Kosiniak-Kamysz za Morawieckiego?

Prezes PSL chce zostać premierem jeszcze w tej kadencji, ale nie godzi się na to Donald Tusk

Ludowcy, jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, szykują zmianę rządu bez wyborów. PiS miałby stracić władzę w wyniku sejmowego głosowania nad konstruktywnym votum nieufności, poprzedzonego rozłamem w największym klubie parlamentarnym. Grupa posłów PiS poparłaby odwołanie z funkcji Mateusza Morawieckiego i kandydaturę prezesa PSL Władysława Kosiniak-Kamysza na stanowisko premiera. W zamian za to staliby się koalicjantem w ramach nowego układu rządzącego. Zmiany dokonano by również na stanowisku marszałka Sejmu. Żeby plan okazał się skuteczny, musiałaby go poprzeć odpowiednia liczba dotychczasowych posłów PiS, oraz wszystkie kluby opozycji.

 
O tych pierwszych niewiele wiadomo, bo nie zamierzają się ujawniać: co oczywiste. Wtajemniczeni wskazują, że niepokornych należy szukać w gronie posłów, którzy swego czasu sprzeciwili się “piątce Kaczyńskiego”, jak nazwano nowelizację ustawy o ochronie zwierząt, szkodliwą dla polskiego hodowcy. W odróżnieniu od poprzednich frond w PiS – wygrali, bo kontrowersyjną regulację wycofano. Nie zostali też serio ukarani, co wzmocniło spójność ich grupy. Już wtedy liczyła ok. 15 posłów. Teraz upierają się przy tym, że kandydatem na nowego premiera musi zostać prezes konserwatywnych obyczajowo ludowców Kosiniak-Kamysz, w żadnym zaś wypadku jakikolwiek kandydat Koalicji Obywatelskiej-Platformy Obywatelskiej, chociaż ta w sondażach notuje nawet czterokrotnie większe poparcie niż PSL.

Jednak nie tylko z tego powodu przewodniczący PO Donald Tusk, nie będący zresztą posłem, bo gdy odbywały się wybory, zasiadał jeszcze w fotelu prezydenta Zjednoczonej Europy – sprzeciwia się przedwczesnemu, jak uważa, przejmowaniu przez obecną opozycję odpowiedzialności za państwo. Bo to ostatnie znajduje się w fatalnym stanie. Poza tym PiS pozbawienie go władzy w Sejmie przedstawi niemal jak zamach stanu, czym utwardzi swoich zwolenników. Lepiej więc czekać na wybory, żeby je wygrać.

Nic podobnego – odpowiadają wtajemniczeni w plan zmiany władzy bez wyborów ludowcy. Właśnie kiedy PiS raptem straci władzę, zacznie wykonywać serię nerwowych ruchów, uruchomi się lawina rozłamów, dotychczasowa partia rządząca skompromituje się i demokratom łatwiej przyjdzie zwyciężyć w wyborach za rok na jesieni. 

Jednak bez wsparcia Tuska i głosów PO cały misterny plan PSL pozostanie wyłącznie political fiction.  

Zarazem też nieoficjalnie, co nie jest już dziełem ludowców ani PO-KO, pojawiła się nowa data wyborów: zamiast jesienią przyszłego roku, jak przewiduje termin konstytucyjny, jeszcze w tym roku 13 listopada. Dogodne to dla rządzących, bo wcześniej zdążą się pokazać przy okazji święta narodowego 11 listopada. Pogłoski o takim przyspieszeniu dochodzą z PiS: tym samym rządzący nie tylko udaremniliby próbę odsunięcia ich od władzy przez obecny Sejm, nawet gdyby Tusk zmienił zdanie i na nią przystał, ale też uciekliby od skutków drożyzny, która, jak prognozy wskazują, będzie narastać, dla nastrojów własnego elektoratu.    

Plany polskich polityków okazują się jednak nietrwałe lub nieskuteczne. Jeszcze niedawno zakładano, że na czele wyłonionego w podobny sposób, jak zakłada teraz PSL, rządu bez wyborów stanąć miałby Jarosław Gowin. Jak pamiętamy, zwlekał tak długo, aż Mateusz Morawiecki z Jarosławem Kaczyńskim odwołali go z funkcji wicepremiera, zaś przy dokładniejszym liczeniu okazało się, że w samym PiS wsparło go ledwie czworo posłów, a nie jak oczekiwano – około dwudziestki. Wiele miało się też wydarzyć 5 sierpnia, kiedy to wedle pogłosek PiS miał znienacka wyciągnąć dawniej złożony wniosek ludowców o samorozwiązanie parlamentu i niezwłocznie go przegłosować. Okazało się jednak, że w pracy Sejmu był to dzień jak każdy inny. Wiele wskazuje na to, że pogłoskę wypuścić kazał sam Kaczyński, żeby postraszyć czy sprawdzić lojalność własnych posłów. Z dużej chmury mały deszcz. Wiele wskazuje na to, że podobnie może być teraz, a na wybory pójdziemy zwyczajnie jesienią przyszłego roku, bez żadnych przyspieszeń bądź zmiany premiera a tym bardziej całej sprawującej władzę ekipy. 

Ruch Naprawy Polski

Lista obecności w polskiej polityce została uzupełniona o przedstawicieli środowisk, zamierzających reprezentować klasę średnią. Ekonomista Dariusz Grabowski ogłosił powołanie Ruchu Naprawy Polski. Ofertę adresuje do przedsiębiorców, rolników i wolnych zawodów ..Czytaj więcej ..

Jeffrey Sachs przyleciał z Moskwy

W wyborach 4 czerwca 1989 r. Polacy zagłosowali na kandydatów Solidarności ale nie terapię szokową Leszka Balcerowicza: za sprawy gospodarki w Komitecie Obywatelskim odpowiadał wtedy jeszcze nie pozbawiony wrażliwości społecznej prof. Witold Trzeciakowski. Zaś przyszły wicepremier pozostawał znanym tylko środowiskowo ekonomistą. Kluczowa okazała się zupełnie inna postać.Czytaj więcej

Lewicy… może nie być

I nikt jej nie będzie żałował. W Sejmie Lewica organizuje konferencje prasowe bez pomysłu i na każdy – czyli w praktyce żaden – temat. Nie istnieje w walce z drożyzną, ani nawet w obronie praw pracowniczych.Czytaj więcej ..

Celebryci, żurnaliści i zboczeńcy

Kolejny żurnalista, któremu zamarzyła się polityka, padł ofiarą własnych złych skłonności. Paweł Siennicki były pracownik “Nowego Państwa” podał się do dymisji z funkcji wiceprezesa Polskich Portów Lotniczych.Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *