Suwerenność i uspokajanie Brukseli

czyli więcej niż dwugłos w obozie rządzącym

Słowa pozostającego prawą ręką Jarosława Kaczyńskiego wicemarszałka Ryszarda Terleckiego, że staramy się przyjąć taką ustawę, która uspokoi Komisję Europejską i umożliwi wypłatę środków z Krajowego Planu Odbudowy zostaną zapamiętane również poza wąskim kontekstem, w jakim przewodniczący klubu parlamentarnego PiS je wypowiedział po spotkaniu premiera Mateusza Morawieckiego z posłami Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobro. Nawet nie jedynym ani rozstrzygającym.
 
Znamionują bowiem gotowość do daleko idących ustępstw, która objawiła się już wcześniej przy okazji pospiesznej nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, penalizującej kłamliwe przypisywanie Polakom współodpowiedzialności za Holocaust, którą w ekspresowym trybie zmieniano  z udziałem amerykańskich i izraelskich dyplomatów i ekspertów, również z kręgów wywiadowczych. Wbrew zapowiadanym wcześniej przez obóz obecnie rządzący: wstawaniu z kolan w polityce zagranicznej, zerwaniu z pedagogiką wstydu oraz nowej polityce historycznej.
Całkiem bezradna okazała się również ekipa PiS wobec niesławnej ustawy 447, przyjętej za prezydentury Donalda Trumpa przez parlament amerykański, a otwierającej groźbę zgłaszania roszczeń do majątku pozostałego po pomordowanych podczas okupacji polskich obywatelach przez organizacje powstałe już po zakończeniu wojny.
Obie te kwestie warto przypominać, właśnie dlatego, że nie wiążą się z Unią Europejską w żaden sposób. Problem jest szerszy i suwerenności dotyczy.  
 
Bruksela ani Waszyngton nie są dziś wrogie Polsce, na nich opierają się obecnie nasze strategie obronne i gospodarcze (pomimo dwuznaczności w kwestii embarga izolującego Rosję, pojawiających się nie z naszej strony, lecz partnerów) w kontekście wojny na Ukrainie i zagrożenia rosyjskiego. Jednak nie był wrogi Polakom również Wiedeń, gdy przed ponad 150 laty rozszerzał prawo używania mowy polskiej i samorząd w Galicji, co nie znaczy, że pozytywnie oceniamy dzisiaj ówczesną proklamację miejscowych polityków skierowaną do Franciszka Józefa z pamiętnymi słowami: “przy Tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać będziemy”. Adres ten uchwalił w grudniu 1866 r. galicyjski Sejm Krajowy, co znaczące przy sprzeciwie posłów ukraińskich, ale polscy deputowani masowo za nim optowali, w tym tak wybitni i zasłużeni jak Agenor Gołuchowski i Adam Potocki. Chociaż wielu z nich nie prosty serwilizm ją podyktował, lecz sposób rozumienia realizmu politycznego i pojmowania patriotyzmu.
 
Ustawa wspomniana przez Terleckiego, co ma Komisję Europejską uspokoić a środki z KPO od ponad półtora roku zamrożone do nas sprowadzić – nie dotyczy wcale kontaktów z Unią Europejską lecz naszego Sądu Najwyższego, o czym nie da się zapomnieć. Zaś słowa rzucone przez wicemarszałka Terleckiego równie dobrze mógłby wypowiedzieć przewodniczący klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej Borys Budka. Znane powiedzenie głosi jednak, że jeśli dwóch mówi to samo, to nie jest to już to samo. Niewątpliwie miraż przeprowadzenia kampanii wyborczej za pieniądze z UE kusi Kaczyńskiego. Łączy się jednak z koniecznością nie tyle zmiany utrwalonej przez siedem lat narracji, co odrzucenia kamieni milowych niedawnego obozu “dobrej zmiany” na rzecz tych podyktowanych przez biurokrację unijną, bo nawet nie społeczeństwa tworzące “starą Unię”, do której jako “nowa Europa” przystępowaliśmy w 2003 r, których przecież nikt – jak czyniono to niegdyś w kwestii traktatu z Maastricht a później z Lizbony – nawet o zdanie nie pyta. 
 
W tym sensie Zbigniew Ziobro okazuje się bardziej czytelny. Przestrzega przed środkami z KPO w części opartymi na kredycie i związanym z obwarowaniem ich ustępstwami deficytem suwerenności państwa. 

 

Euroentuzjaści i rozczarowani

 
Na razie nie przekłada się to na wyniki badań opinii publicznej. Zdecydowana większość Polaków optuje za dalszą przynależnością kraju do Unii Europejskiej. Według sondażu Research Partner za pozostaniem Polski w UE opowiada się 76 proc z nas, za wystąpieniem – 10 proc [1].
 
Inna rzecz, że wobec kryzysu obsługującej dotychczas eurosceptyczny target – jeśli posłużyć się slangiem instytutów demoskopijnych – Konfederacji, spowodowanego dzielącą tę formację zachowaniem Sławomira Mentzena, który rozsyła do jej posłów obcesowe listy, chociaż sam do Sejmu nie został wybrany, bo głosów poparcia mu zabrakło – wspomniane 10 proc może zapewnić miejsca w ławach poselskich kolejnej kadencji.  
 
Tyle, że sondaże nie wróżą na razie powodzenia Solidarnej Polsce, gdyby Ziobro i jego zwolennicy mieli samodzielnie ubiegać się o miejsca w przyszłym Sejmie. Najlepszy pojawiający się w nich ostatnio wynik to 5 proc, co w sytuacji obowiązywania sposobu liczenia metodą XIX-wiecznego belgijskiego matematyka Victora d’Hondta z premią dla najsilniejszych i przewidywanych dobrych rezultatów PiS i PO-KO może oznaczać ledwie… kilka mandatów. Mniej posłów, niż dzisiaj ma Konfederacja, z kołem 12-osobowym.
 
Socjologowie przestrzegają jednak zawsze, że żadne badanie opinii nie stanowi wyborczej prognozy, lecz wyłącznie fotografię nastrojów społecznych w momencie, kiedy jest przeprowadzane.
 
Nic nie wskazuje na to, żeby te ostatnie nie miały się zmieniać wobec bodźców tak mocnych jak trwająca od prawie roku “gorąca” wojna na Ukrainie wywołana agresją putinowską oraz spowodowany przez nią największy od kilkudziesięciu lat exodus ludności cywilnej. Od 22 lutego 2022 r. polską granicę wschodnią przekroczyło ponad 8,9 mln uchodźców ukraińskich. Miliony z nich pozostały i znalazły u nas więcej niż tymczasowe domy dzięki współczuciu i empatii Polaków samodzielnie – bez oglądania się na władzę – organizujących pomoc humanitarną siłami wspólnot sąsiedzkich i rodzinnych, rówieśniczych i parafialnych. Składa się to na największą akcję humanitarną w dziejach Europy po II wojnie światowej, nawiązującej do dawnych ideałów dziesięciomilionowej Solidarności, które wydawały się zapomniane.
 
Potężnym impulsem dla rewizji wielu przekonań Polaków stać się mogą również skutki trwającej już prawie trzy lata pandemii – dotkliwe zwłaszcza dla przedsiębiorców – oraz dokuczliwa dla wszystkich z nas drożyzna, spowodowana nieudolną inżynierią społeczną rządzących, sprowadzającą się w imię celu wyborczego do przekładania pieniędzy z kont zaradnych i tworzących miejsca pracy Polaków do kieszeni tych, co nie pracują, bo im się to nie opłaca. 
 
Nie dzieje się tak, że Polacy nie dostrzegają związku tych trudności z polityką zagraniczną i europejską państwa. Nie otrzymaliśmy przecież – pomimo licznych sugestii, że będzie inaczej – środków od zamożniejszych państw na wspieranie uchodźców ukraińskich. Radzimy sobie własnymi siłami. 
 
Choćby z opowiadań naszych ukraińskich gości możemy się zorientować, że uchodźcy wojenni w Polsce pomimo bez porównania skromniejszych możliwości traktowani są lepiej niż w bogatych Niemczech. Chociaż to Berlin tak deklaratywnie wspierał unijne aspiracje Ukrainy. Póki nie przyszło do płacenia.
 
Z przyjemnością podziwiając przerobiony ze starego hotelu ośrodek w podwarszawskich Święcicach, stworzony przy wsparciu samorządowców z Mazowieckiej Wspólnoty, siłami młodych Polaków z Klubu Możliwości, przybyłych wcześniej ze Wschodu, gdzie ich przodkowie trafili na zesłanie w czasach ZSRR i stanowiący więcej niż zastępczy, bo prawdziwy dom dla trzystu uchodźców ukraińskich, głównie matek z dziećmi i babć z wnukami – dowiedziałem się, że to piękne przedsięwzięcie sfinansowano siłami darczyńców z Kanady oraz z funduszy norweskich i luksemburskich. W większości więc spoza UE. 

 

Po co wspierać Ukraińców, jak są zawodowi uchodźcy od Łukaszenki

 
Jeśli o UE chodzi, poza budującymi humanistycznymi deklaracjami, zetknęliśmy się z wyjątkowej miary obłudą. Niechlubnym jej przykładem okazało się stanowisko eurodeputowanej Janiny Ochojskiej, krytykującej przyznanie w pierwszym okresie po inwazji skromnych zresztą wypłat osobom, goszczącym ukraińskich uchodźców we własnych domach. Jej zdaniem, środki powinni dostać “do ręki” sami uciekinierzy. Co z nimi zrobią i ze sobą, skoro pieniądze te nie starczą na wynajęcie pokoju ani jedzenie – nie sprecyzowała. Za zawodową działaczkę organizacji “pomocowej” biegłej w w wierceniu studni w Trzecim Świecie, ale dzielącej włos na czworo gdy o Polskę chodzi, problem rozwiązali przykładnie i dokładnie sami Polacy. Na masową skalę otwierając przed Ukraińcami i ich dziećmi serca, domy i portfele.
 
Osobny fenomen stanowią zawodowcy od “humanitarnych akcji”, głośno pohukujący na polską bezduszność wobec fałszywych uchodźców, nasyłanych do nas przez braterski wobec Władimira Putina reżim Aleksandra Łukaszenki z Białorusi, wyposażający ich w najnowsze i-phony i markowe ubrania. Głusi za to na dolę prawdziwych uciekinierów wojennych z Kijowa, Charkowa czy Krzywego Rogu.  
 
W zbyt małym stopniu natomiast uruchomiono, co widać gołym okiem, unijne programy pomocowe i humanitarne, których przecież mnóstwo. Także Sojusz Atlantycki zmarnował wiele okazji do zademonstrowania swojej ludzkiej twarzy w czasie próby. Chociaż nie miał być przecież wyłącznie organizacją od Patriotów i Hummerów. Gdy go powoływano w 1949 r. – mowa była nie tylko o obronie wolnego świata przed radzieckim zagrożeniem ale o wspieraniu wartości, jakie go wyróżniają.
 
Powraca pytanie, jakie wnioski zwykli Polacy z licznych rozczarowań wyciągną. 
 
Pogłębiający się sceptycyzm wobec sojuszników i unijnych partnerów może stać się jednym z nich. 

 

Gdy potrzeba, reagujemy błyskawicznie

 
Reagujemy przecież szybko na błyskawicznie zmieniającą się rzeczywistość. Dostrzegłem to w kilkadziesiąt minut po podaniu przez media z gorszącym zresztą opóźnieniem informacji o rakiecie, która spadła na Polskę i na Lubelszczyźnie uśmierciła dwóch naszych obywateli. Zwykle pusty wieczorową porą śródmiejski sklep spożywczy, skądinąd pod marką francuskiej firmy handlowej, szybko wypełnił się rodakami, pospiesznie na wszelki wypadek gromadzącymi zapasy dla siebie i naszych ukraińskich gości. 
 
Wobec bodźców tak zróżnicowanych i dramatycznych, kumulujących się zagrożeń i trudności, nie da się z całą powagą przewidzieć, jak przedstawiać się będą nastroje Polaków za pół roku. A tym bardziej jak zagłosujemy jesienią. 
 
Rozczarowani, z oczywistych powodów, dotychczasowi wyborcy PiS gdzieś się muszą odnaleźć. Raczej nie zostaną wszyscy w domach. Co znaczące, oferty dla nich nie sformułował żaden z polityków opozycji. Nawet charyzmatyczny, odwołujący się do katolickich wartości i nie obciążony fatalnym wizerunkiem obecnego Sejmu, bo w nim nie zasiada, Szymon Hołownia. Nie mówmy nawet o liderach PSL i Lewicy. A zwłaszcza o także nieobecnym w Sejmie Donaldzie Tusku, bo dla elektoratu PiS – nawet zawiedzionego – przewodniczący Platformy Obywatelskiej pozostaje diabłem wcielonym.
 
Pojawia się więc wolne pole do wypełnienia. Natura nie znosi próżni, znamy takie powiedzenie. 
 
Na to zapewne liczy Zbigniew Ziobro. Szansę zyska jednak tylko jeśli zbuduje większą całość, przynajmniej z liczącą się częścią dotychczasowych gremiów Konfederacji, z otwarciem na środowiska samorządowe i przedsiębiorcze oraz inne, nie reprezentowane dotychczas w polityce.
 
Z kolei Terlecki a także sam Kaczyński spodziewają się pewnie, że uda im się za sprawą postawy reklamowanej jako umiarkowana i demonstracyjnej troski o pieniądze dla Polski przejąć część wyborców dotychczas opozycyjnych, skoro partie reprezentowane w parlamencie poza PiS pozostają poza główną grą i jakimkolwiek wpływem na zmieniającą się sytuację. Ani ulica ani zagranica, wbrew znanej, choć niesłusznie demonizowanej, formule autorstwa Grzegorza Schetyny. Rozstrzygnięcia ważą się bowiem w samym obozie rządzącym.
I zaskakują. 

 

Wejście smoka, nie Adriana

 
Niespodziewanie przecież wszedł do akcji zwykle uległy wobec Kaczyńskiego prezydent Andrzej Duda, zapowiadając, że wypracowanego w klubie PiS projektu nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym nie podpisze, bo go z nim nie konsultowano, a przy tym proponowana regulacja nie daje gwarancji powołanym przez niego sędziom.
 
Duda niespodziewanie mówi więc to samo, co Ziobro. Chociaż dotychczas zwykle pozostawali oponentami, a współdziałali raz tylko, za to skutecznie: przy odwołaniu Jacka Kurskiego z funkcji prezesa TVP, gdy ten szkodził wizerunkowi głowy państwa zaś ministra sprawiedliwości po prostu na antenie cenzurował. Znów wypada powtórzyć znane porzekadło: kiedy dwóch mówi to samo, to już to nie jest to samo… 

 

Jeden, który wie, do czego zmierza

 
Ziobro, do niedawna samotny wilk. osiągnął więc już sporo.
 
Teraz denerwują się raczej ci, którzy niedawno próbowali mu wyznaczyć karne… i marne miejsce w szeregu.   
 
Zbigniew Ziobro wie co robi, skoro jak nieoficjalnie wiadomo, Kaczyński zamierza mu zaproponować kandydowanie do… Senatu, a jego ludziom nie dać żadnej gwarancji przyznania miejsc “biorących” (znowu używam slangu zawodowych polityków) na listach w jesiennych wyborach.
 
Co do reszty rządzących… brak już podobnej pewności. 
 
[1] badanie Research Partner na panelu ARIADNA z 16-19 września 2022
Nieludzka twarz demokracji walczącej

Barbara Skrzypek była przesłuchiwana w środę w prokuraturze przez cztery godziny, bez obecności pełnomocnika, którego do udziału nie dopuszczono. Zmarła w sobotę. Jednak ta sama prokurator Ewa Wrzosek, która przesłuchanie prowadziła, straszy odpowiedzialnością karną tych, co oba te fakty połączą. Mimo, że ich związek przyczynowo-skutkowy wydaje się oczywisty dla myślącego

Śmigłowce, papierowy tygrys i szczerzenie zębów

Władza, raczej bezradna wobec codziennych prostych spraw obywateli, zapewnia wobec narastającego zagrożenia, że jesteśmy silni, zwarci, gotowi. Co ciekawe, tromtadracja ta łączy zwalczających się nawzajem premiera Donalda Tuska i prezydenta Andrzeja Dudę. Wzbudza obawy, wynikające nie tylko ze smutnych analogii historycznych.Czytaj więcej ..

Panika aż Trzaska

Postrzeganie Trzaskowskiego przez resztę kraju przez pryzmat awarii Czajki czy potiomkinowskich inwestycji w Warszawie wydaje się czymś naturalnym, bo zabrakło przez siedem lat rządów tego prezydenta w stolicy projektów naprawdę wizjonerskich i potrzebnych mieszkańcom, a nie tylko atrakcyjnych jak kładka dla turystów wpadających do Warszawy na jeden weekend.Czytaj

Kruche sojusze i linia Wisły

Wstrzymanie przez Donalda Trumpa pomocy dla Ukrainy dało się przewidzieć. Polska płaci dziś krańcowym niepokojem za zaniechania kolejnych ekip nią rządzących. Zarówno naiwny proamerykanizm Prawa i Sprawiedliwości jak opcja niemiecka Koalicji Obywatelskiej nie okazują się przydatne do odnowienia systemu bezpieczeństwa.Czytaj więcej ..

Żegnamy Wojciecha Gawkowskiego (1966-2025)

Miał niepowtarzalny styl zarówno w sądowej sali, gdy występował w adwokackiej todze, reprezentując m.in. Tomasza Sakiewicza na długo przed obecną dekadą, ale też w polityce, w której kariery sam wprawdzie nie zrobił, ale jako szef młodzieży w KPN utorował drogę mnóstwu znakomitych inicjatyw. Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments