Geopolityka i przyzwoitość

Wieloletni sternik amerykańskiej polityki zagranicznej Henry Kissinger uznał, że trzeba oddać Rosji część ziem Ukrainy, aby tej pierwszej nie odcinać od Europy. Jakby zbrodnie putinowskiej armii już Kremla od reszty kontynentu nie odseparowały.

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski odpowiedział, że rozumowanie Kissingera – skądinąd pokojowego noblisty z 1973 r. za układy paryskie kończące interwencję (choć nie wojnę) w Wietnamie – przywodzi na myśl czas układu monachijskiego. Dla amerykańskiego dyplomaty dziś analityka to porównanie dotkliwe: kiedy bowiem w 1938 r. oddawano Adolfowi Hitlerowi, by go obłaskawić, przygraniczne ziemie Czechosłowacji wraz z fortyfikacjami – piętnastoletni wtedy Kissinger uciekał wraz z rodziną z nazistowskich Niemiec przed represjami.

Tego, co dziś szokuje, Henry Kissinger nie mówi bezinteresowanie. Już parę lat temu zaskakiwał występami w propagandowej kremlowskiej telewizji “Russia Today”, którą teraz eurokraci solidarnie odłączyli we wszystkich krajach Unii, żeby nie demoralizowała ich społeczeństw. Wtedy jednak, kto tylko znał rosyjski lub inne języki w jakich nadawała propagandowa tuba Władimira Putina, mógł posłuchać jak wybitny teoretyk światowej równowagi wyraża zrozumienie dla geopolitycznych ambicji sterników Kremla. Pamiętam zdumienie biegłego przecież w polityce międzynarodowej senatora Aleksandra Pocieja, teraz lidera chadeckiej załogi w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy, gdy powiadomiłem go zarówno o przesłaniu dawnego noblisty, jak medium, jakie sobie do jego zakomunikowania światu wybrał.

Zdumienie dziś narasta, dołącza się zwykła złość. Nie pojawi się jednak ruch społeczny na rzecz odebrania Kissingerowi Pokojowej Nagrody Nobla, bo… bezskutecznie zawiązano go zaraz po tym, jak laur ten otrzymał. Wtedy przyczyną nie była jednak Ukraina, w tamtych czasów jedna z kilkunastu “socjalistycznych republik radzieckich”, lecz Chile, gdzie sternik amerykańskiej dyplomacji odpowiadał za obalenie przez juntę wojskową lewicowego, ale wybranego demokratycznie prezydenta Salvadora Allende. Przy wsparciu USA władzę objął wtedy gen. Augusto Pinochet, który oponentów przetrzymywał na stadionach, naprędce przekształconych w obozy koncentracyjne a w więzieniach masowo stosował tortury. W Polsce dochował się wprawdzie licznych entuzjastów, od Janusza Korwin-Mikkego po Tomasza Wołka i od Michała Kamińskiego po Marka Jurka, zasadniczo jednak opinia uliczna klasyfikowała go jednoznacznie, zestawiając z innym generałem w ciemnych okularach również specjalizującym się w nocnych zamachach stanu, skrytobójstwach oraz stanach wyjątkowych. Po 13 grudnia 1981 r. polska młodzież masowo smarowała na murach dobitne hasło: “Jaruzelski = Pinochet”.

Tendencyjne byłoby oczywiście ograniczenie historycznej roli Kissingera do wspierania dyktatur: kiedyś Pinocheta dziś Putina. Entuzjasta idei ładu światowego zmierzał do cywilizowania sterników zza żelaznej kurtyny. Ogromny wpływ wywarł na dwóch republikańskich prezydentów, którzy globalny porządek rzeczywiście zmodernizowali: Richarda Nixona oraz Geralda Forda.

Z osobą Kissingera wiąże się ważne dla politologów pojęcie dyplomacji pingpongowej. Gdy zamknięte szczelnie w dobie “wielkiego skoku” oraz “rewolucji kulturalnej” Mao Zedonga i Czou Enlaia Chiny nie 

Prezydent Richard Nixon i Henry Kissinger. Fot: YouTube.

utrzymywały już nawet zwyczajnych kontaktów dyplomatycznych z Ameryką, ta skorzystała z pośrednictwa… placówki Chińskiej Republiki Ludowej przy ulicy Bonifraterskiej w Warszawie. Tam właśnie w ścisłej tajemnicy ustalono, że za wielki mur pojedzie studencka drużyna z USA w tenisie stołowym.

I tak w nieodległym od Waszyngtonu Langley stukot piłeczek pingpongowych odbijanych rakietkami szybko przyuczających się do nowej roli młodych agentów CIA zagłuszył zwykle dominujący w tym miejscu trzask klawiatur niezliczonych maszyn do pisania. Sportowcy z nominacji zakładali okulary ze szkłami zero dioptrii, żeby młodziej i bardziej na studentów wyglądać. Zaraz ruszyli na tournee po Państwie Środka, gdzie wprawdzie wszystkie mecze przegrywali, ale oczy i uszy mieli szeroko otwarte.

Dyplomacja pingpongowa utorowała drogę prawdziwej. W ślad za studencką ekipą mistrzów tenisa stołowego wyszkolonych w centrali CIA do Chin ruszył sam prezydent Richard Nixon. To wtedy miała miejsce słynna rozmowa z Mao Zedongiem. Pytany o rewolucję francuską chiński przewodniczący miał gościowi odpowiedzieć, że zbyt mało czasu od niej upłynęło, żeby oceniać. Znawcy dyplomacji tonują sens tej anegdoty: ich zdaniem tłumaczenie było tak fatalne, że gospodarz zrozumiał, iż indagują go o ocenę paryskiego maja 1968 r. kiedy to studenci protesowali przeciwko prezydentowi Charlesowi de Gaulle’owi do któgeo odejścia zresztą doprowadzili (skandowali: dix ans, ca suffit, dziesięć lat wystarczy).

Uzgodniono jednak wiele innych bardziej współczesnych spraw. Od tego czasu radzieccy sekretarze utyskiwali bowiem na złowrogi sojusz “hegemonistów chińskich” (Mao pretendował bowiem do przywództwa w międzynarodowym ruchu komunistycznym) i “imperialistów amerykańskich”. Faktycznie został on zawiązany, co wymagało przejścia do porządku dziennego nad niedawnymi doświadczeniami historii: w wojnie w Korei bowiem (1950-53) przeciw Amerykanom walczyli nie tylko miejscowi komunisci Kim Ir Sena ale “milion ochotników chińskich” jak oficjalnie określano wtedy korpus ekspedycyjny z Pekinu. Chiny Ludowe wpuszczono też do Organizacji Narodów Zjednoczonych jako stałego członka Rady Bezpieczeństwa z prawem veta, wykopując stamtąd wyspiarski “nacjonalistyczny” Tajwan utrzymywany pod osłoną V Floty USA: stanowiło to czytelny sygnał, jak Amerykanie traktują słabszych sojuszników, gdy tylko pozyskają silniejszych. Ojcem tej polityki stał się Kissinger. Nixon bowiem niewiele o świecie wiedział. To jego sekretarz stanu zyskał sobie reputację tego, który kończy wojny. Zimne ale i gorące, jak w Wietnamie, chociaż tam porozumienia paryskie oznaczały zostawienie na pastwę komunistów polityków dotychczas przez Amerykanów popieranych i zgodę na ustanowienie “bambusowego Gułagu” nda Mekongiem.

Okrążony przez hegemonistów i imperialistów radziecki przywódca Leonid Breżniew na niwie dyplomatycznej nie miał jednak powodu do narzekań. Kissingerowska polityka odprężenia doprowadziła do spotkania we Władywostoku I sekretarza KC KPZR z prezydentem Nixonem. Richard Nixon okazał się również pierwszym prezydentem Stanów Zjednoczonych, który stanął na polskiej ziemi. W roli gospodarza wystąpił I sekretarz KC PZPR Edward Gierek.

Prezydent Federacji Rosyjskiej Putin i Henry Kissinger.

Symbolem nowej ery stać się miał wspólny lot “Sojuza” i “Apollo” (1975 r.), statków połączonych na orbicie okołoziemskiej i bratanie się kosmonautów radzieckich i astronautów amerykańskich. Nastąpiło to już w momencie, gdy Nixon oddał prezydenturę w zamian za uwolnienie od odpowiedzialnosci za zakladanie demokratom podsłuchów w aferze Wategate, a w Białym Domu zastąpił go Gerald Ford.

Bardziej konkretnym wyrazem nowego porządku stała się Konferencja Helsińska na rzecz Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, także w 1975 r. Niespodziewanie najbardziej trwałym jej elementem stało się wcale nie wzajemne uznanie wszystkich granic w Europie (zmieniły się już w piętnaście lat później za sprawą zjednoczenia 

Niemiec i w kolejnych latach z powodu rozpadu Związku Radzieckiego, Jugosławii i Czechosłowacji) lecz tzw. trzeci koszyk – pierwszy odnosił się do spraw bezpieczeństwa, drogi zaś ekonomii – dotyczący praw człowieka, w tym swobodnego przepływu ludzi i idei.

Dopiero gdy chlebodawca Kissingera, głównego autora helsińskiej KBWE, republikanin Ford przegrał w 1976 r. wybory z demokratą Jimmym Carterem – właśnie trzeci koszyk z prawami człowieka w miejsce dotychczasowego ustanawiania dyktatur, by powstrzymywały komunizm w Trzecim Świecie, stał się kamieniem węgielnym polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych. Utorowało to drogę do powstania Komitetu Obrony Robotników, Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela oraz Konfederacji Polski Niepodległej a z czasem i NSZZ “Solidarność” w Polsce oraz “Karty 77” w Czechosłowacji, podtrzymało przy życiu organizacje dysydenckie w samym ZSRR. Po podpisaniu helsińskiego Aktu Końcowego KBWE władze komunistyczne nie mogły już stosować wobec rodzącej się opozycji ostentacyjnych represji, ponieważ zależało im na zachodnich licencjach i technologiach. Wykonawcą polityki wspierania opozycji demokratycznej w bloku wschodnim stał się w ekipie Cartera nasz rodak Zbigniew Brzeziński. Obecnie jest syn Mark pełni funkcję ambasadora w Warszawie, co dla nas oznacza dobry prognostyk: jego poprzedniczka za Donalda Trumpa, Georgette Mosbacher, bardziej niż o bezpieczeństwo Polski czy pobliskiej Ukrainy troszczyła się o komercyjną telewizję TVN i prawa mniejszości seksualnych.

Nieżyjący już dziś Zbigniew Brzeziński jako sternik amerykańskiej polityki zagranicznej z trzeciego koszyka helsińskiego uczynił jej główną zasadę. Zamiast jak dotychczas narzędzi tortur dla latynoamerykańskich dyktatur i ich tajnych policji dolary z USA opłacały teraz powielacze dla zbuntowanych studentów i robotników w Polsce czy Czechosłowacji.

Działo się to już jednak wbrew pierwotnym intencjom Henry’ego Kissingera.

Pozostaje mieć nadzieję, że podobny okaże się los jego obecnych prorosyjskich pomysłów: niech się zamienią we własne przeciwieństwo.

Nie od rzeczy jednak pozostaje zastanowić się, skąd się rodzą podobne koncepcje. Już ponad sto lat temu oparty na prawie do samostanowienia narodów Woodrowa Wilsona ład wersalski, jeśli chodzi o zaangażowanie samej Ameryki, nie przetrwał prezydentury własnego twórcy. Ameryka nie zaangażowała sie w Ligę Narodów, fundament systemu powersalskiego.

Chociaż jej incjatorka, pozostała tam na statusie obserwatora. Do tego zaś, by poszła na kolejną wojnę, niezbędne stało się dopiero zbombardowanie bazy Pearl Harbour na Hawajach przez Japończyków w grudniu 1941 r. Jeszcze w trakcie działań wojennych prezydent Franklin D. Roosevelt przystał na konferencji jałtańskiej na porzucenie sojuszników z Europy Wschodniej. Tendencja izolacjonistyczna w ostatnich latach pod hasłem “America First” powracała jako motyw przewodni amerykańskiej polityki.

O ile drogę do przyszłego przyjęcia Polski do NATO otworzyła wizjonerska polityka doradcy prez. Cartera do spraw bezpieczeństwa narodowego Zbigniewa Brzezińskiego – to formalną o tym decyzję podjął inny demokrata Bill Clinton, wychowanek równie wielkiego naszego rodaka Zbigniewa Pełczyńskiego, dawnego żołnierza armii gen. Władysława Andersa, który po kampanii w Polskich Siłach Zbrojnych osiadł jako wykładowca w Oxfordzie. Tam stał się mentorem studenta Clintona, umykającego na brytyjskie stypendium Rhodesa przed slużbą wojskową w wietnamskiej dżungli. W tej wojnie, w której amerykański udział przyszło zakończyć Kissingerowi. Nauczający filozofii politycznej Pełczyński zaraził hipizującego jeszcze trochę wtedy chłopaka z Arkansas zainteresowaniem Europą Środkową i Wschodnią. Zaś dawny jego uczeń Bill Clinton w dziesięć lat po przełomowych wyborach czerwcowych w Polsce, których 33 rocznicę właśnie obchodzimy, ogłaszał na warszawskim placu Zamkowym przyjęcie naszego kraju do NATO.

W tym samym miejscu, już w tym roku, kolejny amerykański prezydent demokrata Joe Biden obiecał, że nie zostawi Ukrainy samej ale też że wesprze polski wysiłek humanitarny udzielania gościny uchodźcom wojennym zza wschodniej granicy. Lepiej więc słuchać Bidena niż Kissingera.

Zaś temu ostatniemu, z zachowaniem szacunku należnego ludziom starszym, profesorom, autorom mądrych książek (“Dyplomacja” a nawet “Porządek światowy” to nie propaganda, czyta się je znakomicie) i posiadaczom dyplomów noblowskich – powtórzyć da się trawestację rady udzielonej przez “Sobiepana” Zamoyskiego Karolowi Gustawowi za podszeptem Onufrego Zagłoby: Niech jeśli chce oddaje Władimirowi Putinowi Alaskę, a nie w imieniu walczącej o niepodległość i całość Ukrainy ziemię doniecką i ługańską. Tylko tyle i aż tyle.

Udostepnij na Facebook
Dodaj na Twitter
Nieludzka twarz demokracji walczącej

Barbara Skrzypek była przesłuchiwana w środę w prokuraturze przez cztery godziny, bez obecności pełnomocnika, którego do udziału nie dopuszczono. Zmarła w sobotę. Jednak ta sama prokurator Ewa Wrzosek, która przesłuchanie prowadziła, straszy odpowiedzialnością karną tych, co oba te fakty połączą. Mimo, że ich związek przyczynowo-skutkowy wydaje się oczywisty dla myślącego

Śmigłowce, papierowy tygrys i szczerzenie zębów

Władza, raczej bezradna wobec codziennych prostych spraw obywateli, zapewnia wobec narastającego zagrożenia, że jesteśmy silni, zwarci, gotowi. Co ciekawe, tromtadracja ta łączy zwalczających się nawzajem premiera Donalda Tuska i prezydenta Andrzeja Dudę. Wzbudza obawy, wynikające nie tylko ze smutnych analogii historycznych.Czytaj więcej ..

Panika aż Trzaska

Postrzeganie Trzaskowskiego przez resztę kraju przez pryzmat awarii Czajki czy potiomkinowskich inwestycji w Warszawie wydaje się czymś naturalnym, bo zabrakło przez siedem lat rządów tego prezydenta w stolicy projektów naprawdę wizjonerskich i potrzebnych mieszkańcom, a nie tylko atrakcyjnych jak kładka dla turystów wpadających do Warszawy na jeden weekend.Czytaj

Kruche sojusze i linia Wisły

Wstrzymanie przez Donalda Trumpa pomocy dla Ukrainy dało się przewidzieć. Polska płaci dziś krańcowym niepokojem za zaniechania kolejnych ekip nią rządzących. Zarówno naiwny proamerykanizm Prawa i Sprawiedliwości jak opcja niemiecka Koalicji Obywatelskiej nie okazują się przydatne do odnowienia systemu bezpieczeństwa.Czytaj więcej ..

Żegnamy Wojciecha Gawkowskiego (1966-2025)

Miał niepowtarzalny styl zarówno w sądowej sali, gdy występował w adwokackiej todze, reprezentując m.in. Tomasza Sakiewicza na długo przed obecną dekadą, ale też w polityce, w której kariery sam wprawdzie nie zrobił, ale jako szef młodzieży w KPN utorował drogę mnóstwu znakomitych inicjatyw. Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

5 1 vote
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments