Zanim nadejdzie 17 września

W przeddzień rocznicy Porozumień Sierpniowych aktywiści Ostatniego Pokolenia upaprali farbą – czerwoną, a jakże – bramę nr 2 Stoczni Gdańskiej oraz tablice z 21 postulatami. Tym samym zadali kłam potocznej opinii, że my Polacy najlepiej potrafimy obchodzić przepisy i rocznice. Te pierwsze okazują się niedoskonałe, skoro jeśli barbarzyńcy staną w ogóle przed sądem, to za zniszczenie zabytku, za co sankcje są łagodne. A z tych drugich wniosków żadnych nie wyciągamy. 

 

          Czyją robotą jest historia

 
Pod wrażeniem szoku stanu wojennego poeta Adam Zagajewski pisał, że historia jest robotą partaczy i łotrów, takich, co nawet w kościele zachować się nie potrafią. Po ponad czterech dekadach da się skorygować tę ocenę: historia to efekt pracy mas, takich jak załogi fabryk strajkujące w Sierpniu 1980 a potem rozstrzygającym jeszcze bardziej o losach Polski sierpniu 1988, którego wciąż wielką literą nie piszemy, chociaż jako jego beneficjenci powinniśmy. Historia to także rezultat działań jednostek wybitnych i charyzmatycznych, jak Karol Wojtyła, co przyczynił się do moralnego przebudzenia Polaków i Lech Wałęsa, który roztropnie poprowadził strajk gdański. A także mądry mecenas Jan Olszewski, który na rozstrzygającym spotkaniu liderów fabrycznych protestów 17 września 1980 r. zasadnie podpowiedział im, żeby zagwarantowane przez umowy gdańskie niezależne i samorządne związki zawodowe przybrały ogólnopolski format i charakter. I Karol Modzelewski, który zaproponował dla nich nazwę Solidarność. A także Zbigniew Bujak, co skutecznie koordynował opór w stanie wojennym, sprawiając, że jeśli Solidarność przeszła do historii, to nie w tym sensie, w jakim życzyli sobie komuniści. Bo jej logotyp powrócił na fali kampanii przed 4 czerwca 1989 roku nie jako ikona ale znak przyszłego zwycięstwa.  A partacze nie radzą sobie z wielkim dorobkiem tych wielkich postaci, który dziedziczą. 
 
Nie rozumie tego szef związku prawem kaduka wciąż posługującego się nazwą NSZZ “Solidarność” Piotr Duda, przez własnych pdowładnych okrutnie przezywany “Dudą mniejszym” przez kontrast do b. prezydenta Andrzeja o tym samym nazwisku, polityka – nawet jeśli nie męża stanu – normalnego wzrostu i formatu. Nie pojmuje wielkiej tradycji nie z powodu własnych napoleońskich kompleksów za którymi podobne cesarskim zdolności w parze nie idą, lecz z dalece bardziej konkretnych względów. Na początku lat 80 obecny boss związkowy Piotr Duda znajdował się po przeciwnej stronie. W mundurze i czerwonym berecie Ludowego Wojska Polskiego w stanie wojennym strzegł siedziby komunistycznej Telewizji Polskiej przed ekstremą Solidarności. Chociaż ta – jeśli pominąć jeden niefortunny artykuł Jacka Kuronia, którego sam autor bardzo się potem wstydził – wcale nie paliła się do atakowania gmachów partyjnych ani rządowych.

Podobnie niewiele z tej tradycji rozumie Jarosław Kaczyński, zapewne dlatego, że – jak słusznie wypominają mu co roku demonstranci pod jego willą – 13 grudnia spał do południa. A potem utrzymywał, że “to brat Lech faktycznie kierował Solidarnością”. Duby smalone – mawia w takich razach lud polski, co go były prezes TVP Jacek Kurski krzywdząco ciemnym nazywa.

Niewiele z tego pojmuje nawet Donald Tusk, chociaż jako gdańszczanin powinien, zwłaszcza, że nie tylko wspierał stoczniowców ale w trakcie trwania ich strajku ogłosił 27 sierpnia pod bramą zakładu, wraz ze znakomitym pisarzem Pawłem Huellem, dziś niestety nieżyjącym, zamiar rychłego powołania niezależnej organizacji studenckiej. Niebawem przybrała ona kształt NZS.

26 września rozpoczniemy okupację Sejmu. Zostaniemy tam jak najdłużej. Weź że sobą namiot i zarezerwuj sobie czas - piszą aktywiści Ostatniego Pokolenia na swojej stronie internetowej.
O ich braku zrozumienia tradycji i historii wnioskuję z zaskakującej niechęci do ich obrony. Żaden z nich na barbarzyński atak na symbole sierpniowego bezkrwawego zwycięstwa nie zareagował jak należy. Chociaż każdy powinien. Nie z urzędu. W imię przyzwoitości zwykłej.   

 

          Służby mają ważniejszy problem niż ochrona stoczniowej bramy

 
Służby Tuska zajmują się Robertem Bąkiewiczem, chociaż z badań opinii publicznej wynika, że jego patrole obywatelskie na zachodniej granicy chroniące nas przed fałszywymi imigrantami popiera ponad połowa Polaków. Wobec sprawców dewastacji stoczniowej bramy nr 2 nie wykazały podobnej gorliwości ani determinacji. 
 
Ciężki zgryz ma “Gazeta Wyborcza”, bo trudno jednocześnie ujmować się – co czyni konsekwentnie – za barbarzyńcami, jakich na wschodnią granicę nasyła na nas Aleksander Łukaszenka i zarazem krytykować innych, rodzimych. A nie da się przecież pochwalić tych, co symbole Solidarności podobnie jak milicja w stanie wojennym bezczeszczą. Dlatego też artykuł na ten temat w poniedziałkowej “Wyborczej” stanowi rzadki na jej łamach  wzór obiektywizmu. Nie żartuję wcale. Jak chcą to potrafią.
 
Zdumiewa za to brak reakcji zawodowych obrońców polskości, wyłudzających na jej obronę za pisowskich rządów i od pisowskich rządów ogromne dotacje, z naszych podatniczych kieszeni pochodzące. Zarówno zwolennicy patriotyzmu przez “ryj” pisanego jak miękkiej pedagogiki wstydu okazują się w równej mierze wobec barbarzyńców bezradni. 
 
Skoro o 13 grudnia 1981 r. była już mowa jako niechlubnym epizodzie z biografii P. Dudy czy nijakim z życiorysu J. Kaczyńskiego, warto przypomnieć rozmowę z obozu internowania zaraz po tej smutnej dacie:
– A mówiłem, że trzeba ostrzej – wskazał Seweryn Jaworski, radykalny zastępca Bujaka w Regionie Mazowsze.
– A ja mówiłem, że mądrzej trzeba – odparował doradca NSZZ “S” Tadeusz Mazowiecki.
– Jakoś na wiele się ta pana mądrość nie zdała.
– Ani pańska ostrość.
Rozmowa toczyła się za kratami, o czym raz jeszcze przypomnieć warto. 
Agresja ZSRR na Polskę – zbrojna napaść dokonana 17 września 1939 przez ZSRR na Polskę, będącą od 1 września 1939 w stanie wojny z III Rzeszą. W historiografii radzieckiej miała określenie „wyzwoleńczy pochód Armii Czerwonej”, a w obecnej rosyjskiej – „polski pochód Armii Czerwonej” lub „radziecka inwazja na Polskę”. Na zdjeciu spotkanie żołnierzy niemieckich i sowieckich 20 września 1939 roku w okolicach Brześcia

Jeśli nie będziemy własnej historii szanować i promować a jeśli trzeba nawet bronić – ryzykujemy, że będzie ona postrzegana przez pryzmat Jedwabnego lub pogromu kieleckiego. A nie Westerplatte, skruszenia Enigmy, Akcji V1-V2 niweczącej hitlerowskie Wunderwaffe,  Powstania Warszawskiego oraz kolejnych pokojowych zwycięskich przełomów w Październiku 1956 r. Sierpniu 1980 i 1988 r. Obarczanie nas fikcyjnymi lub nieproporcjonalnymi winami pozostaje przecież w interesie Niemców jako wyłącznych sprawców Holocaustu. I Francuzów, bo odwraca uwagę od kolaboracji “rządu” Vichy, a przecież nie wszyscy byli wtedy za gen. Charlesem de Gaulle’m. A nawet Amerykanów, ochoczo skłonnych od zatarcia pamięci o własnych zbrodniach wojennych popełnionych w My Lai i wielu innych miejscowościach na cywilnej ludności wietnamskiej. 

17 września w tytule tego skromnego szkicu nie tyle ma stanowić groźne memento – wiemy bowiem, w jak trudnej sytuacji geopolitycznej po ponad trzech dekadach względnego komfortu się znaleźliśmy – ale raczej zachętę, aby tę smutną rocznicę sowieckiego noża w plecy, ciosu co zniweczył ostatecznie polskie plany obronne w 1939 r. – obejść porządniej niż niedawne sierpniowe. Tym razem wspólnie, ponad podziałami.
 
Z Czechów warto brać przykład, jak czczą ofiary niemieckiej pacyfikacji wsi Lidice dokonanej w odwet za zamach ruchu oporu na Heydricha.
 
I z Francuzów, jakim kultem otaczają wymordowanych po barbarzyńsku przez SS mieszkańców Oradour-sur-Glane.
 
Co utraciliśmy po 17 września 1939 r. w wyniku zmowy mocarstw zapisanej w tajnej klauzuli paktu Ribbentrop-Mołotow oraz nielojalności sojuszników zachodnich, bo Wielka Brytania i Francja wypowiedziały Niemcom tylko dziwną czy śmieszną wojnę a na inwazję radziecką nie zareagowały – odzyskaliśmy po latach za sprawą gdańskich stoczniowców. Ich determinacji oraz roztropności wykazanej w Sierpniu 1980 r. oraz w maju i ponownie sierpniu też przełomowego roku 1988.
 
Pozostaje mieć nadzieję, że rzeczywiście mamy do czynienia z ostatnim pokoleniem barbarzyńców, którzy tego związku przyczynowo-skutkowego nie rozumieją.   
Udostepnij na Facebook
Dodaj na Twitter
“Hyde Park” – arena pustych słów

“Hyde Park” pokazuje politykę, w której rolę selekcjonerską jaką do niedawna odgrywała telewizja – bez reszty przejmuje internet. Czy się w tę sieć zaplączemy, czy nauczymy nią skutecznie łowić to, co życiodajne a nie zatrute?Czytaj więcej ..

Zimna wojna nerwów

Po zrozumiałym szoku, jaki wywołało masowe wtargnięcie do Polski wrogich obiektów w nocy z 9 na 10 września – nadchodzi podobnie trudny czas testowania naszej cierpliwości i poczucia bezpieczeństwa.Czytaj więcej ..

Dron… nie z jasnego nieba

Nalot prawie dwudziestu dronów rosyjskich jakie nadleciały nad Polskę z Białorusi wskazuje, że w tym wypadku to my, a nie Ukraina stanowimy cel dla Kremla. Jeśli jednak zamiarem Władimira Putina pozostawało wzniecenie u nas paniki, ten zamysł nie został zrealizowany.Czytaj więcej ..

Korzyści z kohabitacji

Utyskując na dwutorowość polskiej polityki zagranicznej i traktowanie jej jako jednego z pól bitewnych zimnej wojny toczonej przez obozy premiera i prezydenta – warto mieć świadomość, że jej utarczki nikogo poza Polską nie obchodzą.Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments