Lewy i inni

Katarski turniej okaże się ostatnim mundialem dla wielu doskonałych piłkarzy, marzących o ukoronowaniu kariery. Los sprawił, że dwaj z nich: nasz Robert Lewandowski i Argentyńczyk Leo Messi zagrają przeciwko sobie już w meczu grupowym.

Lewandowski ma 34 lata, Messi zaś 35. Obaj pozostają w pełni formy, o czym świadczą ich tegoroczne osiągnięcia: nie dalej jak w sierpniu w ligowym meczu swojego Paris Saint Germain z Clermont Foot Argentyńczyk strzelił gola przewrotką, co świetnie sprzedaje się w telewizji – światowe stacje powtarzają w nieskończoność tak piękne bramki – i dowodzi umiejętnego łączenia umiejętności stricte piłkarskich z akrobatycznymi. Lewandowski zaś w rozstrzygającym barażowym meczu z faworyzowaną Szwecją, decydującym o udziale w mistrzostwach świata, strzelił pierwszego gola, potem drugiego dorzucił Piotr Zieliński, co przesądziło, że do Kataru pojedziemy my, a nie Skandynawowie.

Messi jednak, choć siedmiokrotnie wybierany najlepszym piłkarzem globu, nigdy nie był mistrzem świata. Zwycięstwa w plebiscytach nie dają podobnej satysfakcji, co te w finałach mundiali. Wciąż może tylko zazdrościć wielkim poprzednikom: Mario Kempesowi, który zdobył tytuł w 1978 r. oraz Diego Maradonie, mistrzowi z 1986 r. 

Polska nigdy mistrzem świata nie została. Jednak w pierwszym po wojnie meczu w finałach (poprzednio w nich zagraliśmy jedno spotkanie tylko, bo w 1938 r. obowiązywał system pucharowy, z Brazylią, ulegając jej 5:6 po dogrywce) w 1974 r. na otwarcie turnieju w RFN, którego rewelacją zostaliśmy, pokonaliśmy 3:2 reprezentację Argentyny z Mario Kempesem w składzie. Już po pierwszych dziesięciu minutach prowadziliśmy 2:0, chociaż rywale mieli styl gry zapowiadający już wywalczony cztery lata później tytuł. Lepsze okazały się jednak polskie gwiazdy: zdobywca dwóch bramek w meczu inauguracyjnym Grzegorz Lato, który został później królem strzelców całego turnieju oraz Andrzej Szarmach, co Argentynie strzelił jednego gola ale w klasyfikacji snajperów był później drugi.

Pomimo rozlicznych laurów i zwycięstwa w Lidze Mistrzów w 2020 r. z Bayernem Monachium (teraz gra w Barcelonie) Lewandowski może czuć niedosyt w porównaniu z kapitanem reprezentacji z 1974 r. Kazimierzem Deyną oraz jej najlepszym strzelcem z 1982 r. Zbigniewem Bońkiem, z których każdy w tych właśnie latach wywalczył trzecie miejsce zarówno z drużyną

narodową w mistrzostwach świata jak indywidualnie w plebiscycie “France Football” na najlepszych graczy Europy. Zwłaszcza, że Boniek może się też podobnie jak Lewandowski poszczycić wygraną w Lidze Mistrzów w barwach Juventusu Turyn, a Józef Młynarczyk w składzie FC Porto, ale obaj są od obecnego gracza Barcelony lepsi o medal reprezentacji z Hiszpanii.

Nazwiska nie grają – brzmi znane piłkarskie powiedzenie. Lewandowski wprawdzie Ligę Mistrzów wygrywał, jednak z drużyną narodową w mistrzostwach świata ani razu jeszcze – jak mawia się w piłkarskim slangu – nie wyszedł z grupy. Co gorsza, na poprzednim turnieju w Rosji międzynarodowi eksperci wstawili go na listę… graczy, którzy rozczarowali najbardziej. Dla ambitnego zawodnika to wielkie upokorzenie. Chciałby ten blamaż zmazać.

Lewandowski to piłkarz kompletny. Sylwetka lekkoatlety, idealna harmonia ruchów. Perfekcyjna dieta przygotowana przez żonę i specjalistów. Ale to mundial w Katarze zdecyduje, czy nazwiemy go graczem spełnionym. A nie tylko kolejnym sportowym celebrytą.        

Długa pozostaje lista genialnych piłkarzy, którzy w klubach zdobyli wszystko ale w z reprezentacją nie mieli szczęścia: jak fenomenalny Duńczyk Alan Simonsen w latach 70. czy w dwie dekady później Fin Jari Litmanen. Można do nich zaliczyć także naszego Romana Koseckiego, który nawet w finałach mundialu nie zagrał, bo Polska wtedy do nich nie awansowała: trafił na czas “czarnej dziury” między turniejami w Meksyku (1986 r.) oraz Japonii i Korei (2002 r.) kiedy to marzenia Polaków kończyły się na eliminacjach. A ich po latach się nie pamięta. To bohaterowie mundialowych turniejów finałowych przechodzą do historii.

Robert Lewandowski bezsprzecznie ma więc coś jeszcze do zrobienia. 

A koledzy z drużyny mogą mu teraz powiedzieć: zróbmy to razem.

Dodatkowym dopingiem dla naszych stać się może – na zasadzie podrażnionej ambicji – ocena portalu branżowego Transfermarkt, który w prognozie przed Katarem zaliczył Polskę do grona zespołów “bez szans”. Podobnie jak Kostarykę i Kamerun, które bywały już “czarnymi końmi” mundiali. Podobnie jak Polska w 1974 i 1982 r.

Brytyjska prasa przed meczem w Londynie w 1973 r, kiedy to zwycięski remis utorował nam drogę do pierwszych po wojnie finałów MŚ tytułowała Jana Tomaszewskiego “najgorszym bramkarzem, jaki kiedykolwiek grał na Wembley”. Gdy wyeliminowaliśmy gospodarzy, nazywano go już zupełnie inaczej: człowiekiem, który zatrzymał Anglię”. 

Pewnie nie mielibyśmy wiele przeciwko temu, żeby naszą grupę wygrała Argentyna Messiego a polska drużyna z Lewandowskim wyszła z niej z drugiego miejsca.

Ale wygrać może przecież również Arabia Saudyjska, która w Katarze będzie… grała jak u siebie. Bo klimat tam w listopadzie i grudniu przypomina europejskie lato. Nic więc z góry nie wiadomo. 

Na tym polega całe piękno futbolu.

Na mistrzostwach w Meksyku w 1986 r, kiedy to drużynę po raz drugi prowadził Antoni Piechniczek, znaleźliśmy się w jednej grupie z Anglią i Portugalią. Ale pierwsze w niej miejsce zajęło Maroko, skutecznie zawstydzając nie dających mu żadnych szans znawców piłki nożnej.

Tych mistrzostw nie rozgrywa się w komputerze, na podstawie symulacji. Liczy się piękna gra. Polacy pokazali ją już w 1974 i 1982, także w 1978 r. kiedy zajęliśmy piąte miejsce, wreszcie jej przebłysków nie zabrakło w 1986 r, gdy awansowaliśmy do fazy pucharowej. Oczekiwania nie są tym razem zbyt wygórowane, każde zwycięstwo stanie się radością, co piłkarzy powinno dodatkowo zmotywować.

Pożegnanie Papieża

Jeszcze w niedzielę Wielkanocną Papież Franciszek spotkał się z wiernymi, chociaż orędzie dla nich przeznaczone odczytał już jego sekretarz; Ojciec Święty nie miał już siły, aby to uczynić osobiście. I tak podziwiano go za to, że publicznie się pojawił. Dzień później, w Wielki Poniedziałek, w Polsce potocznie zwany lanym, zakomunikowano

Wybór na najtrudniejszą kadencję

Niska jakość kampanii, jaką obserwujemy, a także format samych kandydatów, z których żaden jeszcze jako mąż stanu się nie zaprezentował nie zwalnia nas od monitorowania wszystkiego, co się w kampanii dzieje. Zaowocuje to bowiem wyborem prezydenta, który stawi – lub nie stawi – czoła zagrożeniom, z jakimi nie mieli do

Ani plebiscyt ani konkurs piękności

Skoro zasadnie utyskujemy na “płaskoziemców” i antyszczepionkowców, tym bardziej warto sprzeciwić się działaniom tych, co zachowują się jakby chcieli nam obrzydzić zbliżające się wybory prezydenckie. Nawet jeśli z ich kalkulacji wynika, że niska frekwencja sprzyja ich własnym szansom.Czytaj więcej ..

40 lecie Ruchu Wolność i Pokój

W czasach schyłkowych PRL, trudnych jednak także dla opozycji, WiP wyrywał najmłodsze roczniki z marazmu, oferując pomysłowe formy protestu i zaangażowania społecznego. Oprócz samej legendy jego dorobkiem stało się urzeczywistnienie umiejętnie stopniowanych zamierzeń, co stanowiło wyjątek w niełatwych realiach Polski.Czytaj więcej ..

© 2023 Copyright: Grupa Medialna Gruszka

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Notify of
0 Comments
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments