Polak sobie i z Unią poradzi

Sposób wydatkowania środków europejskich z Krajowego Funduszu Odbudowy wiele mówi o realnym funkcjonowaniu współczesnej demokracji w Polsce. Zyskali ministrowie, skoro dotację dostała sieć kawiarni, wcześniej goszcząca decydującą o rozdziale tych środków “ministrę” Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz, którą jeszcze niedawno – to nie żart – Szymon Hołownia typował na stanowisko wicepremiera (i co Pan teraz powie, Panie Marszałku?). Nie stracili na pewno urzędnicy, co dotacje przeznaczone na pomoc przedsiębiorcom poszkodowanym w wyniku pandemii koronawirusa marnowali teraz na otwieranie klubów dla swingersów (czyli jeśli najkrócej rzecz ująć – tych, którym do uprawiania seksu obecność dwóch osób… nie wystarczy)  Zwłaszcza, że nikt tych biurokratów jeszcze za rękę nie złapał, a bakszysze pewnie dawno już wydali, by ich nie znaleziono potem w skrytkach w meblach, jak u b. ministra Sławomira Nowaka. Nie dołożą do interesu cwaniacy, co środki wyłudzali, na jachty i sauny, ekspresy do kawy a nawet testy stresowe ziemniaka. Bo skoro dają, trzeba brać. Płaci przecież podatnik europejski.
 
Tyle, że spośród 60 miliardów euro napływających do nas w ramach KPO, po naszemu to ponad ćwierć biliona złotych (chiński słownik w moim komputerze uparcie mi to na ćwierć miliona poprawia, widać skali afery nie ogarnia, choć w tak wielkim kraju go wymyślono) – znaczną część przyjdzie zwrócić, o czym zdają się zapominać analitycy a zwłaszcza krytycy obecnej władzy. Lepiej wystrzegać się Schadenfreude,  że tak jak pisowska władza skompromitowała się nielegalnym sprzedawaniem wiz imigrantom, tak obecna – absurdalnym ale i urągającym przyzwoitości rozdawaniem dotacji. Koszty w obu wypadkach poniesie społeczeństwo, rządzący znów się wykpią. Chociaż nad paroma paradoksami trudno przejść do porządku dziennego, widać też, że samym moralizowaniem afery nie zagadamy.   
 

Obawy o naszą niepodległość i suwerenność decyzyjną przynajmniej w kontekście Unii Europejskiej okazują się przesadzone. Polak potrafi, jak mawiano w 70. latach – zresztą było to oficjalne hasło propagandy ekipy Edwarda Gierka – co pokazaliśmy już w czasie ówczesnego otwarcia granic, wtedy polegającego jeszcze nie na możliwości przekraczania ich bez paszportu (tylko do bratniej NRD dało się jeździć na dowód osobisty), co na masowym wydawaniu tych ostatnich obywatelom.    

Fot: Geralt (Pixabay).

Bo zarobić chcieli i celnicy na granicach, dla których przeznaczony bakszysz stanowił w kosztach kalkulowanych przez handlarza formę podatku korupcyjnego – i socjalistyczne państwo jako operator sklepów Peweksu w których wydać było można w kraju, wcześniej za granicą zarobione dolary, marki (nie te z NRD oczywiście) czy franki. 

Umieszczanie na stufrankowym banknocie przez decydentów z najstarszej w Europie demokracji francuskiej wizerunku wolności z obrazu Eugene’a Delacroix, z obnażoną piersią prowadzącej lud na barykady okazało się genialną alegorią. Podobnie jak podobizny ojców założycieli i sygnatariuszy Deklaracji Niepodległości na rozmaitych dolarowych z kolei nominałach. Polscy handlarze, szmuglerzy i gastarbeiterzy weszli do wspólnot: europejskiej i atlantyckiej na długo zanim eurokraci i urzędnicy waszyngtońscy przyjęli do nich ich zdemokratyzowaną już i wyzwoloną z okowów socjalizmu realnego Ojczyznę. Tak jak baby przywożące mięso do głodującej za niemieckiej okupacji Warszawy na równi z bojownikami Armii Krajowej przyczyniły się do porażek wermachtu na odległych od ziem polskich frontach – tak demontujący gospodarkę socjalistyczną globtroterzy odegrali przy upadku komunizmu rolę podobnie istotną jak robotniczy konspiratorzy z podziemnej Solidarności i studenccy kolporterzy bibuły.

Nierzadko pomagaliśmy sobie wtedy nawzajem. Jak w Orwellowskim roku 1984, kiedy jadąc paryskim pociągiem na stypendium Alliance Francaise jako laureat konkursu na francuskojęzyczny esej, wziąłem do plecaka butlę spirytusu od kursujących na zachodnioberlińskim szlaku studentów z Poznania, żeby limit alkoholu na osobę w przedziale się zgadzał. W drodze powrotnej spotkałem ich znowu, bo jeździli wahadłowo i tak na życie zarabiali, więc oni z kolei z wdzięczności zagadali NRD-owskich celników, bo tamci posługiwali się polszczyzną przywodzącą na myśl okupacyjnych żandarmów z filmów wojennych, więc dzięki pytaniom, którymi funkcjonariusze reżimu Ericha Honeckera a potem i ich PRL-owscy odpowiednicy zostali naprędce zasypani przez moich nowych znajomych, udało mi się wwieźć do kraju emigracyjne wydanie dziennika Leopolda Tyrmanda, książkę po angielsku Johna Barrona o KGB z czerwonym sierpem i młotem na okładce oraz wiele innych odbieranych zwykle na granicy publikacji, pochodzących z trzech wtedy polskich księgarń w Paryżu (na Bulwarze Saint Germain, rue Gay Lussac oraz Wyspie Świętego Ludwika).

Warszawa 19.07.1989. Posiedzenie Zgromadzenia Narodowego w gmachu Sejmu. Wybór gen. Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Nz. zaprzysiężenie na urząd prezydenta PRL. Z lewej marszałek Sejmu Mikołaj Kozakiewicz. Fot: Youtube.com
Po zmianie ustrojowej miało się to zmienić. Bo wiadomo: teraz jesteśmy we własnym domu.  Po powołaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego na łamach “Gazety Wyborczej” jako matki chrzestnej pomysłu “wasz prezydent, nasz premier” [1], Anna Bikont pisała z emfazą, że zacznie kasować bilet w autobusie, czego wcześniej nie czyniła.
 
Zmiana jakościowa nie dokonała się jednak przez 36 lat, bo po pierwsze politycy swoją pazernością dawali nie tylko zły przykład ale i alibi obywatelom do podobnych jak na szczytach praktyk w skali “mikro”. Ostentacyjna opresyjność państwa wobec petenta w urzędzie skarbowym uczyniła naiwnym postulat, by współczesny patriotyzm mierzyć rzetelnością z jaką płacimy podatki. 
Pozostało znane z PRL: skoro władza nas łupi, to się bronimy. Znalazło to wyraz w sposobie wypełniania wniosków o zasilenia z KPO.

Władza tłumaczy się w sposób najgłupszy z możliwych. Katarzyna Królak, pytana o milionową dotację, jaką z KPO uzyskała żona jej kolegi z klubu Koalicji Obywatelskiej Artura Łąckiego, zresztą jednego z najzamożniejszych parlamentarzystów – z całą powagą odpowiada, że podobne środki pozyskała większość jej znajomych i rodziny. Przypomina to osławione “rząd się wyżywi” Jerzego Urbana.   
 
Skoro władza tak reklamowane środki dzieli, uwzględniając w pierwszym rzędzie swoich – podłączyli się do całej operacji cwaniacy. Niektórzy specjalnie kupowali firmy, by brać na nie dotacje z KPO. Słusznie brzydzimy się bohaterami pisowskich afer: respiratorowej oraz tej z maseczkami, za które zapłacono, chociaż do użytku się nie nadawały. Bo obie oznaczały żerowanie na ofiarach COVID-19. Podobnie obecne przekierowanie do naciągaczy dotacji, należnych przedsiębiorcom wtedy poszkodowanym, ocenić wypada jednoznacznie. Znów ktoś tuczy się na niedawnym wspólnym nieszczęściu.     
 
Polska w międzynarodowych  rankingach podatności na korupcję osiąga wyniki zbliżone do Włoch czy Hiszpanii. Czytamy w nich, że korupcja stanowi u nas mniejszą zmorę niż w Rumunii czy na Łotwie, co należą do Unii Europejskiej, jak również w pozostających poza Wspólnotą: Serbii czy Ukrainie. Chociaż jej bakcyl trawi nas bardziej, niż Francję czy Niemcy a tym bardziej liderujące,  jeśli o przejrzystość decyzji chodzi Danię czy Szwajcarię.
 
Problem nie sprowadza się jednak do żadnych wyliczeń, lecz do powszechnego poczucia sprawiedliwości. Za sprawą afery KPO zostało wystawione na kolejną ciężką próbę. Rządzący nie wyłgają się z tego powtarzaniem, że większość dotacji rozdano prawidłowo. Chodzi bowiem o te pozostałe przypadki, urągające standardom i zasadom.   
                          
[1] por. Adam Michnik. Wasz prezydent nasz premier. “Gazeta Wyborcza” z 3 lipca 1989 
Udostepnij na Facebook
Dodaj na Twitter
“Hyde Park” – arena pustych słów

“Hyde Park” pokazuje politykę, w której rolę selekcjonerską jaką do niedawna odgrywała telewizja – bez reszty przejmuje internet. Czy się w tę sieć zaplączemy, czy nauczymy nią skutecznie łowić to, co życiodajne a nie zatrute?Czytaj więcej ..

Zimna wojna nerwów

Po zrozumiałym szoku, jaki wywołało masowe wtargnięcie do Polski wrogich obiektów w nocy z 9 na 10 września – nadchodzi podobnie trudny czas testowania naszej cierpliwości i poczucia bezpieczeństwa.Czytaj więcej ..

Dron… nie z jasnego nieba

Nalot prawie dwudziestu dronów rosyjskich jakie nadleciały nad Polskę z Białorusi wskazuje, że w tym wypadku to my, a nie Ukraina stanowimy cel dla Kremla. Jeśli jednak zamiarem Władimira Putina pozostawało wzniecenie u nas paniki, ten zamysł nie został zrealizowany.Czytaj więcej ..

Korzyści z kohabitacji

Utyskując na dwutorowość polskiej polityki zagranicznej i traktowanie jej jako jednego z pól bitewnych zimnej wojny toczonej przez obozy premiera i prezydenta – warto mieć świadomość, że jej utarczki nikogo poza Polską nie obchodzą.Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments