Zawodny scenariusz Putina

Kreml przeliczył się wysyłając nieproszonego gościa na polskie niebo. Politycy tym razem stanęli na wysokości zadania
 
Ludzi nie wolno pozbawiać nadziei, skoro chociaż umęczeni pandemią koronawirusa oraz wywołaną przez pisowskie politycznie zdeterminowane rozdawnictwo socjalne drożyzną a mogący przy tym mieć poczucie, że swoje już zrobili, otwierając drzwi własnych mieszkań serca i portfele przed wojennymi uchodźcami z Ukrainy – zdobyli się na kolejny wysiłek, głosując tak masowo, jak 15 października, że nawet tym, co w domach wtedy pozostali dali powód do dumy. Bo znów, po raz kolejny w naszej historii nie za sprawą polityków lecz społecznej mobilizacji – poczuliśmy się wspólnotą. Dlatego krytykując władze różnych opcji, co pozostaje główną rolą dziennikarza, warto czasem skwitować, że nas nie zawiodły – jeśli rzeczywiście ma to miejsce.
 
O tym, że również zawodowi politycy – przynajmniej ci, którzy udźwignęli wyzwanie trudnych czasów – nie pozostają na ten zew głusi, przekonuje sensowna relacja polskich władz na putinowską rakietę, która wtargnęła w naszą przestrzeń powietrzną. Prezydent Andrzej Duda oraz minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz z udziałem generałów i ekspertów, chociaż wywodzą się z konkurencyjnych obozów, wspólnie debatowali nad wnioskami płynącymi z tej sytuacji. Inaczej niż w listopadzie 2022 r, kiedy to inna rakieta ze wschodu uśmierciła w Przewodowie na Lubelszczyźnie dwóch cywilnych obywateli polskich.

Dowiedzieliśmy się o tym wtedy za sprawą profesjonalizmu i poświęcenia dziennikarza agencji Associated Press i weterana akcji w Afganistanie. Dzielny James LaPorta zresztą za podanie tejże wiadomości stracił pracę – pod pretekstem, że mylnie powiadomił, że spadły dwie rakiety, podczas gdy spustoszenie spowodowała tylko jedna. Inni jednak nawet na to się nie zdobyli. Tym razem, na szczęście, nikt zagrożenia tuszować nie próbował. I za to władze trzeba pochwalić, za odpowiedzialność i zdrowy rozsądek, co nie wymaga aż użycia obcego słowa “koabitacja” oznaczającego współdziałanie władz z rywalizujących na co dzień formacji. Ważne, że do rządzących – za sprawą 74-procentowej rekordowej frekwencji w wyborach z 15 października – dotarło wreszcie, że Polacy nie zasługują na to, by wyłonieni przez nich politycy traktowali ich niczym duże dzieci. Tym razem działo się inaczej.

Rosyjską rakieta nad Polską? Min. Obrony Narodowej Kosiniak-Kamysz wyjaśnia na konferencji prasowej po spotkaniu w BBN na temat niezidentyfikowanego obiektu, który dziś rano wleciał w polską przestrzeń powietrzną. Według wojskowych prawdopodobnie rosyjska rakieta przebywała nad Polską niecałe 3 minuty i opuściła naszą przestrzeń powietrzną.
Osobne ale rzeczowe briefingi, relacjonujące co się zdarzyło, przygotowali kolejno minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz oraz szefowa prezydenckiej kancelarii Grażyna Ignaczak-Bandych. Przedstawili to, co pewne. Dali też do zrozumienia – mądrej głowie dość dwie słowie – o czym powiedzieć nam nie mogą.
 
Wiadomo, że w piątek 29 grudnia o rosyjskiej rakiecie rozmawiali również premier Donald Tusk i prezydent Andrzej Duda.
 
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że nad terytorium Polski znalazła się, a później je opuściła, rosyjska rakieta Ch-101. Nowoczesna, manewrująca i mająca pewne cechy zbliżone do amerykańskich z kolei systemów Stealth charakteryzujących się, jak to ostrożnie określić można, pewnymi znamionami niewykrywalności.
 
Władimir Putin wspomnianą rakietę nad Polskę wysłał – bo zwłaszcza po ubiegłorocznym, choć operetkowym puczu wagnerowców wykluczyć można, że jego generałowie uczynili to bez jego wiedzy i zgody – by wywołać u nas nie tyle panikę (ta nie wybuchła w listopadzie 2022 r, co stanowiło zasługę nie władz lecz społeczeństwa) ale chaos i kryzys kompetencyjny. 
Wiadomo przecież, że gdy nad Polskę przed rokiem nadleciały inne niezidentyfikowane obiekty nie będące oczywiście żadnymi UFO lecz podobnie nieproszonymi gośćmi ze wschodu, których szczątki odnalazły się poniewczasie pod Bydgoszczą w lesie – prezydent Duda miał pretensje do generałów, że nie został należycie powiadomiony o sekwencji zdarzeń. Chociaż wtedy ministrem obrony pozostawał Mariusz Błaszczak, z dawnej partii Dudy (i nie mam tu wcale na myśli Unii Wolności, do której prezydent też swego czasu należał). Wiadomo, że później generałów wzięli w obronę przed tymi zarzutami weterani Wojska Polskiego zasłużeni w przygotowaniu go przed laty do akcesji do struktur natowskich, wśród nich admirał Marek Toczek. Dla obecnej narracji znacznie ważniejsze okazuje się jednak to, że po kolejnej nieproszonej wizycie ufopodobnego latającego gościa ze wschodu – prezydent Duda pokazał, że w krytycznej chwili umie z ministrem obrony z koalicji 15 października skuteczniej współpracować, niż wówczas z dawnym kolegą partyjnym.
Fot: Polska Zbrojna.

Zaś Władysław Kosiniak-Kamysz pokazał, że wbrew obawom – choć z wykształcenia lekarz a nie strateg wojskowy – nie tylko oswoił się błyskawicznie z nową branżą za którą odpowiada, ale iż potrafi na zagrożenia reagować w sposób, który uzasadnia jako zdroworozsądkowe rozwiązanie regułę cywilnego nadzoru nad armią, obowiązującą w najsprawniejszych zachodnich demokracjach. Nie od rzeczy przypomnieć, że w PRL działo się odwrotnie: to generałowie wkraczali nocą do akcji, gdy ze społeczeństwem nie radzili sobie sekretarze partyjni, przejmując w czasem groźnych częściej zaś operetkowych formach (jak ruszające w teren “wojskowe grupy operacyjne”, próbujące wyjaśniać braki na sklepowych półkach, chociaż całkiem niezdolne te właśnie półki wypełnić czymś więcej niż octem) odpowiedzialność nawet za gospodarkę. 

W Liceum Batorego, w którym się wtedy uczyłem, po wznowieniu lekcji w styczniu 1982 r. komisarz wojskowy zapieczętował nawet kbk-sy, chociaż z tej sportowej broni, służącej do zajęć z przysposobienia obronnego, trudno skrzywdzić kogokolwiek. Powinni sobie to wszystko przypomnieć zacietrzewieni demagodzy, próbujący nazywać obecną, wyłonioną w demokratycznych wyborach władzę wykonawczą “koalicją 13 grudnia”, którym o dziwo nie przeszkadza, że tegoż właśnie dnia bliski nie tyle ich sercom co portfelom (właśnie udowodniono, że znany z potwierdzonego przez sąd używania przemocy wobec bliskiej mu kobiety nowy samozwańczy prezesik TVP Michał Adamczyk jeszcze jako gwiazdor i szef Wiadomości zarabiał 1,5 mln zł rocznie) Jarosław Kaczyński spał w historycznym 1981 roku do południa, co wypominają mu skandujący w rocznicę wydarzenia przed jego willą manifestanci. Jeżeli teraz Duda wyraźnie w opinii publicznej zyskuje a Kaczyński traci, stanowi to w znacznej mierze efekt wykazanej przez niego umiejętności przejścia do porządku dziennego nad rozmaitymi uprzedzeniami. 
 
Za wcześnie, by oznajmić, że Kreml przegrywa wojnę hybrydową. Ale Polacy nie po raz pierwszy pokrzyżowali plan Władimira Putina. 
Najpierw miało to miejsce, kiedy na skalę nie notowaną od zakończenia II wojny światowej udzieliliśmy gościny i pomocy Ukraińcom, wygnanym przez napastniczą wojnę Kremla z własnych mieszkań i domów. Później nie daliśmy się zwariować i postawiliśmy tamę napływowi nasyłanych do nas przez najlepszego sojusznika Putina, Aleksandra Łukaszenkę fałszywych imigrantów, wyposażonych przez KGB z Białorusi w markowe ciuchy, żeby nie zmarzli w białowieskich lasach i smartfony najnowszej generacji, żeby mieli z czego poinformować mocodawców, że misja została wypełniona. Nie wpadliśmy też w panikę, gdy śmiercionośna rakieta spadła pod Hrubieszowem: pamiętam jak wtedy, w listopadzie 2022 r, gdy wiadomość o ataku wreszcie z opóźnieniem podano, niespodziewanie wypełnił się ludźmi pusty zwykle około godz. 21 sklep spożywczy przy małej uliczce Tuwima w centrum Warszawy, ale nikt się nie przepychał, ani nie kłócił, chociaż wszyscy robiliśmy tam naprędce niezbędne na czarną godzinę zakupy podstawowych produktów. To, że wspomina czarna godzina nie nadeszła, stanowiło wówczas efekt naszej społecznej dojrzałości. Nie zasługę polityków przecież. Za to, że obecnie ci ostatni się do powszechnych nastrojów odpowiedzialności potrafili dostroić – należy im się pochwała. Choćby dlatego, że Putin jak się wydaje poniósł znaczącą porażkę w wojnie hybrydowej, daremnie licząc na stłumienie polskiej racji stanu przez rozbuchane w fazie przejmowania władzy polityczne podziały. Tak się nie stało.  To być może pierwszy, miejmy nadzieję nie ostatni, efekt fenomenu masowego głosowania 15 października. Od nadziei przecież zaczęliśmy, więc odwołaniem do niej zakończyć ten tekst wypada. 
Udostepnij na Facebook
Dodaj na Twitter
Wspólny 11 Listopada

Tak ni z tego, ni z owego była Polska od pierwszego – tak sam Józef Piłsudski na zjeździe Legionistów w Kaliszu już po przewrocie majowym miał się wyrazić o okolicznościach odbudowy państwa w 1918 r. Czytaj więcej ..

Piramida demokracji

Jeden bunt przy urnach dopiero co nastąpił. Obywatele w ostatnim głosowaniu zawstydzili polityków, powtarzających przedtem, że życie publiczne przeciętnego Polaka nie pasjonuje. Zaprzeczyły temu długie wieczorne kolejki do urn wyborczych.Czytaj więcej ..

Jedziemy na Euro

Po wyeliminowaniu Walii rzutami karnymi w barażowym meczu na wyjeździe – polscy piłkarze pojadą na Mistrzostwa Europy. Nie ma sensu narzekanie, że awans zdobyli w ostatnim momencie albo nie w takim stylu jak trzeba. Kto nie umie cieszyć się z sukcesów, kolejnych już nie odniesie.Czytaj więcej ..

Między nami a Walijczykami

Ustrzegliśmy się podobnie niemiłej niespodzianki, jaką w grupie eliminacyjnej stała się porażka z Mołdawią. Piłkarze Michała Probierza zgodnie z planem i rankingami pokonali Estonię 5:1 i o awans do finałów Euro zagrają w Cardiff z Walią. To symboliczne dla nas miejsce i przeciwnik.Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

5 1 vote
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments