Wybór na najtrudniejszą kadencję

czyli wiara w mądrość zbiorową Polaków

Jeśli Rafał Trzaskowski podczas debaty trzech telewizji, przez niego traktowanej jako własna, objawia widoczną złość, że pod presją konkurentów musiał ich do niej zaprosić, bo chciał się spierać na antenie wyłącznie z Karolem Nawrockim – pojawia się naturalne pytanie, jeśli wygra, jak zareaguje na wiadomości o ruchach wojsk rosyjskich w obwodzie kaliningradzkim, gdy takie otrzyma: czy wyłącznie irytacją, że rzeczywistość nie przystaje do jego planów i wyobrażeń… Zaś miękka reakcja jego głównego rywala Karola Nawrockiego na niesłychane słowa trzeciego w tym wyścigu Sławomira Mentzena, który ciążę pochodzącą z gwałtu nazwał pewną nieprzyjemnością, nie wzmacnia przekonania, że skoro nie umie się twardo sprzeciwić niegodziwym wypowiedziom konkurenta, bo chce przejąć jego wyborców – w przyszłości nie zareaguje być może stanowczo na przykład na pomysł zaprzestania pomocy dla Ukrainy, bo również w tej kwestii Polacy się różnią, dokładnie tak, jak w kwestii aborcji.
 
Niska jakość kampanii, jaką obserwujemy, a także  format samych kandydatów, z których żaden jeszcze jako mąż stanu się nie zaprezentował choćby z podobną żarliwością i skutecznością, z jaką wszyscy pretendenci na użytek popularnych przekazów prasy kolorowej i telewizji śniadaniowych przedstawiają siebie jako mężów własnych żon – nie zwalnia nas jednak od monitorowania wszystkiego, co się w kampanii dzieje. Zaowocuje to bowiem wyborem prezydenta, który stawi – lub nie stawi – czoła zagrożeniom, z jakimi nie mieli do czynienia poprzednicy.     

 

   Ani histeryk ani kunktator

Trudna oczywiście ponad dającą się przewidzieć miarę okazuje się druga kadencja Andrzeja Dudy w związku z pandemią koronawirusa i pełnoskalową wojną na Ukrainie – groźnymi wydarzeniami bez precedensu w historii ostatnich 80 lat – jednak walka z COVID 19 stanowiła problem całego świata zaś we wspieraniu Ukraińców przede wszystkim w jedynym jego realnym dla nas czyli humanitarnym aspekcie mogliśmy liczyć na amerykańskiego sojusznika. Po objęciu urzędu prezydenta USA przez Donalda Trumpa skończyło się to – być może bezpowrotnie. Polska staje dziś podobnie jak w roku 1939 i 1981 przed groźbą porzucenia nas przez wolny świat. Nie możemy pozostać bierni wobec podobnej perspektywy.  Oznacza to, że prezydent, jakiego sobie wybierzemy 1 czerwca 2025 r (chociaż głos oddany dwa tygodnie wczesniej też ma znaczenie) nie może być ani histerykiem ani bojącym się zrazić innych kunktatorem.        

Niewątpliwie niełatwa pod względem geostrategicznym okazała się również jedyna kadencja Lecha Wałęsy (1990-95), jednak zagrożenie jakie się wówczas zarysowało po puczu moskiewskim potrwało zaledwie trzy dni (19-21 sierpnia 1991 r.) ponieważ neokomunistyczni sprawcy zamachu poskromieni zostali przez samych demokratów rosyjskich zanim byli w stanie skorzystać nie tylko z kodów do jądrowych wyrzutni – mowa tu o najczarniejszym scenariuszu – ale nawet z pożółkłych poradzieckich planów inwazji na Polskę i pozostałe kraje dawnego bloku wschodniego.

Rafał Trzaskowski, mimo prowadzenia, odnotował znaczny spadek poparcia - aż o 4,8 pkt. proc. w ciągu jednego tygodnia - wynika z sondażu United Surveys dla Wirtualnej Polski. Z kolei Karol Nawrocki w tym samym czasie zyskał 5,4 pkt. proc. Badanie przeprowadzono po piątkowych debatach prezydenckich w Końskich.
Przez cały pozostały czas marnej zresztą prezydentury pokojowego noblisty korzystaliśmy z korzystnej koniunktury dla Polski na arenie międzynarodowej, zdaniem niektórych komentatorów – najlepszej od trzystu lat. Teraz na podobną nie ma już co liczyć. Nie tylko Amerykanie ale i znaczna część wolnego świata zmęczona przedłużającym się konfliktem w Ukrainie skłania się do koncepcji aby jak najszybciej go zakończyć a bezpieczeństwo wschodniej flanki Sojuszu Atlantyckiego, do której się zaliczamy, pozostaje najmniej istotną z przesłanek, branych przy tej  okazji pod uwagę. Z tego punktu widzenia potrzebujemy więc prezydenta, który zamiast oczekiwać niemal godzinę w przedpokoju – zdolny będzie nawet wymusić na głównych kreatorach polityki globalnej respektowanie polskich interesów przynajmniej  w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego. 
 
Francuzi, a ich demokracja wobec tak oczywistego kryzysu amerykańskiej, wydaje się dzisiaj najlepszym dostępnym wzorem – mają znakomite określenie: presidentiable. Oznacza nie tyle kandydata, który ma szansę zostać wybrany prezydentem, co takiego, który dysponuje cechami, pożądanymi u głowy państwa.  Spełniał wymogi zawarte w tym nie mającym polskiego odpowiednika słowie generał Charles de Gaulle, konsekwentnie budujący niezależnie od Amerykanów narodowy system bezpieczeństwa oparty na własnych strategicznych siłach atomowych. Wpisywał się w zawarte w nim oczekiwania socjalista Francois Mitterand, konsekwentnie wspierający – w odróżnieniu od ogarniętych amokiem Ostpolitik liderów zachodnioniemieckich – wielomilionowy i demokratyczny ruch Solidarności w Polsce.

 

   Znaleźć bata na kandydata

Truizmem zapewne pozostaje stwierdzenie, że w toczącej się niemrawo – z wyjątkiem zawirowania wokół telewizyjnych debat,  ale ono dotyczyło prawa kandydatów do udziału, a nie tego, co   mają w nich do powiedzenia –  tegorocznej kampanii wyborczej żaden z kandydatów nie zamanifestował nie tylko charyzmy ale rzeczywistych zdolności do sprostania wyzwaniom kadencji, która, o czym była już mowa, okazać  się może najtrudniejsza w nowoczesnej historii polskiej demokracji. 
 
Polacy, w odróżnieniu od politologów w studiach 24-godzinnych telewizji zapewne w nikłym stopniu przy dokonywaniu wyboru kandydata na głowę państwa kierować się będą uwarunkowaniami wewnętrznymi: czy lepiej, by prezydent wywodził się z tego samego obozu co rząd, bo wtedy łatwiej przychodzi władzę sprawować, 
Rafał Trzaskowski i Sławomir Mentzen odnotowali straty po weekendzie debat, natomiast Karol Nawrocki, Szymon Hołownia i Magdalena Biejat zyskali poparcie wśród respondentów. Fot: YT.

czy raczej z przeciwnego, bo wtedy podział władzy mitygować będzie tendencje antydemokratyczne, zwłaszcza te, które mogłyby poskutkować wykluczeniem całych grup społecznych.

Wyborów prezydenckich nie da się wygrać siłami telewidzów TVN, o czym przekonał się boleśnie przed dziesięciu laty Bronisław Komorowski a dwadzieścia lat temu sam Donald Tusk, ani słuchaczy Radia Maryja, czego doświadczyli z kolei Lech Wałęsa w roku 1995 oraz Jarosław Kaczyński w 2010 r. Nie wygrywa się ich także w Końskich, jak utrzymuje Grzegorz Schetyna. Zwolenników pozyskiwać trzeba w całej Polsce i we wszystkich grupach społecznych, co w praktyce wynika z niezawodnej w tym wypadku większościowej ordynacji.

Większość  zdobędzie ten,  kto w największej mierze przekona Polaków,  że jest w stanie zapewnić  im optymalne pomimo trudnej sytuacji poczucie bezpieczeństwa. I przedstawi w tej kwestii wiarygodny ale i pozytywny,  a nie oparty na krytyce zaniechań oponentów projekt.  

Strach pozostaje złym doradca, widać już, że nie działa na wyborców próba podsycania obaw przed powrotem PiS do władzy i związanym z tym zagrożeniem demokracji (przez półtora roku rządów Koalicji 15 października prezydentem pozostaje przecież Duda i nic z tego konkretnie powodu złego się nie stało,    więc dlaczego za Nawrockiego miałoby się to zmienić) ale również lęku przed odebraniem osiemset plus i innych świadczeń społecznych elektoratowi zwykle określanego mianem socjalnego (rząd Donalda Tuska podobnych działań nie podejmuje   ani nie planuje, co najwyżej urealnia socjal w wypadku korzystających z niego rodzin ukraińskich, co wydaje się zabiegiem zdroworozsądkowym). 

Wyborca polski, immunizowany na wspomniane fikcyjne w znacznej mierze strachy i fobie, ten z grona nieprzekonanych z góry, a nie z kręgu twardych elektoratów (co jak sama ich nazwa wskazuje wiedzą z góry jak zagłosować) – skłonny będzie zapewne dać premie temu kandydatowi, który najlepiej przekona go do swojej potencjalnej zdolności reagowania na kryzysowe sytuacje. A za takie obywatele nie uważają wyłącznie wdarcia się europosła na ginekologię w szpitalu ani zamknięcia kolejnego zamieszanego w aferę księdza czy urzędniczki – ale reperkusje ciemniejszych scenariuszy polityki międzynarodowej, związanych z wycofywaniem się Amerykanów z Europy i dalszą uległością Donalda Trumpa wobec Władimira Putina.

Wyborca, tyle razy niesłusznie definiowany jako bezradny wobec nieprawości życia publicznego, ma więc w ręku nie tyle może od razu broń, co bat, żeby gnuśnych na razie kandydatów do prezydentury pogonić do roboty w sprawach dla Polski najważniejszych. Szansa pozostaje aktualna  aż do 1 czerwca, chociaż oczywiście i od pierwszej tury wiele zależy. 
 
Skoro ani TVN ani rozgłośnia Ojca Dyrektora Tadeusza Rydzyka nie dadzą żadnemu z pretendentów gwarancji zwycięstwa – warto jego przesłanek poszukać wśród wyborców, co nie odbierają kampanii ani samego aktu głosowania w kategoriach misji,  lecz widzą w tym rozstrzygnięcie swego rodzaju konkursu. Nie piękności,  lecz kompetencji. W materii,  która akurat ma znaczenie, bo prezydent dysponuje przecież uprawnieniami w dziedzinie obronności i polityki zagranicznej. A więc właśnie w kwestiach, które bolą nas i niepokoją  najbardziej. 
Porównując aktualne wyniki sondażu z danymi sprzed tygodnia, można dojść do wniosku, że głównymi przegranymi debaty są Rafał Trzaskowski i Sławomir Mentzen. – komentuje wyniki Marcin Duma, prezes pracownik IBRiS.
Wiarę w mądrość zbiorową Polaków   potwierdził fenomen – bo nie cud przecież – rekordowo masowego udziału w głosowaniu 15 października 2023 r. Pozostaje mieć nadzieję, że kandydaci i ich sztaby objawią w tej kampanii instynkt samozachowawczy i elementarną choćby roztropność. I pozwolą się zagonić do roboty tym,  którzy mają ich wybierać.       
 
Zdjęcie główne: Sondaż United Surveys dla Wirtualnej Polski po debatach w Końskich.
Udostepnij na Facebook
Dodaj na Twitter
“Hyde Park” – arena pustych słów

“Hyde Park” pokazuje politykę, w której rolę selekcjonerską jaką do niedawna odgrywała telewizja – bez reszty przejmuje internet. Czy się w tę sieć zaplączemy, czy nauczymy nią skutecznie łowić to, co życiodajne a nie zatrute?Czytaj więcej ..

Zimna wojna nerwów

Po zrozumiałym szoku, jaki wywołało masowe wtargnięcie do Polski wrogich obiektów w nocy z 9 na 10 września – nadchodzi podobnie trudny czas testowania naszej cierpliwości i poczucia bezpieczeństwa.Czytaj więcej ..

Dron… nie z jasnego nieba

Nalot prawie dwudziestu dronów rosyjskich jakie nadleciały nad Polskę z Białorusi wskazuje, że w tym wypadku to my, a nie Ukraina stanowimy cel dla Kremla. Jeśli jednak zamiarem Władimira Putina pozostawało wzniecenie u nas paniki, ten zamysł nie został zrealizowany.Czytaj więcej ..

Korzyści z kohabitacji

Utyskując na dwutorowość polskiej polityki zagranicznej i traktowanie jej jako jednego z pól bitewnych zimnej wojny toczonej przez obozy premiera i prezydenta – warto mieć świadomość, że jej utarczki nikogo poza Polską nie obchodzą.Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments