Zły duch Anchorage

gdy do zagrożeń dołącza kolejne: zły pokój.

W trakcie szczytu amerykańsko-rosyjskiego 15 sierpnia na Alasce żadne wiążące ustalenia nie zapadły. Główną wiadomością pozostaje więc sam fakt, że spotkanie się odbyło. Na czym zyskuje Władimir Putin, ale już nawet nie drugi jego uczestnik Donald Trump, traci zaś wolny świat, w tym walcząca z agresją Kremla Ukraina i co dla nas najważniejsze wspierająca ją nie dla idei przecież tylko, ale również w imię własnych uzasadnionych interesów Polska. 
 
Zaproszenie Putina na amerykańską ziemię – mniejsza z tym, że zakupioną półtora wieku temu od rosyjskiego cara (ściślej negocjatorem Kremla był w 1867 r. Edward de Staeckl a ze strony USA William Seward) – dowartościuje Kreml jako drugie światowe mocarstwo. Bo przecież było to spotkanie na szczycie. Bez Chin, więcej od Rosji produkujących i mających groźniejszą armię. Czy Indii, aspirujących również do globalnego mocarstwowego statusu. Co ma niebagatelne znaczenie, gdy jeszcze niedawno porównywano kremlowskie państwo do stacji benzynowej (bo dla świata pozostaje dostawcą paliw a nie nowoczesnych technologii, nawet jeśli w podmoskiewskim Skołkowie, tamtejszym odpowiedniku Doliny Krzemowej,  nie brak genialnych informatyków) – a jego znaczenie gospodarcze ze względu na zbliżony produkt krajowy brutto do niewielkiej obszarem i polderowej Holandii.  Rosja putinowska otrzymuje więc nienależną jej premię za rozpętaną trzy i pół roku temu wojnę “pełnoskalową”. Zamiast kolejnych sankcji.   
 
Przebieg spotkania w sferze decyzyjnej okazał się jałowy. Lepiej, że tak się stało, skoro jak dowiadujemy się z przekazów Reutersa – Władimir Putin postawił w jego trakcie jako warunek zawieszenia broni, bo nie pokoju nawet, rozbiór Ukrainy. Domaga się usankcjonowania wcześniejszego zaboru Krymu oraz aneksji zajętych w trakcie walk obwodów donieckiego i ługańskiego.
 

 

          Znowu o nas bez nas

 
Skoro w Anchorage na Alasce nieobecni byli przedstawiciele Ukrainy jako najbardziej zainteresowanej strony, siłą rzeczy nasuwa się analogia z układem monachijskim, kiedy to we wrześniu 1938 r. Francja i Wielka Brytania przystały na rozbiór Czechosłowacji, której wysłanników nie wpuszczono wtedy na salę obrad. Stany Zjednoczone w tym nie uczestniczyły. 

A Europa zyskała rok pokoju. Za wszelką cenę. Okazał się on “złym pokojem”. Pamiętamy o tym najmocniej, ponieważ już w kolejnym wrześniu – 1939 roku – Polska stała się pierwszą ofiarą II wojny światowej. Której wybuch monachijska kapitulacja dyplomatyczna cywilizowanych mocarstw wobec hitlerowskich Niemiec i sekundujących im Włoch wyłącznie odwlekła. A agresor zyskał czas, żeby się militarnie wzmocnić.

Dla Polski ewentualne trwałe przejęcie Zagłębia Donieckiego i Ługańska oznacza zbliżenie putinowskich wojsk do naszej wschodniej granicy. I utrwalenie zagrożenia. A ta granica stanowi również wschodnią flankę NATO. Gdyby więc Trump na żądanie Putina przystał, zostalibyśmy przez naszego głównego sojusznika zdradzeni. Jałtę pamiętają nieliczni, miała miejsce w lutym 1945 roku i zaliczyła nas do radzieckiej strefy wpływów, chociaż jak teraz pozostawaliśmy i wtedy aliantem USA. 

Układ monachijski (dyktat monachijski) – porozumienie zawarte podczas konferencji w Monachium w dniach 29–30 września 1938 dotyczące przyłączenia części terytoriów Czechosłowacji do Rzeszy Niemieckiej. Został zawarty pomiędzy Niemcami, Włochami, Wielką Brytanią i Francją, przy nieobecności Czechosłowacji, pomimo że jej terytorium państwowe i suwerenność nad nim były przedmiotem konferencji. Od lewej: Neville Chamberlain, Édouard Daladier, Adolf Hitler i Benito Mussolini – sygnatariusze układu monachijskiego. Z prawej Galeazzo Ciano, 29 września 1938.
Doskonale też wiemy, że już w bliższych nam czasach amerykański prezydent Ronald Reagan, republikanin podobnie jak Donald Trump – nie ostrzegł “przyjaciół z Solidarności” przed znanym mu za sprawą pułkownika Ryszarda Kuklińskiego terminem wprowadzenia przez władze komunistyczne stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. Amerykanie do dziś tłumaczą się obłudnie, że zależało im wtedy na uniknięciu rozlewu krwi, chociaż wiadomo, że niespełna dekadę wcześniej przelewali ją w okrutny sposób w Wietnamie czy zezwolili na to swoim sojusznikom w Chile.
 

 

          Dlaczego Putin powinien zostać aresztowany na Alasce

 
Skoro CIA we wrześniu 1973 roku doprowadziła do zbrojnego obalenia przez generała Augusta Pinocheta legalnie wybranego prezydenta Chile Salvadora Allendego, chociaż przywódca ten nie był wcale ludobójcą ani zbrodniarzem w przeciwieństwie do pierwszego z wymienionych chilijskich polityków – teraz, wkrótce po wylądowaniu ściganego przez prawo międzynarodowe za okrucieństwa na Ukrainie Władimira Władimirowicza Putina, Amerykanie mogli go aresztować i po późniejszym śledztwie przekazać do dyspozycji globalnego trybunału karnego, który zajmuje się sądzeniem ludobójców.
Prezydent Rosji Władimir Putin, minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow i rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Fot: YouTube.com

Z pewnością byłaby to reakcja bardziej właściwa niż wysłuchiwanie – bez ich odparcia – żądań usankcjonowania zdobyczy, uzyskanych w toku napastniczej wojny. Kiedyś Amerykanom nie zabrakło determinacji, by osądzić panamskiego dyktatora Manuela Noriegę (obalonego w 1989 r. a skazanego za handel narkotykami). Wiemy, jak iraccy zausznicy USA postąpili z Saddamem Husajnem po jego schwytaniu. Putin nie dzieli losu obu wymienionych dlatego, że jest bardziej moralny, tylko wyłącznie z tego powodu, że okazuje się od nich bez porównania mocniejszy i groźniejszy. 

Można oczywiście uznawać, że scenariusze historii alternatywnej zawsze pozostają lepsze od realnych ale w tym wypadku tak jest naprawdę. Kreml nie odpaliłby atomowych rakiet w wypadku zatrzymania dyktatora na amerykańskiej ziemi, zamiast tego w Moskwie natychmiast zaczęłaby się zakulisowa walka o sukcesję. Zaś skory do chełpienia się Trump mógłby się uczciwie pochwalić, że z Putinem postąpił podobnie jak kiedyś Harry Truman z nazistowskimi  zbrodniarzami, których postawił przed trybunałem w Norymberdze. Szansa na to została zmarnowana. Dalszy rozwój sytuacji wskazuje na większą realność czarnych scenariuszy niż możliwych pozytywnych rozwiązań.
 

 

          Jeśli pokój, to raczej zły

 
Kiedy w 1979 r. Związek Radziecki dokonał inwazji na mniejszy i bez porównania bardziej od centrów wolnego świata odległy niż Ukraina Afganistan – Amerykanie nie tylko zbojkotowali olimpiadę w Moskwie (1980 r.) ale i kolejnych sowieckich liderów. 
Ani Jimmy Carter nie spotkał się z Leonidem Breżniewem, ani jego następca Reagan z Jurijem Andropowem i Konstantinem Czernienką. Dopiero głasnost i pierestrojkę Michaiła Gorbaczowa, łączące się z częściowym przynajmniej wyrzeczeniem się nadużywania siły w kontaktach międzynarodowych, USA nagrodziły kolejnymi spotkaniami na szczycie.

Już po pierwszym z nich pojawiło się określenie “duch Genewy“, gdy tam właśnie rozmawiali Gorbaczow z Reaganem w listopadzie 1985 r. O ustępstwach wzajemnych, a nie jednostronnych jak niegdyś Harry Truman z generalissimusem Józefem Stalinem w obecności jeszcze Winstona Churchilla w Jałcie (4-11 lutego 1945). 
 
Szczyt Genewski w 1985 roku był spotkaniem z czasów zimnej wojny w Genewie w Szwajcarii. Odbył się on w dniach 19–21 listopada 1985 roku między prezydentem USA Ronaldem Reaganem a sekretarzem generalnym ZSRR Michaiłem Gorbaczowem. Obaj przywódcy spotkali się po raz pierwszy, aby przeprowadzić rozmowy na temat międzynarodowych stosunków dyplomatycznych i wyścigu zbrojeń. Fot: Wikipedia.

Na tym tle duch Anchorage – miejsca rozmowy Trumpa z Putinem na Alasce – może pozostać wyłącznie złym duchem. Nie dlatego, żeby Inuici, jak brzmi obecna poprawna politycznie nazwa Eskimosów znanych nam od dziecka dzięki powieściom Aliny i Czesława Centkiewiczów, jako rdzenni mieszkańcy ziemię tę przeklęli. Skalę problemu widzimy w przekazach z innej ziemi, ukraińskiej.   Działa nie umilkły, rakiety i drony nadal zadają śmierć i rany ukraińskim cywilom, zaś do znanych już nam doskonale zagrożeń dołącza kolejne: zły pokój.  

Zdjęcie główne: Marek Studzinski (Unsplash)   

Udostepnij na Facebook
Dodaj na Twitter
Co się wydarzy 6 sierpnia

Politycy chociaż żyją z naszych podatków, mają tendencję do komplikowania prostych sytuacji, to samo dotyczy ekspertów, których – w odróżnieniu od posłów i senatorów – nikt uprzednio demokratycznie nie wybierał.Czytaj więcej ..

Oblany egzamin z prawa

Jeśli obywatele zaczną w podobny sposób płacić podatki, jak politycy prawo interpretują – państwo może zbankrutować. Co oznacza, że granic z konieczności strzec będą musiały ochotnicze patrole obywatelskie, których działalność już teraz spotyka się z uznaniem ponad połowy z nas. Wiemy jednak, że nie powstrzymają tanków Władimira Putina ani nawet

Polityka to rozmowa

Polityka w demokracji to rozmowa. A do niej niezbędne okazuje się bezpośrednie spotkanie. Dziwne, że w ojczyźnie Solidarności trzeba powtarzać prawdy tak oczywiste.Czytaj więcej ..

Wołyń i Michniów

Nie spełniają się nadzieje, że nasza pomoc dla Ukrainy z chlubnym zaangażowaniem całego społeczeństwa przyczyni się do oddania sprawiedliwości polskim ofiarom ludobójstwa ..Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments