Wartość dodana czyli bonus demokracji

Energia raz wyzwolona nie może zostać zmarnowana, bo jeśli tak się stanie, obróci się przeciw tym, którzy nie potrafili stać się beneficjentami wyborczego cudu 15 października. Zwłaszcza, że ten ostatni znajduje zdumiewająco racjonalne – jak na cud – podstawy. Podobnie jak wcześniej ten nad Wisłą z 1920 r. czy inny październikowy z 1956 r, kiedy równie masowy udział Polaków, chociaż nie w wyborach lecz w wiecach, zatrzymał gotowe do akcji radzieckie czołgi na wysokości zrewoltowanej żerańskiej FSO.
 


Kto chce większości, niech ją do siebie przekona

W dniu 4 czerwca roku pamiętnego 1989 wartością dodaną okazali się wyborcy, wcześniej nie zaangażowani w żadne działania podziemnej Solidarności: między bajki włożyć można historię o płacących przez lata potajemnie składki związkowe robotniczych masach. Nie wiem, jak to wyglądało w fabrykach, tradycyjnych twierdzach Solidarności, nie dysponujemy przecież przekrojowymi badaniami. Wiadomo też, że dziś mało kogo to już obchodzi, skoro wspomniane wielkie zakłady pracy solidarnościowe rządy pozamykały zaraz po objęciu władzy. Doskonale za to pamiętam, jak w latach 1984-85 kiedy studia zaczynałem na Uniwersytecie Warszawskim, jednej z ówczesnych twierdz opozycji, na cieszącym się podobną opinią wydziale polonistyki, aktywność weteranów dawnego Niezależnego Zrzeszenia Studentów ograniczyła się do organizowania sztywnych i nudnych jak flaki z olejem opłatków z konserwatywną profesurą, przez nas – późniejszych KPN-owców – przezywaną “kółkiem różańcowym”.
 
Sytuacja zmieniła się dopiero z chwilą, gdy inicjatywę przejęły nasze roczniki ale i tak my, zaangażowani w rozmaite przedsięwzięcia – jak w organizację akademicką Konfederacji Polski Niepodległej z którą kontakt nawiązałem za pośrednictwem obecnego szefa Instytutu Jana Olszewskiego studenta prawa Tomasza Markowskiego czy niezależne działania wydawnicze w odległym Regionie Świętokrzyskim za sprawą mobilności teraźniejszego animatora portalu Gruszka.com Jarosława Malika – wiedzieliśmy, że pozostajemy w mniejszości, co nie znaczyło oczywiście, że reszta popierała “komunę”: ale w walkę z nią nie kwapiła się angażować. Podobną świadomość mieli wtedy zapewne wybijający się liderzy z mojego rocznika: Andrzej Anusz i Mariusz Kamiński z wydz. historii, a u mnie na polonistyce Andrzej Szozda, wszyscy z NZS, ale już nie leserzy na urlopach dziekańskich wziętych na walkę o wolną Polskę, jak ich poprzednicy z 1981 roku, tylko działający na macierzystych wydziałach. Praca organiczna wprawdzie procentowała, ale wynik wyborów czerwcowych wziął się z przekonania milczącej większości a nie uprzedniego skaptowania jej.

Po prostu zwykli ludzie mieli “komuny” dosyć i postanowili – co im szkodzi – dać temu wyraz przy urnach. Frekwencja nie okazała się zresztą imponująca, na głosowanie poszło 62 proc Polaków.
Za to wynik okazał się jednoznaczny a z fenomenu czerwcowego cudu wziął się inny, chociaż krótkotrwały: społecznego zaufania. Pamiętam, jak tropiąc aferę budowlaną w podwarszawskim Konstancinie na przedwiośniu kolejnego już 1990 roku, zadzwoniłem domofonem do pierwszej z brzegu willi i przedstawiłem jako dziennikarz “Gazety Wyborczej”, a właścicielka bez 

 

pytania o legitymację natychmiast zaprosiła mnie do środka i robiąc kawę pozostawiła samego w salonie, którego wyposażenie stanowiło niechybnie równowartość wielu lat pracy polskiego robotnika.

 

Jak z klęski powodzi wynurzyła się lepsza demokracja

Wartość dodatkowa objawiła się po raz wtóry w kolejnym ważnym roku 1997 r. głosowaniem na Akcję Wyborczą Solidarność i Ruch Odbudowy Polski. Pierwszy z tych szyldów oddawał to, co jeszcze pozostało z mitu pierwszej dziesięciomilionowej Solidarności, nadwątlonego fatalnymi rządami z lat 1989-93, z krótką tylko przerwą na czas gabinetu Jana Olszewskiego, który osiągnął wreszcie po zmianie ustrojowej wzrost gospodarczy, dowód, że warto było “komunę” obalać. Stąd wziął się mit założycielski szyldu drugiego.
Przekonały Polaków, od polityki mocno już odległych, ale rozeźlonych bezradnością postkomunistycznej władzy wobec klęski powodzi stulecia i arogancją premiera Włodzimierza Cimoszewicza, co jej ofiary pouczał, że trzeba się było wcześniej ubezpieczyć. Pamiętam wtedy, jak warszawski taksówkarz kategorycznie odmówił ode mnie przyjęcia zapłaty za długi przecież kurs z Sejmu do praskiej redakcji “Życia”, bo jak zaznaczył – cenił moje artykuły i naczelnego Tomasza Wołka.

 

Wspólnie wspieraliśmy Ukraińców a potem poszliśmy na wybory

Bonus objawił się właśnie po raz trzeci. Wbrew zachowawczym analizom nastrojów, pokazujących przecież, że żaden przełom się nie zapowiada. Polacy nie zmienili swoich negatywnych ocen klasy politycznej, ale postanowili jeszcze raz spróbować bezpośredniego wpływu na życie publiczne. Stąd frekwencja jak marzenie: 74 proc. Wyższa niż kiedykolwiek, bo tym razem do urn ruszyły rozmaite elektoraty, których potencjał się zsumował, stąd cud tak masowego uczestnictwa.

Wyborcy PiS zagłosowali masowo w obronie świadczeń socjalnych: 500 a niedługo już 800plus, trzynastych i czternastych emerytur, które w powszechnym przekonaniu się należą, bo stanowią rekompensatę za lata poczucia pozostawania na marginesie czy wręcz bycia “dziećmi gorszego Boga”. Anty-PiS oddał równie gremialnie głosy na Koalicję Obywatelską, żeby skończyć z dyktatem – choć na szczęście jeszcze nie dyktaturą – Jarosława Kaczyńskiego, kompromitującym również kulturowo i cywilizacyjnie, jak wtedy, gdy prezes “bez żadnego trybu” wdrapał się na mównicę, by z niej lżyć oponentów od kanalii, co mu brata zamordowały. Wystawiony w odrażająco wulgarnym geście palec pos. Joanny Lichockiej odegrał rolę podobną co niegdyś nienawistne gderanie Cimoszewicza.
Figę z makiem pokazali za to sami wyborcy piewcom i kultywatorom plemiennego podziału: zwolennicy zdroworozsądkowej opinii, że pozostajemy jednym narodem, niezależnie od faktu czy wierzymy Andrzejowi Morozowskiemu czy raczej Miłoszowi Kłeczkowi, oddali głosy na Trzecią Drogę, zjednani – jeśli gry słów można użyć – hasłem pojednania, rzuconym we właściwym czasie, tuż przed wyborami, i miejscu, przed Pomnikiem Solidarności, przez Szymona Hołownię. Swoje wzięły także Nowa Lewica i Konfederacja. Zaś kto chciał udział w wyborach zamanifestować, a we własnym przekonaniu nie miał na kogo głosować wobec zdominowania sceny przez dotychczasowe siły polityczne, ten krzyżyk stawiał przy kandydatach Bezpartyjnych Samorządowców lub listy Polska Jest Jedna prezydenta Siemanowic Śląskich Rafała Piecha, jako głos protestu, ale jednak oddany.

Fot: Sigmund B. - Unsplash.

Potwierdziła się zatem moja wcześniejsza opinia, intencjonalna, bo nie poparta nie istniejącymi w tej mierze badaniami, że wydarzenia tak istotne jak wspólna walka z pandemią koronawirusa i masowa pomoc uchodźcom ukraińskim muszą zmienić wyborcze zachowania Polaków. Tyle, że znalazło to wyraz w masowym uczestnictwie, mniej zaś w preferencjach partyjnych, bo przecież to wyganiane teraz od władzy PiS te wybory w dosłownym tego słowa znaczeniu wygrało, uzyskując najlepszy wynik. Jakkolwiek pyrrusowe by to zwycięstwo nie było. 

Z drugiej strony wygrana Koalicji Obywatelskiej we wcześniejszych prawyborach w Wieruszowie, “Polsce w pigułce”, również uruchomiła nadzieje, które nie spełniły się akurat po stronie demokratycznej, do czego przyczynił się wydatnie sam Donald Tusk w szczycie kampanii rozprawiający zamiast o sprawach dla Polski strategicznych chętniej o pisowcach i kartoflach (“jesienią ich wykopiemy, a na wiosnę posadzimy” – boki zrywać, czyż nie tak?).

Wybory z 15 października powinny więc stanowić powód do zasłużonej dumy dla obywateli i lekcję pokory dla polityków. Ci ostatni zaraz wszyscy ogłosili się zwycięzcami. Niech im będzie. Powiedzmy, że przemawiają w imieniu swoich elektoratów, zatem tym razem – akurat – nie kłamią. Oby tylko tak zostało.

 

Najgorszy premier, który odchodzi. Po nim ten, co znowu nastanie

Politolog Antoni Dudek, który jako jedyny z czołówki analityków przewidział wynik wyborów (o tym, że nie wygra ich nikt, usłyszałem od profesora pół roku przed ich terminem), już dostrzega rozczarowanie Koalicją Obywatelską i Donaldem Tuskiem. Temu ostatniemu radzi ogłosić skład rządu i brać się do roboty, nawet na razie bez wchodzenia do ministerstw [1]. Jak się wydaje, listę adresatów apelu prof. Dudka warto rozszerzyć też o innych liderów. W tym również o Mateusza Morawieckiego, który pozostaje premierem, tyle, że malowanym i jeśli nie przestanie eksperymentować na żywym ciele demokracji, okaże się premierem z tabletu, niczym kiedyś prof. Piotr Gliński, który teraz jeszcze jako minister kultury popisał się podjętą w trybie “last minute” decyzją przekazania 180 mln zł na muzeum rzezi wołyńskiej i centrum pojednania w Chełmie, bo rządzi tam pisowski prezydent Jakub Banaszek, więc chce poprawić jego szanse w wyborach na prezydenta Warszawy, do których ten ostatni się przymierza. Tyle, że wcześniej ten sam Gliński nawet jako wicepremier nie przejmował się postulatami środowisk wołyńskich w kwestii rozmaitych upamiętnień a nawet ekshumacji – i zabezpieczenia oraz oznaczenia grobów, stanowiącego normę w cywilizowanym świecie.

Właśnie Mateusz Morawiecki, co znaczące, uznany został w sondażu SW Research za najgorszego premiera Polski w obecnym stuleciu. Miano to przyznaje mu 26 proc Polaków. Z kolei 18 proc za najgorszego szefa rządu uznaje Donalda Tuska. A 14 proc Jarosława Kaczyńskiego [2].

Otwieranie tej czarnej listy przez liderów największych ugrupowań i głównych graczy obecnej zmiany władzy boleśnie kontrastuje z rozbudowanymi oczekiwaniami, jakie ujawniły się przy urnach 15 października.

 

Zwłaszcza, że trudno się nie zgodzić z Oliwią Stasiak, nie dlatego, że jest z Wrocławia, gdzie znajduje się ikoniczne już Jagodno, którego mieszkańcy stali w kolejce rekordowe sześć godzin do punktu głosowania, ale z tego powodu, że ta bystra dziennikarka miejscowej TV Echo zauważa, iż: “Polacy ruszyli do urn wyborczych, by oddać swój głos, bo jak twierdzą chcą żyć w bezpiecznym i wolnym kraju” [3]. Nie wszystko oczywiście jeszcze wiemy o motywacjach elektoratu, ale jedno nie podlega wątpliwości: okazały się one wyższego rzędu, niż te, co cechują polityków.

Fot: YouTube.

Gdy nas powloką na kolejne głosowanie, zostaną ocenieni

Wartość dodana nie może stać się wartością utraconą. Zbyt wielu nas zagłosowało, żebyśmy na to pozwolili. To raczej politycy stracą posady. Po raz kolejny w historii Polski milcząca większość okazała się społecznym faktem a nie mitem. Jeśli zaś beneficjenci tych niezwykłych wyborów nie chcą dla niej właśnie wniosków z sytuacji wyciągnąć, niech zrobią to dla samych siebie.

Gdyby swarliwym politykom przyszło do głowy zwołać nas na kolejne wybory, tym razem przed terminem, z pewnością będziemy wiedzieli, co z nimi zrobić. Wymiecie ich kolejna wysoka fala. W październiku, piętnastego, ujawniła się przecież nie tylko – o czym była już mowa – milcząca większość ale i mądrość zbiorowa Polaków. Niech się więc teraz martwią z kolei Holendrzy czy Słowacy, jeśli wziąć pod uwagę wyniki wyborów w ich krajach, radosne przede wszystkim dla Władimira Putina i jego doradców od polityki zagranicznej. Wpychana wielokrotnie i fałszywie w ostatnich latach w kostium chorego człowieka Europy Polska okazała się demokracją zdrową i znakomicie funkcjonującą, jeśli tylko wziąć pod uwagę dwa podstawowe jej mierniki: udział w wyborach oraz fakt, że nikomu nie powierzyliśmy całej puli władzy. Politykom zaś, całej ich klasie, pozostaje nie tyle dostosować się do społecznych nastrojów co powszechnej odpowiedzialności.

[1] por. Natalia Kamińska. Prawicowy skręt w nowym sondażu… NaTemat.pl z 24 listopada 2023
[2] sondaż SW Research dla “Rzeczpospolitej” z 21-22 listopada 2023
[3] Oliwia Stasiak. Wybory 2023: dlaczego Polacy poszli głosować? Echo24.tv z 16 października 2023

Zdjęcie główne: Frugal Flyer (Unsplash).

Udostepnij na Facebook
Dodaj na Twitter
Pożegnanie Papieża

Jeszcze w niedzielę Wielkanocną Papież Franciszek spotkał się z wiernymi, chociaż orędzie dla nich przeznaczone odczytał już jego sekretarz; Ojciec Święty nie miał już siły, aby to uczynić osobiście. I tak podziwiano go za to, że publicznie się pojawił. Dzień później, w Wielki Poniedziałek, w Polsce potocznie zwany lanym, zakomunikowano

Wybór na najtrudniejszą kadencję

Niska jakość kampanii, jaką obserwujemy, a także format samych kandydatów, z których żaden jeszcze jako mąż stanu się nie zaprezentował nie zwalnia nas od monitorowania wszystkiego, co się w kampanii dzieje. Zaowocuje to bowiem wyborem prezydenta, który stawi – lub nie stawi – czoła zagrożeniom, z jakimi nie mieli do

Ani plebiscyt ani konkurs piękności

Skoro zasadnie utyskujemy na “płaskoziemców” i antyszczepionkowców, tym bardziej warto sprzeciwić się działaniom tych, co zachowują się jakby chcieli nam obrzydzić zbliżające się wybory prezydenckie. Nawet jeśli z ich kalkulacji wynika, że niska frekwencja sprzyja ich własnym szansom.Czytaj więcej ..

40 lecie Ruchu Wolność i Pokój

W czasach schyłkowych PRL, trudnych jednak także dla opozycji, WiP wyrywał najmłodsze roczniki z marazmu, oferując pomysłowe formy protestu i zaangażowania społecznego. Oprócz samej legendy jego dorobkiem stało się urzeczywistnienie umiejętnie stopniowanych zamierzeń, co stanowiło wyjątek w niełatwych realiach Polski.Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

5 1 vote
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments