Zwyciężyłeś, Janie Pawle II

Polacy, chociaż krytyczni również wobec Kościoła, nie kwapią się żyć bez autorytetów. I doceniają historyczną rolę Jana Pawła II. Atak TVN na dobrą pamięć o Karolu Wojtyle zupełnie naszych przekonań nie zmienił.
 
Wojny religijnej, nawet tej zimnej, w Polsce na szczęście nie będzie.
 
Nie brakuje natomiast bulwersujących zdarzeń i zachowań, dla których napaść medialna TVN odegrała wyłącznie rolę katalizatora. Obfitowała w nie również osiemnasta rocznica śmierci Jana Pawła II, chociaż w 2005 r. właśnie pożegnanie z naszym Papieżem jednoczyło Polaków: to wtedy studenci zapalali i gasili światła w akademikach o 21,37 (pora odejścia Karola Wojtyły), zaś kibice tradycyjnie zwaśnionych drużyn Cracovii i Wisły splatali na znak pojednania klubowe szaliki. Po 18 latach przekonaliśmy się, że większość Polaków wspomina Papieża tak, jak on sam by zapewne tego sobie życzył. Szokujące incydenty przyczyniły się jednak i przy tej okazji do pogorszenia klimatu społecznego. W Łodzi zbezczeszczono pomnik Jana Pawła II, który wandale pomazali farbą a na cokole wykonali napis “maxima culpa”. Podobny los spotkał papieski mural we Wrocławiu. Napięcia prowokowali też rządzący: trudno bowiem inaczej odczytać udział w marszu w obronie pamięci Ojca Świętego – niewątpliwie ostentacyjny –  prokuratora stanu wojennego Stanisława Piotrowicza, teraz pisowskiego nominata w Trybunale Konstytucyjnym. Każdy, kto jak zdecydowana większość Polaków pamięta podejście Jana Pawła II do polityki represji po 13 grudnia 1981 r. musiał uznać tę obecność za gorszącą. Zwłaszcza, że sam Trybunał w trakcie marszu reprezentowała jego prezes Julia Przyłębska.   
 

 

Jak w memoriale Krasińskiego

“Dwie potęgi – pisał Zygmunt Krasiński w “Memoriale do Guizota” – jedna niegodziwa, druga bezrozumna, zawzięły się na Polskę. Jedna chce ją zniweczyć przez tyranię, druga mówi o sobie, że chce ją zbawić przez anarchię”. Jeśli anarchię zastąpić bardziej współcześnie tu pasującym słowem “nihilizm” – w słowach wielkiego romantyka, chociaż w tym wypadku nie występował jako poeta i wizjoner lecz dyplomata aczkolwiek reprezentował państwo wówczas na mapie nieobecne, znajdujemy dokładne odwzorowanie obecnej sytuacji.

Obie strony pozornego przecież sporu o historyczną rolę Jana Pawła II – bo nie podlega one przecież zakwestionowaniu z tego powodu, że marny żurnalista znalazł w zakurzonym archiwum esbeckie “teczki na Wojtyłę” a cyniczny amerykański właściciel stacji postanowił to dać na antenę – działają w opisany przez Zygmunta Krasińskiego zawzięty sposób.

Obłudni obrońcy Jana Pawła II chcą pomimo otwartości jego myśli i jej demokratycznego przesłania – użyć go jako pretekstu do kolejnych restrykcji wobec społeczeństwa. Zniesławiający go z kolei spodziewają się, że w Polsce bez autorytetów uda im się łatwiej przejąć władzę.

Nie po trupach, ale za sprawą teczek komunistycznych służb bezpieczeństwa, które dobrze znają. 

Eseista Wojciech Karpiński w “Cieniu Metternicha” zapytywał dziesięć lat przed wszelkimi krajowymi lustracjami, w mroku stanu wojennego jeszcze: “(..) ale czy archiwa takich instytucji zachowują się w całości, czy są prawdziwe, a jeśli nawet są, to czy mówią prawdę, czy nie modelują świata na obraz i podobieństwo swoje?” [1].

Badania opinii publicznej, dokumentujące, że pomimo ataków TVN wspartych przez część innych mediów głównego nurtu Karol Wojtyła dla trzech czwartych z nas pozostaje autorytetem, pokazują, że zamysł wymazania Jana Pawła II z nowoczesnej historii nie powiódł się. Zaś zamiar przedstawiania go jako hierarchy kryjącego grzech i zbrodnię pedofilii w macierzystej diecezji okazuje się sprzeczny z prawdą historyczną. Jak się ona przedstawia, nie pozostawiają złudzeń obrazoburcom wytrawni watykaniści klasy Marco Politiego ani dziennikarze śledczy z lepszych niż telewizyjna na Augustówce firm jak demaskator afery Watergate Carl Bernstein. Teraz TVN próbuje nas przekonać, że ten ostatni nie natrafił nawet na ślad nieprawości, które miał odnaleźć jej żurnalista “bez nazwiska” jak o ambicjonerach pozbawionych dorobku mawia się z naszym zawodowym slangu. Wolne żarty. Chociaż – jak u Milana Kundery – nikt się nie będzie śmiał.

Już wtedy, kiedy był kardynałem krakowskim – jak opisują Bernstein i Politi (“Jego Świątobliwość…”): “Wiedziano, że ma szczególny wpływ na młodzież. Potrafił dotrzeć do serc zarówno ludzi prostych, jak i uczonych. Dla wielu spotkania z nim twarzą w twarz były przeżyciem i opowiadali potem o jego szczególnej umiejętności czytania w oczach rozmówcy. W przeciwieństwie do większości duchownych bardzo naturalnie odnosił się do kobiet, był wobec nich przyjazny i wyrozumiały, w kontaktach z nimi zachowywał się bez cienia skrępowania czy nienaturalnej familiarności (..). Tych, z którymi się spotykał, uderzała całkowita prostota jego sposobu bycia i skromność zachowania. Nie posiadał niczego poza książkami, osobistą garderobą, garstką rodzinnych pamiątek, nartami i ubraniami na wędrówki (..) Był niestrudzonym mediatorem. Pisał książki: o miłości i znaczeniu aktu seksualnego, o podstawowych zasadach Vaticanum II a także traktat antropologiczny, zatytułowany “Osoba i czyn”” [2].  

Nie są to cytaty z przeznaczonej dla kółek różańcowych czy na użytek katechezy szkolnej książki budującej i nabożnej, lecz ze światowego bestselleru uznanych autorów. 

Polacy nie potrzebują bibliotecznych kwerend, żeby miejsce swojemu Papieżowi we własnych sercach i umysłach wyznaczyć. Chociaż wzmożone – za sprawą ataku TVN – zainteresowanie jego myślą i biografią pokazuje, również w zgodzie z jego papieską nauką, że nawet złe przedsięwzięcia obracają się czasem w dobre. Jak pisał bowiem Czesław Miłosz: “lawina bieg od tego zmienia, po jakich toczy się kamieniach”.  

Zwyciężyłeś, Galilejczyku – można więc powtórzyć za umierającym, chociaż niby przecież zwycięskim jako zdobywca Okopów Świętej Trójcy i destruktor dotychczasowej moralności, Pankracym z “Nie-Boskiej Komedii” cytowanego już tu raz Zygmunta Krasińskiego.  

Oddające zwycięstwo Chrystusowi słowa “Galilaae, Vicisti (Zwyciężyłeś, Galilejczyku) po raz pierwszy wedle tradycji wypowiedzieć miał umierając cesarz rzymski Julian Apostata w IV wieku naszej ery, który jak rzecz ujmuje Władysław Kopaliński: “po śmierci Konstantyna II jako cesarz, przedsięwziął beznadziejną próbę odnowy społeczeństwa rzymskiego przez wskrzeszenie dawnych praw, obyczajów i kultu dawnych bogów, nie podejmując jednak przy tym żadnego systematycznego prześladowania chrześcijan” [3]. Zmarł zresztą z ran odniesionych nie w walce z nimi, lecz z Persami.

We współczesnym wariancie zamiast “kultu dawnych bogów” zostaje nam kult esbeckich teczek. Niejeden entuzjasta prawdy w nich zawartej nawet wyglądem i sposobem mówienia przypomina do złudzenia Antychrysta z misteriów średniowiecznych. Wspomnieć też wypada zaręczenia teologów, że gdy ten ostatni się pojawi – wcale nie musi występować koniecznie jako wróg Kościoła. Może także w roli jego obrońcy. Zaś społeczna nauka papieska, jaką zapamiętaliśmy, nie wydaje się możliwa do pogodzenia z zasłanianiem się portretami Jana Pawła II przed niepełnosprawnymi na wózkach, którzy akurat w trakcie przyjmowania pamiętnej uchwały kontynuowali wraz z opiekunami okupację Sejmu, bo nigdzie wcześniej sprawiedliwości znaleźć nie mogli. 

Atak na dobrą pamięć o Karolu Wojtyle nie powiódł się, ale jej zarówno szczerych jak dwulicowych obrońców przestrzec wypada przed triumfalizmem. Nie tylko dlatego, że pozostaje on sprzeczny z jego społeczną nauką.

Czas trwającego ponad ćwierćwiecze pontyfikatu Jana Pawła II okazał się okresem zarówno w dziejach Polski jak jej Kościoła wyjątkowym. Znaczy go poświęcenie księży-męczenników: Jerzego Popiełuszki czy Stanisława Suchowolca i Stefana Niedzielaka. Wtedy również rozkwitły talenty charyzmatycznych kaznodziejów, takich jak o. Ludwik Wiśniewski, kościelnych myślicieli jak Józef Tischner (autor “Etyki Solidarności”) i Jacek Salij, poetów jak ks. Jan 

Twardowski ale też – co oczywiste – ujawniły się z korzyścią dla Polski i pokojowej zmiany ustrojowej w naszej części Europy dyplomatyczne zdolności prymasa Józefa Glempa. 

Odpieranie ataków na Jana Pawła II nie zwalnia z refleksji, czy do formatu tamtych czasów da się jeszcze powrócić w sensie realnej obecności Kościoła w życiu Polaków. Nie tylko tym jego segmencie, który wyznaczają śluby i pogrzeby. Nie w znaczeniu instytucjonalnych gwarancji, obejmujących konkordat i religię w szkole. O poziomie tamtejszej katechezy świadczy zresztą wzmożona obecność osób sceptycznych wobec Jana Pawła II w młodym elektoracie nawet zachowawczej przecież Konfederacji. 

Utarło się w pamięci zbiorowej powiedzenie z dawnych lat jeszcze, że Polacy kochają Papieża ale go nie rozumieją. Tylko dlaczego również nauczycieli religii to dotyczy… Nie myślmy też, że zawsze tak było. 

Z orwellowskiego roku 1984 r. zapamiętałem jesienne przedstawienie Teatru Ósmego Dnia na dziedzińcu kościelnym przy warszawskiej Żytniej. Awangardową i antykomunistyczną grupę z Poznania oglądało i oklaskiwało wtedy dwa tysiące osób. Nie był to wcale teatr katolicki: zresztą po latach jedna z artystek Ewa Wójciak nieparlamentarnie określiła papieża Franciszka. To sam Kościół otworzył swoje bramy przed artystami i zaprosił ich do siebie. Bo nie mieli gdzie grać, sekowani przez komunistyczną władzę. Podziwiałem wtedy kościelne babcie, stałe bywalczynie imprez parafialnych. Siedziały dzielnie, chociaż przekaz “Ósemek” z Poznania pozostawał trudny nawet dla festiwalowej publiczności zachodnioeuropejskiej, łączył choreografię z aluzjami kulturowymi i literackimi do dzieł nie zawsze powszechnie znanych. Ale wytrwali wtedy wszyscy, chociaż zimno było, bo październik… chciałoby się rzec “piekielnie”, ale tego akurat słowa nie wypadało w miejscu spektaklu wypowiadać. 

Chciałoby się zapytać: spróbujemy jeszcze raz? Gorzej, że nie zawsze jest kogo.  

 

Wyzwanie dla Kościoła, czyli Vaticanum II a nie okopy świętej Trójcy

Nie dzieje się tak, że złe moce sprzysięgły się przeciw Kościołowi polskiemu, że zadzierzgnięto przeciw niemu złowrogi jakiś spisek. Gołym okiem widać bowiem, że współcześni pasterze – z wyjątkiem może potrafiącego skrytykować świecką władzę z PiS abpa Stanisława Gądeckiego, metropolity warszawskiego Kazimierza Nycza oraz charyzmatycznego biskupa łódzkiego Grzegorza Rysia – mają się tak do duchownych z pokolenia Karola Wojtyły jak – proszę wybaczyć porównanie – piłkarze Fernanda Santosa do graczy Kazimierza Górskiego i Antoniego Piechniczka. Nie jest ono na wyrost, bo przecież spontaniczne pochody Polaków z flagami po ulicach zaczęły się od świętowania “zwycięskiego remisu” na Wembley z Anglikami i pierwszego po wojnie awansu do finałów Piłkarskich Mistrzostw Świata a następnie udanych meczów w trakcie turnieju latem 1974 r. A ponownie Polacy wylegli z biało-czerwonymi na place i ulice bez pytania kogokolwiek o zgodę, kiedy 16 października 1978 r. po słowach “Habemus papam” świat usłyszał trudne nazwisko ze słowiańskiego kraju, co stanowiło dopełnienie się wizji romantycznego poety narodowego z XIX wieku Juliusza Słowackiego.

“Sacrum” i “profanum” w zdumiewający sposób przenikały się w zbiorowym losie Polaków ostatniego ćwierćwiecza XX stulecia. Udręczeni w kolejkach po mięso i pozbawiani nadziei trzydziestoletnim oczekiwaniem na mieszkanie, znaleźli przywódcę w pasterzu Kościoła powszechnego, dawnym aktorze konspiracyjnego Teatru Rapsodycznego za niemieckiej okupacji w Krakowie występującego w dramatach romantycznych a i później oprócz encyklik pisującego teksty filozoficzne, sztuki sceniczne i wiersze. 

 Kim dla nas był – przekonaliśmy się, kiedy go zabrakło

 
Wielkim oczekiwaniom coraz trudniej sprostać i współczesnego polskiego Kościoła również to dotyczy.
 
Dobitnie pokazuje to przykład arcybiskupiej stolicy krakowskiej, gdzie pasterzem był Adam Sapieha. W odróżnieniu od prymasa Augusta Hlonda nie opuścił wiernych we wrześniu 1939 r. Kiedy wprosił się do niego generalny gubernator Hans Frank, Sapieha podjął go kawą zbożową i czarnym chlebem – tym, czym żywili się wówczas Polacy. Zaś po Wojtyle posługę w Krakowie sprawował Franciszek Macharski później zaś Stanisław Dziwisz, przedtem jeden z najbliższych współpracowników Jana Pawła II. Obecny gospodarz papieskiego Krakowa Marek Jędraszewski w oczywisty sposób nie dorasta do wielkich poprzedników. Dowodzi tego choćby masowa absencja krakowskich intelektualistów na okolicznościowych spotkaniach w kurii, gdzie za dobrych czasów pojawiali się tłumnie.   
 
Znawcy biografii i myśli Jana Pawła II podkreślają jego ogromny wkład w dzieło Soboru Watykańskiego Drugiego, zadanie unowocześnienia Kościoła i dostosowania go – nie tylko bez wyrzekania się ponadczasowej misji ale z wolą wzmocnienia jej – do wymogów współczesności. Za sprawą tych prac Paweł VI miał dostrzec w krakowskim kardynale przyszłego następcę, chociaż los rozsądził nieco inaczej, bo sprawowanie ich posługi przedzielał jeszcze krótki pontyfikat Jana Pawła I.

Trafnie zapewne objaśnia prof. Norman Davies w “Sercu Europy”: “Wybór Jana Pawła II był przede wszystkim wynikiem jego udziału w Drugim Soborze Watykańskim i reputacji, jaką zdobył wówczas w Rzymie jako wierny zwolennik Pawła VI. W ciągu pierwszych lat swego pontyfikatu okazał, że misją jego jest realizacja ideałów Vaticanum II. Tak więc, choć obstając przy tradycyjnych poglądach katolicyzmu w kwestiach moralności i etyki, podjął niezwłocznie wysiłki, mające na celu uelastycznienie stanowiska Kościoła w sprawach teologii, zwiększenie biskupiej kolegialności, umocnienie

związków z innymi wyznaniami chrześcijańskimi i przystąpił do bezprecedensowej liczby papieskich pielgrzymek po całym świecie (..). Papież polski w oparciu o swoje doświadczenia obywatela państwa komunistycznego tchnął nową energię i ufność w działalność katolicką w całym sowieckim bloku, dodał otuchy (..). Watykańska ofensywa na Wschodzie miała wyraźnie charakter pokojowy i religijny. Po raz pierwszy Watykan zdecydowanie poparł ruch ekumeniczny (..). Wreszcie, Watykan wyzwolił się ze swego europocentryzmu i zwrócił się ku Trzeciemu Światu [4]”
 

 

Papież współczesny i nowoczesny

Jan Paweł II nie stał się nigdy ikoną konserwatyzmu. Nie da się zapomnieć, że to on skutecznie poskromił nie tylko popularną w Ameryce Łacińskiej “teologię wyzwolenia” próbującą obłudnie pogodzić doktrynę katolicką z inspiracją marksistowską jeśli nie wprost z usprawiedliwianiem przemocy (z tego powodu wydał nakaz milczenia brazylijskiemu zakonnikowi Leonardo Boffowi, co powstrzymało licznych innych duchownych małej wiary, garnących się nawet w Nikaragui do proradzieckiego reżimu) ale również sprzeciwił się i usunął z Kościoła fundamentalistów lefebrystowskich, każących księżom ponownie stawać tyłem do wiernych i zwracać się do nich po łacinie – i próbujących zniweczyć dzieło odnowy Drugiego Soboru Watykańskiego. Nie da się uwierzyć, aby radząc sobie z podobnymi zarazami, ustąpił przed kolejną: tragedią molestowania seksualnego dzieci przez księży. Ale to również kwestia nie tylko wiary lecz faktografii: wiemy, że to Jan Paweł II zlecił kard. Josephowi Ratzingerowi, późniejszemu swojemu następcy pod imieniem Benedykta XVI, opracowanie systemowych podstaw walki z tą wstydliwą i gorszącą patologią.  
 
Pozostaje symbolem otwarcia na świat. Nie tylko Kościoła pojmowanego nawet najszerzej nie wyłącznie jako instytucja lecz wspólnota wiernych. To za jego sprawą runęły mityczna żelazna kurtyna ale i jak najbardziej realny mur berliński.  
 
[1] Wojciech Karpiński. Cień Metternicha. Szkice. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1982, s. 112
[2] Carl Bernstein, Marco Politi. Jego Świątobliwość…  Amber, Warszawa 1997, tł. Stanisław Głąbiński, s. 99-100
[3] Władysław Kopaliński. Słownik mitów i tradycji kultury. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1985, s. 444
[4] Norman Davies. Serce Europy. Aneks, Londyn 1995, s. 362-363
 
Piramida demokracji

Jeden bunt przy urnach dopiero co nastąpił. Obywatele w ostatnim głosowaniu zawstydzili polityków, powtarzających przedtem, że życie publiczne przeciętnego Polaka nie pasjonuje. Zaprzeczyły temu długie wieczorne kolejki do urn wyborczych.Czytaj więcej ..

Jedziemy na Euro

Po wyeliminowaniu Walii rzutami karnymi w barażowym meczu na wyjeździe – polscy piłkarze pojadą na Mistrzostwa Europy. Nie ma sensu narzekanie, że awans zdobyli w ostatnim momencie albo nie w takim stylu jak trzeba. Kto nie umie cieszyć się z sukcesów, kolejnych już nie odniesie.Czytaj więcej ..

Między nami a Walijczykami

Ustrzegliśmy się podobnie niemiłej niespodzianki, jaką w grupie eliminacyjnej stała się porażka z Mołdawią. Piłkarze Michała Probierza zgodnie z planem i rankingami pokonali Estonię 5:1 i o awans do finałów Euro zagrają w Cardiff z Walią. To symboliczne dla nas miejsce i przeciwnik.Czytaj więcej ..

Jaka tragedia taka Balladyna

Minął czas, kiedy Nową Lewicę uosabiały miła buzia i posągowa sylwetka Magdaleny Ogórek. Z sejmowej trybuny gorszą twarz postkomunizmu zaprezentowała przewodnicząca klubu Anna Maria Żukowska, zapowiadająca, że znane ze “strajku kobiet” błyskawice powrócą i jedna z nich porazi Szymona Hołownię ..Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments