Zamienił stryjek … czyli dlaczego piłkarze źle grają

Kompromitująca porażka na początek eliminacji do Euro 1:3 z Czechami, stanowiącymi potęgę w hokeju na lodzie ale nie w futbolu, stanowi oczywisty efekt zwolnienia selekcjonera Czesława Michniewicza i zastąpienia go portugalskim trenerem Fernando Santosem, który z drużyną narodową sobie nie radzi. Sprawdza się porzekadło: zamienił stryjek siekierkę na kijek.
 
Gdy zdobywaliśmy medale piłkarskich Mistrzostw Świata (1974 i 1982 r.) działacze przynajmniej starali się nie przeszkadzać. Teraz ukarali twórcę sukcesu dymisją, bo chcieli mieć renomowanego selekcjonera z zagranicy. Tyle, że to właśnie piłkarskie powiedzenie głosi, że nazwiska nie grają. Dotyczy to również wysiadujących na ławce trenerskiej. Pojawia się pytanie, czy Santos w ogóle wie, co tam robi.     
 
Czesi nie zagrali w ogóle na katarskim Mundialu, gdzie my znaleźliśmy się nie tylko w gronie 32 finalistów, ale – za sprawą Czesława Michniewicza po raz pierwszy od lat czterdziestu – w gronie szesnastu najsilniejszych drużyn świata. Życzyć sobie tylko wypada, abyśmy w gospodarce lub obronności wywalczyli podobną pozycję jak w futbolu. Baraże o wyjazd do Kataru Czesi przegrali ze Szwedami, których my w kolejnej rundzie wyeliminowaliśmy po widowiskowym zwycięstwie ekipy Michniewicza 2:0. Po co to wspominać? Bo przeszłość to nieodległa, a gołym okiem widać, że zdarzyło się coś złego. To nie piłkarze zawodzą – przecież od listopadowych Mistrzostw Świata się nie zmienili. To kolejny eksperyment bossów z Polskiego Związku Piłki Nożnej niszczy nam futbol. Chcieli to mają? Nieprawda, bo reprezentacja narodowa to nie ich własność. Zachowują się, jakby robili na złość kibicom. Dobry wynik w Katarze mógł stanowić podstawę do trwałego usadowienia się w światowej czołówce. Wyrzucenie Michniewicza to udaremniło.

Czesław Michniewicz – takie pozostawało półoficjalne uzasadnienie – musiał odejść, bo reprezentacja grała… w złym stylu, po prostu brzydko. Nieważne, że jeśli o wynik idzie – najlepiej od 40 lat. I że w Katarze przegraliśmy wyłącznie z późniejszym mistrzem świata Argentyną i wicemistrzem Francją, a pokonaliśmy Arabię Saudyjską, która grała tam jak u siebie (rzut oka na mapę wystarczy) i jako jedyna pokonała Argentyńczyków, ostatecznych zwycięzców turnieju. Długo można tłumaczyć, że futbol to nie łyżwiarstwo figurowe, gdzie musi być pięknie. Ale już w skokach narciarskich liczy się nie tylko styl ale i odległość.

Doczekaliśmy się. W Pradze wynik i styl okazały się podobnie fatalne. 

Oczywiście można się zgodzić, że piłkarskie Mistrzostwa Europy nie skupiają tak wielkiej uwagi kibiców, jak Mundial, z wyjątkiem oczywiście – w naszym wypadku – Euro 2012 r, które w lepszych nie tylko dla futbolu czasach zorganizowaliśmy wspólnie z Ukrainą: po raz pierwszy turniej tej rangi odbył się w naszej części Europy. Jednak za niewiele ponad trzy lata czeka nas Mundial kolejny. Szykują się do niego wspólnie Kanada, Stany Zjednoczone i Meksyk. Po raz pierwszy w finałach uczestniczyć ma 48 drużyn. Jeśli zaś my będziemy grać tak, jak w piątek w Pradze, to nawet w tak licznym gronie nas zabraknie.

Wynik okazał się słaby, zaś styl gry wprost przerażający. Już po paru minutach przegrywaliśmy bowiem 0:2. Bez walki i jakby bez motywacji. Jakby coś się stało z piłkarzami, którzy jeszcze niedawno w Katarze nie bali się najsilniejszych: z Argentyńczykami utrzymaliśmy wynik dający nam awans, zaś w meczu z Francją to właśnie my strzeliliśmy ostatnią bramkę, jaka w nim padła. 

Gdy Czesi w spotkaniu z nami błyskawicznie objęli prowadzenie 2:0, mógł się przypomnieć piękny powrót Polaków na Mistrzostwa Świata po 36 latach, kiedy to w Niemczech w 1974 r. (poprzednio w finałach zagraliśmy tuż przed wojną, we Francji w 1938 r.) na inaugurację w niespełna dziesięć minut strzeliliśmy dwa gole za sprawą Grzegorza Laty i Andrzeja Szarmacha mocnym Argentyńczykom, którzy w cztery lata później wygrali cały turniej. Selekcjonerem był wtedy Kazimierz Górski. Wszystkie największe sukcesy – trzecie miejsce w 1974 r. i ponownie w 1982 r, kiedy to zespół prowadził Antoni 

Piechniczek, a także przyzwoite piąte miejsce w Argentynie (1978 r.) za które dzisiaj wiele byśmy dali, a drużynę narodową trenował wtedy Jacek Gmoch – zawdzięczamy polskim selekcjonerom. A teraz szukamy po świecie…

Kiedy do finałów poprzedniego Euro 2021 wprowadził nas w przyzwoitym stylu Jerzy Brzęczek, działacze zastąpili go u steru Paulo Sousą, trenerem też z Portugalii, pod wodzą którego turniej przegraliśmy. W końcu porzucił posadę na rzecz brazylijskiego klubu. Zwolennicy powoływania kolejnych zagranicznych selekcjonerów zwykli podrwiwać z “polskiej myśli szkoleniowej”. Określenia tego użył kiedyś w pozytywnym kontekście były prezes PZPN Grzegorz Lato, wcześniej król strzelców Mistrzostw Świata z 1974 r.. Za jego następców za biurkiem: Zbigniewa Bońka, pomysłodawcy nieudanego eksperymentu z Sousą oraz Cezarego Kuleszy, obecnie piłkarskimi związkiem rządzącego promotora kandydatury Santosa – polska myśl szkoleniowa funkcjonuje wyłącznie w kontekście ironicznym jako argument za szukaniem za granicą “nazwisk” na ławkę trenerską. Te jednak, co czym była już mowa, same nie grają.

Jak się wydaje, teraz zaczniemy kpić raczej z portugalskiej myśli szkoleniowej. I powraca pytanie, ile razy trzeba się pomylić, żeby zacząć się na błędach uczyć.  

Piramida demokracji

Jeden bunt przy urnach dopiero co nastąpił. Obywatele w ostatnim głosowaniu zawstydzili polityków, powtarzających przedtem, że życie publiczne przeciętnego Polaka nie pasjonuje. Zaprzeczyły temu długie wieczorne kolejki do urn wyborczych.Czytaj więcej ..

Jedziemy na Euro

Po wyeliminowaniu Walii rzutami karnymi w barażowym meczu na wyjeździe – polscy piłkarze pojadą na Mistrzostwa Europy. Nie ma sensu narzekanie, że awans zdobyli w ostatnim momencie albo nie w takim stylu jak trzeba. Kto nie umie cieszyć się z sukcesów, kolejnych już nie odniesie.Czytaj więcej ..

Między nami a Walijczykami

Ustrzegliśmy się podobnie niemiłej niespodzianki, jaką w grupie eliminacyjnej stała się porażka z Mołdawią. Piłkarze Michała Probierza zgodnie z planem i rankingami pokonali Estonię 5:1 i o awans do finałów Euro zagrają w Cardiff z Walią. To symboliczne dla nas miejsce i przeciwnik.Czytaj więcej ..

Jaka tragedia taka Balladyna

Minął czas, kiedy Nową Lewicę uosabiały miła buzia i posągowa sylwetka Magdaleny Ogórek. Z sejmowej trybuny gorszą twarz postkomunizmu zaprezentowała przewodnicząca klubu Anna Maria Żukowska, zapowiadająca, że znane ze “strajku kobiet” błyskawice powrócą i jedna z nich porazi Szymona Hołownię ..Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments