Jak falują społeczne nastroje… nie tylko na trybunach

czyli: politycy, uczcie się od bywalców stadionów

Znane kibicowskie skandowanie “Polacy, nic się nie stało” wydaje się oddawać nastroje polityków, którzy ogłosili się zwycięzcami niedawnych wyborów. Czyli po prostu wszystkich obecnych w parlamencie.
PiS dalej wystawia do kamer Jacka Ozdobę, jakby nie pamiętał, ile stracił za sprawą jego błazeńskich konferencji prasowych, w tym najsłynniejszej w obronie grubasów (gdy opozycja kpiła, że się pisowcy u władzy upaśli). I płacze nad wakatami w komisji ds. wpływów rosyjskich. Zaś koalicja demokratyczna mami nas porzekadłem, że pośpiech jest stosowny przy łapaniu pcheł (naprawdę je usłyszałem od jednego z polityków) i zachowuje się, jakby czas na utworzenie rządu liczyła… aż do końca obecnej kadencji. Tyle, że ten może się okazać przedwczesny. I co wtedy?

 

Ludzie chcieli dobrze. Czy skończy się jak zawsze?

Odpowiedź już znamy: dowiemy się znowu, że społeczeństwo nie dorosło, jak u zarania transformacji od zwolenników Tadeusza Mazowieckiego, obrażonych, że zamiast niego ludzie do drugiej tury wyborów prezydenckich w 1990 r. wpuścili Stanisława Tymińskiego. Tyle, że wcześniej Mazowiecki im pieniądze odebrał, wprowadzając do rządu Leszka Balcerowicza, co urynkowił gospodarkę kosztem dochodów pracowniczych, zaś Tymiński – nie odpowiadający za nic poza własną firmą i peruwiańską żoną Gracielą – obiecywał, że wszystkim da zarobić. A wygrał i tak Lech Wałęsa.
Albo po raz kolejny przeczytamy w tytule czołówki “Gazety Wyborczej” niezrównane i ironiczne Aleśmy wybrali, jak wtedy, kiedy w 2001 r. Polacy dali zwycięstwo Leszkowi Millerowi i jego postkomunistycznej partii, a do Sejmu wprowadzili również Samoobronę Andrzeja Leppera oraz Ligę Polskich Rodzin, której lider, wszechpolak Roman Giertych nie był jeszcze, jak dziś, ulubieńcem koncernu Agora z Czerskiej ani adwokatem rodziny Tusków wynagrodzonym za ten trud w miejsce zwyczajowego honorarium “biorącym” miejscem na liście wyborczej Koalicji – jak na ironię – Obywatelskiej. Tylko dlaczego ze Świętokrzyskiego, czym ten bohaterski w czasach walk narodowowyzwoleńczych od Powstania Styczniowego począwszy poprzez partyzanckie koncentracje na Wykusie aż po solidarnościowe podziemie późnych lat 80  region zasłużył sobie na tak mocno przypominającego kameleona – a stworzenie to pomimo mimetycznych zdolności nie cieszy się powszechną sympatią – reprezentanta w izbie poselskiej.  

Zarówno wciąż rządzącym politykom, co zachowują się niczym dotknięte depresją stare panny na prozacu, jak demokratom, już objawiającym arogancję władzy, zanim ją jeszcze przejęli – przypomnieć można istnienie innego kibolskiego pokrzykiwania: “za co my płacimy”.

Po raz pierwszy usłyszeliśmy je na stadionie Legii, zwanym wtedy oficjalnie imieniem Wojska Polskiego, chociaż nazwy tej nikt nie używał, kiedy to olimpijska reprezentacja Polski, walcząca o udział w niesławnych 

Fot: pixabay.

igrzyskach w Moskwie (1980 r.) przegrywała u siebie z Czechosłowacją 0:1.  I chociaż do końca meczu sporo czasu pozostawało, a wynik żadną miarą nie mógł satysfakcjonować gospodarzy, rodzimi kopacze zachowywali się jakby jako jedyni na całym stadionie poza oczywiście Czechami i Słowakami… byli z niego zadowoleni. Podawali piłkę sobie nawzajem na własnej połowie. Nie kwapili się atakować. I wtedy właśnie z trybun rozległo się skandowanie nader trafne:

– Za co my płacimy, za co my płacimy…
Bo też bilety “na Legię”, zwłaszcza na mecz międzypaństwowy, chociaż dotowane i dostosowane nawet do stanu uczniowskiej czy emeryckiej kieszeni – darmowe nawet wówczas nie były, aczkolwiek Edward Gierek, którego rządy właśnie dobiegały końca, jako jedyny zbliżył się do znanej studentom z wykładów ekonomii formuły, że celem socjalizmu pozostaje maksymalne zaspokajanie potrzeb społecznych. Dlatego wciąż jeszcze zaciągnięte przez niego długi spłacamy, chociaż jak w piosence ze współczesnego jego rządom kultowego serialu o inż. Karwowskim – czterdzieści lat minęło. Zaś w ostatnich latach przykład z tamtej gierkowskiej tradycji wzięła ekipa pisowska, masowo rozdając nie swoje w ramach rozbudowanych świadczeń społecznych, przy czym pieniędzy dla beneficjentów socjalu szukano w kieszeniach ich zaradniejszych życiowo, tworzących miejsca pracy i wzrost produktu krajowego brutto, sąsiadów.

 

Gierkowskie dziedzictwo, czyli nikt nam tyle nie da, ile oni obiecali

Teraz to PiS hołduje przeciwnemu znanemu ze stadionów hasłu: Polacy, nic się nie stało. Rozlega się zwykle ono, gdy trzeba dodać ducha przegrywającej drużynie. Gorzej, jeśli przybiera postać kibolskiego fanatyzmu, w myśl którego jeśli na boisku coś dzieje się nie tak, oznacza to efekt cudzych matactw. W tej koleinie mieszczą się gorzkie żale, że obywatele nie objawili należytej wdzięczności za świadczenia socjalne. U źródeł tego rozumowania tkwi paskudne i niegodne demokracji przekonanie, że głosy można kupić. Nieprawda, bo gdyby poparcie tylko od socjalu zależało, Polską rządziłoby dzisiaj któreś z wnucząt wspomnianego już Edwarda Gierka. Dobry był to przecież pan i ludzki, chociaż nie dla zbuntowanych robotników Ursusa i Radomia, przepędzanych przez szpaler bijących milicjantów, nazwany przez analogię do osiedlowych torów przeszkód “ścieżką zdrowia”.        

 

To nie służy do dzwonienia, twierdzi hydraulik

Wprawdzie PiS wciąż nas przekonuje, że wygrał wybory, ale zarazem zachowuje się jak bokser po ciężkim nokaucie, do którego z trudem docierają szczegóły otaczającej rzeczywistości. Całkiem jak ten pięściarz wagi ciężkiej, co wysłany przez sekundanta pod prysznic, bierze ten ostatni do ręki i próbuje się z niego dodzwonić do żony z wiadomością, że był lepszy, ale sędziowie go skrzywdzili. Tyle, że chociaż trzymany w ręku instrument hydraulicy nazywają potocznie słuchawką, to służy wyłącznie do lania wody i komunikować się za jego pośrednictwem nie da. Tyle PiS-owi pod rozwagę…

Znakomity rosyjski antyputinowski prozaik Arsen Riewazow opisuje w “Samotności 12” komentatora miejscowej telewizji, uspokajającego kibiców, że wprawdzie “sborna” przegrywa zero do czterech, ale o niczym to nie przesądza, bo to przecież dopiero dwudziesta minuta spotkania.
Podobną narrację stosuje na użytek “pisowskiego ludu” TVP Info i inne państwowe kanały. O tymże ludzie były już prezes tejże telewizji Jacek Kurski powiedział swego czasu, że jest ciemny i to kupi. 15 października przekonaliśmy się, że to nieprawda.

Data ta niewiele zmieniła w zawodowych zachowaniach również pracujących na terenie Sejmu dziennikarzy mediów od rządu niezależnych. Nową marszałkinię Senatu (pozostaje mieć nadzieję, że Małgorzata Kidawa-Błońska pełnić będzie to stanowisko lepiej, niż kiedyś wywiązała się z roki kandydatki PO na prezydenta, gdy trzeba ją było pospiesznie podmienić na “podobasa” czyli przymilnego wobec wszystkich człowieka bez właściwości – Rafała Trzaskowskiego) tytułują familiarnie “Kidawką” zaś lewicowego wicemarszałka Sejmu Włodzimierza Czarzastego “Czarzakiem”. Sami swoi… A przecież miała to być czwarta władza. Kumoterstwo sprawia, że żurnaliści znani zwykle z twardego indagowania ministrów – teraz tych, co niebawem mają nimi zostać wypytują bez śladu podobnej wnikliwości o porządek obrad najbliższego posiedzenia Sejmu.


Za co my płacimy, chciałoby się powtórzyć

Politycy nowej większości nie potrafią sensownie się wytłumaczyć ze skandalicznych regulacji, zawartych w projekcie ustawy wiatrakowej. Szarżę na nią w tym wypadku przypuścił nie Don Kiszot, lecz PiS. Wyrozumiałość dziennikarskiego stolika sejmowego nie zwalnia aspirujących do rządzenia Polską ze zbudowania zrozumiałego przekazu w tej sprawie. Niech powiedzą, dlaczego na samym początku wystawili się na zarzuty o uleganie wpływom w najlepszym razie lobbystycznym. Polityka to nie lobbing, nie za nim tak masowo głosowali wyborcy 15 października.
Ludzie nie będą cierpliwi w nieskończoność. Przyjdą w końcu pod Sejm, i zadadzą to słynne kibicowskie pytanie, zasadne w świetle różnic między zarobkami polityków a efektami ich pracy, zbliżonej do proporcji, znanych ze świata polskiego futbolu: – Za co my płacimy. 
Udostepnij na Facebook
Dodaj na Twitter
“Hyde Park” – arena pustych słów

“Hyde Park” pokazuje politykę, w której rolę selekcjonerską jaką do niedawna odgrywała telewizja – bez reszty przejmuje internet. Czy się w tę sieć zaplączemy, czy nauczymy nią skutecznie łowić to, co życiodajne a nie zatrute?Czytaj więcej ..

Zimna wojna nerwów

Po zrozumiałym szoku, jaki wywołało masowe wtargnięcie do Polski wrogich obiektów w nocy z 9 na 10 września – nadchodzi podobnie trudny czas testowania naszej cierpliwości i poczucia bezpieczeństwa.Czytaj więcej ..

Dron… nie z jasnego nieba

Nalot prawie dwudziestu dronów rosyjskich jakie nadleciały nad Polskę z Białorusi wskazuje, że w tym wypadku to my, a nie Ukraina stanowimy cel dla Kremla. Jeśli jednak zamiarem Władimira Putina pozostawało wzniecenie u nas paniki, ten zamysł nie został zrealizowany.Czytaj więcej ..

Korzyści z kohabitacji

Utyskując na dwutorowość polskiej polityki zagranicznej i traktowanie jej jako jednego z pól bitewnych zimnej wojny toczonej przez obozy premiera i prezydenta – warto mieć świadomość, że jej utarczki nikogo poza Polską nie obchodzą.Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

5 1 vote
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments