Abecadło demokracji

Abecadło z pieca spadło – taką katastrofę opisał słynny wiersz Juliana Tuwima. A może dziecinna rymowanka była pierwsza i ona poetę zainspirowała. Mniejsza o to. Nie chodzi o spór co było najpierw, kura czy jajko, w który usiłują nas wciągnąć również politycy. Lecz o to, że sami o alfabecie demokracji zapominają.
 
Główne strony politycznego sporu przywołują chętnie wybory czerwcowe z 1989 r. Opozycja przypomina, że odrzucono wtedy złe rządy szukające wzorców na Wschodzie, co stanowić ma analogię dla obecnej sytuacji. Z kolei Jarosław Kaczyński, chociaż sam wcale nie bohater, o czym wiemy z innej rymowanki, o tym, kto 13 grudnia spał do południa – przekonuje nas, że to jego brat Lech “faktycznie kierował Solidarnością” a obecne działania PiS mają stanowić ukoronowanie jej dziedzictwa.

Zapominają o podstawowym fakcie, tak jedni jak drudzy: kampania przed wyborami z 4 czerwca najpierw przekonywała, żeby w  ogóle pójść na wybory. Stąd słynny plakat z budzikiem i hasło: “Nie śpij, bo cię przegłosują”. Miało to sens, skoro decyzję o udziale w wyborach podjęło 62 proc. Polaków – większość, ale nie oszałamiająca, zważywszy, że było to pierwsze głosowanie uczciwie policzone od 1928 r: od tamtego bowiem momentu wyniki fałszowała najpierw sanacja potem komuniści.

Fot: SamMcghee(Unsplash)

Kampania Komitetu Obywatelskiego z 1989 r. szczegółowo instruowała, jak prawidłowo oddać głos, żeby okazał się ważny. Nie było to również wcale łatwe, nie tylko ze względu na brak doświadczeń z demokracją: najmłodsi wyborcy ze wspomnianego 1928 r. byli przecież w pamiętnym Czerwcu seniorami po osiemdziesiątce. Ordynacja zaś wyborcza do najłatwiejszych nie należała. Objaśniać trzeba było wiele, niemal wszystko: w dwóch województwach: warszawskim i katowickim można było głosować na trójkę kandydatów do Senatu, w 47 pozostałych wedle ówczesnego podziału administracyjnego – na dwóch. I tak w Warszawie starsza pani płakała po wyjściu z punktu wyborczego, że przed wrzuceniem głosu do urny pomyliła z powodu tak emocji jak krótkowzroczności demokratycznie wybranego rektora Politechniki Warszawskiej Władysława Findeisena rekomendowanego przez Solidarność z wysokiej rangi działaczem PZPR Bogusławem Ferensztajnem. Pokazywano, jak kreślić listę krajową, skupiającą kandydatów partii rządzącej i “stronnictw sojuszniczych”. Suflowano, żeby przynajmniej w pierwszej turze (kto dziś pamięta, że odbyła się też druga: 18 czerwca 1989 r.) nie popierać nikogo z walczących o mandaty poselskie zarezerwowane – jak wtedy mówiono – dla strony koalicyjno-rządowej.

Fot: Egonetix_xyz (Pixabay)

Sens tych podpowiedzi i ściągawek objawił się dopiero przy wyniku wyborczym. Rozmiary zwycięstwa strony demokratycznej zaskoczyły nawet przywódców Solidarności. Stąd niezbyt roztropne ich późniejsze decyzje: oddanie mandatów po liście krajowej, chociaż padła niemal w całości (dwóch tylko kandydatów uzyskało wymagane 50 proc plus jeden głos), komunistom oraz wybór gen. Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe. Społeczeństwo, kolejny raz w historii, okazało się bardziej rozumne niż przywódcy. 

Z powtórzeniem tej sytuacji mieliśmy do czynienia w ostatnich latach, kiedy to Polacy masowo zorganizowali się w formie pomocy sąsiedzkiej czy grupowej do walki z pandemią a następnie w akcji humanitarnej na rzecz uchodźców ukraińskich – w obu wypadkach bez oglądania się na władzę.

W ostatnich latach jedyną formacją, która w każdej kampanii – nawet wtedy, gdy nie wystawiała własnych kandydatów, jak w eurowyborach – świadomie stopniującą przekaz: żeby najpierw pójść na wybory, potem starannie oddać głos ważny, wreszcie zaś, żeby wzmocnił on najlepszego kandydata, pozostawała Mazowiecka Wspólnota Samorządowa. Cześć jej za to i chwała. Ale też kiepsko świadczy to o pozostałych uczestnikach życia publicznego. Trzymali się zwykle zawartej w ludowym przysłowiu zasady: każda sroka swój ogonek chwali.

Nie ulega jednak wątpliwości, że masowy udział Polaków w wyborach wzmocni przyszłą większość z nich wyłonioną. Posłuży wiarygodności władzy, wskazywanej na trudne czasy.

To pierwsze wybory parlamentarne, odkąd zawędrował do nas na przedwiośniu trzy lata temu złowrogi wirus z chińskiego Wuhan. W trakcie pandemii wybieraliśmy wprawdzie prezydenta, ale nie miało to jednak podobnej dramaturgii. Wiadomo, że uprawnienia głowy państwa pozostają w Polsce ograniczone.

Sejm i Senat wybierzemy również po raz pierwszy od momentu rozpoczęcia przez Rosję półtora roku temu gorącej czy pełnoskalowej agresji na Ukrainę. Wojna Putina ani myśli się skończyć. Unaocznia to skalę wyzwań, które stają nie tylko przed przyszłymi posłami i senatorami, ale również wszystkimi, z których mandatu będą oni pochodzić.
 
Naiwnością byłoby oczekiwanie od polityków głównych partii działań zachęcających do gromadnego uczestnictwa w wyborach, skoro  dotychczas
Fot: Ibolya Toldi (Pexels)
ich nie podjęli. Rozsądne minimum wydaje się polegać na tym, żeby demokracji i głosowania nie obrzydzali.
 
Tylko tyle i aż tyle.
 
Gorszące kandydatury, od Łukasza Mejzy (PiS) po Romana Giertycha (Koalicja Obywatelska) i agresywny styl kampanii zniechęcają w oczywisty sposób do udziału w święcie demokracji, jakim są wybory właśnie. Podobnie jak brak jakiegokolwiek przekazu jednoczącego, wskazującego na ważność aktu głosowania. Jeśli odbije się to na frekwencji, skutki poniosą sami politycy. Wyłoniony później rząd łatwo będzie można uznać za mało reprezentatywny i wiarygodny. A jeszcze trudniej – za zdolny zmierzyć się z kryzysami, z jakimi nie miały do czynienia poprzednie ekipy. Nie da się formułować dobitnych ani przekonujących zdań, gdy zapomniało się cały alfabet. Abecadło z pieca spadło, jak w wierszyku Tuwima.   
 
Edukatorzy i kulturoznawcy znają zjawisko wtórnego analfabetyzmu. Dotyka tych, co do szkoły wprawdzie chodzili, świadectwa uzyskali, ale nie wynieśli z niej trwałych umiejętności. Politykom warto więc doradzić, żeby przypomnieli sobie pierwszą klasę. W tym wypadku rok 1989 r. Na pewno na tym nie stracą.
Udostepnij na Facebook
Dodaj na Twitter
Nieludzka twarz demokracji walczącej

Barbara Skrzypek była przesłuchiwana w środę w prokuraturze przez cztery godziny, bez obecności pełnomocnika, którego do udziału nie dopuszczono. Zmarła w sobotę. Jednak ta sama prokurator Ewa Wrzosek, która przesłuchanie prowadziła, straszy odpowiedzialnością karną tych, co oba te fakty połączą. Mimo, że ich związek przyczynowo-skutkowy wydaje się oczywisty dla myślącego

Śmigłowce, papierowy tygrys i szczerzenie zębów

Władza, raczej bezradna wobec codziennych prostych spraw obywateli, zapewnia wobec narastającego zagrożenia, że jesteśmy silni, zwarci, gotowi. Co ciekawe, tromtadracja ta łączy zwalczających się nawzajem premiera Donalda Tuska i prezydenta Andrzeja Dudę. Wzbudza obawy, wynikające nie tylko ze smutnych analogii historycznych.Czytaj więcej ..

Panika aż Trzaska

Postrzeganie Trzaskowskiego przez resztę kraju przez pryzmat awarii Czajki czy potiomkinowskich inwestycji w Warszawie wydaje się czymś naturalnym, bo zabrakło przez siedem lat rządów tego prezydenta w stolicy projektów naprawdę wizjonerskich i potrzebnych mieszkańcom, a nie tylko atrakcyjnych jak kładka dla turystów wpadających do Warszawy na jeden weekend.Czytaj

Kruche sojusze i linia Wisły

Wstrzymanie przez Donalda Trumpa pomocy dla Ukrainy dało się przewidzieć. Polska płaci dziś krańcowym niepokojem za zaniechania kolejnych ekip nią rządzących. Zarówno naiwny proamerykanizm Prawa i Sprawiedliwości jak opcja niemiecka Koalicji Obywatelskiej nie okazują się przydatne do odnowienia systemu bezpieczeństwa.Czytaj więcej ..

Żegnamy Wojciecha Gawkowskiego (1966-2025)

Miał niepowtarzalny styl zarówno w sądowej sali, gdy występował w adwokackiej todze, reprezentując m.in. Tomasza Sakiewicza na długo przed obecną dekadą, ale też w polityce, w której kariery sam wprawdzie nie zrobił, ale jako szef młodzieży w KPN utorował drogę mnóstwu znakomitych inicjatyw. Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments