Siła 22 milionów

Po raz pierwszy kartka raz wrzucona do urny nie przepada, bo politycy – jeśli roztropność połączą z instynktem samozachowawczym – zrozumieją, że odprawić ich może równie liczna większość, jaka ich powołała.
 
To żaden idealizm, lecz rezultat obrachunku głosów, oddanych w wyborach do Sejmu i Senatu 15 października 2023 r.
 
W wyborach uczestniczyło trzech na czterech uprawnionych do tego Polaków. Oznacza to udział w głosowaniu 22 mln z nas: tylu, ilu mieszkańców liczą średnie państwa europejskie jak Rumunia. Prawie osiem milionów głosów oddano na projekty polityczne inne niż rządzącego Prawa i Sprawiedliwości oraz zmierzającej do odzyskania władzy Koalicji Obywatelskiej. Czyli tylu z nas, ilu mieszkańców liczy Austria, samym postawieniem krzyżyka na karcie wyborczej opowiedziało się już przeciw wojnie plemiennej i dwubiegunowemu podziałowi w życiu publicznym.
 
W sytuacji, gdy żadne z dwóch pretendujących do dominacji ugrupowań celów nie osiągnęło (PiS wygrał z 35 proc ale z budowaniem rządu ma kłopot, chyba, że przekabaci Polskie Stronnictwo Ludowe, zaś dla Koalicji Obywatelskiej marne 31 proc przy urnach to karykatura marzeń o “jedynej słusznej jednej liście” pod batutą, dobre to słowo, bo był wokół tego cały cyrk – “powracającego z zagranicy” Donalda Tuska) – głównym tematem powyborczym okazuje się masowy udział Polaków w głosowaniu, najliczniejszy od początku odrodzenia demokracji oraz cała sfera, sytuująca się między dwoma młyńskimi kamieniami, którym roztropnie głosujący wyborcy nie pozwolili zetrzeć na proch Polski.   

 

Cześć i chwała bohaterom… z kolejek przed komisjami wyborczymi

Chwała bohaterom, chciałoby się więc dodać. Nie podstarzałym chłopcom z plakatów i zbotoksowanym dziewczynom z tychże w wieku już co najmniej trolejbusowym, zaciekle walczącym o demokrację lub moralną rewolucję w barwach siódmej już we własnym CV partii (rekordzistki Hanny Gill-Piątek z Łodzi, co w trakcie jednej czteroletniej kadencji była w trzech konkurujących formacjach sejmowych, wyborcy KO już do następnego Sejmu nie wpuścili).
Tylko tym, co wystawali w długich kolejkach przed punktami do głosowania w ciemnościach i chłodzie. Nie na złość macherom od propagandy z “Gazety Wyborczej” i TVN czy “Sieci” czy “Do rzeczy” czy jak tam te pisowskie gadzinówki się nazywają – lecz w istotnym przekonaniu, że własny głos ma znaczenie dla przyszłości Polski.
Nie udało się ich tego przekonania pozbawić ani Agnieszce Kublik z gazety Adama Michnika niezmiennie okrutnie stygmatyzującą pisowską Łomżę oczywiście w imię walki z uprzedzeniami i o tolerancję (niech teraz domorosła agitatorka zajrzy ile tam głosów oddano na inne partie) ani demagogom pokroju Marcina Dominika Zdorta już przed laty – co z kolei PiS miało pomóc – dowodzącym, że jeśli ludzie nie mają wyrazistych przekonań, to głosować nie muszą. To prawda, nie muszą, ale chcą.

I zagłosowali mądrze, ponieważ nikomu nie dali alibi do powoływania się na “suwerena”.
Każdemu za to zobowiązanie, że jeśli nie będzie dobrze się sprawował w parlamencie czy na urzędzie równie masowa fala zmiecie go w kolejnym głosowaniu.

Polacy nie poszli jednak do urn po to, żeby skarcić samozwańczych potentatów rodzimej polityki ale żeby oddać głos w wyborach zgodnie z własnymi przekonaniami.

Konsultacje prezydenta Andrzeja Dudy z przedstawicielami Konfederacji. Fot: YouTube.

Prezydent jest także politykiem a nie tylko ordery wręcza

Roztropnie podzieliliśmy głosy. Reszta zależy już od samych polityków. W pierwszym rzędzie, to miara paradoksu, od dotychczasowego statysty wśród pierwszoplanowych aktorów – prezydenta Andrzeja Dudy.

Chociaż dotąd pozostawał raczej notariuszem Jarosława Kaczyńskiego ma nie tylko ważkie uprawnienia w procesie tworzenia rządu ale i legitymację społeczną, żeby z nich skorzystać. Pod warunkiem, że zechce.

W drugiej turze wyborów prezydenckich sprzed trzech lat, kiedy pokonał Rafała Trzaskowskiego, na Andrzeja Dudę zagłosowało 10,4 mln Polaków przy frekwencji także wysokiej (68 proc) chociaż nie tak oszałamiającej jak teraz. To poparcie niewiele mniejsze, niż suma głosów teraz oddanych na trzy ugrupowania demokratyczne, przymierzające się do tworzenia rządu (razem zdobyły ich 11,6 mln).

Duda może oczywiście w pierwszym kroku powierzyć misję utworzenia nowego rządu – w tym wypadku straceńczą – dotychczasowemu premierowi Mateuszowi Morawieckiemu, co byłoby, jak przyzna bez zacietrzewienia obserwator nie pozostający zwolennikiem PiS, ze względu na brak szans powodzenia jakoś niesprawiedliwe dla polityka, który wprawdzie zasłużył sobie na przydomek Pinokia i nie objawiał wielkiej dbałości o suwerenność w targach o pieniądze z Brukselą, ale jednak przeprowadził państwo bez hekatomby przez straszne doświadczenie pandemii i niebezpieczny czas wojny za granicą ukraińską i naporu fałszywych imigrantów z Białorusi, nie porzucając też starań, żeby zapisać się jako ludzka twarz partii Jarosława Kaczyńskiego, skażonej fatalnym wizerunkiem lidera.

Prezydent może też – co stanowiłoby eksperyment najdalej idący – spróbować patronować ewentualnej koalicji PiS z Polskim Stronnictwem Ludowym. Bez łącznika ani spoiwa ona nie powstanie, skoro jeszcze niedawno partia rządząca nie tylko zmierzała do wymazania ludowców z życia publicznego ale otwarcie o tym mówiła.

Duda może oczywiście wskazać na premiera Donalda Tuska. Jedna w tym wypadku decyzja wynikać może z dwóch możliwych motywacji: przekonania, że liderowi Koalicji Obywatelskiej i tak stworzyć rządu i obronić go w sejmowym głosowaniu się nie uda albo całkiem odwrotnie, zamiaru wytargowania czegoś od niego. Za czasów Lecha Wałęsy istniały przecież tzw. resorty prezydenckie.

Andrzej Duda ma okazję przekonać Polaków, że prezydent nie zajmuje się wyłącznie uświetnianiem uroczystości, wręczaniem orderów ani przecinaniem wstęg. I po raz pierwszy zaistnieć jako samodzielna postać polityczna.

Szuka się przecież już nawet jego następcy, bo o trzecią prezydencką kadencję nie może się ubiegać. Zaś PiS nie ma kandydata na wybory w 2025 r. Strateg polityczny Andrzej Kieryłło (w latach 90. jako doradca ponownie doprowadził on mec. Jana Olszewskiego do czołówki polskiej polityki i czwartego miejsca w wyborach prezydenckich) wskazuje na stopniowe oswajanie się z tą rolą Marcina Mastalerka, niedawno powołanego na ministra u Dudy. Z czasem miałby stać się nieformalnym wiceprezydentem, później z jego i PiS poparciem powalczyłby o zachowanie najwyższego urzędu dla tej formacji, temu zresztą służy szokujące odsyłanie Kaczyńskiego na emeryturę przez Mastalerka w wypowiedziach dla mediów, które ekspert odbiera w kategoriach ustawki [1]. Zaś Mastalerek zna się na wielu sprawach, poza komunikacją społeczną zdecydowanie mu najbliższą: pracował zarówno w Orlenie jak przez sześć lat jako wiceprezes piłkarskiej Ekstraklasy. Nawet Duda podobnie bogatego CV nie miał, gdy kandydatem go ogłoszono. Chociaż część mediów widzi w tej roli raczej Tobiasza Bocheńskiego, ustępującego wojewodę mazowieckiego. Pojawia się jednak pytanie o sens wystawiania kandydata, którego nikt nie zna i to w sytuacji, gdy niebawem formacji teraz rządzącej przyjdzie oddać media lub przynajmniej podzielić się wpływami, jakimi tam dysponuje. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że Bocheński będzie rzeczywiście kontrkandydatem Rafała Trzaskowskiego w walce o prezydenturę ale… Warszawy, na wiosnę, w wyborach samorządowych. Chociaż i w tym względzie faworytem wydaje się raczej Jakub Banaszek, prezydent Chełma, zresztą najmłodszy włodarz miasta tej wielkości w Polsce. Oczywiście Marcin Mastalerek też młode pokolenie reprezentuje: ma 39 lat, dokładnie tyle, co Aleksander Kwaśniewski w momencie gdy jego formacja wygrała po raz pierwszy w historii demokratyczne wybory w Polsce.

Konsultacje Prezydenta Andrzeja Dudy z przedstawicielami Koalicji Obywatelskiej.

Jeżeli tak dalekosiężne plany Andrzeja Dudy mają się dopełnić i prezydent stać się ma “kingmakerem” wyznaczającym faktycznie swego następcę (całkiem jak przewidywała ostatnia sanacyjna Konstytucja Kwietniowa) – nie może wobec obecnych wyzwań związanych z tworzeniem rządu zachować się biernie a tym bardziej… dokładnie tak, jak wszyscy przewidują.

Prawnik Andrzej Duda nie zawsze jako prezydent przestrzegał Konstytucji ale doskonale wie, co ona zawiera. I co dla niego to oznacza. Być może zaskoczy nas po raz pierwszy… pod koniec drugiej kadencji. Ale nawet on, chociaż o ponowny wybór nie może się starać, musi respektować realia, stworzone przez głosy 22 milionów Polaków oddane w niedzielę 15 października 2023 r.


Demokracji nikt nie ma na wyłączność, a Polska poprawia wizerunek

Żaden polityczny projekt nie może teraz pretendować do wyłączności. Tak czy inaczej przyjdzie im współistnieć.
Zarazem jednak żaden Niemiec ani Holender nie będzie już mógł bez obawy ośmieszenia się – i w tym sensie październikowa niedziela okazała się przełomem – uczyć Polaków demokracji, choć dopiero co próbował to robić, zanim sam rozliczy się z Hitlera lub sąsiadów żydowskiej dziewczynki Anny Frank, którzy wydali nastoletnią pamiętnikarkę na śmierć w ręce gestapo.
W tym formacie frekwencja 74 proc stanowi zwycięstwo nas wszystkich. I objawia się wspaniały paradoks demokracji, że ten nowy i lepszy obraz Polski w oczach wolnego świata zawdzięczamy również i tym, którzy zagłosować poszli dlatego, że uznali ataki na film Agnieszki Holland “Zielona granica”, stanowiący jeden z głównych tematów kampanii, za efekt ksenofobii a nie krytycyzmu wobec zawartej tam oceny funkcjonariuszy straży granicznej. W wyborach sumuje się bowiem obywatelska aktywność, niezależnie od motywacji.
 
Przy wysokiej frekwencji przegrały skrajności, jak dowodzi kiepski wynik zarówno Lewicy jak Konfederacji a w wymiarze personalnym porażka Włodzimierza Czarzastego z młodym radnym z własnego ugrupowania Łukaszem Litewką z Sosnowca zachęcającym na banerach do adopcji piesków ze schroniska (mandaty zresztą uzyskali obaj, ale jaki to wstyd dla wicemarszałka Sejmu i przewodniczącego partii..) i odesłanie na emeryturę Janusza Korwin-Mikkego przez wyborców z podwarszawskiego “obwarzanka”, co w roli posła woleli widzieć Karinę Bosak a więcej głosów oddali też na mec. Jacka Wilka, chociaż ten już mandatu nie zdobył. Oczywiście zarówno Lewica jak Konfederaci choć zawiedli, zachowują prawo obecności w polskiej polityce, a ci co pomimo wszystko na nich głosy oddali – do szacunku ze strony współobywateli. Biesiady przy piwie i aborcja na życzenie bezwględnie przegrały jednak w tych najbardziej masowych wyborach z poważniejszymi dla Polaków formatami i tematami kampanijnymi.                                     

 

Churchill, Hiszpanie i polscy wyborcy

Victor M. Perez-Diaz w książce “Powrót społeczeństwa obywatelskiego w Hiszpanii” charakteryzuje powszechną w jego mniemaniu przemianę wyborców w okresie upadku żelaznej kurtyny: “Sam proces instytucjonalnych eksperymentów, dokonujący się w czasie rosnących niepokojów, sprzyjał mentalności, akceptującej metodę prób i błędów, odrzucającej dogmatyczne stwierdzenia ideologii, programów, i żądającej od jednostki jasnych, przemyślanych wyborów. Społeczeństwo trzeba było stale na nowo przekonywać o sensowności zarówno celów, jak i prowadzących do nich dróg. Skończyły się czasy, gdy polityczni i społeczni przywódcy mogli rozstrzygać te sprawy i liczyć na milczące przyzwolenie społeczeństwa” [2]. 
 
Książkę z której ten cytat zaczerpnąłem wydano przed ćwierćwieczem pod auspicjami Fundacji Batorego, uznającej, że hiszpańska droga dojścia do demokracji i rozwój tamtejszego społeczeństwa obywatelskiego powinny stanowić drogowskaz dla zmierzających w podobnym kierunku Polaków. Nie wiem, jakie nastroje wzbudziły niedawne wybory w Hiszpanii. Widać jednak, że jeśli o Polskę chodzi – to uczeń nie tylko okazał się mądrzejszy od nauczyciela ale jeszcze nielicho go zawstydził. Z czego tylko cieszyć się wypada. Potwierdza się zarazem znana ocena Winstona Churchilla, że wprawdzie demokracja jako ustrój ma niemal same wady, ale nikt dotychczas nic lepszego nie wymyślił.
 
Dla cytowanego wcześniej Pereza szklanka jest do połowy pełna, dla weterana drugiego obiegu Jerzego Surdykowskiego raczej w połowie pusta, ale jak się zaraz przekonamy, ich ocena wydaje się wspólna. Autor kultowych “Notatek gdańskich” stwierdza na łamach “Opinii”: “Pomstujemy na polityków usiłujących demokrację ograniczyć lub niecnie wykorzystać, ale zarazem mamy za złe samej demokracji, że notorycznie wynosi do władzy miernych ale chytrych krętaczy” [3]. Rzeczą polityków pozostaje zaprzeczyć tej ostatniej opinii.
 
Poetycka definicja socjalizmu autorstwa członka-założyciela KOR Stanisława Barańczaka głosiła, że jest to ustrój, w którym “kartkę do urny wrzuca co cztery lata, nawet na nią nie patrząc, 99 procent narodu”.
 
Tym razem dokładnie się przyjrzeliśmy, zanim ją wrzuciliśmy. Jedni stawiali tam krzyżyk na znak poparcia, na który kandydaci do Sejmu i Senatu w ich przekonaniu zasłużyli, drudzy mocniej kierowali się zamiarem, aby zarazem tenże dać ich oponentom… na drogę. I wiele wskazuje na to, że mądrość zbiorowa Polaków uczyniła właściwy użytek z tego najważniejszego instrumentu demokracji. 
 
[1] por. Mastalerek na prezydenta to nie żart. Strateg polityczny Andrzej Kieryłło w rozmowie… wio.waw.pl z 27 października 2023
[2] Victor M. Perez-Diaz. Powrót społeczeństwa obywatelskiego w Hiszpanii. Znak, Kraków 1996, przeł. Dorota Lachowska, s. 114
[3] Jerzy Surdykowski. Demokracja na rozdrożu. “Opinia” nr 44, wiosna 2023, s. 258

Zdjecie glowne: Kancelaria Prezydenta RP.

Udostepnij na Facebook
Dodaj na Twitter
Piramida demokracji

Jeden bunt przy urnach dopiero co nastąpił. Obywatele w ostatnim głosowaniu zawstydzili polityków, powtarzających przedtem, że życie publiczne przeciętnego Polaka nie pasjonuje. Zaprzeczyły temu długie wieczorne kolejki do urn wyborczych.Czytaj więcej ..

Jedziemy na Euro

Po wyeliminowaniu Walii rzutami karnymi w barażowym meczu na wyjeździe – polscy piłkarze pojadą na Mistrzostwa Europy. Nie ma sensu narzekanie, że awans zdobyli w ostatnim momencie albo nie w takim stylu jak trzeba. Kto nie umie cieszyć się z sukcesów, kolejnych już nie odniesie.Czytaj więcej ..

Między nami a Walijczykami

Ustrzegliśmy się podobnie niemiłej niespodzianki, jaką w grupie eliminacyjnej stała się porażka z Mołdawią. Piłkarze Michała Probierza zgodnie z planem i rankingami pokonali Estonię 5:1 i o awans do finałów Euro zagrają w Cardiff z Walią. To symboliczne dla nas miejsce i przeciwnik.Czytaj więcej ..

Jaka tragedia taka Balladyna

Minął czas, kiedy Nową Lewicę uosabiały miła buzia i posągowa sylwetka Magdaleny Ogórek. Z sejmowej trybuny gorszą twarz postkomunizmu zaprezentowała przewodnicząca klubu Anna Maria Żukowska, zapowiadająca, że znane ze “strajku kobiet” błyskawice powrócą i jedna z nich porazi Szymona Hołownię ..Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments