Motorniczy demokracji

czyli kiedy tory się skończą

Młody człowiek uprowadził tramwaj z katowickiej zajezdni. Zatrzymywał się na przystankach. Zabierał ludzi. Składem dojechał aż do Chorzowa. Dopiero tam odłączono mu prąd. I wtedy zabrała go policja.

Wprawdzie sprawca zdarzenia nie jest tramwajarzem. ani nie ma uprawnień do kierowania pojazdami szynowymi, ale – co zaskakujące – był trzeźwy. Upada więc najprostsze wytłumaczenie dla tego, co niewytłumaczalne. Przypomnę słynny rysunek Mleczki, jak orbisowski turysta w Egipcie wskazuje koledze z wycieczki faraońską piramidę: – My ze szwagrem nie takie rzeczy robili po pijanemu.

Logika Jak bohater Kieślowskiego

Gdyby żył Krzysztof Kieślowski, nakręciłby o tym niewątpliwie interesującym człowieku przejmujący i daleki od kpiny film, tak jak bohaterem “Amatora” uczynił niespełnionego artystę zakładowego, kupującego kamerę, żeby uwiecznić, jak rozwija się jego własne dziecko, ale doprowadzającego potem poprzez splot nieszczęśliwych okoliczności, które wzmaga jeszcze obowiązujący w kraju system, do sytuacji, że żona z dzieckiem go opuszczają, a jemu pozostaje już tylko… utrwalić to na taśmie.

Podobnie młody, jak bohater śląskiego zdarzenia z tramwajem, skromny, wychowany w domu dziecka chłopak z poczty w “Krótkim filmie o miłości” tego samego reżysera ucieka się po pomysłów niemal tak samo szalonych, żeby tylko znaleźć się bliżej sąsiadki z naprzeciwka, starszej od niego i pięknej plastyczki, którą najpierw tylko podgląda, a potem szaleńczo się w niej zakochuje. Przestrzegam przed drwinami z bohatera śląskiego zdarzenia z tramwajem. Fantazja, jaką okazał, skłania do poważnego potraktowania tej postaci. Zwłaszcza, że czeka bohatera zdarzenia odpowiedzialność karna.

Brzydko jest kraść… ale tylko powyżej ceny batonika

Gdyby prozaicznie zwędził batonik z Żabki czy Biedronki i został za to skazany, jak powinien, za kradzież – w obronę wzięliby go natychmiast domorośli demokraci z telewizji TVN. Zapominający, że w ojczyźnie ich właściciela, Stanach Zjednoczonych, za notoryczne złodziejstwo można nawet trzydzieści lat więzienia dostać, niezależnie od wartości podprowadzonych przedmiotów.

Zresztą właścicielowi osiedlowego sklepiku nie da się raczej wytłumaczyć, że kradzież batonu nie powinna być penalizowana, bo gdyby każdy nieuczciwy klient zechciał wynieść jeden i tylko jeden towar, sprzedawca rychło zbankrutowałby.

Permisywistyczna tolerancja żurnalistów TVN wobec przywłaszczeń małej wartości – nie rozciągająca się tylko na obóz obecnie rządzący, bo temu nawet rachunek za jednego łososia wypomną – prowadzi do niesympatycznych efektów w życiu codziennym.

Jeden z pracujących w Sejmie TVN-owców podprowadził mi zapalniczkę. Nie stało się to przez przypadek, była oryginalna, z motywem telewizyjnego obrazu kontrolnego. Gdy powiedziałem o tym jego koledze, bo negatywny bohater sytuacji już zdążył ze świeżą zdobyczą oddalić się do stacji lub do domu, być może podobnymi metodami gromadzi całą kolekcję gadżetów – zareagował stwierdzeniem, że o co chodzi, zapalniczka zwykle tylko ze dwa złote kosztuje.

Jak rozumiem, dzieci własne koledzy z TVN wychowują w przekonaniu, że brzydko jest kraść… no właśnie… Powyżej dziesięciu czy stu złotych? I jak tę kwotę waloryzować wobec szalejącej inflacji? W tym akurat wypadku zdecydowanie bliżej mi do optującego za podwyższeniem kar za drobne kradzieże ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry niż do demokratów medialnych, równie samozwańczych, jak motorniczy z własnego nadania, bohater zaczętego w Katowicach, a zakończonego w Chorzowie rajdu po szynach. Bez ofiar w ludziach na szczęście. Co więcej, pasażerowie sprawiali wrażenie zadowolonych i zastrzeżeń nie zgłaszali. Na policyjne “112” zadzwonił przechadzający się “po godzinach” i po cywilnemu tramwajarz, którego zdumiało, że po znanej mu trasie porusza się pojazd innej niż powinna linii. Trudno jednak przyjdzie sędziom posadzić młodego człowieka za stworzenie zagrożenia dla ruchu, skoro nikt tego nie odczuł. Chyba, że zapadnie kolejny – jak tyle razy w nowej Polsce, co swoich sędziów nie odnowiła, ale przynajmniej pozostali niezawiśli – wyrok, co wymiar sprawiedliwości ośmieszy.

W czasach PRL kodeks karny zawierał artykuł o krótkotrwałym zaborze pojazdu mechanicznego. W dobie transformacji szybko go usunięto, bo adwokaci rodzących się jak grzyby po deszczu gangów złodziei samochodów masowo przekonywali, że ich klienci chcieli się tylko przejechać, skoro sankcja za to pozostawała łagodniejsza. Decyzja ta okazała się błędem. Bo przecież 25-latek z Katowic nie chciał tramwaju przywłaszczyć sobie na zawsze, a próba udowodnienia mu tego przed sądem narazi na szwank powagę wymiaru sprawiedliwości – nie po raz pierwszy w nowej Polsce zresztą. Przecież to właśnie na Śląsku sąd swego czasu orzekł w majestacie prawa – i w todze na sobie, z łańcuchem z orłem na szyi – że właściciel budynku nie ma obowiązku odśnieżać jego dachu, a nam nawet śmiać się nie wypadało, bo w grę wchodziła tragedia.

Czym się różni skład tramwajowy od wózka na polu golfowym

Spróbujmy, chociaż to niełatwe, wejść w motywacje bohatera zdarzenia z tramwajem.

Nie tak dawno Polskę obiegła a także niejednego obserwatora za granicą zaszokowała wiadomość o wyczynach polityka partii rządzącej Karola Karskiego na polu golfowym. Wraz z kolegami urządził sobie prawdziwe rodeo na wózkach użytecznych w tym sporcie, przypominających polskie Meleksy sprzed 50 lat. Skończyło się to stratami materialnymi. Właściciela pola oczywiście. A sprawca? Karol Karski pozostaje eurodeputowanym partii o nazwie – jak na ironię w tym wypadku – Prawo i

Sprawiedliwość. Co więcej, odpowiada w niej za dyscyplinę.

Dwudziestopięciolatek ze Śląska – chociaż akurat nie stamtąd mandat do Parlamentu Europejskiego sprawuje Karol Karski – mógł sobie więc pomyśleć: skoro jemu wolno, to dlaczego mnie nie.

Łagodniej też wypada potraktować samozwańczego motorniczego, skoro nikomu nie tylko krzywdy nie wyrządził, ale żadnych strat nie przysporzył. W odróżnieniu od Karola Karskiego i jego partyjnego kolegi z PiS Łukasza Zbonikowskiego. Straty poniesione przez hotelarza w wyniku kawaleryjskiej szarży obu polityków, obejmujące stan wózków akumulatorowych już po jej zakończeniu oraz uszczerbek muru – właściciel obiektu wycenił, a cypryjski sąd to potwierdził na 11 tys euro.

Rzecz działa się bowiem w Limassol. O samozwańczym motorniczym ze Śląska da się zapewne wiele złego powiedzieć, ale nie to, żeby przysporzył nam wstydu za granicą.

Ojciec niczym, matka niczym, a syn będzie motorniczym

Być może chłopak chciał się po prostu poczuć ważny. Znamy przecież popularne w folklorze miejskim powiedzenie: “Ojciec niczym, matka niczym, a syn będzie motorniczym”.

Nie poradził sobie z wyłączeniem prądu. Ciekawe, jak temu samemu problemowi zaradzą niebawem sternicy państwa polskiego, którym przecież nikt uzurpacji nie zarzuca. Obecne ich pomysły, żeby odpowiedzialność za dostarczanie węgla obywatelom przerzucić na wójtów i burmistrzów problemu raczej nie rozwiążą (ile polskich gmin może pochwalić się utrzymywaniem na swoim terenie kopalń? Zresztą zamykanie tych ostatnich uchodzi za znak postępu tak za rządów PiS jak PO. A plan wygaszania górnictwa obecny rząd odtrąbił – co za paskudna zbieżność – akurat na rocznicę pacyfikacji Kopalni Wujek przez ZOMO…). Za to staną się kanwą niejednego rysunku satyrycznego: furmanka zajeżdża. – O, pan burmistrz węgiel przywiózł? Dlaczego taki miałki?

Powiecie zapewne, Szanowni Państwo Internauci, że to tekst odjechany. Na pewno, podobnie jak zdarzenie, co go zainspirowało. I całość polskiego życia publicznego. Ale teraz będzie poważnie.

Kto widzi koniec bruzdy, a kto tylko torowisko

Legendarny, ale wciąż obecny w polskim życiu publicznym przywódca Solidarności Rolników Indywidualnych Gabriel Janowski zwykł powtarzać, że polityk… powinien widzieć koniec bruzdy. Piękna ta metafora zawiera w sobie praktyczny imperatyw.

Jak się wydaje, musi też wiedzieć, co zrobić, kiedy skończą się tory. Albo – jak w Chorzowie – gdy wyłączą prąd. Na razie jednak jedyną kwalifikacją rodzimych polityków wydaje się łączące ich z samozwańczym motorniczym z aglomeracji śląskiej szczere samozadowolenie z tego, co robią. Wprawdzie brak im kompetencji, ale lubią trzymać dłoń na pulpicie sterowniczym. I – jak w wypadku tamtego śląskiego składu tramwajowego – pojawia się pytanie, dokąd dojedziemy w tych warunkach. I co zrobimy, gdy torowisko się skończy…

W stanie wojennym, który chociaż tak ponury, rozwojowi humoru dla pokrzepienia serc paradoksalnie sprzyjał, opowiadano anegdotę o jednym z radykalnych działaczy, że wsiadł do tramwaju i podszedł do motorniczego z granatem w ręku, wykrzykując: – Tempelhof, Tempelhof!

Na to bowiem zachodnioberlińskie lotnisko, pozostające w amerykańskiej gestii, uprowadzali samoloty pasażerskie w czasach zamkniętych granic piraci powietrzni z krajów bloku radzieckiego. Była to jednak tylko desperacja. Teraz zresztą Tempelhof zamykają, nawet Niemcom już się nie opłaca, co za pożytek z lotniska niemal w środku wielomilionowego miasta.

Pamiętamy jeszcze inną anegdotę, z tych samych czasów. Tyle, że tym razem chodziło nie o tramwaj, lecz inny pojazd szynowy. Pociąg wiózł sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Leonida Breżniewa wraz ze świtą. Aż nagle tory się skończyły. Co robić? Breżniew nie miał żadnych kłopotów, jakie dyspozycje wydać.

– Kołyszemy się w fotelach, jakbyśmy dalej jechali – polecił sekretarz generalny.

Dopiero z czasem nazwano jego rządy epoką zastoju. A jego ówczesne zaniechania, pomimo przyspieszenia następców w dobie głasnosti i pierestrojki, wyhodowały potwora, z którym dziś nie tylko Rosja, ale cały świat nie umieją sobie poradzić. Chociaż Władimir Putin dopiero wtedy zgłębiał tajemnice wpływu na ludzi w trakcie szkolenia wywiadowczego przed wyjazdem na pierwszą i jak się okazało ostatnią placówkę zagraniczną do Niemieckiej Republiki Demokratycznej, dziś już nie istniejącej, w odróżnieniu od problemów, które on sam nam stwarza.

Pożegnanie Papieża

Jeszcze w niedzielę Wielkanocną Papież Franciszek spotkał się z wiernymi, chociaż orędzie dla nich przeznaczone odczytał już jego sekretarz; Ojciec Święty nie miał już siły, aby to uczynić osobiście. I tak podziwiano go za to, że publicznie się pojawił. Dzień później, w Wielki Poniedziałek, w Polsce potocznie zwany lanym, zakomunikowano

Wybór na najtrudniejszą kadencję

Niska jakość kampanii, jaką obserwujemy, a także format samych kandydatów, z których żaden jeszcze jako mąż stanu się nie zaprezentował nie zwalnia nas od monitorowania wszystkiego, co się w kampanii dzieje. Zaowocuje to bowiem wyborem prezydenta, który stawi – lub nie stawi – czoła zagrożeniom, z jakimi nie mieli do

Ani plebiscyt ani konkurs piękności

Skoro zasadnie utyskujemy na “płaskoziemców” i antyszczepionkowców, tym bardziej warto sprzeciwić się działaniom tych, co zachowują się jakby chcieli nam obrzydzić zbliżające się wybory prezydenckie. Nawet jeśli z ich kalkulacji wynika, że niska frekwencja sprzyja ich własnym szansom.Czytaj więcej ..

40 lecie Ruchu Wolność i Pokój

W czasach schyłkowych PRL, trudnych jednak także dla opozycji, WiP wyrywał najmłodsze roczniki z marazmu, oferując pomysłowe formy protestu i zaangażowania społecznego. Oprócz samej legendy jego dorobkiem stało się urzeczywistnienie umiejętnie stopniowanych zamierzeń, co stanowiło wyjątek w niełatwych realiach Polski.Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments