duchownych z pokolenia Karola Wojtyły jak – proszę wybaczyć porównanie – piłkarze Fernanda Santosa do graczy Kazimierza Górskiego i Antoniego Piechniczka. Nie jest ono na wyrost, bo przecież spontaniczne pochody Polaków z flagami po ulicach zaczęły się od świętowania “zwycięskiego remisu” na Wembley z Anglikami i pierwszego po wojnie awansu do finałów Piłkarskich Mistrzostw Świata a następnie udanych meczów w trakcie turnieju latem 1974 r. A ponownie Polacy wylegli z biało-czerwonymi na place i ulice bez pytania kogokolwiek o zgodę, kiedy 16 października 1978 r. po słowach “Habemus papam” świat usłyszał trudne nazwisko ze słowiańskiego kraju, co stanowiło dopełnienie się wizji romantycznego poety narodowego z XIX wieku Juliusza Słowackiego.
“Sacrum” i “profanum” w zdumiewający sposób przenikały się w zbiorowym losie Polaków ostatniego ćwierćwiecza XX stulecia. Udręczeni w kolejkach po mięso i pozbawiani nadziei trzydziestoletnim oczekiwaniem na mieszkanie, znaleźli przywódcę w pasterzu Kościoła powszechnego, dawnym aktorze konspiracyjnego Teatru Rapsodycznego za niemieckiej okupacji w Krakowie występującego w dramatach romantycznych a i później oprócz encyklik pisującego teksty filozoficzne, sztuki sceniczne i wiersze.
Kim dla nas był – przekonaliśmy się, kiedy go zabrakło
Trafnie zapewne objaśnia prof. Norman Davies w “Sercu Europy”: “Wybór Jana Pawła II był przede wszystkim wynikiem jego udziału w Drugim Soborze Watykańskim i reputacji, jaką zdobył wówczas w Rzymie jako wierny zwolennik Pawła VI. W ciągu pierwszych lat swego pontyfikatu okazał, że misją jego jest realizacja ideałów Vaticanum II. Tak więc, choć obstając przy tradycyjnych poglądach katolicyzmu w kwestiach moralności i etyki, podjął niezwłocznie wysiłki, mające na celu uelastycznienie stanowiska Kościoła w sprawach teologii, zwiększenie biskupiej kolegialności, umocnienie
Papież współczesny i nowoczesny
Łukasz Perzyna
Sto lat dla ministra czyli podziękowanie dla Józefa Kasprzyka
Nie został nawet “ministrem konstytucyjnym” ale na pewno najmocniejszym punktem ekipy rządzącej Polską w latach 2015-23. Za jego rządów urząd osiągnął najwyższy poziom po 1989 roku.Czytaj więcej ..
Piramida demokracji
Jeden bunt przy urnach dopiero co nastąpił. Obywatele w ostatnim głosowaniu zawstydzili polityków, powtarzających przedtem, że życie publiczne przeciętnego Polaka nie pasjonuje. Zaprzeczyły temu długie wieczorne kolejki do urn wyborczych.Czytaj więcej ..
Jedziemy na Euro
Po wyeliminowaniu Walii rzutami karnymi w barażowym meczu na wyjeździe – polscy piłkarze pojadą na Mistrzostwa Europy. Nie ma sensu narzekanie, że awans zdobyli w ostatnim momencie albo nie w takim stylu jak trzeba. Kto nie umie cieszyć się z sukcesów, kolejnych już nie odniesie.Czytaj więcej ..
Między nami a Walijczykami
Ustrzegliśmy się podobnie niemiłej niespodzianki, jaką w grupie eliminacyjnej stała się porażka z Mołdawią. Piłkarze Michała Probierza zgodnie z planem i rankingami pokonali Estonię 5:1 i o awans do finałów Euro zagrają w Cardiff z Walią. To symboliczne dla nas miejsce i przeciwnik.Czytaj więcej ..
Jaka tragedia taka Balladyna
Minął czas, kiedy Nową Lewicę uosabiały miła buzia i posągowa sylwetka Magdaleny Ogórek. Z sejmowej trybuny gorszą twarz postkomunizmu zaprezentowała przewodnicząca klubu Anna Maria Żukowska, zapowiadająca, że znane ze “strajku kobiet” błyskawice powrócą i jedna z nich porazi Szymona Hołownię ..Czytaj więcej ..
© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka