Przegrani w 2022

Najwięcej stracili politycy, którzy nie wiedzieli, czego chcą. Albo przespali optymalny moment, w którym mogli odegrać istotną rolę. Także ci apodyktyczni, zrażający do siebie podwładnych a w ślad za tym wyborców. Wreszcie autorzy chybionych koncepcji, sprawdzających się jedynie w ich własnych komputerach osobistych ale pozbawionych pokrycia w rzeczywistości. 
 
Rok 2022 r. zdegradował wiele prominentnych postaci polskiego życia publicznego. Nie wszystkich żałujemy, bo czasem ten upadek samym sobie zawdzięczają, chociaż… pierwszego na tej liście na pewno.   
 

1. Jarosław Gowin.

 
Chciał zostać premierem tak bardzo, że nie godził się na objęcie posady marszałka Sejmu, jako zbyt skromnej. Całkiem niedawno wydawało się, że stoi pod komfortowym wyborem: współrządzić z PiS czy z nową koalicją demokratyczną, której jego, Gowina, podwładni zapewnić mieli większość w Sejmie.
Teraz ma już tylko pięcioosobowe koło poselskie. Również kierownictwo kanapowego Porozumienia, niegdyś “koalicjanta wewnętrznego” w ramach wirtualnej Zjednoczonej Prawicy, skupiającej PiS i jego przybudówki, musiał oddać w ręce Magdaleny Sroki.
Nawet odwołany już z funkcji wicepremiera, przed rokiem dysponował w Sejmie dwudziestoma “szablami”, teraz – o czym była już mowa – wraz z nim jest ich pięcioro.
Przeżył załamanie nerwowe. Przy okazji, zawsze tak życzliwy dziennikarzom, przekonał się o rozmiarach brutalności i braku skrupułów mediów. Springerowski “Newsweek” zabawiał opinię publiczną niewybrednymi opisami jego zdrowotnych kłopotów, naruszając prawo do prywatności.
W dodatku Donald Tusk – jeszcze niedawno kokietujący go wysokimi funkcjami w razie odwrócenia sojuszy w Sejmie – zaprotestował przeciwko zaproszeniu Gowina przez byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego na spotkanie autorytetów opozycji. I zapowiedział, że Gowin zostanie rozliczony z czasów gdy zasiadał w rządzie PiS. Były wicepremier i znaczący intelektualista katolicki nie ma też powrotu do macierzystego “Znaku”, gdzie wyklęto go za wieloletni udział w pisowskim projekcie rządowym.    
 

2. Włodzimierz Czarzasty

 
Nie tylko nie odnowił Lewicy, ale sprowadził jej poparcie do jednocyfrowego (9 proc w sondażu IPSOS z 19-21 grudnia). Skonfliktował się niemal ze wszystkimi. Po tym, jak obraził wicemarszałkinię Senatu Gabrielę Morawską-Stanecką, bo zazdrościł jej medialnej popularności, poszkodowana zawiązała osobne koło Polskiej Partii Socjalistycznej z udziałem m.in. posłanki Joanny Senyszyn i b. prezesa TVP Roberta Kwiatkowskiego.
Nie zastrzegł jak należy znaku SLD, więc teraz posługiwać się nim będą jego oponenci, działający w Stowarzyszeniu Lewicy Demokratycznej. Potajemne konszachty z PiS przy przepychaniu jakoby “proeuropejskich” ustaw pozbawiły go wiarygodności w oczach twardego elektoratu lewicy. Z kolei Koalicja Obywatelska (obecna emanacja PO) uznaje ewentualny sojusz z Czarzastym za pocałunek śmierci.
Donald Tusk zmierza do przyciągnięcia najbardziej wartościowych lewicowych polityków (jak Morawska-Stanecka) na listy Koalicji Obywatelskiej i spuszczenia całej reszty poniżej progu pięcioprocentowego, dającego bilet wstępu do Sejmu następnej kadencji. I znajduje się co najmniej w połowie drogi do realizacji tego zamierzenia. W tym wypadku Czarzasty okazałby się grabarzem własnej formacji. Na własne nieszczęście pozostaje wyjątkowo niesympatyczny. W dodatku starszym wyborcom kojarzy się z aferą Lwa Rywina. Młodszych zaś nie porywa. Wystarczy?    
 

3. Rafał Trzaskowski

 
Umieszczenie na liście loserów polityka, liderującego w wielu sondażach zaufania, lub przynajmniej walczącego w nich o pierwsze miejsce z Andrzejem Dudą i Mateuszem Morawieckim, wyda się może zabiegiem karkołomnym. Warto jednak przypomnieć przypadek Jacka Kuronia, który w tych drugich rankingach wygrywał, a gdy wystartował wreszcie w 1995 r. w wyborach prezydenckich pomimo poparcia większości mediów uzyskał zaledwie 10 proc głosów, niewiele więcej niż zwalczany wówczas przez wszystkie środki masowego przekazu poza Wiadomościami TVP Jan Olszewski.
Problem Trzaskowskiego polega na tym, że nie znalazł dla siebie miejsca w polskiej polityce. Funkcję prezydenta Warszawy wypełnia fatalnie – Śródmieście slumsuje, ulice są zwężane, panoszą się pijacy i żebracy – i nie odpowiada ona jego ambicjom.
Powrót Tuska do kraju postawił pod znakiem zapytania start Trzaskowskiego w kolejnych wyborach prezydenckich – w 2020 r. przegrał z Andrzejem Dudą ale jako kandydat rezerwowy po wycofaniu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej zdobył dziesięć milionów głosów. Dopóki rządzi Tusk, kandydatura Trzaskowskiego na premiera też okazuje się wykluczona, bo “kierownik” – jak byłego prezydenta Zjednoczonej Europy nazywają w PO-KO – albo sam zechce nim zostać albo wyznaczy… z pewnością kogo innego, niż prezydent Warszawy. Na otwartą konfrontację z Tuskiem Trzaskowski się nie zdecydował, bo czuje się na to za słaby, ale wiadomo, że nie znoszą się nawzajem. 
Niekorzystny dla prezydenta stolicy okazuje się nawet kalendarz wyborczy, bo skoro głosowanie do samorządów odbędzie się pół roku później niż do parlamentu, nie może kandydować do Sejmu ani Senatu, bo musiałby wówczas zostawić Warszawę, do której wkroczyłby komisarz. Pozostanie więc w stolicy i chociaż zapewne wygra, będzie dalej sfrustrowany. Podobnie jak mieszkańcy, których razi fakt, że Warszawę Trzaskowski traktuje niczym trampolinę do kariery co ujawniło się przy okazji krajowych wyborów prezydenckich. Pragnie uchodzić za specjalistę od zarządzania, ale własnej drogi w życiu publicznym wytyczyć nie potrafi – choćby w ten sposób, żeby sam był z niej zadowolony. 
 

4. Mariusz Błaszczak

 
Pucz mu się nie udał. Namaszczony na następcę przez Jarosława Kaczyńskiego, czego nawet w samym PiS nikt nie traktuje poważnie, bo dokonało się to w sposób dyskretny i zdawkowy, zmontował porozumienie na rzecz zastąpienia premiera Mateusza Morawieckiego przez Beatę Szydło, spiskując w tym celu m.in. z innym wicepremierem Jackiem Sasinem. Zupełnie im się nie udało, bo o tym, kto sprawuje realną władzę, decyduje Kaczyński, a nie żadna koalicja jego adiutantów.
Mariusz Błaszczak, niewątpliwie pracowity a przy tym grzeczny i układny, który zawsze kłania się pierwszy, kiedyś reklamowany jako typ wzorowego urzędnika, śmieszy jednak w roli ministra obrony. Sprawia nieodparcie wrażenie dużego chłopca bawiącego się militarnymi zabawkami. Posprzątał wprawdzie po poprzedniku Antonim Macierewiczu, ale doceniają to głównie zawodowi wojskowi. Nie okaże się więc okrutne stwierdzenie, że funkcja wicepremiera, na którą niedawno awansował, stanowi absolutny szczyt możliwości Mariusza Błaszczaka, bo to prawda dość oczywista.
 

5. Beata Szydło

 
Była premier przekonała się jak ciężko z Brukseli i Strasburga uprawia się krajową politykę. Eurodeputowana od paru lat, mogła tam pracować spokojnie. Dała się jednak wykorzystać partyjnym baronom, zakładającym, że przy niej urosną.
Powrót na funkcję szefowej rządu okazał się niemożliwy z powodu sprzeciwu Kaczyńskiego. Prezes jak się wydaje wie co robi, bo Morawiecki, chociaż w sprawach unijnych mówi co innego w kraju niż w Brukseli, wydaje się wciąż kartą mniej zgraną niż Szydło, której wyborcy zapamiętali niefortunną obronę wysokich premii (w praktyce drugich pensji) dla ministrów – niesławne “te pieniądze się po prostu należą”. A także perypetie młodego kierowcy, który miał nieszczęście wejść w kolizję z jej kolumną rządową.
Wprawdzie Beata Szydło kojarzy się z podwójnym zwycięstwem PiS z 2015 r. na które wyjątkowo rzetelnie zapracowała, ale mało kto już o tym pamięta, chociaż obok zwyczajowych pohukiwań na cześć Kaczyńskiego rozlegało się wówczas także ciepłe skandowanie: “Beata, Beata”. Z dynamicznej organizatorki wygranych kampanii dość szybko stała się zgryźliwą ciotką, z gatunku tych, które nawet na wigilię zaprasza się niechętnie. Być może jej czas jeszcze nadejdzie, ale mijający rok z pewnością – chociaż może to nieco niesprawiedliwe – z pewnością tego momentu nie przybliżył. 
 

6. Janina Ochojska

 
Gdy cała Polska pomaga uchodźcom z Ukrainy, zajmująca się wcześniej zawodowo – zanim zdobyła mandat eurodeputowanej z listy Koalicji Europejskiej (PO, PSL i Lewica) – pomocą humanitarną Ochojska nieoczekiwanie wystąpiła w roli “pożytecznej idiotki” Władimira Putina, oczywiście w leninowskim a nie używanym przez psychiatrów znaczeniu tego słowa. Zamiast realnie wesprzeć społeczne wysiłki, szukała dziury w całym i narzekała, że pieniądze na zakwaterowanie otrzymują Polacy przyjmujący uchodźców ukraińskich a nie oni sami do ręki. Nie wyjaśniła tylko, jak za tak niewielką sumę wygnańcy mieliby sobie zorganizować dach nad głową przy obecnych cenach wynajmu mieszkań i kosztach w hostelach.
Za jej sprawą najedli się wstydu promotorzy jej europarlamentarnej kariery z PO. Również Szymon Hołownia, chociaż nie z tej parafii, lecz z konkurencyjnej Polski 2050, zapytany o paplaninę Ochojskiej, nie wiedział, gdzie oczy podziać i przyznawał, że “się z Janką nie zgadza”. To kolejny przykład, że celebryci w roli deputowanych stają się nierzadko kłopotliwym balastem.
Chętniej niż za Ukraińcami, uciekającymi przed wojną wywołaną przez Władimira Putina, Ochojska ujmuje się za fałszywymi uchodźcami, podsyłanymi do nas przez rządzący na Białorusi reżim Aleksandra Łukaszenki. Nie unika przy tym drastycznych i obraźliwych dla polskiej straży granicznej porównań historycznych. Zawiedli się ci, co wierzyli w szczerość jej intencji. 
 

7. Jacek Kurski

 
Rok temu rządził z wysoką pensją telewizją państwową. Teraz zapewnił sobie wysokie apanaże, dzięki uprzejmości Adama Glapińskiego, w Banku Światowym ale cała władza odpłynęła w niebyt.
Wysiłki egzotycznej koalicji na rzecz odwołania otwarcie kompromitującego układ rządzący prezesa, jaką zawiązali Andrzej Duda i Zbigniew Ziobro uwieńczone zostały powodzeniem, chociaż wcześniej Kurski dwa razy już wyrzucany jak wańka-wstańka powracał. Teraz nawet brat Jarosław, zastępca Adama Michnika w “Gazecie Wyborczej” już nie pomógł.
Jacek Kurski pozostawił państwową telewizję z opinią tak paskudną, jakiej od czasów stanu wojennego nie miała. Zastąpił go w prezesowskim fotelu dotychczasowy zastępca Mateusz Matyszkowicz, przez media określany mianem hipstera, a tak nazywa się człowieka bez właściwości. Jednym słowem Nikt, niczym w homerowej Odysei. To miara upadku jednego z największych do niedawna ambicjonerów w obozie władzy.
Kaczyński wyrzucił go, kiedy Kurski zaczął bruździć Jadwidze Goss z Łodzi, którą prezes PiS ceni i szanuje a także – co nie bez znaczenia – od której zdarzyło mu się pożyczać ogromne z punktu widzenia przeciętnego Polaka pieniądze. Tych ostatnich również Kurskiemu nie zabraknie w Waszyngtonie, ale Polacy stopniowo zapomną, kim był.   
 

8. Tomasz Lis

 
Kiedyś miał się nawet ubiegać o prezydenturę, jak utrzymywali jego klakierzy, teraz zwykli ludzie z wolna zapominają, kto to taki. – Jacek Kurski lewicy – może tak najlepiej odpowiadać.
Po jego spektakularnym upadku pozostał wstyd. Również Bronisławowi Komorowskiego, który przyznał męskiemu odpowiednikowi lalki Barbie wysoki order Polonia Restituta, przeznaczony dla zasłużonych: a Tomasz Lis, chociaż z rocznika 1966 r, najbardziej rozpolitykowanego, nawet nie działał w antykomunistycznej opozycji.
Znany z tego, że jest znany i wyrzucany ze wszystkich mediów po kolei, zaliczył wszystkie trzy ogólnopolskie stacje telewizyjne, aż wreszcie nawet niemiecki koncern Axel Springer, wydający “Newsweeka” miał dosyć jego ekscesów. Zaprzysięgli demokraci, zwykle czuli na punkcie praw kobiet i godności pracownika, nie rzucili się raczej do badania afery Lisa, gdy mu zarzucono molestowanie seksualne i mobbing. Honor mediów uratował Szymon Jadczak, wcześniej tropiący kiboli krakowskiej Wisły, teraz medialnego celebrytę.    
 

9. Adam Bielan

 
Nikt już prawie nie pamięta jak nazywa się kolejna jego wirtualna partia, wpisująca się w mgławicową formułę Zjednoczonej Prawicy. Podobno Republikanie. Bielan politykę krajową próbuje uprawiać z Parlamentu Europejskiego, co niespecjalnie mu wychodzi.
Kiedyś przypisywał sobie zasługę ocieplania medialnego wizerunku PiS i prezesa Kaczyńskiego osobiście, dziś oba… wydają się raczej lodowate. 
Swego czasu Adam Bielan jako młody poseł pozostawał rodzajem maskotki Mariana Krzaklewskiego w AWS a potem Jarosława Kaczyńskiego w PiS. Lata mijają, a on wciąż sprawia wrażenie, że nie dorósł do roli pełnokrwistego polityka. Właściwy mu spryt sprawia jednak, że wciąż znajduje “miejsca biorące” na listach, jak mówią w swoim slangu zawodowi politycy, łączące się – jak teraz mandat eurodeputowanego – z wysokimi apanażami. W poprzedniej kadencji pozostawał wicemarszałkiem Senatu ale nawet to nie przydało mu powagi ani dostojeństwa. Trudno wyczuć, co naprawdę myśli, zresztą intelektualistą nie jest. 
 

10. Antoni Macierewicz

 
Niesławna poprawka do uchwały, uznającej Rosję za sponsora terroryzmu, w istocie proputinowska, bo odwlekająca jej przyjęcie i obniżająca rangę – postawiła na porządku dnia pytanie o jego rzeczywiste intencje. Wklejanie Smoleńska wszędzie, gdzie się da, traci rację bytu, gdy wkrótce obchodzić będziemy 13. już rocznicę tej wielkiej tragedii.
W dodatku Macierewicza publicznie zdezawuowali jego współpracownicy i eksperci zespołu, którym kierował, zarzucając mu naginanie danych i ich tendencyjny dobór.  Przy Jarosławie Kaczyńskim odgrywa destrukcyjną rolę podobnie jak przed laty przy Janie Olszewskim: jak pamiętamy przyspieszył upadek rządu tego ostatniego a potem rozbił mu partię: Ruch Odbudowy Polski.
Prezes PiS podobno ma go dość, więc w okręgu piotrkowskim, gdzie dotychczas Macierewicz pozostawał pierwszy na liście do Sejmu, jesienią z tego samego miejsca wystartuje szef klubu Ryszard Terlecki, co oznacza, że były minister obrony – nie będący z pewnością typem polityka, na którego chętnie się głosuje – może się w ogóle do parlamentu nie dostać. Nikt tam po nim płakał nie będzie. 
Nieludzka twarz demokracji walczącej

Barbara Skrzypek była przesłuchiwana w środę w prokuraturze przez cztery godziny, bez obecności pełnomocnika, którego do udziału nie dopuszczono. Zmarła w sobotę. Jednak ta sama prokurator Ewa Wrzosek, która przesłuchanie prowadziła, straszy odpowiedzialnością karną tych, co oba te fakty połączą. Mimo, że ich związek przyczynowo-skutkowy wydaje się oczywisty dla myślącego

Śmigłowce, papierowy tygrys i szczerzenie zębów

Władza, raczej bezradna wobec codziennych prostych spraw obywateli, zapewnia wobec narastającego zagrożenia, że jesteśmy silni, zwarci, gotowi. Co ciekawe, tromtadracja ta łączy zwalczających się nawzajem premiera Donalda Tuska i prezydenta Andrzeja Dudę. Wzbudza obawy, wynikające nie tylko ze smutnych analogii historycznych.Czytaj więcej ..

Panika aż Trzaska

Postrzeganie Trzaskowskiego przez resztę kraju przez pryzmat awarii Czajki czy potiomkinowskich inwestycji w Warszawie wydaje się czymś naturalnym, bo zabrakło przez siedem lat rządów tego prezydenta w stolicy projektów naprawdę wizjonerskich i potrzebnych mieszkańcom, a nie tylko atrakcyjnych jak kładka dla turystów wpadających do Warszawy na jeden weekend.Czytaj

Kruche sojusze i linia Wisły

Wstrzymanie przez Donalda Trumpa pomocy dla Ukrainy dało się przewidzieć. Polska płaci dziś krańcowym niepokojem za zaniechania kolejnych ekip nią rządzących. Zarówno naiwny proamerykanizm Prawa i Sprawiedliwości jak opcja niemiecka Koalicji Obywatelskiej nie okazują się przydatne do odnowienia systemu bezpieczeństwa.Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments