Dlaczego Kaczyńskiemu udało się za drugim razem

Władzę zdobywa się metodą kolejnych prób i błędów, dowiadujemy się z najnowszej monografii Porozumienia Centrum autorstwa Adama Chmieleckiego. Sekwencja zdarzeń sprzed 30 lat naprowadza nas na oceny współczesności, gdzie znajdujemy podobne mechanizmy i tych samych bohaterów.
 
Porozumienie Centrum zakładał Jarosław Kaczyński jako przyszłą partię władzy. Udało się za drugim razem, po kilkunastu latach i pod marką Prawa i Sprawiedliwości. Zaś na realizację pełnego celu, samodzielnej większości w Sejmie wspieranej przez własnego prezydenta przyszło poczekać jeszcze dłużej bo ćwierć wieku. Od ośmiu lat rządzi niepodzielnie Polską formacja, której zaczątkiem stało się PC. 
 
Do Porozumienia Centrum należeli niemal wszyscy sygnatariusze deklaracji założycielskiej PiS. W międzyczasie wiele zmieniło się w Polsce: Lech Wałęsa z patrona Kaczyńskiego stał się jednym z głównych celów jego ataków. Komuniści zaś – z oponentów wiernymi wykonawcami poleceń prezesa, jak prokurator stanu wojennego Stanisław Piotrowicz. O tym wszystkim opowiada książka Adama Chmieleckiego “Porozumienie Centrum…”. 

Sprowokowali Lecha Wałęsę, wtedy swego idola, później wroga, do wypowiedzenia “wojny na górze” premierowi Tadeuszowi Mazowieckiemu i jego obozowi. Sprzeciwili się pomysłom Bronisława Geremka i Adama Michnika utworzenia ze zwycięskiej w wyborach z 4 czerwca 1989 r. Solidarności jednej partii o orientacji socjaldemokratycznej. Przejęli “Tygodnik Solidarność”, wcześniej przez Mazowieckiego kierowany, chociaż nie udało im się uczynić z niego konkurencji dla “Gazety Wyborczej” Michnika, bo dobrych piór w Tysolu zabrakło. Założyciele Porozumienia Centrum, ogłaszający jego deklarację 12 maja 1990 r. zapoczątkowali budowę systemu partyjnego w Polsce, chociaż oczywiście pojedyncze partie powstały dużo wcześniej (Konfederacja Polski Niepodległej Leszka Moczulskiego już w 1979 r.). Stali się armią Lecha Wałęsy w zwycięskiej kampanii prezydenckiej z 1990 roku. Jednak to on wykorzystał ich i porzucił, chociaż spodziewali się, że stanie się odwrotnie.

 

Portret partii władzy

Autor celnie wybrał format monografii partii a nie biografii przywódcy. Roztropnie, pomimo widocznej sympatii dla założycieli i sterników PC oraz kontynuatorów projektu już w PiS – nie naraża się tym 
Adam Chmielecki. Porozumienie Centrum. Studium działalności partii i środowiska politycznego. Wyd. NERITON, Warszawa 2023

samym na zarzut lizusostwa, bo wiemy, ile do tej pory warte były biografie każdego z Kaczyńskich czy – przed Smoleńskiem – wywiady-rzeki z obydwoma, z jednym może tylko chlubnym wyjątkiem “Jarosław. Tajemnice Kaczyńskiego” pióra Michała Krzymowskiego. Cześć i chwała Adamowi Chmieleckiemu, że za sprawą starannego aparatu naukowego i obfitości szczegółów ważnych, czasem pasjonujących nawet, a także cennych dla koneserów tabel i zestawień, zadbał o to, by jego dziełko nie trafiło do księgarnianych przecen, gdzie sąsiadować by mu przyszło z cegłą Piotra Semki o Lechu Kaczyńskim czy pisanymi na kolanach produkcjami Piotra Zaremby lub braci Karnowskich. Przecież do pracującego na klęczkach Jana Styki miał się przecież odezwać sam Pan Bóg słowami: – Ty mnie nie maluj na kolanach. Ty mnie namaluj porządnie.

Wybór bohatera zbiorowego – są nim działacze Porozumienia Centrum – wzmacnia również pionierski charakter pracy Chmieleckiego, która autorowi przyniosła tytuł doktorski, czytelnikom zaś zapewnia mnogość wiadomości przydatnych i pożytecznych, chociaż pasjonujących raczej dla wytrawnych kibiców polityki. Kto nie wierzy, niech się przekona: w klubie poselskim Porozumienia Centrum, funkcjonującym w latach 1991-93 zasiadało 42 posłów, a na stronicach monografii znajdujemy bynajmniej nie encyklopedyczną notkę, lecz sensowną charakterystykę każdego z nich. Autor szanuje też inteligencję czytelnika i nie tai choćby udziału obu bliźniaków: Jarosława i Lecha w pertraktacjach Okrągłego Stołu nawet jeśli zabieg

 odwrotny posłużyłby zamaskowaniu sprzeczności, że później publicznie sprzeciwili się uzgodnionemu tam układowi. 

Zresztą nawet w zakulisowych rozmowach w Magdalence Lech Kaczyński uczestniczył częściej niż niedawny szef podziemia Zbigniew Bujak. Ale też zyskana za sprawą tych kontrowersyjnych negocjacji pozycja pozwoliła później Jarosławowi stać się akuszerem odwrócenia koalicji przez dotychczasowych satelitów PZPR: Zjednoczone Stronnictwo Ludowe i Stronnictwo Demokratyczne, do czego doprowadził w bezpośrednich rozmowach z ich liderami, a co pozbawiło komunistów władzy… po cichu i bez fanfar.

Gorzej, gdy o konflikty chodzi, a tych, choćby ze względu na swarliwą naturę prezesa Kaczyńskiego, w przyszłej i zarazem… niedoszłej partii władzy nie brakowało. Ubogo przedstawia Chmielecki rozłam w Porozumieniu Centrum, dokonany w 1992 r. przez grupę młodych posłów (tworzyli ją m.in. Piotr Wójcik i Andrzej Anusz), domagających się od szefa, żeby zezwolił na realne wsparcie rządu Jana Olszewskiego, szukającego wówczas większości. Szanse na uratowanie “rządu przełomu” istniały, do poparcia ekipy, która jako pierwsza w nowej Polsce uzyskała wzrost gospodarczy w miejsce dotychczasowej recesji, skłaniały się: Konfederacja Polski Niepodległej, Polskie Stronnictwo Ludowe oraz Kongres Liberalno-Demokratyczny. Zablokował te wysiłki sam Kaczyński, marzący już o kolejnej koalicji, oświeconej i proeuropejskiej, z Unią Demokratyczną. Jak na ironię, UD po “nocy teczek” rzeczywiście podobny sojusz zawarła, m.in. ze Zjednoczeniem Chrześcijańsko-Narodowym – ale dla Kaczyńskiego i jego PC… miejsca tam zabrakło. Za upadek “rządu przełomu” odpowiadają więc pokłóceni już wtedy niedawni sojusznicy z czasu “wojny na górze” – prezydent Lech Wałęsa i prezes Jarosław Kaczyński. Pierwszy przeprowadził decydujące uderzenie, drugi nie pomógł Olszewskiemu, chociaż ten do pierwszego wolnego Sejmu wszedł z listy jego partii (ściślej: Porozumienia Obywatelskiego Centrum, bo tak się wtedy nazwali). Niewiele się o tych subtelnościach dowiemy z książki Chmieleckiego, czemu trudno się dziwić, ponieważ nie korzystał – skoro nie przywołuje w cytatach ani przepisach – z “Obserwatora Codziennego”, dziennika najpełniej i bezstronnie relacjonującego ówczesny spór.

Zainteresowanych mnogością szczegółów ale też dostrzeżeniem relacji przyczynowo-skutkowych w całej ich fascynującej złożoności odesłać można raczej do “Osobistej historii Porozumienia Centrum”, łączącej wzorem francuskiego filozofa i metodologa Raymonda Arona perspektywę widza i uczestnika, bo jej autor, socjolog Andrzej Anusz pozostawał jednym z optujących za ratowaniem rządu mec. Olszewskiego posłów i liderem grupy z tego powodu dokonującej rozłamu w Porozumieniu Centrum. Cenne też okazują się publikowane na łamach “Opinii” glossy Piotra Wójcika do tej ostatniej publikacji. Darujmy sobie jednak wyliczanie, czego u Chmieleckiego brakuje i skupmy na tym, co znajdziemy niezawodnie na czterystu stronach jego opracowania. Uczciwego na tyle, że pomimo entuzjazmu dla Kaczyńskiego i jego partii, w indeksie książki znajdzie się nawet miejsce dla Heathcliffa Janusza Iwanowskiego Pineiry, biznesmena publicznie utrzymującego, że Adamowi Glapińskiemu kupował garnitury a samemu Kaczyńskiemu co miesiąc przekazywał pod stołem po dziesięć tysięcy dolarów. I dla wielu innych zagorzałych oponentów prezesa. Sam też tam jestem, więc nie mam na co narzekać.         

Roztropnie skupiony na zbiorowym bohaterze najnowszej historii – założycielach i działaczach Porozumienia Centrum – autor nie traci z oczu jej mechanizmów ani nie lekceważy rangi indywidualności. Pokazuje również inteligencki nurt PC, uosabniany przez mec. Jana Olszewskiego i scenarzystę filmów Krzysztofa Kieślowskiego z “Bez końca” na czele, Krzysztofa Piesiewicza (zresztą nie został nawet członkiem partii, lecz wyłącznie klubu parlamentarnego). Rozprawia się tym samym ze stereotypem “mężczyzn spoconych w pogoni za władzą”, ukutym przed laty przez Andrzeja Celińskiego, podkreślającego zresztą, że z tej oceny prezesa Kaczyńskiego wyłącza.

 

Jak prezes uczył się na błędach

Nie unika też Adam Chmielecki – co stanowi największy walor jego pracy – odpowiedzi na pytanie, dlaczego Kaczyńskiemu jego projekt partii władzy udał się dopiero za drugim razem. Porozumienie Centrum budowano pospiesznie i w znacznej mierze z działaczy przypadkowych. Za to Prawo i Sprawiedliwość tworzono krok po kroku, z ludzi, których sam prezes uznał za sprawdzonych i wypróbowanych. Określa się ich do dzisiaj mianem “zakonu PC” – co stanowi swego rodzaju uhonorowanie zasług przegranej przecież w demokratycznych wyborach partii.
Jaroslaw Kaczynski na wiecu przedwyborczym Porozumienia Centrum.
Bowiem to ona właśnie wyłoniła obecny twardy rdzeń PiS. I umożliwiła Kaczyńskiemu sięgnięcie po całą pulę władzy. Z docenieniem – wreszcie po latach – społecznego aspektu jej sprawowania, nawet jeśli w naszych oczach sprowadza się on do rozdawania obywatelom na powrót pieniędzy, które niedługo przedtem im samym lub ich nieco zaradniejszym sąsiadom odebrał urząd skarbowy. Ale wykluczeni poczuli się dowartościowani.
 
Niebawem, w październiku br. dokładnie zaś 27. – przypada trzydziesta druga rocznica pierwszych w Polsce od 1928 r. wolnych wyborów do Sejmu (po tej dacie zawsze już je fałszowano: najpierw dopuszczała się tego sanacja, potem komuniści). W ferworze, związanym z kolejnym powszechnym głosowaniem i wyłanianiem po nim nowej większości rządowej nie będzie zapewne okazji do jej świętowania. Ale sam ten fakt również stanowi dowód, że wysiłek opisany na kartach książki Chmieleckiego nie został zmarnowany. Demokracja w Polsce trwa. Warto wracać do początków jej odrodzenia, żeby z ich perspektywy spojrzeć na obecne jej usterki. Historia partii kiedyś potężnej i wpływowej, potem przez lata zapomnianej, wreszcie dającej zapłon i kadry kolejnej zmianie u steru władzy wiele mówi również o obecnym życiu publicznym.  
 
Adam Chmielecki. Porozumienie Centrum. Studium działalności partii i środowiska politycznego. Wyd. NERITON, Warszawa 2023
Udostepnij na Facebook
Dodaj na Twitter
Piramida demokracji

Jeden bunt przy urnach dopiero co nastąpił. Obywatele w ostatnim głosowaniu zawstydzili polityków, powtarzających przedtem, że życie publiczne przeciętnego Polaka nie pasjonuje. Zaprzeczyły temu długie wieczorne kolejki do urn wyborczych.Czytaj więcej ..

Jedziemy na Euro

Po wyeliminowaniu Walii rzutami karnymi w barażowym meczu na wyjeździe – polscy piłkarze pojadą na Mistrzostwa Europy. Nie ma sensu narzekanie, że awans zdobyli w ostatnim momencie albo nie w takim stylu jak trzeba. Kto nie umie cieszyć się z sukcesów, kolejnych już nie odniesie.Czytaj więcej ..

Między nami a Walijczykami

Ustrzegliśmy się podobnie niemiłej niespodzianki, jaką w grupie eliminacyjnej stała się porażka z Mołdawią. Piłkarze Michała Probierza zgodnie z planem i rankingami pokonali Estonię 5:1 i o awans do finałów Euro zagrają w Cardiff z Walią. To symboliczne dla nas miejsce i przeciwnik.Czytaj więcej ..

Jaka tragedia taka Balladyna

Minął czas, kiedy Nową Lewicę uosabiały miła buzia i posągowa sylwetka Magdaleny Ogórek. Z sejmowej trybuny gorszą twarz postkomunizmu zaprezentowała przewodnicząca klubu Anna Maria Żukowska, zapowiadająca, że znane ze “strajku kobiet” błyskawice powrócą i jedna z nich porazi Szymona Hołownię ..Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Inline Feedbacks
View all comments