
Tumult czy wspólna Polska
- Dodano:
- Kategorie: Komentarz, Polityka Krajowa
Kampania wyborcza zajmuje uwagę głównie odbiorców przekazów 24-godzinnych stacji, a to zaledwie ułamek społeczeństwa. Podobnie zwyczajni ludzie mają prawo nie dostrzegać znaczenia, jakie rozgrywka pomiędzy sejmową komisją śledczą a Zbigniewem Ziobro ma dla ich własnego życia. Fakt, że były minister sprawiedliwości ośmieszył swojego następcę z Koalicji 15 Października Adama Bodnara, pokazując nieskuteczność użytych przeciwko sobie mechanizmów, nie przesądza o szansach Karola Nawrockiego w walce z prezydenturę z Rafałem Trzaskowskim.
Zwłaszcza, że do 18 maja i 1 czerwca, kiedy przyjdzie nam o tym decydować, wiele zdarzy się nie tylko w Polsce. Widać to już po sytuacji w Rumunii, gdzie po ingerencji z Kremla unieważniono wybory prezydenckie, w Austrii gdzie rząd formuje Herbert Kickl – polityk z partii mającej wprawdzie wolność w nazwie ale nawiązującej do tradycji NSDAP, W Niemczech gdzie wygrać może odwołująca się do nazistowskich sentymentów AfD, wreszcie w Serbii, skąd akurat płynie jedyna optymistyczna prognoza, bo protestujący studenci obalili tam niepopularnego premiera.
Nie potrzeba szczegółowych badań opinii, wystarczą codzienne rozmowy, by spotkać się z powszechnym przekonaniem, że nie tylko klasa polityczna ale również decydenci gospodarki przynajmniej w tej sferze, która wiąże się z działalnością państwa a także najmocniejszych mediów – nie zajmują się kwestiami najistotniejszymi dla przeciętnego Polaka. Nie jest to zapewne stwierdzenie odkrywcze, ale wiedza o tym wydaje się obca tym, “którzy Rzeczą Pospolitą władają“, jeśli odwołać się do słynnej formuły Jana Kochanowskiego z “Odprawy posłów greckich“, pierwszego w naszym piśmiennictwie utworu traktującego o władzy i jej powinnościach. Rozciąga się to również na ich oponentów, co w sposób oczywisty zmusza do sceptycznego spojrzenia na poprawę sytuacji w ramach mechanizmów, które dziś działają w życiu publicznym. Ale nadziei nie przekreśla, gdy spojrzy się na historię ostatnich czterdziestu lat.
Gospodarka Polski, a ściślej produkt krajowy brutto pozostający wedle ekonomistów najbardziej zobiektywizowanym jej miernikiem, wzrosła w ub. r. o 2,9 proc, co w porównaniu z aptekarskim wskaźnikiem 0,1 proc, który w przełomowym 2023 r. tę samą dynamikę określał, stanowi obiecujący wskaźnik na przyszłość, również na tle stagnującej reszty Europy. W żaden sposób nie przekłada się to jednak na odczucia zwykłych ludzi, zdenerwowanych wzrostem cen podstawowych produktów w najbliższej osiedlowej Żabce. W tej sytuacji ogłaszanie gospodarczego sukcesu przez ministra finansów Andrzeja Domańskiego przypomina argumentację Władysława Gomułki, że wprawdzie w kraju drożeje mięso ale za to staniały lokomotywy. Jeśli więc wrócić do przywołanej dynamiki PKB zmierzonej w skali roku przez Główny Urząd Statystyczny, trudno byłoby wymagać od człowieka roztropnego, aby cieszył się, że jego zarobki przez rok wzrosły o jedną trzydziestą trzecią.
Zaś od pół wieku, kiedy to ukazała się znakomita książka Edwarda Mishana “Spór o wzrost gospodarczy” wiemy też niezbicie, że wskaźniki rozwoju nie przekładają się w automatyczny sposób na dobrostan społeczeństwa. Czego już po jej publikacji i polskim tłumaczeniu dobitnie dowiodły przykłady Chin, notujących nawet kilkunastoprocentowy wzrost w korzystnych dla siebie latach ale pozostających opresyjnym państwem i społeczeństwem czy afrykańskiej Botswany, gdzie za sprawą całej niemal tablicy Mendelejewa ulokowanej pod pustyniami i sawannami tego kraju dynamika PKB bije podobne rekordy, ale miejscowa ludność niewiele z tego ma i w większości nawet o tym nie wie.
Igrzyska zamiast chleba czyli czym nas karmią
Zamiast chleba pozostają więc igrzyska i w tej akurat kwestii taktyka rządzących i opozycji, zwalczających się na co dzień zajadle, pozostaje zgodna. Z jednej strony rozliczenia, z drugiej “wina Tuska” zdominowały dyskurs publiczny w stopniu wskazującym na paradoks, że jego nadawcy adresują go faktycznie do samych siebie i twardych elektoratów z obu stron. Co stanowi aberrację w tym sensie, że akurat tych wiernych wyborców przekonywać nie trzeba, bo po pierwsze wiedzą, że trzeba pójść na głosowanie, po drugie zaś – kogo poprzeć. Dlatego właśnie twardym elektoratem się ich nazywa. Jednak o wyniku wyborczym nie decydują wcale radykalni przeciwnicy aborcji, których satysfakcjonuje zapewnienie pisowskiego kandydata na prezydenta Karola Nawrockiego, że jego poglądy w tej kwestii oddaje pamiętna wykładnia Trybunału Konstytucyjnego pod batutą Julii Przyłębskiej, zaostrzająca istniejące regulacje, co przed paroma laty spowodowało żywiołowe demonstracje uliczne. Nie rozstrzygają także o tym, kto wybory wygra fanatycy weganizmu, zielonego ładu, wegetarianizmu i zrównoważonego rozwoju, których Rafał Trzaskowski umacnia w ich świeckiej choć ugruntowanej wierze, iż wstępem do powszechnej szczęśliwości okaże się nie tylko odzwyczajenie Polaków od jedzenia mięsa – czego próbowali w kryzysie zaopatrzeniowym końca lat 70. komentatorzy Dziennika Telewizyjnego za rządów Edwarda Gierka – ale nawet nabiału, bo przecież w jajkach z kurnika też jest życie.
Zarówno PiS lansujący kandydata obywatelskiego wprawdzie ale w każdym szczególe powtarzającego narrację znaną z przekazów dnia dla posłów, pochodzących z partyjnej siedziby na Nowogrodzkiej, jak Koalicja Obywatelska starająca się budować poparcie dla pretendenta w oczywisty sposób skrajnego zdają się zapominać, dzięki czemu dotychczas wygrywano wybory w Polsce.
Andrzej Duda zwyciężył w wyścigu prezydenckim w 2015 roku właśnie dlatego, że nie dało mu się przypisać – nawet fałszowanie internetowych przekazów społecznościowych jego córki przez Tomasza Lisa na nic się pod tym względem nie zdało – cech negatywnych, identyfikowanych z prezesem Jarosławem Kaczyńskim czy Zbigniewem Ziobro. Niosący za sobą element świeżości (w najprostszej formie: “inni już byli”) Duda wygrał także dlatego, że jego główny rywal Bronisław Komorowski wydawał się po pięciu latach nie tyle poprawnej co sprawiającej wrażenie gnuśnej prezydentury politykiem zużytym i mającym niewiele opinii publicznej do zaproponowania.
Zgoda to za mało. Nawet jeśli uznajemy – jak zapewne większość z nas – że pozostaje lepsza od konfliktu. Ten ostatni trwale wniósł 35 lat temu do polskiego demokratycznego już życia publicznego Lech Wałęsa (któremu – co przypomnieć warto, podpowiadał wtedy Jarosław Kaczyński a wspierał go gorąco wraz z gdańskimi liberałami Donald Tusk). Jednak nawet on, jak na laureata Nagrody Nobla pokojowej przecież przystało – głosząc “wojnę na górze” i walkę wszystkich ze wszystkimi, zapowiadał zarazem dość enigmatycznie w swoim mętnym stylu, że oznaczają one zarazem “pokój na dole”. “Wojna tu oznacza pokój tam”.Kto uwierzył ten zagłosował, a już w drugiej turze wielkiego wyboru nie było, skoro kontrkandydatem legendy Solidarności znanej z późniejszej wyprzedaży jej dorobku okazał się człowiek znikąd Stanisław Tymiński, wobec czego nawet Adam Michnik musiał się wtedy z Wałęsą przeprosić, chociaż wcześniej jego ludzie przypisywali przewodniczącemu “S” antysemityzm a redaktor naczelny “Gazety Wyborczej” żartował, że Lech Wałęsa nadaje się na prezydenta dokładnie tak, jak on sam na lektora. Bo Michnik zawsze trochę się jąkał, jakby ktoś tego nie pamiętał…
Podobnie półtora roku temu nie przetrwała próby kontaktu z rzeczywistością ostentacyjna wszechwiedza środowiska “Gazety Wyborczej” w kwestii niezbędności jedynej słusznej, jednej i niepodzielnej wspólnej listy óœczesnej opozycji – tym razem podbudowana już nie fałszowaniem cudzych mediów społecznościowych jak czynił to Lis z przekazami rodzinnymi Dudów lecz tylko manipulowaniem sondażami: bo ten sławetny, cynicznie reklamowany jako obywatelski (każdy student pierwszego roku socjologii wie, że nie ma czegoś takiego, badania opinii publicznej dzielą się wyłącznie na przeprowadzone prawidłowo i… wadliwe) nie uwzględnił najbardziej prawdopodobnego wariantu ze wspólną listą wyłącznie PSL i Polski 2050 oraz osobnym startem pozostałych graczy, tego, co ostatecznie okazał się właśnie dla opozycji zwycięski. Wtedy to umiarkowani, a nie wyznawcy, w sposób oczywisty rozstrzygnęli o wyniku, dając wyraz sprzeciwowi wobec stylu i sposobu sprawowania władzy.
Milcząca większość… jak stary niedźwiedź z wyliczanki
Czekamy znów na milczącą większość. Być może znowu się przebudzi. Tyle przecież razy zaskakiwały nas obserwatorów i komentatorów zdarzeń roztropność i cierpliwość polskiego społeczeństwa.
Pozostańmy więc komentatorami tylko. Nie mentorami. Uwierzmy ludziom, że wiedzą co robić, jak udowodnili to 4 czerwca 1989 r. odsuwając od władzy komunistów i w osiem lat później ich przemalowanych już z koloru czerwonego na niebieski następców z ładnym przedrostkiem “post-” i gotowością służenia Brukseli i Waszyngtonowi równie gorliwie jak kiedyś Moskwie i innym stolicom Układu Warszawskiego. Podobnie jasno i jednoznacznie Polacy w 1995 roku odprawili Lecha Wałęsę za nadzieje, których zawiódł a 15 października 2023 r. Jarosława Kaczyńskiego za to, że jego nominaci wywołali więcej afer niż przyznali świadczeń społecznych własnemu wyborczemu zapleczu, bo nie dla dobra Polski przecież je kolejno wprowadzali .
Utyskiwanie na marną jakość polskiej polityki, skrajnych kandydatów, brak realizacji obietnic wyborczych mieści się w ramach diagnozy współczesnej sytuacji. Ale w żadnej mierze jej nie wyczerpuje. Pozostaje jeszcze element niespodzianki, także w tym sensie, w jakim używa tego pojęcia w swoich uwielbianych przez Polaków, ekranizowanych i przerabianych na gry komputerowe sagach Andrzej Sapkowski.
O jednym nobliście, którego wyborcy raz nie tyle ocenili entuzjastycznie co zgodnie z racją stanu (w 1990 r. Wałęsa zdobył 74 proc głosów, Tymiński – 26 proc),
raz na miarę jego własnej prezydentury – kiedy na kolejną kadencję woleli już w tej roli Aleksandra Kwaśniewskiego i wreszcie tak jednoznacznie, że bardziej już nie można, bo w 2000 r. ten sam pokłócony już ze wszystkimi Lech Wałęsa zdobył 1 proc głosów – była już mowa.
Przywołajmy więc dla kontrastu drugiego. Jak pisał laureat literackiego Nobla w symbolicznym ale realnie zmieniającym Polskę jak żaden inny rok po wojnie 1980, a słowa te zaadresował do rodaków dużo wcześniej: “Lawina bieg od tego zmienia, po jakich toczy się kamieniach”. Parę razy w historii najnowszej – w 1956 i 1970 r, potem w latach 1980-81 i 1988-89, także na pewną skalę w 1997 r. i 15 października 2023 r. – przekonaliśmy się, że to nie slogan.
I że w historii najnowszej wciąż działa prawo wielkich,liczb.
Zaś politykom i kandydatom, także uprawiającym politykę sędziom czy z przedrostkiem paleo- czy neo-, wreszcie przekonanym o swojej sprawczej sile redaktorom masowych przekazów przypomnieć można inne słowa społecznego autorytetu. Wypowiedziane przez Jana Pawła II słynne: – Nie niszczcie. Zbyt długo niszczono.
Nie wszyscy być może pamiętają, że Papież powiedział tak w trakcie pierwszej po zmianie ustrojowej pielgrzymki do Ojczyzny. Z późniejszych zaś zdarzeń wynika, że nie były to słowa na wiatr tylko rzucone. Nawet jeśli nie wzięli ich sobie do serca sternicy życia publicznego, wiele razy zawstydzały ich działania zwyczajnych Polaków, pokazujące, że uformowane pod wpływem doświadczenia pierwszej dziesięciomilionowej Solidarności i papieskiej nauki społecznej społeczeństwo obywatelskie w swojej masie zachowuje się bez porównania lepiej, niż politycy, których w dniu wyborów wyłania. Przekonaliśmy się o tym wszyscy dzięki powszechnej pomocy udzielanej ofiarom powodzi z 1997 i 2024 roku i kremlowskiej agresji na sąsiednią Ukrainę trwającej od trzech lat – czy za sprawą sąsiedzkiego współdziałania w walce z klęską niesioną przez pandemię koronawirusa. Przy każdym z tych doświadczeń politykom tak naprawdę pozostawało jedno: nie przeszkadzać.
No właśnie, chciałoby się podsumować.
Sportowe zasady i walka w kisielu
Nawet jeśli politykę pojmujemy jako walkę, zmierzającą do pognębienia przeciwnika – a zwolennikom takiego o niej myślenia, znanego z pism Carla Schmitta przypomnieć wypada, że był on teoretykiem wspierającym czynnie ruch nazistowski – pozostaje pytanie o istnienie zasad i reguł, które pole tej gry porządkują. Póki działają, mamy do czynienia z meczem. Ze sportem po prostu. Gdy przestają być istotne – mamy do czynienia już tylko z walką w kisielu. Taką, którą inni śledzą z poczuciem żenady do którego czasem dołącza się jeszcze zawstydzenie, że jej wynik jednak nas obchodzi.
Porzucenie reguł, nawet zwyczajowych, stosownych nawet w sportach typu MMA – sprawia, że wszystko stanie się tumultem tylko. Niczym na sejmiku szlacheckim w czasach upadku pierwszej w Polsce demokracji. Zresztą jeśli o historii mowa, szukać można jako pola dygresji jeszcze wcześniejszej jej fazy, kiedy to formowało się państwo polskie. I zastanowić się, wokół czego to nastąpiło, dlaczego stało się możliwe.
Znakomity pisarz Antoni Gołubiew, znany również z nieugiętej postawy w czasach narzucania literatom realizmu socjalistycznego, opisuje w “Bolesławie Chrobrym” koszmarny sen dogorywającego już władcy, który wcześniej wprowadził chrześcijaństwo do Polski a tym samym i swoją skromną wtedy i lesistą domenę do Europy, Mieszka I: biją się w całym grodzie, zadeptują ogniska. Jak wiemy, wizja ta nie okazała się jednak fatum, bo po śmierci ojca sytuację uporządkował tytułowy bohater wspaniałej sagi Gołubiewa. Zwyciężył Bolesław Chrobry również dlatego, że po pierwszym poskromieniu oponentów, zamiast ich mordować lub okaleczać, zaprowadził ich tylko do łaźni, gdzie wprawdzie wkropił im po parę rózeg, ale po wszystkim każdego obdarzył braterskim pocałunkiem. I już w parę lat później tenże Chrobry gościł u siebie Ottona III, używającego wtedy tytułu cesarza rzymskiego, który księciu z dzikiego do niedawna i pogańskiego kraju w toku dyplomatycznego spotkania obiecał koronę królewską. Tysiąclecie jej uzyskania przez Bolesława Chrobrego przyjdzie nam obchodzić w tym roku właśnie.
Zgoda buduje, nawet jeśli nie sprawdziła się przed laty jako hasło wyborcze jednego z kandydatów, nie da się ukryć. Na początek dotyczyć mogłaby zarówno reguł politycznej rywalizacji jak próby przybliżenia jej treści – jeśli już eufemizmu użyć – do oczekiwań zwyczajnego Polaka. Takiego, który życia publicznego nie pojmuje wyłącznie kategoriach gry o sumie zerowej: ważne, żeby nasi wygrali i koniecznie przegrał oponent. I dostrzega, co dzieje się wokół nas, nie tylko za wschodnią granicą.
Zdjęcie główne: Cottonbro Studio (Pexels)

Łukasz Perzyna

Nieludzka twarz demokracji walczącej
Barbara Skrzypek była przesłuchiwana w środę w prokuraturze przez cztery godziny, bez obecności pełnomocnika, którego do udziału nie dopuszczono. Zmarła w sobotę. Jednak ta sama prokurator Ewa Wrzosek, która przesłuchanie prowadziła, straszy odpowiedzialnością karną tych, co oba te fakty połączą. Mimo, że ich związek przyczynowo-skutkowy wydaje się oczywisty dla myślącego

Śmigłowce, papierowy tygrys i szczerzenie zębów
Władza, raczej bezradna wobec codziennych prostych spraw obywateli, zapewnia wobec narastającego zagrożenia, że jesteśmy silni, zwarci, gotowi. Co ciekawe, tromtadracja ta łączy zwalczających się nawzajem premiera Donalda Tuska i prezydenta Andrzeja Dudę. Wzbudza obawy, wynikające nie tylko ze smutnych analogii historycznych.Czytaj więcej ..

Panika aż Trzaska
Postrzeganie Trzaskowskiego przez resztę kraju przez pryzmat awarii Czajki czy potiomkinowskich inwestycji w Warszawie wydaje się czymś naturalnym, bo zabrakło przez siedem lat rządów tego prezydenta w stolicy projektów naprawdę wizjonerskich i potrzebnych mieszkańcom, a nie tylko atrakcyjnych jak kładka dla turystów wpadających do Warszawy na jeden weekend.Czytaj

Kruche sojusze i linia Wisły
Wstrzymanie przez Donalda Trumpa pomocy dla Ukrainy dało się przewidzieć. Polska płaci dziś krańcowym niepokojem za zaniechania kolejnych ekip nią rządzących. Zarówno naiwny proamerykanizm Prawa i Sprawiedliwości jak opcja niemiecka Koalicji Obywatelskiej nie okazują się przydatne do odnowienia systemu bezpieczeństwa.Czytaj więcej ..

Żegnamy Wojciecha Gawkowskiego (1966-2025)
Miał niepowtarzalny styl zarówno w sądowej sali, gdy występował w adwokackiej todze, reprezentując m.in. Tomasza Sakiewicza na długo przed obecną dekadą, ale też w polityce, w której kariery sam wprawdzie nie zrobił, ale jako szef młodzieży w KPN utorował drogę mnóstwu znakomitych inicjatyw. Czytaj więcej ..
© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka