W pół drogi między Lwowem a Davos
O “Empuzjonie” Olgi Tokarczuk
Nieomylny instynkt wyczucia historycznej chwili, który niedawno przyniósł Oldze Tokarczuk literacką Nagrodę Nobla – po raz kolejny jej nie zawiódł. Jej najnowsza powieść “Empuzjon”, chociaż w większości napisana przed wybuchem gorącej wojny na Ukrainie – doskonale odczytuje się w jej kontekście. “Czuły narrator”, o którym autorka mówiła w sztokholmskim odczycie, wyprzedza bowiem wydarzenia i zjawiska.
Bohater wywodzi się ze Lwowa, a rzecz dzieje się w 1913 roku, w którym nie da się żadnej opowieści zakończyć standardowym “żyli długo i szczęśliwie”, skoro wiemy, że już za kilkanaście miesięcy wybuchnie wojna światowa nazwana potem pierwszą, a jeszcze za życia tego samego pokolenia – druga, znacznie bardziej niszcząca.
“Empuzjon” Olgi Tokarczuk nawiązuje bezpośrednio do “Czarodziejskiej góry” Tomasza Manna, której bohater wprost z
przeciwgruźliczego sanatorium w Davos – miasta kojarzącego się dziś z konferencjami, ustalającymi co roku globalny porządek – po siedmiu latach pobytu wyruszy na front. Student inżynierii sanitarnej Mieczysław Wojnicz przybywa do zakładu leczniczego, położonego w niemieckich wtedy Sudetach, w pół drogi między rodzinnym Lwowem a szwajcarskim miejscem akcji powieści antyfaszystowskiego pisarza, którego dzieło zainspirowało Olgę Tokarczuk. Wiemy, że długo tam nie zabawi. Data przyjazdu brzmi jak wyrok.
Jak u Manna ten pobyt posłuży do zmierzenia się z dotychczasową Europą, jej zasadami i wartościami. Widzimy od początku, że okażą się niewystarczające. Współtowarzysze kuracji Wojnicza symbolizują porządek, który zawiódł. Są wśród nich filozof i nauczyciel, urzędnik i tajny policjant. Wszyscy okazują się bezradni wobec narastającej grozy. Nie przypadkiem bowiem
podtytuł opowieści brzmi: “Horror przyrodoleczniczy”. Trwają już dyskusje, czy wojna wybuchnie, właśnie płoną Bałkany, ale nie w tym rzecz. Stajemy się wraz z gronem kuracjuszy świadkami wydarzeń, których wytłumaczyć się nie da. Żona właściciela pensjonatu popełnia samobójstwo. Podobnie była przez niego podle traktowana. Zaś w okolicznych lasach ktoś cyklicznie dokonuje okrutnych morderstw, które jakoś wiążą się z polowaniami na czarownice sprzed wieków. Spowija je jednak mgła milczenia. A ściślej: prawie nikt o nich nie mówi, ale każdy wie swoje. Bohaterów łączy przy tym obsesyjna niechęć do kobiet – tylko nasz Wojnicz wydaje się od niej wolny – a ich kwestie roją się od “mizoginistycznych” jak rzecz określa autorka kryptocytatów z rozmaitych postaci światowej kultury, symbolizujących w jej oczach męską dominację. Trawestując jednak samego Adama Mickiewicza doradzić wypada, by czytelnik… zstąpił do głębi i zechciał przejść do porządku dziennego nad podawanymi nam na tacy feministycznymi obsesjami, zwłaszcza, że jak się wydaje sama pisarka odnosi się do nich z pewną dozą autoironii i przymrużeniem oka. Reszta jest serio.
Ludzie szamoczą się z własną tożsamością. Jak się wydaje, nawet modną ideologię “gender” umieści Olga Tokarczuk – a ściślej jej dla odmiany “czuła narratorka”, zresztą zwielokrotniona, bo opowieść prowadzona jest w rodzaju żeńskim i co ciekawe w liczbie mnogiej – w krzywym zwierciadle. Nie zdradzimy jednak, czemu Mieczysław nie pójdzie na wojnę, chociaż wiemy, że tylu studentów wyruszyło do Legionów. W bohaterze tkwi bowiem pewna tajemnica.
Defekt nawet, jak sam to odbiera. A chociaż to jednak nie kryminał a horror, w zakończeniu zawiera się element suspensu. Jak zwykle jednak w literaturze ponadprzeciętnego formatu finał nie okazuje się wcale jednoznaczny. Los Wojnicza znajduje przynajmniej dwa warianty. Podobno mieszkał później w Monachium… trochę w nie swojej skórze, jeśli efekt niespodzianki wolno podbić. Ale też widziano go po latach we Lwowie, na grobie ojca, w trakcie powieściowej akcji mającego się doskonale, a nawet opłacającego z inżynierskich poborów sanatoryjną kurację jedynego syna. Skoro Wojnicz ubrany był wtedy w angielski garnitur z tweedu, zaprzecza to równoczesnej prawdziwości pierwszej wersji. Wybieramy więc. Bohaterowie też mają z tym problem.
Przed laty w “Biegunach” Tokarczuk przedstawiła współczesnego człowieka w stanie wiecznej podróży, wędrówki i ucieczki. Ten obraz pozostawał aktualny aż do czasu światowej pandemii. A powieść, niczym kiedyś “Quo Vadis” Henrykowi Sienkiewiczowi przyniosła jej Nobla. Z kolei w “Prowadź swój pług przez kości umarłych” pokazała Tokarczuk cywilizację tolerowanej przemocy wobec wszystkiego co słabsze: od zwierząt po emerytowane nauczycielki. Brutalność świata odzwierciedla tam zarówno dzikość myśliwych jak nieubłagana hierarchia społeczna dolnośląskiej wsi. Stąd już niedaleko do kresu pozornie utrwalonych wartości, których upadek dokumentuje “Empuzjon”. Prowadzi to jednak nie do nihilizmu, lecz do
nowego początku, którego potrzebę odnajdujemy także w eseistyce, w tym słynnym wykładzie sztokholmskim pisarki.
Olga Tokarczuk pokazuje nam, dlaczego stara Europa nie obroniła się przed barbarzyństwem. Ale też ułatwia diagnozę, co powinna robić, żeby teraz uniknąć najgorszego. Czuły narrator z noblowskiego odczytu, dający także tytuł poprzedniej książce pani Olgi symbolizuje miękką i wrażliwą siłę. Soft power, jak mówi się we współczesnym świecie. Wykazaliśmy się nią, masowo przyjmując uchodzących przed okrucieństwem rosyjskiej inwazji Ukraińców, potomków powieściowej Glicerii. Opisana przed laty przez Vaclava Havla siła bezsilnych objawiła się, gdy spoglądając na telewizyjne przekazy z ostrzeliwanego rakietami i bombami Lwowa, rodzinnego miasta powieściowego Wojnicza, pomagaliśmy ile tylko się udało realnym już uciekinierom z pobliskiego piekła, w jakie z dnia na dzień zmienił się sąsiedni kraj.
Najpierw historia po upadku dyktatur miała się kończyć optymistycznie, wspólnym czasem demokracji jak u Francisa Fukuyamy. Ten optymistyczny obraz zawalił się wraz z bliźniaczymi wieżami World Trade Center. Aż wreszcie ostatecznie obrócił w gruzy wespół z blokowiskami ukraińskich miast.
Refleks Tokarczuk, objawiony w powieści traktującej niby o czymś zupełnie innym, nie powinien nas zaskakiwać. Pierwsze jej poważne opowiadanie “Numery”, opublikowane u Rafała Grupińskiego w poznańskim “Czasie Kultury” (nr 47 z 1993 r) przez autorkę z dyplomem psychologa, która wtedy dopiero co przekroczyła trzydziestkę, dotyczyło przecież losów gastarbeiterów w londyńskim hotelu ale zarazem trafnie wyprzedzało przyszłe doświadczenie milionów Polaków. Ruszających za granice, gdy je tylko otwarto.
Słabsi pisarze starają się odgadnąć gust publiczności. Utrafiają w jej oczekiwania. Lepsi potrafią uchwycić historyczną chwilę. Nawet w kostiumie z pozoru historycznym i z wątkami tak egzotycznymi jak pole czarownic (to właśnie w przybliżeniu oznacza tytułowy “Empuzjon”) lub często w kulturze eksponowanymi, jak walka płci. Bo Tokarczuk wywodzi przemoc z
totalnej maskulinizacji kultury, której wyraz stanowiły polowania na czarownice, co w jej powieści… mści się jak najbardziej dosłownie.
Niemieccy mieszczanie z jej historii pozostają równie bezradni wobec narastającej wokół potworności, której przyczyn nie pojmują, jak ich najbardziej już współcześni rodacy wobec czołgów Władimira Putina. Do końca troszczą się o własne małe zamiary, nie widząc, że ich świat się kończy. Gorzej nawet: to, czym żyli, przestaje mieć znaczenie.
Oldze Tokarczuk udało się utrwalić nastrój schyłkowości i niepewność jutra. Kiedyś określane słowem dekadencja. Gdy bomby spadają na Ukrainę, wiemy, że i u nas nic nie będzie takie jak przedtem. Castorp Manna poszedł na wojnę. Czuły narrator Tokarczuk w imię empatii gotowy jest czynić pokój. Czy mu się uda, zobaczymy. Kibicować warto.
Olga Tokarczuk. Empuzjon. Horror przyrodoleczniczy. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022
Wspólny 11 Listopada
Tak ni z tego, ni z owego była Polska od pierwszego – tak sam Józef Piłsudski na zjeździe Legionistów w Kaliszu już po przewrocie majowym miał się wyrazić o okolicznościach odbudowy państwa w 1918 r. Czytaj więcej ..
Sto lat dla ministra czyli podziękowanie dla Józefa Kasprzyka
Nie został nawet “ministrem konstytucyjnym” ale na pewno najmocniejszym punktem ekipy rządzącej Polską w latach 2015-23. Za jego rządów urząd osiągnął najwyższy poziom po 1989 roku.Czytaj więcej ..
Piramida demokracji
Jeden bunt przy urnach dopiero co nastąpił. Obywatele w ostatnim głosowaniu zawstydzili polityków, powtarzających przedtem, że życie publiczne przeciętnego Polaka nie pasjonuje. Zaprzeczyły temu długie wieczorne kolejki do urn wyborczych.Czytaj więcej ..
Jedziemy na Euro
Po wyeliminowaniu Walii rzutami karnymi w barażowym meczu na wyjeździe – polscy piłkarze pojadą na Mistrzostwa Europy. Nie ma sensu narzekanie, że awans zdobyli w ostatnim momencie albo nie w takim stylu jak trzeba. Kto nie umie cieszyć się z sukcesów, kolejnych już nie odniesie.Czytaj więcej ..
Łukasz Perzyna
© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka