Zawsze po złej stronie

Swego czasu jako wicepremier i minister edukacji w rządzie Jarosława Kaczyńskiego próbował skreślić Witolda Gombrowicza z listy lektur szkolnych. Teraz jako świeżo upieczony członek partii Platforma Obywatelska podważa wynik demokratycznych przecież wyborów prezydenckich. Tajemnica Romana Giertycha zawiera się nie w tym dlaczego jest taki jaki jest, tylko dlaczego inni go tolerują. Polityk pozbawiony wszelkich zahamowań wciąż znajduje niezawodnych protektorów własnej kariery.
 
Typ politycznego brutala nie jest w Polsce wyjątkiem, ale fenomen Romana Giertycha polega na skutecznej wędrówce przez skrajności areny publicznej. Zaczynał jako autor radykalnie prawicowego manifestu “Kontrrewolucja młodych” i polityk Bloku dla Polski, który skupił resztówkę wałęsowskiego BBWR oraz paru oryginałów (jak Góral Andrzej Gąsienica-Makowski) i w głosowaniu  do Sejmu w 1997 r. został jednoznacznie oceniony przez wyborców, którzy dali mu tylko aptekarskie poparcie. Nie zakończyło to jednak kariery Romana Giertycha, “wszechpolaka” i syna profesora dendrologii (nauki o drzewach) Macieja. W cztery lata później odnalazł się w Lidze Polskich Rodzin, z którą na fali upadku Akcji Wyborczej Solidarność i wciąż aktualnego zapotrzebowania społecznego na prawicę wszedł wraz z 37 innymi do Sejmu. 

Ligą Polskich Rodzin rządził triumwirat liderów. Tworzyli go: Marek Kotlinowski, uprzejmy i układny prawnik Tadeusza Rydzyka, ojca dyrektora Radia Maryja; Zygmunt Wrzodak, radykalny związkowiec z Ursusa, autor formuły o “różowych hienach”, co na plecach robotników wspięły się do władzy; oraz najmłodszy z nich Roman Giertych.

Zawsze szczery Wrzodak nawet w pogwarkach z dziennikarzami nazywał wtedy Giertycha “koniowatym”, co stanowiło nawiązanie do fatalnej fizjonomii współlidera LPR.

Gdy w obozie władzy mnożą się napięcia, LPR traci status koalicjanta a Giertych posadę. Próbuje jeszcze negocjować z potraktowaną podobnie Samoobroną i opozycyjną Platformą Obywatelską oraz resztówką postkomunistycznej lewicy powołanie nowej, tym razem antypisowskiej koalicji. Rozmowy ukróci zdecydowanie sam Donald Tusk. Pójdzie na wybory i je wygra. A w nowym Sejmie zabraknie miejsca dla Giertycha i jego partii.

Giertych wraca do zawodu adwokata, zajmuje się rozmaitymi interesami, z których niektóre – jak Polnord – staną się później przyczyną czy pretekstem zarzutów i przeszukań, gdy PiS powróci do władzy.
 
Sam zaś Giertych, potrzebujący immunitetu, też powróci – to ironia historii – do Sejmu po 15 października 2023 r. za  sprawą tego samego Tuska, którego sprzeciw wobec koalicyjnych planów kiedyś go stamtąd wyeliminował. Tym razem zadecyduje osobisty dług lidera. Giertych w trudnych czasach afery Amber Gold został adwokatem rodziny Tusków. Wielu szczerych demokratów współczuje wyborcom Koalicji Obywatelskiej ze Świętokrzyskiego takiego kandydata na liście do Sejmu.
 
Po powrocie do parlamentu mecenas, już spokojny, że dzięki immunitetowi nie będzie miał przeszukań w biurze ani w domu, zajmuje się czarną robotą. Tworzy zespół do spraw rozliczeń. Oczywiście dotyczących dawnych koalicjantów Romana Giertycha. Działa ewidentnie z poduszczenia premiera Tuska. Chodzi o wywarcie spektakularnego nacisku na ministra sprawiedliwości Adama Bodnara, żeby w kwestii rozliczeń nie okazał się ślamazarny. Szef resortu i zarazem prokurator generalny to jednak profesor i dawny Rzecznik Praw Obywatelskich, a dawny wicepremier w rządzie Kaczyńskiego zawsze uchodził za nie przebierającego w środkach. Dochodzi do tego prywata: pamięta, jak przebywał we Włoszech, żeby w Polsce nie znaleźć się za kratami. W trakcie sejmowych przekomarzań uwielbia Kaczyńskiego osobiście prowokować: przypomnijmy słynne “mów mi wuju”.  
 
W kuluarach pojawiają się nawet pogłoski, że Giertych ma Bodnara z czasem zastąpić na czele resortu. Tyle, że wytrawni sejmowi wyjadacze zaręczają, że wypuszcza je… sam Roman Giertych. 
 
Na razie jednak ma inne zadanie. Jako harcownik kwestionuje ważność niedawnych wyborów prezydenckich. Ogłosił protest w tej sprawie. Zresztą jak pamiętamy, przesadnym zwolennikiem demokracji nie był w czasach LPR ani rządu Kaczyńskiego, nawet jeśli wtedy widząca w nim diabła wcielonego “Gazeta Wyborcza” pisze dziś o nim inaczej.                      
O takich ludziach mówi się, że wszystko im jedno, dla kogo pracują. Tak się składa, że niezależnie od tego, kto pozostaje mocodawcą Romana Giertycha, on sam jakoś zawsze służy złej sprawie. I tak już zapewne pozostanie.
 
Różne ksywy noszą politycy ale w tej tak nieprzyjaznej ujawnia się oczywisty fakt: Giertycha nikt nie lubi. Zwłaszcza we własnym ugrupowaniu. Nie inaczej jest dzisiaj w Platformie Obywatelskiej, której posłem został półtora roku temu ze Świętokrzyskiego. Nie przypadkiem pobranie przez Giertycha partyjnej legitymacji ujawniono dopiero po wyborach prezydenckich, żeby jeszcze bardziej nie zaszkodzić Rafałowi Trzaskowskiemu w jego i tak fatalnej kampanii.
 
Ale też Giertych lubić się nie da. Jeszcze w pierwszej poselskiej kadencji, wparowując spóźniony na konferencję prasową, chociaż jeszcze się nie zaczęła, od drzwi już imiennie ucisza dziennikarza, który znudzony czekaniem z kimś sobie rozmawia. Chociaż ten jest starszy od niego. A Giertych, syn profesora, miał się od kogo manier nauczyć. 
 
Nie lubi zapewne Romana Giertycha sam Jarosław Kaczyński, ale w kolejnej już kadencji (2005-7) po trudnym okresie rządów mniejszościowych PiS proponuje mu koalicję. Trzecim partnerem okazuje się Samoobrona. Zaczyna się pod złą gwiazdą. Dziennikarze zaproszeni na podpisanie umowy przez Kaczyńskiego, Giertycha i Andrzeja Leppera dowiadują się, że to ustawka. Dokument sygnowano już wcześniej, bo tak życzył sobie Ojciec Dyrektor. Oburzeni bojkotują inscenizację. Przy powtórzonej ceremonii koalicyjnej asystują tylko nieliczni pisowscy żurnaliści, reszta wychodzi z sali wcześniej.
 
Roman Giertych zostaje wicepremierem i ministrem edukacji. Oprócz wycofywania Witolda Gombrowicza z listy szkolnych lektur ma także inne, podobnie bulwersujące i niedoszłe pomysły. W tym zniesienia koedukacyjności w gimnazjach. Telewizja wyświetla też reklamówki społeczne resortu edukacji, w których przed przepychającą się dla zabawy młodzieżą zamyka się nagle szkolna brama. Podobno chodzić miało o walkę z przemocą, ale niefortunny spot odebrany został jako pochwała autorytaryzmu i bezmyślnego posłuszeństwa.
Udostepnij na Facebook
Dodaj na Twitter
“Hyde Park” – arena pustych słów

“Hyde Park” pokazuje politykę, w której rolę selekcjonerską jaką do niedawna odgrywała telewizja – bez reszty przejmuje internet. Czy się w tę sieć zaplączemy, czy nauczymy nią skutecznie łowić to, co życiodajne a nie zatrute?Czytaj więcej ..

Zimna wojna nerwów

Po zrozumiałym szoku, jaki wywołało masowe wtargnięcie do Polski wrogich obiektów w nocy z 9 na 10 września – nadchodzi podobnie trudny czas testowania naszej cierpliwości i poczucia bezpieczeństwa.Czytaj więcej ..

Dron… nie z jasnego nieba

Nalot prawie dwudziestu dronów rosyjskich jakie nadleciały nad Polskę z Białorusi wskazuje, że w tym wypadku to my, a nie Ukraina stanowimy cel dla Kremla. Jeśli jednak zamiarem Władimira Putina pozostawało wzniecenie u nas paniki, ten zamysł nie został zrealizowany.Czytaj więcej ..

Korzyści z kohabitacji

Utyskując na dwutorowość polskiej polityki zagranicznej i traktowanie jej jako jednego z pól bitewnych zimnej wojny toczonej przez obozy premiera i prezydenta – warto mieć świadomość, że jej utarczki nikogo poza Polską nie obchodzą.Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments