Kto stworzył Putina

A może nie ma go w ogóle… Jak twierdzi awangardowy rosyjski pisarz Wiktor Pielewin

Skąd się wziął sprawca masakry na Ukrainie Władimir Putin? Z hodowli KGB. Ale i mrzonek Amerykanów. Najbardziej zaś ze słabości wolnego świata. A może nie ma go w ogóle… Jak twierdzi awangardowy rosyjski pisarz Wiktor Pielewin.

Mnogość spekulacji, dotyczących Władimira Putina i towarzyszących każdemu jego publicznemu pojawieniu się, świadczy o tym, że Rosją bardziej niż żywy dyktator rządzi mit czy fantom. A może pewne wyobrażenie, łączące w sobie postsowiecką nostalgię i resztówki ideologii świętej Rusi.

Rozmaite wersje odnoszą się do ciężkiej choroby prezydenta, funkcjonowania jego domniemanego sobowtóra, wreszcie maskowania niedowładu czy paraliżu, skoro kłopoty z ręką widać w przekazach telewizyjnych.

Wszystkie naraz nie mogą być prawdziwe, ale zawiera się w nich ogólna prawda – Władimir Putin stanowi kreację medialną. Stworzyły go służby specjalne. KGB i jej z pozoru tylko bardziej demokratyczna następczyni – FSB.

Oficjalna wersja, że przyszedł od nich jako ochotnik, nie trzyma się logiki. “Dobrowolcow” przecież do KGB nie przyjmowano. Sceptycyzm wobec nich zachowują zresztą wszystkie specsłużby świata.

 

Opiekunka w stopniu kapitana

Wiadomo tylko, że w dzieciństwie i w młodszych klasach chuliganem był takim, że nawet do pionierów nie należał, bo go tam nie chciano. Wedle oficjalnej wersji odmienić go miała niczym cudotwórczyni nauczycielka Wiera Dmitrijewna Guriewicz, wychowawczyni klasy czwartej w szkole podstawowej numer 193 w Leningradzie. I nauczycielka niemieckiego, który bardzo przydał się później Putinowi na placówce w Dreźnie. A zaczęło się od tego niby, że mały Wowa, choć taki urwis, nagle zaczął uczęszczać na zajęcia kółka zainteresowań z języka niemieckiego, prowadzone przez Guriewicz.

Jak opisuje polska biografka Putina, Krystyna Kurczab-Redlich: “Z tego, co Wiera Dmitrijewna mówi dziennikarzom (..) wynika, że często gościła w domu Putinów, a los chłopca istotnie leżał jej na sercu. Choć była matką maleńkich córek, żoną, znajdowała czas na – jak się wydawało – ponadobowiązkowe wizyty u rodziców swojego podopiecznego. Możliwe jednak, że wchodziły one w zakres jej dodatkowych obowiązków. Na emeryturę przeszła bowiem w randze kapitana milicji, pracowała też jako rejonowy inspektor do spraw nieletnich i starszy wychowawca w izbie zatrzymań miejscowego MSW” [1].

Władimir Putin został więc poniekąd wyhodowany przez aparat służb siłowych dawnego ZSRR.

Biografka cytuje jego pierwszą mentorkę: “w dzieciństwie wpływ na Wołodię wywierały dwie osoby – jego tata i ja… Prawdziwym komunistą był jego tata” [2]. Jak dodaje już od siebie Kurczab-Redlich: “Rósł więc mały człowiek zakleszczony między przywiązanym do Stalina żołnierzem NKWD a wierną pryncypiom radzieckiego ustroju mentorką. Jeśli dodać do tego pioniersko-komsomolską atmosferę szkoły, otrzymamy przynajmniej częściowe wytłumaczenie późniejszych działań prezydenta” [3].

 

Pod patronatem służb 

Patronat siłowego resortu nigdy już nie został z niego zdjęty. Służby prostowały życiowe drogi Władimira Putina. Wyposażyły go w legendę. Niewiele wskazuje na prawdziwość oficjalnej wersji, jakoby podczas pamiętnej “jesieni ludów” w dogorywającej NRD zapobiegł dzięki okazanej zimnej krwi atakowi tłumu na radzieckie przedstawicielstwo w Dreźnie. Zresztą była to placówka prowincjonalna wywiadowcza o nikłym prestiżu.

Chociaż orłem nie był ani tytanem pracy, dostał się na wydział prawa Uniwersytetu Leningradzkiego, gdzie o jedno miejsce ubiegało się wtedy dwudziestu kandydatów. A tam już dziekanem był Anatolij Sobczak, wcześniej wykładowca w szkole milicyjnej, zaś jeszcze później pracodawca Władimira Putina, gdy sam został merem Petersburga, a jego dawny student najpierw doradcą, potem zastępcą. 

Ten ostatni jeszcze w trakcie pracy w organach był aż tak nieporadny w życiu prywatnym, że gdy swoją dziewczynę, stewardessę krajowych rejsów Aerofłotu Ludmiłę, poprosił o chwilę rozmowy – z początku była przekonana, że zakomunikuje jej o zerwaniu. A on właśnie wtedy się jej oświadczył.

Nawet łagodny w toku narracji wobec bohatera niemiecki biograf Boris Reitschuster nie żywi wielkich złudzeń co do jego ludzkiego formatu [4]. Zaś wydana pod koniec lat 90 książka cenionego specjalisty Andrzeja Grajewskiego o rosyjskich służbach specjalnych “Tarcza i miecz”… nie zawiera w indeksie nazwiska Władimira Putina [5]. To niewątpliwy kiks autora (który, gdyby nie fałszywe zresztą zarzuty lustracyjne, zostałby wtedy szefem Instytutu Pamięci Narodowej), ale dowodzący, jak skutecznie przyszły prezydent trzymał się w cieniu. Jak widzi to Aleksander Kaczorowski: “Putin, dotychczas drugoplanowy urzędnik kremlowski (“ten mały”) awansował na szefa Federalnej Służby Bezpieczeństwa; niespełna dwa lata później został prezydentem (..). Zadziwiająca kariera Putina okazuje się efektem niezwykle skutecznej kampanii propagandowej sfinansowanej przez oligarchów, zorganizowanej przez służby specjalne, a wykonanej przez speców od urabiania opinii publicznej w rodzaju osławionego Gleba Pawłowskiego” [6]. Ten ostatni politolog, przez piętnaście lat doradzający Putinowi (od 1996 r, kiedy niewielu jeszcze wiedziało, kto zacz), teraz okazuje się przeciwnikiem inwazji na Ukrainę: “Według mnie to wojna bez celu, nawet bez żadnego nikczemnego celu”. Dlaczego w takim razie Putin ją zaczął? “Nie ma odpowiedzi. Dlaczego w powieści Dostojewskiego Raskolnikow zabił staruszkę? Żeby to wiedzieć, trzeba przeczytać książkę do końca” – konkluduje w swoim stylu medialny cudotwórca Gleb Pawłowski [7].   

 

Prezydent, który wyszedł z równania

Kiedy pojawiły się pierwsze sondaże prezydenckie przed wyborami, które w końcu wygrał – Władimir Putin notował w nich dwuprocentowe poparcie. 

Operację sukcesji po Borysie Jelcynie przeprowadzono jednak perfekcyjnie. 

Putin został wskazany nie ze względu na charyzmę, bądź zdolności, lecz gwarancje, jakie dawał nie tyle ustępującemu prezydentowi, co jego rodzinie. Całkowitej bezkarności. Tylko szef Federalnej Służby Bezpieczeństwa Rosji mógł zapewnić faktyczny immunitet córce Jelcyna, Tatianie Diaczenko oraz zięciowi ustępującego prezydenta Walentinowi Jumaszewowi. A oboje mieli sporo na sumieniu.   

Reszty dokonali już oddani Kremlowi oligarchowie, zapewniając Putinowi m.in. skuteczną kampanię telewizyjną. 

Co do telewizji, to jej znaczenie dla kreowania liderów lekko tylko przejaskrawia Wiktor Pielewin, najbardziej zagadkowy z pisarzy rosyjskich. Sam fotografuje się tylko w ciemnych okularach, czytelnicy ani krytycy nie wiedzą nawet, kiedy się urodził, co najwyżej podejrzewają, że w 1962 r. Pewne okazuje się wyłącznie to, że już dawno proputinowska młodzieżówka “Idący Razem” (z czasem zmieniła nazwę na “Nasi”, co nie jest żartem, chociaż jasną jej wizytówką) wciągnęła go na  listę wrogów ustroju i narodu rosyjskiego.

 

Z życia marionetek

W kultowej dla inteligentnych i sceptycznych wobec ustroju Rosjan z nowej klasy średniej powieści “Generation “P””, której tytuł nawiązuje do symbolizującej lepszy świat za czasów radzieckich licencyjnej Pepsi-Coli – Wiktor Pielewin nie pozostawia wątpliwości, że politycy znani z telewizyjnych ekranów pozostają wyłącznie sztuczną kreacją wyspecjalizowanej agencji, o czym w trakcie wizyty tam przekonuje się główny bohater: 

“Tatarski (..) przeniósł wzrok z mętnego od bąbelków alkoholu na ekran, gdzie rumiany, zaśmiewający się Jelcyn raz za razem szybko przecinał powietrze bezpalcą dłonią i zachłystując się, coś mówił (..).

– Dawniej na taki numer potrzebowaliśmy trzech dni. A teraz robimy w jedną noc. Dlatego możemy animować i więcej gestów, i mimiki.

– Ale co animujemy?

– A no właśnie jego – odparł Morkowin, wskazując na telewizor. – I wszystkich pozostałych też. Trójwymiar.

– Trójwymiar? 

– Naukowo to się nazywa model 3D. A chłopaki mówią na to “trójwysraj”” [8].  

Rzecz nie sprowadza się oczywiście do samej technologii. Służby specjalne okazują się niezbędne również w powieściowym świecie. Zresztą dla Pielewina, jak dla każdego Rosjanina, nie są abstrakcją, lecz konkretem. 

O ich roli dowiaduje się powieściowy Tatarski, gdy powątpiewa w prawdziwość tego, o czym się dowiedział. 

“- Przecież tylu ludzi codziennie ich ogląda.

– Gdzie?

– W telewizji (..). Ale przecież są ludzie, którzy się z nimi codziennie spotykają (..).

– Istnieje specjalna służba. Narodna Wola. Ponad stu ludzi, dawni kagiebiści. Wszyscy opłacani przez Azadowskiego. Ich praca polega na tym, że chodzą i opowiadają, że dopiero co widzieli naszych przywódców” [9].

Jeśli jednak od fikcji literackiej powrócić do rzeczywistości, nie da się pominąć roli, jaką odegrał wolny świat nie w wykreowaniu Putina na lidera oczywiście – bo w tej kwestii nikt zachodnich przywódców o zdanie nie pytał – lecz w ustabilizowaniu prezydentury jego poprzednika Borysa Jelcyna i otwarciu mu drogi do przeprowadzenia bezkolizyjnej sukcesji po myśli jego samego, ale przede wszystkim FSB, następczyni KGB. Schorowanemu dawnemu sekretarzowi moskiewskiej organizacji KPZR specsłużby nierzadko podawały swoje sugestie jako jego własne odkrycia. 

 

Sami to sobie zrobili. Demokraci i ich zmora

Dobrodziej Putina, oczywiście nie bezinteresowny, Borys Jelcyn, jak pamiętamy, demokratą był specyficznym. Wprawdzie w pamiętnym sierpniu 1991 r. w trakcie puczu neostalinowców, wspólnie ze swoimi zwolennikami powstrzymał czołgi, ale już dwa lata 

później, bo w październiku 1993 r. sam skierował je na buntujący się przeciwko niemu parlament. 

Jelcyn otrzymał wsparcie ze strony Amerykanów, przedstawicieli najsilniejszej demokracji świata, przekonanych – być może słusznie – że gorsi od niego są neokomuniści Giennadija Ziuganowa oraz faszyzujący nacjonaliści Władimira Żyrynowskiego.

Wspierając Jelcyna, Waszyngton otworzył tym samym Putinowi drogę do następstwa po nim.

Ówczesny prezydent Bill Clinton nie ukrywa, że uczynił to wbrew zdaniu większości własnych rodaków: “Wprawdzie badania opinii wskazywały, że trzy czwarte Amerykanów było przeciw zwiększaniu pomocy dla Rosji, a równocześnie toczyliśmy ciężką walkę o nasz plan ekonomiczny, mimo to uważałem, że nie mamy wyboru. Stany Zjednoczone wydały biliony dolarów na obronę, by wygrać zimną wojnę. Nie mogliśmy teraz ryzykować porażki z powodu niecałych dwóch miliardów i niekorzystnego sondażu. Mój zespół był zaskoczony, gdy przywódcy Kongresu, w tym również republikanie, zgodzili się z moim stanowiskiem. Podczas spotkania, jakie zwołałem w celu zdobycia poparcia, senator Joe Biden, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych, zdecydowanie wypowiedział się za udzieleniem Rosji pomocy. Bob Dole dał się przekonać argumentem, że po zakończeniu zimnej wojny nie powinniśmy powtórzyć błędu, jaki popełnili zwycięzcy po pierwszej wojnie światowej. Ich krótkowzroczna polityka przyczyniła się do wybuchu drugiej wojny, w której Dole sam bohatersko walczył”[10].

Zaklęcia nie pomogły. Odwołania do historii maskowały tylko krótkowzroczność zachodnich przywódców. W ten sposób dwóch demokratycznych prezydentów: ówczesny – Bill Clinton i obecny – Joe Biden, wraz z dawnym kandydatem republikanów na to stanowisko Bobem Dolem, łącznie przyczyniło się mimowolnie do wybuchu rozpętanej przez wychodzącego ze zbudowanego przez nich równania dyktatora wojny na Ukrainie. Nie bez winy okazał się inny lokator Białego Domu – Barack Obama, przy którym Biden pozostawał wiceprezydentem.

Jak zauważa z kolei francuski autor, biograf Joego Bidena Jean-Bernard Cadier: “Po roku 2016 będziemy się zastanawiać nad osią Putin-Trump ale nie możemy powiedzieć, że prezydent Rosji naprawdę miał powody do narzekań na ośmioletnią prezydenturę duetu Obama-Biden. Pozwolili mu przejąć kontrolę w Syrii i niewątpliwie dali poczucie bezkarności, które zachęciło go do inwazji na Krym w 2014 roku.

W obliczu działań Rosji Barack Obama zleca Joemu Bidenowi uspokojenie mieszkańców Europy Wschodniej zwłaszcza ludności Ukrainy. Misja niemożliwa, biorąc pod uwagę ostrożność Waszyngtonu. I misja, która przysporzy Joemu Bidenowi więcej kłopotów niż zaufania” [11]. Już w jego kolejnej, prezydenckiej roli. Kolejny paradoks polega na tym, że Władimira Putina powstrzymywać muszą dzisiaj ci, którzy całkiem niedawno wykreowali go na jednego z globalnych liderów.

Tym bardziej, że jako ewentualnego następcę Putina, cierpiącego jakoby na wiele chorób, co może być twierdzeniem przesadnym, ale problemy z ręką i opuchlizna pozostają dostrzegalne – wymienia się piastującego jego dawne stanowisko szefa FSB Nikołaja Patruszewa. Znikoma to szansa na jakościową zmianę. Oddajmy znowu głos Krystynie Kurczab-Redlich:

Nikołaj Patruszew dla korupcji miał zrozumienie: w 1992 roku, gdy został szefem kontrwywiadu Republiki Karelia, zajął się kontrabandą cennej brzozy karelskiej. Prokuratura Karelii wszczęła śledztwo, ale Patruszewa uratował inny leningradczyk (..) Siergiej Stiepaszyn, wówczas dyrektor Federalnej Służby Kontrwywiadu (później zamienionej w FSB). Stiepaszyn wezwał Patruszewa do Moskwy, awansując go na niedosiężnego dyrektora Zarządu Bezpieczeństwa Wewnętrznego Federalnej Służby Kontrwywiadu. Warto dodać, że istotą pracy tej instytucji (jakby kontrwywiadu w kontrwywiadzie) jest zbieranie kwitów na własnych funkcjonariuszy. To Patruszewowi Putin oddał swoje stanowisko szefa Zarządu Kontroli na Kremlu, to jego mianował swoim zastępcą na Łubiance, a potem, gdy opuszczał dyrektorski gabinet, przekazał go właśnie Patruszewowi, żartując przy tym ze swojego niskiego stopnia: “Pułkownik Putin przekazuje stanowisko” – zameldował. Na co Patruszew musiał odpowiedzieć: “Generał-pułkownik Patruszew stanowisko przyjmuje”. Generała-pułkownika Patruszewa sankcje ze strony Stanów Zjednoczonych objęły w lipcu 2014 roku, a ci, którzy wtedy wymieniali ludzi Kremla, zdolnych do rozpętania trzeciej wojny światowej, jego nazwisko umieszczali tuż po Putinie” [12].      

Chyba, że znowu ster rządów w Rosju przechwyci znienacka polityk lub raczej były kagiebowiec, którego – jak przed ćwierćwieczem samego Putina – nie da się teraz znaleźć w indeksie osób z fachowych nawet książek. Bo też nie obejmie on funkcji rektora (chociaż Putin i ją ma w życiorysie: w trudnym czasie rozpadu ZSRR zajmował prorektorską posadę na Uniwersytecie Leningradzkim, odpowiadając za kontakty zagraniczne uczelni) – tylko dyktatora. W bibliotece więc go Państwo nie znajdziecie.

A wszystkim, co za bardzo personalizują współczesną politykę rosyjską, przytoczyć można ulubioną anegdotę prof. Andrzeja Fabianowskiego, specjalisty od romantyzmu z polonistyki UW. Gościł on pod koniec poprzedniego ustroju dwóch radzieckich literaturoznawców. Obaj sztywni, jakby kij połknęli: tyle, że z przekonań jeden liberał, a drugi dogmatyk. Żeby ich nieco

rozluźnić, zaprosił więc gości na daczę. Tam sporo wypili. I wtedy nagle dogmatyk zaczął mówić niczym liberał. A ten drugi odwrotnie. Ta prosta historia pokazuje, ile warte bywają w odniesieniu do Wschodu podobne podziały i typologie…     

[1] Krystyna Kurczab-Redlich. Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnice Rosji Putina. WAB, Warszawa 2022, s. 58

[2] Kurczab-Redlich. Wowa, Wołodia, Władimir… op.cit. s. 59

[3] ibidem

[4] por. Boris Reitschuster. Władimir Putin. Dokąd prowadzi Rosję. Świat Książki, Warszawa 2005

[5] por. Andrzej Grajewski. Tarcza i miecz. Rosyjskie służby specjalne 1991-1998. Biblioteka Więzi, Warszawa 1998

[6] Aleksander Kaczorowski. Władimir Putin… Wyborcza.pl z 29 sierpnia 2005

[7] Wojna w Ukrainie. Były doradca Putina Gleb Pawłowski: Rosjanie zachowują się wstrząsająco obojętnie. Polsatnews.pl z 29 marca 2022

[8] Wiktor Pielewin. Generation “P”. WAB, Warszawa 2002, s. 214-215, przeł. Ewa Rojewska-Olejarczuk

[9] ibidem, s. 216-217

[10] Bill Clinton. Moje życie. Świat Książki, Warszawa 2004, s. 469, tł. Piotr Amsterdamski i in.

[11] Jean-Bernard Cadier. Joe Biden. Droga do Białego Domu. ARTI, Ożarów Mazowiecki 2021, s. 96, przeł. Natalia Zmaczyńska

[12] Kurczab-Redlich. Wowa, Wołodia, Władimir… op. cit, s. 264-265

Nieludzka twarz demokracji walczącej

Barbara Skrzypek była przesłuchiwana w środę w prokuraturze przez cztery godziny, bez obecności pełnomocnika, którego do udziału nie dopuszczono. Zmarła w sobotę. Jednak ta sama prokurator Ewa Wrzosek, która przesłuchanie prowadziła, straszy odpowiedzialnością karną tych, co oba te fakty połączą. Mimo, że ich związek przyczynowo-skutkowy wydaje się oczywisty dla myślącego

Śmigłowce, papierowy tygrys i szczerzenie zębów

Władza, raczej bezradna wobec codziennych prostych spraw obywateli, zapewnia wobec narastającego zagrożenia, że jesteśmy silni, zwarci, gotowi. Co ciekawe, tromtadracja ta łączy zwalczających się nawzajem premiera Donalda Tuska i prezydenta Andrzeja Dudę. Wzbudza obawy, wynikające nie tylko ze smutnych analogii historycznych.Czytaj więcej ..

Panika aż Trzaska

Postrzeganie Trzaskowskiego przez resztę kraju przez pryzmat awarii Czajki czy potiomkinowskich inwestycji w Warszawie wydaje się czymś naturalnym, bo zabrakło przez siedem lat rządów tego prezydenta w stolicy projektów naprawdę wizjonerskich i potrzebnych mieszkańcom, a nie tylko atrakcyjnych jak kładka dla turystów wpadających do Warszawy na jeden weekend.Czytaj

Kruche sojusze i linia Wisły

Wstrzymanie przez Donalda Trumpa pomocy dla Ukrainy dało się przewidzieć. Polska płaci dziś krańcowym niepokojem za zaniechania kolejnych ekip nią rządzących. Zarówno naiwny proamerykanizm Prawa i Sprawiedliwości jak opcja niemiecka Koalicji Obywatelskiej nie okazują się przydatne do odnowienia systemu bezpieczeństwa.Czytaj więcej ..

Żegnamy Wojciecha Gawkowskiego (1966-2025)

Miał niepowtarzalny styl zarówno w sądowej sali, gdy występował w adwokackiej todze, reprezentując m.in. Tomasza Sakiewicza na długo przed obecną dekadą, ale też w polityce, w której kariery sam wprawdzie nie zrobił, ale jako szef młodzieży w KPN utorował drogę mnóstwu znakomitych inicjatyw. Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments