Śmierć z piskiem opon

...i słabe państwo Polaków

Dwudziestoparoletni syn celebrytki, znanej – co zakrawa na okrutną ironię – z programu “Królowe życia”, po pijanemu (sekcja wykazała 2,3 prom.) zabił w centrum Krakowa siebie i trzech kolegów, powodując przy zawrotnej prędkości wypadek tuningowanym autem. Tragedii udałoby się zapobiec, gdyby zawczasu odebrano mu prawo jazdy, skoro słynął z podobnych popisów już wcześniej. Mówiła o tej skłonności matka w wypowiedziach dla popularnych mediów.
 
Przedtem długo bezkarny pozostawał “Frog”, urządzający całe rodeo na warszawskich ulicach, w tym wąskich zaułkach Powiśla. Sam swoje popisy nagrywał i wstawiał do internetu. Surowi okazali się dla niego wyłącznie Brytyjczycy, którzy zatrzymali go na podstawie listu gończego z Polski w Londynie. Ale już nie rodzimy sąd, który w drugiej instancji go uniewinnił.

Mieszkając w centrum Warszawy i nie mając kłopotów ze snem, niemal każdej weekendowej nocy słyszę przez okno pisk opon, towarzyszący kawaleryjskiej jeździe po ulicy, która – zupełnie nie przelotowa – całkiem się do podobnych akcji nie nadaje. Jeśli zaś policja w tej okolicy się pojawia, to nie w celu poskromienia piratów drogowych, lecz legitymowania licealistów popijających piwo na okolicznych skwerach, co oczywiście pozostaje zabronione ale bez porównania mniej szkodliwe.

W Polsce nie brakuje opuszczonych, przez dawnych sojuszników ze wschodu lub wojsko polskie w czasach gdy usuwało z nazwy przymiotnik “ludowe”, lotnisk, na których da się “palić gumę” jak w swoim slangu mówią o nielegalnych popisach szoferskich ich stali uczestnicy. Służby państwowe nie podejmują jednak widocznych prób, by tam właśnie zagonić desperatów, by ścigali się w warunkach wciąż wprawdzie sprzecznych z prawem, ale przynajmniej mniej niebezpiecznych dla siebie i innych. 

 

Kto nas obroni

Gdy wagnerowcy koncentrują się na białorusko-polskiej granicy i szkolą fałszywych uchodźców nasyłanych do nas przez białoruskiego dyktatora Aleksandra Łukaszenkę, powraca zasadnie pytanie, kto nas obroni. W tym wypadku nie ma co liczyć przecież na mobilizację społeczną, która w sposób tak imponujący zadziałała w dobie walki z grozą koronawirusa i przy przyjmowaniu przez nas autentycznych wojennych uchodźców ukraińskich. 
 
Nawet koncepcja państwa minimum, przed ćwierćwieczem modna również na polskiej prawicy, pozostawia przecież jego organom co najmniej rolę “nocnego stróża”. Źle ją to państwo pełni, skoro krakowska tragedia wydarzyła się o trzeciej w nocy właśnie. W centralnym punkcie drugiego co do wielkości miasta w Polsce, znanym nie tylko miejscowym, ale każdemu co bardziej sumiennemu turyście, objętym w dodatku drobiazgowym monitoringiem. Za sprawą tego ostatniego poznaliśmy szczegółowy zapis zdarzenia. Ale nie udało się mu zapobiec.
 
Zapewne większa liczba mandatów wcześniej wystawionych sprawcy tragedii – rodziny własnej i bliskich trzech jego pasażerów – mogła skłonić go do ograniczenia brawury w krytycznym momencie. Zgadywać tylko można, dlaczego krakowscy policjanci nie zadziałali. Czy przy zatrzymywaniu drogowy pirat nie przedstawiał się jako syn osoby znanej. Jeśli tak się stało – bezkarność celebrytów rozszerzona na ich rodziny w dramatyczny sposób obróciła się przeciwko nim samym. Nie tylko bowiem Frog pozostawał długo poza zasięgiem uzasadnionych represji za łamanie tak kodeksu drogowego jak prawa, chociaż internauci znali jego wyczyny, a policji przecież nikt też w ramach oszczędności od sieci nie odciął. Piotr Najsztub nie poniósł znaczącej kary, chociaż ofiara spowodowanego przez niego w trakcie jazdy bez uprawnień wypadku zmarła. Rozjeżdżający się także bez wymaganego dokumentu autem inny celebryta Piotr Kraśko nie został za to wykluczony ze społeczności medialnej. Co gorsza, koleżanka Kraśki z tej samej stacji TVN wypytuje w Sejmie byłego posła Artura Zawiszę o podobne przewinienie, jakby nie mogła tego samego pytania zadać we własnym miejscu pracy.  
Krakowskim policjantom zabrakło zdecydowania, żeby zawczasu poskromić właściciela stuningowanej “megany”, chociaż wiedzieli, co wyprawia. Objawili je za to aż w nadmiarze inni funkcjonariusze z Krakowa, znęcający się nad panią Joanną, bo w grę wchodziło podejrzenie użycia środków poronnych. Gdyby wezwanie do niej łączyło się z narkotykami, z całą pewnością działaliby łagodniej. I lekarka zapewne nie złamałaby przysięgi Hipokratesa, występując w roli donosicielki. 
 

Podobnie gdyby Marika Matuszak wyrywała torbę nie aktywistce LGBT lecz staruszce na ulicy, jak czynią to bez podobnie twardej reakcji sędziów zwyrodnialcy w licznych polskich miastach – nie trafiłaby na rok do więzienia. A warto pamiętać, że wyrok, którego wykonywanie wobec dziewczyny z Gniezna przerwała dopiero decyzja ministra sprawiedliwości, opiewał na trzy lata. Bo szarpanie za torbę uznano za próbę rozboju.


Ta przeklęta polityka czyli dlaczego nie warto być przyzwoitym

Sędziowie, przez obecnie rządzących zwalczani i funkcjonariusze, starający się odgadywać życzenia partii władzy – działają w podobny sposób. W sprawach zwykłego człowieka opieszali, wykazują się stanowczością, gdy w grę wchodzi polityka. Na hasło “aborcja” wystawiają czułki usłużni policjanci, z kolei skrótowiec LGBT elektryzuje pokazowo opozycyjnych wobec władzy sędziów.  Polityka, zamiast łagodzić zachowania przedstawicieli zawodów zaufania publicznego – jeszcze je dodatkowo brutalizuje. Chociaż przed wiekami Arystoteles właśnie politykę określił mianem działalności dla wspólnego dobra. I od jego czasów nikt nie wymyślił lepszej definicji. Teraz współczesne państwo polskie objawia siłę wyłącznie wobec słabych. Wtedy, gdy buzują polityczne emocje. 

Kluczowa wydaje się kwestia, jak w tej sytuacji odnaleźć się ma zwykły człowiek, nie mogący liczyć nie tylko na protekcję układu rządzącego ani równie wpływowego sędziowskiego ani nawet na całkiem legalną już pomoc znakomitego – czyli zarazem kosztownego – adwokata. Skręcić w bok, gdy dostrzega kolumnę rządową, żeby nie podzielić losu młodego człowieka, który znalazł się nieopatrznie na trasie triumfalnej kawalkady poprzedniej szefowej rządu Beaty Szydło swoim wiekowym autem i na którego próbowano przerzucić odpowiedzialność za wypadek. Zastanowić się, czy warto dzwonić na policję. Nawet na alarmowy numer 112, do celów ratunkowych przecież przeznaczony. 

Bo w sądach przecież o sprawiedliwość trudno, skoro luminarze w togach wymierzają ją… na złość ministrowi sprawiedliwości. A ściślej wbrew priorytetom, jakie Zbigniew Ziobro jako sternik tej nawy deklaruje. Podobnie przebieg zdarzenia krakowskiego, którego ofiarą padła godność ludzka pani Joanny zinterpretować da się jako winę Tuska, o której rymował przed laty wielki Wojciech Młynarski. Bo zapewne gdyby lider opozycji niedawno nie opowiedział się za aborcją na życzenie, na co z furią zareagowała władza, krakowscy policjanci nie potraktowaliby pacjentki przecież tylko a nie osoby zatrzymanej – o czym była już mowa – bez porównania gorzej, niż miejscowych piratów drogowych, niosących zagrożenie dla innych. 
 
Znaczące, że tak Marika jak pani Joanna znajdują obrońców po przeciwległych stronach sceny publicznej, ale kto ujmuje się za jedną, atakuje drugą – chociaż ich krzywda pozostaje wspólna. A  główna ich wina pozostaje ta sama, co w wypadku kierowcy, staranowanego przez kolumnę premier Szydło: stanęły na drodze tego, kto czuje się lepszy i ważniejszy. Wbrew potwierdzonej konstytucyjnie zasadzie demokracji, zgodnie z którą wszyscy pozostajemy równi wobec prawa.          
 
Wielka szkoda za to, że żaden, nawet nadgorliwy policjant, ani sędzia – nawet nadmiernie surowy – chociaż zapewne wystarczyłoby, gdyby tak jeden jak drugi rzetelnie wykonali swoje obowiązki, nie stanął zawczasu na drodze sprawcy krakowskiej tragedii przy Moście Dębnickim. Żyłyby wtedy cztery młode, dopiero wstępujące w dorosłe życie osoby, a my rozmowę o sile i słabości państwa prowadzilibyśmy niczym dyskusję akademicką przy kawie, bez konieczności podpierania jej historią tak makabryczną.    
Udostepnij na Facebook
Dodaj na Twitter
Nieludzka twarz demokracji walczącej

Barbara Skrzypek była przesłuchiwana w środę w prokuraturze przez cztery godziny, bez obecności pełnomocnika, którego do udziału nie dopuszczono. Zmarła w sobotę. Jednak ta sama prokurator Ewa Wrzosek, która przesłuchanie prowadziła, straszy odpowiedzialnością karną tych, co oba te fakty połączą. Mimo, że ich związek przyczynowo-skutkowy wydaje się oczywisty dla myślącego

Śmigłowce, papierowy tygrys i szczerzenie zębów

Władza, raczej bezradna wobec codziennych prostych spraw obywateli, zapewnia wobec narastającego zagrożenia, że jesteśmy silni, zwarci, gotowi. Co ciekawe, tromtadracja ta łączy zwalczających się nawzajem premiera Donalda Tuska i prezydenta Andrzeja Dudę. Wzbudza obawy, wynikające nie tylko ze smutnych analogii historycznych.Czytaj więcej ..

Panika aż Trzaska

Postrzeganie Trzaskowskiego przez resztę kraju przez pryzmat awarii Czajki czy potiomkinowskich inwestycji w Warszawie wydaje się czymś naturalnym, bo zabrakło przez siedem lat rządów tego prezydenta w stolicy projektów naprawdę wizjonerskich i potrzebnych mieszkańcom, a nie tylko atrakcyjnych jak kładka dla turystów wpadających do Warszawy na jeden weekend.Czytaj

Kruche sojusze i linia Wisły

Wstrzymanie przez Donalda Trumpa pomocy dla Ukrainy dało się przewidzieć. Polska płaci dziś krańcowym niepokojem za zaniechania kolejnych ekip nią rządzących. Zarówno naiwny proamerykanizm Prawa i Sprawiedliwości jak opcja niemiecka Koalicji Obywatelskiej nie okazują się przydatne do odnowienia systemu bezpieczeństwa.Czytaj więcej ..

Żegnamy Wojciecha Gawkowskiego (1966-2025)

Miał niepowtarzalny styl zarówno w sądowej sali, gdy występował w adwokackiej todze, reprezentując m.in. Tomasza Sakiewicza na długo przed obecną dekadą, ale też w polityce, w której kariery sam wprawdzie nie zrobił, ale jako szef młodzieży w KPN utorował drogę mnóstwu znakomitych inicjatyw. Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments