W obronie Papieża i zdrowego rozsądku

Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą – powiadał święty Augustyn. Te słowa stanowić mogą zachętę do obrony pamięci Jana Pawła II przez nie znajdującymi nawet pozoru potwierdzenia zarzutami. Tym bardziej, że postawa ta równoznaczna pozostaje z obroną tak zdrowego rozsądku jak uczciwych reguł gry.
 
Zrozumieć też wypada podejście odmienne: mnóstwo Polaków dość ma amoku, jaki rozpętał się w życiu publicznym za sprawą nadanego przez mającą amerykańskiego właściciela stację telewizyjną paszkwilu na Karola Wojtyłę. Wielu mierzi zarówno obłuda PiS, przez osiem lat bezdusznych rządów nie kierującego się wcale papieską nauką społeczną, a dziś próbującego się ogrzać w blasku jego wielkości, jak pozorny krytycyzm opozycji wobec największego autorytetu Polaków, chociaż za życia Jana Pawła II obecni jej liderzy ustawiali się skwapliwie w kolejce do papieskiego pierścienia.  
 
Sami sobie to zgotowaliśmy – może nas ktoś pouczyć. Nieprawda. Ani stacja TVN nie kieruje się bowiem polską racją stanu ani tym bardziej nie miała jej na względzie dawna komunistyczna służba bezpieczeństwa, na której fałszywych dokumentach obecne oskarżenia się opierają.
 
I w tym sensie wezwanie – szybko zresztą przez kancelistów skorygowane, że tylko o zaproszenie chodziło – ambasadora USA Marka Brzezińskiego, skądinąd życzliwego Polsce syna wielkiego partnera Papieża w grze globalnej Zbigniewa Brzezińskiego, do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w kontekście wojny hybrydowej znajduje pewien sens. Tyle, że przed niczym nas nie uchroni, gdy Polską rządzi ekipa nie obeznana z subtelnościami dyplomacji.
 

 

Na modłę “dziesiątek” po DTV

Niezależnie od indolencji władzy bronić za to warto standardów i reguł gry. Zgodnie z formułą Józefa Mackiewicza, wielkiego pisarza ubiegłego wieku, że jedynie prawda jest ciekawa. Skoro materiał TVN jej nie zawiera, warto tłumaczyć, czego w nim zabrakło, żeby stał się rzeczywiście reportażem a nie przygnębiającą kontynuacją “dziesiątek” (nazwanych tak od minutażu programu) nadawanych w komunistycznych czasach po Dzienniku TV i księżmi zajmujących się równie chętnie, co działaczami podziemnej opozycji. Najwytrwalsi pamiętają zapewne materiał o proboszczu z Łowicza, który w trakcie kazania porąbał na ambonie odbiornik telewizyjny: tyle, że w czasach, gdy rządową propagandą sterował Jerzy Urban nikt podobnej twórczości nie nazywał reportażem ani nawet dziennikarstwem. 

Nietrudno odgadnąć, jak odniósłby się Jan Paweł II do oszczerców, nazwijmy ich nowocześnie hejterami: z pewnością by im wybaczył, rekomendując im prawdę, co również ich wyzwoli. Nie trzeba być teologiem, aby to wiedzieć. Trudniej ocenić, jak najwyższy autorytet Polaków zareagowałby na nienawistne pohukiwania posłanek z ław PiS w Sejmie, niby to w jego obronie, przywodzące na myśl jednak nieubłaganie raczej sabat na Łysej Górze niż zachowanie osób szczerze przejętych przesłaniem największej filantropki XX stulecia, laureatki 

Pokojowej Nagrody Nobla zakonnicy Matki Teresy. Nieodłącznym przecież od papieskiego i w centrum wartości stawiającym nie przekrzykiwanie innych przecież, nawet zza Jego portretu, lecz miłosierdzie, bądź jeśli ktoś woli słowo nowoczesne – empatię. 

 

Oskarżyciele stawiają na ignorancję

To straszne, jeśli choćby części młodego pokolenia nie tylko spór zainicjowany atakiem na Jana Pawła II ale być może sama postać największego papieża w historii kojarzyć się zacznie ze złością i agresją. Chociaż przez całe życie złym emocjom się przeciwstawiał, nawet w najtrudniejszych momentach: jak wtedy, gdy w 1984 r. komunistyczni fanatycy zamordowali ks. Jerzego Popiełuszkę. A także cztery lata wcześniej, kiedy to w Salwadorze stającego w obronie biednych i prześladowanych arcybiskupa Oskara Romero zabili prawicowi z kolei fundamentaliści ze szwadronów śmierci szkoleni przez wywiad Stanów Zjednoczonych. Być może bezwarunkowe potępienie tej drugiej zbrodni i rozpoczęcie procesu wyniesienia bohaterskiego kapłana na ołtarze przez Jana Pawła II tłumaczy obecną zaciekłość amerykańskiego właściciela stacji TVN. To jednak tylko hipoteza, choć prawdopodobna. Wróćmy więc do stanu wiedzy polskiej młodzieży o przeszłości.  
 
A nie miał młodych kto historii nauczyć, jeśli nie zajęli się tym sami. Pomijam godną najwyższego szacunku grupę nauczycieli-pasjonatów. Ale nawet z pisemnej matury w klasach humanistycznych pracę z historii wyrzucono, zastępując ją… matematyką. Rozstrzygnął interes pieniężny mocnego lobby korepetytorskiego a nie wspomniana już wcześniej racja stanu. Na “korkach” o Traktacie Wersalskim ani wojnach napoleońskich nie da się przecież tyle zarobić, co na objaśnianiu cosinusów i przebiegów zmienności funkcji. Zaś politycy, co o tym decydują, postanowili masowo kształcić przyszłych pracowników McDonalda i Ikei, a nie zdobywców pełnego wyzwań nowoczesnego świata. Polacy mieli nalewać paliwo na stacjach benzynowych przy autostradach prowadzących z Berlina do Moskwy. Tyle, że pandemia i wojna Putina uczyniły ten obraz całkiem już nieaktualnym, a nie wyłącznie obmierzłym.   
 
Jak się okazuje, moje roczniki zaliczyć się w tym względzie mogą do szczęśliwego pokolenia, skoro mieliśmy nie tylko dobrych nauczycieli i historię na pisemnej maturze (w moim wypadku akurat w Orwellowskim roku 1984 r.) ale też dane nam było śledzić, jak dzieje się ona na ulicach: wtedy zwłaszcza każdego 3 maja, 31 sierpnia i 11 listopada. Ale także na wielkich placach i stadionach za sprawą cyklicznie odwiedzającego Ojczyznę Jana Pawła II. Roli Papieża w dziejach najnowszych nie da się ograniczyć do kwestii domniemanego braku reakcji na przestępstwa pedofilskie wśród podwładnych, którego to zarzutu wciąż nikt poważnie nawet nie uprawdopodobnił. Jan Paweł II zachowuje w historii funkcję kreatora, co przez zburzenie żelaznej kurtyny, słowem i siłą moralną wyłącznie, jak nikt inny przed nim przyczynił się do naprawy świata.
 

 

Czym naprawdę zajmował się arcybiskup krakowski Karol Wojtyła

Zarzuty obecne nie dotyczą bezpośrednio okresu pontyfikatu, lecz pełnienia przez Karola Wojtyłę posługi w archidiecezji krakowskiej. Warto więc przypomnieć, czym się wówczas tam zajmował. Nie było to z pewnością tuszowanie pedofilii.
 
Jak relacjonują jego biografowie Carl Bernstein i Marco Politi (“Jego Świątobliwość…), papieżowi Pawłowi VI “szczególnie przypadła (..) do serca decyzja młodego polskiego kardynała w sprawie upowszechniania nauk soborowych. Począwszy od 1971 roku w diecezji krakowskiej powstało trzysta grup skupiających jedenaście tysięcy osób, które z zapałem nie znanym w krajach Zachodu studiowały dokumenty Vaticanum II” [1]. Decyzje Soboru Watykańskiego Drugiego utorowały drogę nie tylko do odnowy Kościoła i jego unowocześnienia rozumianego jako zdolność podejmowania wyzwań współczesnego świata, ale również do walki z wewnętrznymi patologiami w tej najstarszej w dziejach działającej nieprzerwanie instytucji: w tym zmierzenia się z pedofilią wśród duchownych.

Za sprawą swej charyzmy i działalności w archidiecezji krakowskiej Wojtyła zyskał wtedy szacunek i poparcie nie tylko najwyższego autorytetu Kościoła powszechnego ale również naszego Prymasa Tysiąclecia. Jak wykazują bowiem ci sami autorzy, Stefan “Kardynał Wyszyński uznawał, że Wojtyła będzie w przyszłości prymasem Polski. Nie rozgłaszał swoich planów, ale w 1974 r. przedyskutował tę sprawę ze swoim zaufanym współpracownikiem, Romualdem Kukołowiczem. Powiedział mu: “zanim odejdę, chciałbym umocnić polski Kościół tak, jak tylko to będzie możliwe”. Wojtyła o wiele łatwiej, niż Wyszyński mógł trafić do serc młodych, urodzonych już po Jałcie Polaków. Pomiędzy Kościołem a partią komunistyczną toczyła się właśnie prawdziwa bitwa o dusze tej młodzieży. Wojtyła rozumiał problemy pokoleń, które miały decydować o przyszłości kraju: niski poziom życia, nudna praca w biurach czy fabrykach, zamknięte drogi kariery, brak mieszkań, szukanie ideałów i wolności osobistej (..)” [2].  

 

Wiara w teczki i zarzuty stawiane esbeckim slangiem

Obecny atak na pamięć Karola Wojtyły pozostaje zainfekowany slangiem, stylem i logiką dawnej komunistycznej służby bezpieczeństwa. Udowadnia to we wnikliwym szkicu na portalu Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej (“Drugi zamach na JPII”) lokalny działacz z Łódzkiego Radosław Gajda. Spostrzegł on, że według jednego z informatorów stacji TVN, zresztą anonimowego, biskup Wojtyła miał temuż osobnikowi polecić, żeby “uciszyć” aferę pedofilską. Ten sam czasownik pada w notatce oficera służby bezpieczeństwa analizującego sytuację w małopolskiej kurii biskupiej, jak zauważa przytomnie samorządowiec Gajda [3]. Zdumiewająca zbieżność nie może być dziełem przypadku. 

Trudno uwierzyć, żeby kardynał Wojtyła – dawny student polonistyki krakowskiej na okupacyjnych tajnych kompletach, sam człowiek księgi, autor niezłych dramatów i czytelnik filozofów, a w wolnych chwilach nawet poeta – posługiwał się na co dzień niepoprawną polszczyzną o resortowym w dodatku posmaku. “Uciszyć” bowiem można gadatliwego świadka, jak mawiali między sobą funkcjonariusze SB. Aferę zaś się co najwyżej “wycisza” bądź “tuszuje”. Tyle, że w tym wypadku nic podobnego nie miało miejsca, a z pewnością nie przekona nas do tego operująca slangiem resortowym stacja telewizyjna.

Założyciel TVN Mariusz Walter został w burzliwym roku 1983 rekomendowany przez Jerzego Urbana do mającego powstać zespołu czy wręcz pionu doradczego ds. propagandy przy wicepremierze i ministrze spraw wewnętrznych Czesławie Kiszczaku. Dowodzi tego poufny list rzecznika rządu stanu wojennego do szefa MSW datowany 22 lutego 1983, gdzie mowa, czym przyszły pion miałby się zajmować: “czarną propagandą” ale też ocieplaniem obrazu SB, MO a nawet ZOMO w społeczeństwie. Cele te miał realizować poprzez “tworzenie własnych programów telewizyjnych, radiowych i reportaży (..)” [4]. Nie przesądza to oczywiście bezpośrednio o fałszywym charakterze obecnych zarzutów TVN, ale powinno dla stacji stanowić sygnał, by na pewne skojarzenia, jakie budzi, uważać. Lampka alarmowa powinna się też zapalić jednak przy słuchaniu argumentów tych obrońców dobrego imienia Papieża, którym trudno nie zarzucić obłudy, skoro pozostając u władzy, zapomnieli o jego nauce społecznej. 

Stosowanie przez rządzących podwójnych standardów słusznie krytykuje wybitny dziennikarz śledczy Wojciech Czuchnowski: “(..) PiS Wałęsę niszczy z morderczą konsekwencją. Podstawą oskarżeń są teczki komunistycznej Służby Bezpieczeństwa (..). W przypadku Karola Wojtyły są to “sfabrykowane dokumenty aparatu przemocy” (..). Gdy Wałęsa miał otrzymać Pokojową Nagrodę Nobla, bezpieka powołała specjalny zespół, który preparował agenturalne doniesienia. Dokładnie tak samo było z Wojtyłą. Gdy został papieżem, uruchomiono cały aparat do znalezienia “kompromatów”” [5]. 

 

Diabeł z dostępem do archiwów, z którym raz sobie już poradziliśmy

Zarówno Gajda, jak Czuchnowski, chociaż analizują sytuację z przeciwległych biegunów ideowych, co akurat nie ma tu większego znaczenia, skoro cytowaliśmy już Józefa Mackiewicza, że jedynie prawda jest ciekawa – mają z pewnością rację.

W tym wypadku diabeł wcale nie tkwi w szczegółach. Chociaż i tych ostatnich nie uda się dowolnie nagiąć czy wręcz sfabrykować. Diabeł ma w kieszeni nieco tylko zbutwiałą legitymację dawnej komunistycznej służby bezpieczeństwa i z pomocą tego, co wyniósł z jej archiwów próbuje zarządzać naszą wiedzą o historii.

Od na samych zależy, czy mu na to pozwolimy. Raz już sobie z nim skutecznie poradziliśmy, przed 35 laty (jeśli za miarę przełomu uznać wspólne wystąpienie młodych robotników i studentów z 1988 r, a nie wybory czerwcowe rok później, stanowiące już tylko jego efekt). Czy teraz jesteśmy słabsi? Powszechna i bezinteresowna pomoc udzielona przez Polaków milionom ukraińskich uchodźców wojennych oraz wzajemna solidarność, jaką sobie nawzajem okazujemy przez trzy lata pandemii wcale nie świadczą o tym, żeby zabrakło nam podstaw, aby we własne siły uwierzyć.

 

[1] Carl Bernstein, Marco Politi. Jego Świątobliwość… Amber, Warszawa 1997, tł. Stanisław Głąbiński, s. 102
[2] ibidem, s. 103-104
[3] por. Radosław Gajda. Drugi zamach na JPII. Mazowiecka Wspólnota Samorządowa, mws.org.pl z 9 marca 2023
[4] “Biuletyn IPN”: w 1983 r. Urban chciał, by Walter promował MSW. Money.pl z 20 grudnia 2006
[5] Wojciech Czuchnowski. PiS-owi nagle śmierdzą teczki. “Gazeta Wyborcza” z 10 marca 2023

Kłusownicy i ciepłe kluski

Na głównego łowczego kraju minister Hennig-Kloska powołała Eugeniusza Grzeszczaka, którego koło łowieckie o nazwie Bura Chata słynie z brutalnych polowań, po której w okolicy dogorywają w męczarniach zwierzęta. Członkowie Burej Chaty strzelają do zwierzyny z samochodów ..Czytaj więcej ..

Po co Polsce telewizja

Pytanie o potrzebę istnienia telewizji publicznej w Polsce wydaje się mieć sens podobny, co zadawane przez dzieci: a po co nam filharmonia? A Muzeum Narodowe? Jeśli powtarzają je dorośli, pojawia się obawa, że mają coś do ukrycia. Czytaj więcej ..

Politycy sobie, wyborcy sobie

Fenomen powszechnego udziału Polaków w głosowaniu z października ub. r. kiedy to frekwencja przy urnach wyniosła 74 proc nie wstrząsnął klasą polityczną, chociaż powinien. Nie widać oznak naprawy, a swarliwość sięga zenitu. Czytaj więcej ..

Morawiecki zna niemiecki

O tym, że Mateusz Morawiecki ma szanse, by zostać następcą Jarosława Kaczyńskiego w roli prezesa Prawa i Sprawiedliwości przekonanych jest 47 proc z nas, jak policzono w niedawnym sondażu United Surveys. 40 proc Polaków mu tych szans nie daje.Czytaj więcej ..

Czarzasty kadrowym w TVP

Przebieg wydarzeń w siedzibie telewizji państwowej przy Woronicza w ponad miesiąc po przejęciu jej przez “koalicję 15 października” zaprzecza obu dominującym narracjom głównych partii. Wbrew Koalicji Obywatelskiej – żadna trwała odnowa się nie dokonała.Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Inline Feedbacks
View all comments