Między nami a Walijczykami

czyli przez mękę do sukcesu

Ustrzegliśmy się podobnie niemiłej niespodzianki, jaką w grupie eliminacyjnej stała się porażka z Mołdawią. Piłkarze Michała Probierza zgodnie z planem i rankingami pokonali Estonię 5:1 i o awans do finałów Euro zagrają w Cardiff z Walią. To symboliczne dla nas miejsce i przeciwnik.
 
Na przedwiośniu 1973 roku polska drużyna pod wodzą Kazimierza Górskiego przegrała z Walijczykami w Cardiff 0:2 ale trenera pozostawiono na stanowisku. Inaczej niż po niedawnym katarskim Mundialu, kiedy to zdymisjonowano Czesława Michniewicza, chociaż w grudniu 2022 r. (kiedyś o tej porze roku nie grało się już w piłkę) wprowadził Polskę do grona szesnastu najlepszych zespołów w świecie, osiągając najlepszy od czterdziestu lat rezultat, a ściślej od czasów, gdy drużyna Antoniego Piechniczka chociaż w kraju obowiązywał stan wojenny wywalczyła na hiszpańskim Mundialu (1982 r.) trzecie miejsce, osiągając po drodze pamiętny zwycięski remis z ZSRR, który nie tylko dla kibiców miał znaczenie. Dzięki emigrantom rozwinięte na trybunach transparenty zdelegalizowanej w kraju Solidarności zobaczyli telewidzowie całego świata.
 
Za Górskiego mieliśmy piłkarzy na dorobku, znanych głównie ze zdobycia złotego medalu na olimpiadzie w Monachium (1972 r.), gdzie Kazimierz Deyna strzelił w finale Węgrom dwa gole – ale były to tylko mistrzostwa państw socjalistycznych. Zawodowcy w Monachium zagrali dopiero w dwa lata później, a my nie tylko się wśród nich pierwszy raz po wojnie znaleźliśmy pomimo falstartu w Cardiff, ale wywalczyliśmy tam trzecie miejsce.  Wcześniej trzeba było – bagatela – wyeliminować Anglię i skwitować rachunek z Walijczykami. Udało się, bo Górskiemu uwierzyli nie tylko decydenci z Polskiego Związku Piłki Nożnej ale i społeczeństwo. Przed kolejnym meczem, już z Anglikami, w Chorzowie przy odgrywaniu hymnów stadion odśpiewał chóralnie “Jeszcze Polska nie zginęła”. Potem Włodzimierz Lubański odebrał piłkę niedawnemu mistrzowi świata uchodzącemu za najlepszego obrońcę na kuli ziemskiej Bobby’emu Moore’owi i po bramce Jana Banasia (o tym niespokojnym duchu nakręcono niedawno film) podwyższył wynik na 2:0. Nawet gdy ciężko kontuzjowany musiał opuścić boisko, wynik udało się utrzymać. A wyobraźmy sobie obecną drużynę bez Roberta Lewandowskiego… 

Wciąż bez Lubańskiego pokonaliśmy Walię w rewanżu 3:0 i na Wembley wystarczył nam remis. Osiągnęliśmy go za sprawą bramkarza Jana Tomaszewskiego, nazwanego rychło “człowiekiem, który zatrzymał Anglię” oraz Jana Domarskiego, co zastąpił Lubańskiego w ataku. Dostał podanie od Grzegorza Laty, uderzył tak, że piłka zeszła mu z nogi i tym zmylił jednego z najlepszych bramkarzy świata Petera Shiltona. Anglicy też strzelili tylko jedną bramkę, z karnego. Wynik 1:1 dla Polski oznaczał pierwszy awans do finałów Mistrzostw Świata od 1938 r.

26 września 1973 roku - Przed meczem Polska - Walia. Na zdjęciu legendarny środkowy polskiej reprezentacji Kazimierz Deyna.
 A w RFN w 1974 r. pokonaliśmy m.in. Argentynę, Włochy, Szwecję i w meczu o trzecie miejsce Brazylię, Lato został królem strzelców turnieju zaś Tomaszewski obronił dwa rzuty karne. Chociaż Lubański kontuzji do tego czasu nie wyleczył. Za to Deynę w plebiscycie “France Football” wybrano trzecim po Holendrze Johanie Cruyffie i Niemcu Franzu Beckenbauerze piłkarzem Europy.
 
Od lat wszystkie dokonania reprezentacji przymierzane są do sukcesów Górskiego i Piechniczka, za czasów których piłkarze stali się przedmiotem dumy narodowej.   
 
W Polsce wciąż nie brakuje wybitnych piłkarzy, o czym świadczy międzynarodowa kariera Roberta Lewandowskiego, dokonującego cudów kolejno w Borussi Dortmund, Bayernie Monachium a teraz w Barcelonie. Aż trudno uwierzyć, że kiedyś nie chciano go w Legii Warszawa. Bramkarz Juventusu Turyn Wojciech Szczęsny na katarskim Mundialu zachwycił broniąc rzut karny, strzelany przez Leo Messiego, późniejszego mistrza świata. Piotr Zieliński czaruje we Włoszech, po sezonie ma przenieść się z Napoli do mediolańskiego Interu – w poprzednim sezonie drugiej drużyny w Europie.  
 
Ale wszystko to nie jest jeszcze na miarę 1974 ani 1982 r. Dla serc kibiców liczą się sukcesy reprezentacji. Chociaż i kluby pokazują, że Polacy umieją w piłkę grać, nie tak dawno Lech Poznań gościł w ćwierćfinale jednego z europejskich pucharów, aczkolwiek w elitarnej Lidze Mistrzów jesteśmy obecni tylko… indywidualnie, bo do jej fazy grupowej Legia Warszawa ostatnio awansowała osiem lat temu i wysoko tam przegrywała, w tym 0:6 u siebie z Borussią Dortmund. 
 
Na ożywienie pięknych wspomnień wciąż czekamy. Być może Cardiff znowu stanie się punktem zwrotnym. Tylko porażka, inaczej niż wtedy, nie wchodzi w grę. Bo tym razem rewanżu z Walijczykami już nie będzie.
Udostepnij na Facebook
Dodaj na Twitter
“Hyde Park” – arena pustych słów

“Hyde Park” pokazuje politykę, w której rolę selekcjonerską jaką do niedawna odgrywała telewizja – bez reszty przejmuje internet. Czy się w tę sieć zaplączemy, czy nauczymy nią skutecznie łowić to, co życiodajne a nie zatrute?Czytaj więcej ..

Zimna wojna nerwów

Po zrozumiałym szoku, jaki wywołało masowe wtargnięcie do Polski wrogich obiektów w nocy z 9 na 10 września – nadchodzi podobnie trudny czas testowania naszej cierpliwości i poczucia bezpieczeństwa.Czytaj więcej ..

Dron… nie z jasnego nieba

Nalot prawie dwudziestu dronów rosyjskich jakie nadleciały nad Polskę z Białorusi wskazuje, że w tym wypadku to my, a nie Ukraina stanowimy cel dla Kremla. Jeśli jednak zamiarem Władimira Putina pozostawało wzniecenie u nas paniki, ten zamysł nie został zrealizowany.Czytaj więcej ..

Korzyści z kohabitacji

Utyskując na dwutorowość polskiej polityki zagranicznej i traktowanie jej jako jednego z pól bitewnych zimnej wojny toczonej przez obozy premiera i prezydenta – warto mieć świadomość, że jej utarczki nikogo poza Polską nie obchodzą.Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

5 1 vote
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments